niedziela, 3 maja 2015

Od Carola i Lady Queen - Ciąg Dalszy

Czekałam chwilę w niewygodnej pozycji, którą przybrałam, by być gotowa do ataku. Wkrótce gdy padło jeszcze kilka strzałów zorientowałam się co jest grane!
***
Błyskawicznie wynurzyłem się z wody, by nasłuchiwać odgłosów. Niestety - nie musiałem. Wychodząc z jeziora kątem oka ujrzałem sylwetkę, która mogłaby przypominać człowieka!
-Lady, uciekamy. Tam jest ktoś z giwerą!
Klacz nie zrozumiała moich słów.
-Wiejemy!- wydałem rozkaz.
***
Natychmiast zareagowałam na słowa konia., Zerwałam się do galopu niczym wyścigowy koń łaknący zwycięstwa. Nie myśląc nad niczym, mknęłam niezdarnie ocierając sobie nogi o różnego rodzaju ciernie. Za mną biegł zestresowany Carol. Z czasem huki były głośniejsze.
Nagle usłyszałam krzyk!
***
-Lady! -wydałem z siebie skowyt po czym dzielnie skoczyłem, by osłonić ją przed czymś niewiarygodnym.
Po moim brzuchu sprawnie przeleciała kula wypuszczona z myśliwskiej strzelby. Zwinnie przecięła moją skórę, pozwalając mej szkarłatnej krwi wypłynąć i ujrzeć światło dzienne. Mimo bólu, pędziłem dalej osłaniając swym ciałem klacz.
Niestety, mimo mojego trudu, kula która mnie przeszyła uderzyła z impetem w bok Lady Queen. Czerwona maź trysnęła stróżkiem zalewając mą sierść.  Biegliśmy bardzo blisko siebie więc czułem, że powoli traci siły.
-Lady nie poddawaj się! -krzyknąłem przez zaciśnięte zęby.
***
Chciałam już upaść, poddać się i pozwolić ludziom zabrać moje truchło, ale słowa otuchy Carola podniosły mnie na duchu i przyśpieszyłam.
Wkrótce ujrzałam rozwidlenie dróg. Bezmyślnie skręciłam w jedną z nich, ogier pędził za mną zostawiając za sobą tylko linię czerwonej cieczy.
Powoli zwalniałam. Zaczynałam czuć się bezpieczna.
***
Huk myśliwskich giwer ustał. Najwyraźniej bydlaki upolowały to co chciały. My mogliśmy odetchnąć z ulgą.
Zatrzymałem się. Klacz również. Staliśmy chwilę w milczeniu wpatrując się za nas. Czekając na kolejny znak, by uciekać. Na szczęście byliśmy już bezpieczni.
Weszliśmy  w krzaki, by być mniej widocznym. Obserwowaliśmy świat wyczekując kroków zbliżających się myśliwych.
***
Nie wiedziałam jak podziękować ogierowi za to co zrobił więc siedziałam cicho. Gdyby nie on, zapewne kula przeszyłaby mnie pozbawiając mnie życia! Ależ byłam szczęśliwa, ale i zdruzgotana zarazem. Trzęsłam się ze strachu mimo tego, że zazwyczaj byłam waleczną klaczą. Chowałam się za plecami ogiera, ponieważ czułam się przy nim bezpiecznie. Wkrótce odetchnęłam z ulgą.
-Nieciekawie wygląda ta twoja rana. Jestem szamanką, mogę ci pomóc, ale leczenie będzie długotrwałe.
-Do wesela się zagoi! -uśmiechnąłem się. Jej rana była poważna więc zagadnąłem -A twoje obrażenia?
-Nie czuję bólu. Tak stworzyła mnie natura. Poza tym nie używam mocy. Moce to fikcja.
***
Nie kryłem zdziwienia. Zawsze wierzyłem, że moce są bardzo przydatne i potrzebne, jak ta klacz mogła bez nich żyć?
-Jak ty sobie radzisz w życiu bez mocy?
-Nie jestem konikiem, który w to wierzy. Nie widzę mocy. Żyję bez nich. Radzę sobie walką i umiejętnościami, które zdobyłam w REALNYM świecie.
Wychyliłem łeb zza krzewów tarniny. 
-Droga wolna, możemy iść.
***
Poszliśmy w kierunku mej jaskini, by tam opatrzyć rany zadane mi i jemu. Wtem usłyszałam dziwne odgłosy. Jakby tupanie, kroki. Odruchowo cofnęłam się kilka metrów. Ogier zaniepokojony zastrzygł uszami. Wtem zapadła ciemność. Poczułam mocny cios w głowę. Upadłam. Straciłam przytomność.


C.D.N.

Szary - Carol
Biały - Lady Queen







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz