CD Havany
Skinąłem głową.
- Bardzo chętnie zostanę - powiedziałem i wyjrzałem na dwór. Niebo nie wskazywało na to, że wkrótce się rozpogodzi. Duże, bure chmury zasłaniały cały nieboskłon nie dając słońcu nawet złudzeń na przedostanie się i choćby chwilowe oświetlenie pogrążonych w ulewie terenów Misterious Valley.
Co dziwne pierwsze, o czym pomyślałem to woskowy las, przez który przechodziłem by tu dotrzeć. Czy deszcz pada również tam? Czy woskowe drzewa gasną w styczności z taką ulewą? A może tam w ogóle nie pada, może ten niezwykły las to miejsce, który w pewien sposób zatrzymało się w czasie i wciąż płonie?
Potrząsnąłem głową i powlokłem się w głąb jaskini lekko utykając na tą przeklętą, lewą tylną nogę. W tej chwili to ona najbardziej przypominała mi o rodzinie. W końcu rany, która utrudniała chodzenie dorobiłem się podczas wojny z Południowcami.
Położyłem się pod skalną półką. Od dawna nie odpoczywałem, nie wspominając nawet os spaniu. Podczas podróży jedynymi przerwami na odpoczynek, na które mogłem sobie pozwolić były chwilowe postoje. Biłem się z myślami, czy powinienem pozwolić sobie na choćby chwile snu, jednak nim się zorientowałem zmęczenie wzięło nade mną górę, i już po chwili znalazłem się w objęciach Morfeusza.
****
Zerwałem się na równe nogi, i zapewne zerwałbym się do galopu, gdyby nie przeszywający ból lewej nogi. Dobrze się stało, bo uświadomiłem sobie, że nic mi nie grozi. Havana spała niedaleko, a ciszę nocy przerywało jedynie miarowe uderzanie ciężkich kropel deszczu.
Pochyliłem głowę starając się wyrównać oddech. Kiedy już się uspokoiłem, wychyliłem głowę na zewnątrz.
Jasne było, że nie zapomnę szybko o stadzie i rodzinie, ale nie sądziłem, że koszmary, obrazy, które prześladowały mnie przez większość życia nie dadzą mi odetchnąć nawet we śnie.
Powietrze na dworze było ciepłe i przepełnione wilgocią. Trawa zdawała się parować, jednak deszcz uniemożliwiał jej to. Następnego dnia szykowała się niezła mgła...
- Wszystko w porządku? - aż podskoczyłem na dźwięk tych słów.
Obróciłem się i zobaczyłem siwą klacz patrzącą na mnie trochę pytająco, a może trochę z troską? Chodź pewnie mi się wydawało.
- Tak, już dobrze...miałem...zły sen. - wydukałem.
Nastała chwila milczenia, podczas której oboje obserwowaliśmy scenę przed jaskinią.
- Opowiesz mi o tym? - głos Havany, mimo, iż niezbyt głośny, zdawał się rozcierać panującą ciszę.
Pokręciłem powoli głową.
- Powiem, ale...jeszcze nie teraz. - mruknąłem.
Klacz powoli pokiwała głową i po chwili wróciła do spania. Ja zrobiłem to samo. Jutrzejszy dzień zapowiadał się niemniej spokojny, niż wczorajszy.
< Havana? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz