wtorek, 5 maja 2015

Od Twyly do Green Day`a

Biegłam wśród gąszczy, ganiając się z królikami i rozmawiając z sokołami. Miałam jednak wrażenie, że ktoś się temu przygląda... Byłam więc bardzo czujna, bo będąc koniem, który ma bardzo dobry słuch i rozumie prawie wszystko... Trudno było czegoś nie usłyszeć. Każdy, nawet cichy krok słyszałam tak wyraźnie i dokładnie. Ktoś się mi przyglądał... Ciągłe szelesty liści i piski sokołów przeszkadzały mi w nasłuchiwaniu. W końcu byłam całkiem pewna, że to koń i w dodatku... ogier! Bałam się troszkę jak byłam w poprzednim stadzie to nie za dobre miałam stosunki z ogierami. Zwłaszcza, że były ona z deczko krwawe. Z resztą każdy znany mi ogier był tak samo straszny. Od razu się rzucał i nigdy nie wychodziłam z tego cało. Z tego co pamiętam, byli bardzo agresywni i mnie nie akceptowali! Miałam z nimi takie złe przeżycia, że nie chciałam już o tym pamiętać. Po chwili wracając do rzeczywistości cicho zbliżyłam się do krzewów, z których dobiegał głos.
Bardzo przepraszam, że przeszkodziłam Ci w życiu i w ogóle. Nie rób mi krzywdy! Proszę!- krzyknęłam
Ogier patrzył na mnie ze zdziwieniem, i śmiechem, lecz ja tego nie widziałam. Ogier wyszedł zza krzaków i szybko śmiejąc się powiedział:

(Green Day, dokończysz?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz