CD Wanderera
Dzień był wyjątkowo upalny. Żar lał się z nieba, a ja czułem się tak, jakbym dosłownie się smażył. Nie było to przyjemne, a wręcz przeciwnie. Od zawsze wolałem zimę. Śnieg i mróz. To moje środowisko i mój klimat. Zdecydowanie nie przepadam za prażeniem się w słońcu i dusznym powietrzem, które nie nadaje się do oddychania. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć zamiłowania innych, chociażby mojej ukochanej, do ciepła. Jednak prócz tego dokuczało mi jeszcze coś. Ostatnimi dniami w stadzie zrobiło się cicho i pusto. Odejście Dęblina ubodło wszystkich. Havana została sama, a ja straciłem najlepszego przyjaciela. Dotąd nie mogę w to uwierzyć. Już go nie ma, nie wróci. Ja i moja ukochana musimy wspierać Alfę, ale kiedy i Tamizy dawno nie widziałem. To boli. Czuję się taki opuszczony. Tym bardziej po tych wszystkich plotkach, stado się ode mnie odwróciło. Jak dalej mogę godnie być ich Betą?
Przerwałem moje smętne rozważania dopiero, gdy zaczepił mnie ciemny ogier. Nie orientuję się dobrze wśród najmłodszych i nowo przybyłych. Nic więc dziwnego, że go nie skojarzyłem.
- Nazywam się Jack - przedstawiłem się z błyskiem w oku.
Miałem nadzieję, że nie jest na tyle rozeznany by rozpoznać we mnie Betę. Czułbym się źle, gdyby oceniał mnie przez ten pryzmat. Nigdy nie prosiłem się o stanowisko i nadal mnie boli to, że sobie z nim nie radzę.
- A ty? - spytałem po chwili - Bo ja nie orientuję się wśród nowych nabytków naszego stada - zachichotałem i przekrzywiłem przyjaźnie łeb.
Miło móc się do kogoś odezwać. Zwłaszcza, gdy w koło panuje przerażająca cisza, a najbliżsi gdzieś zniknęli.
<Wanderer? Ja zawsze chętnie dokończę C: >
Dzień był wyjątkowo upalny. Żar lał się z nieba, a ja czułem się tak, jakbym dosłownie się smażył. Nie było to przyjemne, a wręcz przeciwnie. Od zawsze wolałem zimę. Śnieg i mróz. To moje środowisko i mój klimat. Zdecydowanie nie przepadam za prażeniem się w słońcu i dusznym powietrzem, które nie nadaje się do oddychania. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć zamiłowania innych, chociażby mojej ukochanej, do ciepła. Jednak prócz tego dokuczało mi jeszcze coś. Ostatnimi dniami w stadzie zrobiło się cicho i pusto. Odejście Dęblina ubodło wszystkich. Havana została sama, a ja straciłem najlepszego przyjaciela. Dotąd nie mogę w to uwierzyć. Już go nie ma, nie wróci. Ja i moja ukochana musimy wspierać Alfę, ale kiedy i Tamizy dawno nie widziałem. To boli. Czuję się taki opuszczony. Tym bardziej po tych wszystkich plotkach, stado się ode mnie odwróciło. Jak dalej mogę godnie być ich Betą?
Przerwałem moje smętne rozważania dopiero, gdy zaczepił mnie ciemny ogier. Nie orientuję się dobrze wśród najmłodszych i nowo przybyłych. Nic więc dziwnego, że go nie skojarzyłem.
- Nazywam się Jack - przedstawiłem się z błyskiem w oku.
Miałem nadzieję, że nie jest na tyle rozeznany by rozpoznać we mnie Betę. Czułbym się źle, gdyby oceniał mnie przez ten pryzmat. Nigdy nie prosiłem się o stanowisko i nadal mnie boli to, że sobie z nim nie radzę.
- A ty? - spytałem po chwili - Bo ja nie orientuję się wśród nowych nabytków naszego stada - zachichotałem i przekrzywiłem przyjaźnie łeb.
Miło móc się do kogoś odezwać. Zwłaszcza, gdy w koło panuje przerażająca cisza, a najbliżsi gdzieś zniknęli.
<Wanderer? Ja zawsze chętnie dokończę C: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz