CD Twyly
Co prawda wolałem najpierw zaprowadzić Twylę do...a z resztą, nieważne.
- Zatem do Alei, tak? - spytałem, a klacz żywo kiwnęła głową. - Super! Droga co prawda do najkrótszych nie należy, ale myślę, że to nie problem?
- Problem? No co ty! - prychnęła. - to jak się tam idzie?
Zrobiłem klaczy miejsce koło siebie i poszliśmy przed siebie. Trasa mimo, iż niezbyt urokliwa - bo pełna błota i dziur - upłynęła nam wyjątkowo szybko. Rozmawialiśmy, trochę się śmialiśmy, aż w końcu dotarliśmy do miejsca, które wprost krzyczało "patrz na mnie!"
- A więc oto Aleja Róż...co prawda nie wiem, skąd ta nazwa, skoro są tu wszystkie rodzaje kwiatów oprócz róż właśnie - zamyśliłem się, a po kilku krokach schyliłem i zerwałem pęczek konwalii.
Twyla spojrzała na mnie zaskoczona, lecz kiedy zrozumiała, że to dla niej, przyjęła je z nieśmiałym uśmiechem.
- Nigdy wcześniej nie dostałaś kwiatów od ogiera? - spytałem zdumiony.
- Wiesz...nie często...- mruknęła.
- A to dziwne...taka piękna klacz powinna być nimi obsypywana...- stwierdziłem. Mówiłem to chyba bardziej sam do siebie, gdyż w istocie dziwiło mnie, że Twyla tak nieśmiało podchodziła do ogierów. Nie była przecież brzydka; duże, brązowe oczy, subtelne, szczupłe nogi i zgrabna sylwetka, do tego naprawdę ładna grzywa i odmiana na głowie...
Dziwnie szybko dotarliśmy do końca Alei. Kwiaty zaczynały majaczyć w oddali, a my docieraliśmy do leśnej polany.
< Twyla? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz