Mefisto spojrzał na mnie spode łba.
- A więc nie czujesz się dobrze we własnym domu? W murach, które sama wznosiłaś? - spytał ponuro.
- Są mi więzieniem...- doparłam poważnie, unikając jego wzroku.
Owe mury były granicą, która oddzielała nasze stado od...od reszty świata, bo chyba inaczej nie można tego ująć. Jako szamanki, ja i moja matka pomagałyśmy przy ich budowie. Teraz jednak te właśnie mury, które miały chronić moich bliskich i mnie, były dla mnie niczym innym, jak granicą, której nie da się przejść. Granicą, która zamykała możliwości.
- Więzieniem...- powtórzył bez przekonania. - Nie mam prawda cię powstrzymywać nawet, gdybym chciał. Uszanuję twoją decyzję, siostro, ale nie licz, że kiedykolwiek się z nią pogodzę.
To była moja ostatnia rozmowa z bratem. Ostania przed tym, zanim dowiedziałam się, iż nie opuszczę rodzinnych stron tak zupełnie z własnej woli.
***
***
- A więc witaj w stadzie - powiedziała siwa klacz z ciepłym uśmiechem.
Kiwnęłam lekko głową i skierowałam się w stronę lasu.
Stanęłam i rozejrzałam się. Przywykłam do mieszkania z matką, więc duża, pusta jaskinia w pierwszej chwili napełniła mnie niepokojem.
Postanowiłam skorzystać z uroków dnia i udać się na spacer. W zimnych ścianach nowego domu brakowało mi także ziół, które jak mniemam można znaleźć na polanie. Zmierzałam w tym właśnie kierunku, kiedy u mojego boku pojawiła się czyjaś sylwetka. Zupełnie, jakby wyrosła spod ziemi.
< Ktoś dokończy? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz