Nie lubiłem tłumu, a Las Peeves
wzbudzał ogromne zainteresowanie wśród wszystkich członków. Nie
dziwię się duchom, że tak reagują na każde istnienie- złośliwie,
a czasem i złowrogo, lecz nie są śmiertelnie niebezpieczne. Wtedy
raczej inni chodzili tu w miarę bezpieczniej, wiedząc jak się
zachować.
Zamierzałem zaprowadzić klacz w
kolejne, bardziej mroczniejsze miejsce, a potem na odmianę, żeby
nie było to do znudzenia, zaproponować coś takiego jak odpoczynek
na klifie Rajskiej Plaży. Ruszyłem boczną ścieżką lasu w
kierunku Zdradliwej Przystani. Tak samo fascynujące miejsce jak Las
Peeves tylko o wiele mniej towarzystwa, wręcz brak. Była ona co
prawda daleko od nas, jednak długi spacer dobrze nam zrobi. Szliśmy
w milczeniu, żadne z nas nie zamierzało się odezwać chyba, że
chodziło o jakiś tymczasowy przystanek czy też inne mniej ważne
sprawy. Jednak najbardziej doceniałem w niej, że nie wzdycha ani
niecierpliwi w tej całkowitej ciszy. Inny koń pewnie już by był
daleko, ale w sumie mi to zawsze odpowiadało. Nie zależało mi na
oprowadzkach nieznajomych i zapoznawania się z nimi. Tak samo
zadowolony byłem z małej ilości pytań. Działało to w obie
strony. Ona nie jest natrętna, dlatego ja także jestem spokojny.
Poczułem jak grunt ugina mi się pod
nogami. Jesteśmy już niedaleko. Klacz rozejrzała się,
przetwarzając wszystkie szczegóły terenu.
-Oto Zdradliwa Przystań-
przedstawiłem oficjalnie jakbym trzymał się jakiejś etykiety
grzeczności i wskazałem głową spróchniały most, który
skrzypiał i tak bez niczyjej pomocy.
Time zbliżyła się, jednak widząc
mój uważny wzrok, skierowany na taflę wody zaryzykowała pytaniem.
-No to opowiadaj panie przewodniku. Cóż to za niesamowite miejsce?- na
jej twarzy pojawił się przelotny złośliwy uśmiech.
Spojrzałem na nią uśmiechając się
łobuzersko.
Timeraire?
Wybacz, że musiałaś czekać :c
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz