Byłem dzisiaj w nadzwyczaj złym humorze, nawet nie przeszedłem obojętnie obok rannej wiewiórki, która ostatkiem sił targała orzecha. Dostało jej się po ogonie.
Idąc ze spuszczoną głową,co jakiś czas prychając i ciężko wzdychając nad swoim losem, poczułem w nozdrzach nieprzyjemny zapach. Pociągnąłem mocniej chrapami po czym uświadomiłem sobie, że jestem niedaleko kopytnych, ''No nie...''- fuknąłem na samą myśl o konfrontacji.
***
Przechodząc niedaleko Mglistej Polany - mojego ulubionego miejsca w MV kątem oka dostrzegłam sylwetkę przypominającą konia. Nie mogłam stwierdzić jego rasy czy typu. Być może był półkrwi. Z daleka czuć było smród ogiera, a więc zlekceważyłam to i szłam dzielnie dalej. Nie chciałam spotkać się po raz kolejny z istotą męską. Płcią brzydką.
***
Zazwyczaj gdy mam zły humor, trzymam się z daleka od żywych. Tym razem było inaczej. Mój czuły nos wywąchął, że kilkanaście metrów ode mnie kłusuje klacz. Biała klacz.
Postanowiłem podejść bliżej, gdyż w moim przypadku, dobre maniery powinny dać o sobie znać. Samica mnie widziała, więc nie wypadałoby się nie przywitać. Postawiłem kilka niepewnych kroków w jej stronę. Gdy byłem wystarczająco blisko, ukłoniłem się znacznie po czym wręcz wyrecytowałem:
-Witam, madame. Zwę się Carol - po raz pierwszy od kilku miesięcy ujawniłem swe imię- i pragnę poznać twoje imię.
***
Spojrzałam żałosnym wzrokiem na ogierka. Nie miałam zamiaru zawiązywać z nim głębszej znajomości, choć nie ukrywam - był nieziemsko przystojny. Zawsze gustowałam w zimnokrwistych. Jeden taki pociągał mnie bardziej niż tysiąc chudzielców przeznaczonych do wyścigów. Na chwilę wpadłam w trans wlepiając swe ślepia w jego ciało. Po tym jakże cudownym osłupieniu, potrząsnęłam głową i od razu w lepszym humorze postanowiłam się przywitać:
-Lady. Lady Queen. Miło mi. - mówiąc to wyciągnęłam delikatnie kopyto w geście, który każdy dżentelmen powinien zrozumieć.
***
Zrozumiałem dany mi bodziec, schyliłem łeb po czym musnąłem wargami jej nieskazitelną, jedwabistą sierść znajdującą sie ponad kopytem. No niestety, mimo duszy brutala, wobec samic muszę być kulturalny i pokazać to, że jestem nadzwyczaj wychowany.
Klacz myła niesamowicie piękna. Jej miękka grzywa opadała falami na szyję, która wyginała się w łuk niczym u araba. Jej siwa, krótka, jedwabista sierść lśniła w promieniach słońca. Była ode mnie oczywiście chudsza, zgrabniejsza, co umożliwiało jej poruszanie się pełne gracji i wdzięku. Jeżeli chodzi o wzrost, mogło dzielić nas około 30 centymetrów.
Musiałem wyglądać komicznie. Mój wzrok wodził po jej atutach gdy umysł był daleko... daleko! Nie mówiłem nic, co mogło wydawać się dziwne.
-Och przepraszam, panno Queen! -zdałem sobie sprawę z mojej gafy.
***
-Nic nie szkodzi, czasem można się zagapić! -mówiąc to, machnęłam uwodzicielsko ogonem po czym z gracja zaczęłam kłusować przed siebie.
Ogier zaraz stanął ze mną w jednej linii, przyłączył się do wspólnego kłusa. Jego chód był niezgrabny, ociężały, ale napinane mięśnie aż prosiły się o dotknięcie...!
-Gdzie idziemy, panie Carolu? -zagadnęłam.
Normalnie nie zamieniłabym z nim ani słowa, ale dostrzegłam, że jest naprawdę wychowanym, wyrafinowanym ogierem z klasą. Był dżentelmenem. Zaimponował mi tym.
***
-Przejdźmy się może nad... Wodopój Lorangi!
-Gdzie? -z zaciekawieniem krzyknęła klacz.
-Nad Smocze Oko, rzecz jasna. To zaledwie kilkaset metrów dalej, wędrówka nie powinna sprawić ci kłopotu. -uśmiechnąłem się.
-Naturalnie. Możemy iść. Prowadź.
Ruszyłem stępem przed siebie. Spróchniałe patyki łamały się pod moim ciężarem, wiatr wplątywał się nam lekko w grzywy, a kopyta same tańczyły prowadząc nas nad Smocze Oko.
***
Po kilku minutach, bez zmęczenia, byliśmy na miejscu. Przysiadłam na brzegu obserwując kąpiące się w jeziorze, barwne kaczki. Ogier stał oddalony ode mnie o parę metrów i wypatrywał Bóg wie czego. Po krótkiej chwili z impetem walnął w taflę wody, która chlusnęła zalewając wszystko dookoła. W tym zraszając lekko mnie. Mimo skoku <przypominającego skok Adama Kraśko> ogier zwinnie poruszał się w wodzie. Bawił się z nią. Zaklinał jezioro jeżdżąc na niesfornych falach tworzących się pod powierzchnią stawu. Podziwiałam jego ruchy jednocześnie nasłuchując świergotu dzikich ptaków.
-Panno Lady! Woda jest ciepła, może pani zanurkować!
Postanowiłam posłuchać konia. Niepewnie włożyłam kopyto do wody, ale zaraz je wyciągnęłam słysząc mocny, donośny strzał.
***
Nim się spoglądnąłem, klacz wyciągnęła kopyto, podniosła nogę, którą zgięła w kolanie. Zaczęła nasłuchiwać. Jej uszy zostały położone, a zęby obnażone w geście złości. Była gotowa do ataku.
Ponownie usłyszeliśmy głośny strzał. Zaraz potem coś mocno gruchnęło o ziemię.
C.D.N.
----
KTO PISZE?
Carol
Lady Queen
----
KTO PISZE?
Carol
Lady Queen
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz