piątek, 22 maja 2015

Od Rébellion`a Qui Insorto

CD Havany

 Wiatr delikatnie musnął taflę wody, która jednak nawet nie drgnęła.
Jeśli ta legenda miała w sobie chodź trochę prawdy...
 Wbiłem wzrok w ziemię.
Doskonale wiedziałem, jak to jest stracić wszystko. Dla Lorangi całym światem był ów ogier. Gdy zabrakło jego, wszystko zaczęło się sypać.
 Nie istotne było, jak wiele czynników jest dla nas "całym światem". Cały świat to cały świat i nie ma znaczenia, czy jest nim stary, bukowy las, rodzina, stare stado czy też partner, jak w przypadku błękitnookiej klaczy.
 Ukradkiem wytarłem łzę, która pojawiła się w moim oku.
Zawsze uważałem, że płacz to oznaka słabości. Do tego jakże jawna oznaka...
Mimo, iż jestem źrebakiem rzadko zdarza mi się uronić choćby jedną łzę. Legenda o Lorandze, a także przywołane wspomnienia tym razem mnie przerosły. Choćbym nie wiem jak chciał, byłem tylko półrocznym źrebięciem, które nie zawsze umie być silne.
 Kiedy odłączyłem się od Enviàdo obiecałem sobie, że wrócę i pomszczę swoje stado...swój dom.
Teraz jednak zaczynałem wątpić. Czy kiedykolwiek uda mi się dorosnąć na tyle, aby móc wrócić do łąk, na których przyszedłem na świat?
 Czy jeszcze kiedykolwiek zobaczę stare knieje, szuwary, mokradła lub jedno z jezior Północy?
Tęsknota, jaka ogarnęła moje serce była niemożliwa do wyrażenia słowami. Coś, co stanowiło ogromną część mnie zostało wydarte i zabrane z mojej duszy wbrew mojej woli. Nie macie nawet pojęcia, jak to boli...
Potrząsnąłem głową odganiając te myśli jak najdalej. Myślenie w ten sposób nic mi nie da. Mama zawsze mówiła, że przeszłość nie jest po to, aby ją rozpamiętywać. Przeszłość ma zmusić nas do przemyśleń i refleksji, aby nigdy więcej nie popełnić tych samych błędów. Ktoś, kto nie zna swojej przyszłości jest skazany na jej powtórzenie...
 Kierowaliśmy się do miejsca, które otulała sina mgła.
Gęsta powłoka ograniczała widoczność, jednak Havanie nie sprawiało to problemu. Klacz dzielnie brnęła przed siebie, a ja - parę kroków za nią - nie mogłem powrócić do realnego świata. Ten, w którym dominują myśli zbyt mną zawładnął.
- Niestety, obawiam się, iż jeszcze przez parę dni nie będziemy mieć wolnych jaskiń. - powiedziała Havana - mam nadzieję, że spanie tu nie sprawi ci problemu? - wskazała głową swój dom.
- Jestem bardzo wdzięczny, że w ogóle mam dach nad głową - powiedziałem z wdzięcznością w głosie.
 Mieszkanie w jaskini alfy absolutnie mi nie przeszkadzało.
 Szczerze mówiąc pierwszej nocy było wręcz kojące. W czasie wojny spaliśmy wszyscy w jednym miejscu. Brak towarzysza podczas snu oznaczał pewną śmierć, a mnie chyba za bardzo weszło to w nawyk.
 Klacz puściła mnie przodem. Położyłem się opierając plecami o zimną, szarą ścianę jaskini.
- Opowiedziałaś mi historię Lorangi - powiedziałem - wspominałaś też o drugie legendzie. O ile dobrze pamiętam o smoku...
- Tak - przerwała klacz - jesteś pewny, że chcesz ją usłyszeć?
 Bez wahania kiwnąłem głową. Havana uniosła głowę i spojrzała w górę. Wpatrywała się w przestrzeń smutnym spojrzeniem, jakby przypominając sobie coś, co mimo wieku wciąż bardzo rani.

< Havi? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz