niedziela, 10 maja 2015

Od Arota

CD Twyly

Biegłem przed siebie co jakiś czas spoglądając na Twylę czy za mną biegnie. Ku mojej uldze biegła za mną cała i zdrowa. Postanowiłem dobiec do pewnej pustej jaskini którą niedawno znalazłem... Była opuszczona, duża i ciepła... I ku mojej uldze była nie daleko... Gdy biegłem popatrzyłem na chwilę w niebo... Po niebie co chwile przechodziły pioruny które rozświetlały ciemne jak smoła chmury. Wiatr szalał łamiąc gałęzie drzew bądź je przewracają z korzeniami bez żadnej litości... Deszcz zacinał nam prosto w oczy ograniczając widoczność a w oddali co chwilę było słychać potężne huki burzy... Spojrzałem jeszcze raz za Twylą... Ku mojemu przerażeniu stanęła wyczerpana na środku łąki! Szybko zawróciłem i pobiegłem do niej. Bardzo ciężko oddychała... Była wręcz wyczerpana. Burza coraz bardziej szalała a my oboje staliśmy na środku łąki.... Pioruny tylko czekały by w nas uderzyć... Przykucnąłem lekko żeby Twyla mogła się wdrapać na mój grzbiet. Lecz ta z początku nie chciała tego zrobić.
- Wejdź na mój grzbiet Twyla! Szybko! - krzyknąłem bo przez szalejący wiatr ledwie ją słyszałem.
- Nie... Nie mogę.... - ledwie krzyknęła...
- Musisz to zrobić! Zaufaj mi! Zabiorę cię stąd! - krzyknąłem i popatrzyłem jej prosto w oczy.
Ta w końcu wdrapała się na mój grzbiet i zacząłem galopować w kierunku jaskini... Nagle! Piorun uderzył w ziemie niebezpiecznie blisko nas! Zdołałem zrobić unik z Twylą na grzebcie i zacząłem galopować jeszcze szybciej... Twyla wtuliła się we mnie co mnie zdziwiło... Lecz nic nie mówiłem bo skupiłem się na biegu.. Ne wiem ile biegłem ale chyba długo bo gdy w końcu dotarliśmy do jaskini byłem wycieńczony... Klacz zeszła mi z grzbietu i popatrzyła co się dziej na zewnątrz a potem na mnie....

< Twyla? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz