Życie nudne, nie warte niczego... Takie ma być moje? Nikt się mną w stadzie nie interesuje. Od dawna z nikim nie gadałam. Siedzę w samotności i się nudzę. Ewentualnie bujam w obłokach, szarych jak moje życie. Ile jeszcze będę trwała w bezczynności?
Samotność. Codzienność każdego z nas. Samotność... Ucieczka od rzeczywistości, która jest równie szara.
Co robić?
Postanowiłam przejść się nad Wdowie Wzgórze.
Tam spotkałam karego, no może ciemnogniadego ogiera, wpatrującego się w dal. Wyczułam, że należy raczej do samotników, a szum wiatru przypomniał mi jego imię. Tamir. To syn Tajgi, która zmarła przy porodzie. To syn Sorrela, który musiał bez swojej partnerki wychować młode, pełne życia źrebaki. Bardzo mi ich żal. Stracić kogoś bliskiego, to uderzenie w serce, to piętno, to rana, która nigdy się nie zagoi. Postanowiłam, pogadać, może pomilczeć z tym koniem. Wydawał mi się interesujący, jakby posiadał słodką tajemnicę, o której nikt nic nie wie.
-Witaj - przywitałam go - Ty pewnie jesteś Tamir, prawda? - spytałam
Podniósł głowę i spojrzał się na mnie ponurym spojrzeniem, jakby mnie nie widział i nie chciał widzieć. Mimo to, nie poddawałam się. Zależało mi na tym, aby go poznać.
-Ja jestem Niebieska - szybko się przedstawiłam
Tamir, dokończysz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz