niedziela, 31 maja 2015

Zamiana koni

Graczka oliwiaklima8 zamienia swoją poprzednią klacz Nell Donnę na Snowflake. Przywitajmy ją ciepło i życzymy ci wszystkiego dobrego :D Oto ona:
 
Imię: Snowflake
Płeć: klacz
Wiek: 3 lata
Cechy charakteru: Snowflake jest bardzo rozsądną i stanowczą klaczą. Zawsze postawi na swoim, bo dobrze wie jak to wymusić. Mimo, że klacz jest uparta ma w sobie dobro. Jest przyjacielska, miła, nie chce czynić zła. Odważna, ale nie załatwia niczego kłótniami, nie wybucha zbyt często. Czuje wielką sympatię do przyjaciół. Snow lubi towarzystwo, ale niekiedy nie ma odwagi podejść, jednak gdy to już zrobi rozmowa idzie gładko.
Stanowisko: strażniczka
Żywioł: Straciła większość mocy, ale nadal jakieś ma. Jej żywioł zmienił się z wody na lód.
Moce: Ogólnie potrafi zamrażać i rozmrażać. Nic dodać, nic ująć. Los dał jej jeszcze tylko niesamowitą moc niewidzialności.
Partner: Szuka prawdziwej miłości...
Rodzina: Opuszczona przez wszystkich.
Historia: Urodziła się w stajni. Jej rodzina uciekła zostawiając ją na pastwę losu. Gdy osiągnęła 2 lata również wymknęła się ze stajni. Postanowiła szukać rodziny, ale nie udało jej się znaleźć nikogo. Wreszcie dotarła tu i Havana ją przyjęła.
Właściciel: oliwiaklima8 

sobota, 30 maja 2015

Od Rudej

CD Green Day'a

 Westchnęłam i przewróciłam oczami, gdy kobieta wychwalała pod niebo mojego towarzysza.
Jej litania pewnie nie miałaby końca, gdyby do stajni nie wbiegło stado dziewczyn. Wszystkie obrzuciły nas ciekawskimi spojrzeniami, co mnie zdziwiło: przecież na łące pasą się konie zupełnie takie same jak my.
- Panie Piotrze czy jak nie znajdzie się ich właściciel, to zostaną tu? - spytała jednym tchem któraś z nowo przybyłych.
 - Zapewne tak - mruknął bez przekonania mężczyzna.
- Nie sądzisz, Piotrze, że powinniśmy sprawdzić, czy są ujeżdżone? - do rozmowy wtrąciła się kobieta zakochana w Day'u.
- Zapewne tak...
 "Pan Piotr" nie miał chyba ochoty ani na rozmowę, ani na sprawdzanie tego, czy jesteśmy "ujeżdżeni." Jednak kiedy tylko wydał zgodę, grupa dziewczyn pobiegła korytarzem w głąb stajni.

<     Day? Nie mam weny :'<    >


piątek, 29 maja 2015

Rébellion Qui Insorto dorasta

Oto jak ze źrebaka wyrasta dostojny ogier. Oto Rébellion Qui Insorto! :D
 
Imię: Rébellion Qui Insorto
Płeć: ogier
Wiek: 2 lata
Cechy charakteru: Kiedyś wesoły, energiczny, kochający życie Rébellion, dziś jest swoim własnym przeciwieństwem. Urodził się tuż przed wojną, która wywarła na niego ogromny wpływ.
Insorto jest ogierem bardzo zawziętym, walecznym, twardym i nieugiętym, nie można mu także zarzucić tchórzostwa.
Woli trzymać się z boku; jak na swój wiek jest bardzo poważny, czasem aż za bardzo. Zdążył się nauczyć, że nie może nikomu ufać, toteż trudno zdobyć jego zaufanie i przełamać dystans, jaki utrzymuje przez długi czas od pierwszego spotkania.
Bardzo często można go spotkać chodzącego z głową w chmurach. Tak samo często popada w nostalgię i zamyślenie, przez co może się zdarzyć, iż straci kontakt z rzeczywistością.
Mimo, że posiada niemałe pokłady cierpliwości mają one granicę. Jeśli jest taka potrzeba, Insorto potrafi naprawdę dopiec. Naprawdę nie warto mieć go za wroga.
Chodź jest młody, nie można powiedzieć, że nierozsądny czy nierozważny. Nie, Insorto jest urodzonym strategiem. Jego bystrość, przebiegłość, spryt, aktorstwo oraz inteligencja może zawstydzić niejednego starszego konia.
Nie jest zbyt wylewny. Właściwie, to przy pierwszym spotkaniu może Ci się wydać, że Rébellion jest niemową.
Cichy i małomówny ogier żyjący w świecie, którego już dawno nie ma.
Stanowisko: szpieg
Żywioł: Eter
Moce: Rébellion panuje nad wszystkim, co związane z Eterem.
Partner: Insorto - odkąd pojawił się w Misterious Valley - zbyt był zajęty treningami, przebywaniem w przeszłości i obmyślaniem zemsty na stadzie, które zabrało mu wszystko. Zbyt był zajęty, aby mieć kontakt z rówieśnikami, poza tym podobnie jak teraz wolał trzymać się z boku. Cóż więc dziwnego, że nie zna uczucia jakim jest miłość? Jest mu obce i odległe, poza tym kompletnie nie wie, jak zachowywać się w stosunku do klaczy. Jeśli znajdzie się taka, która go pokocha, będzie musiała być na tyle cierpliwa i wytrwała, aby przełamać dystans jaki wytwarza Rébellion, oraz wycofanie i pewien rodzaj nieśmiałości. Będzie musiała w pewien sposób nauczyć go kochać.
Jest postacią ciekawą i wartą zainteresowania, lecz jednocześnie trudną, zwłaszcza na początku. Dużo wymaga, ale jest tego wart. Czy jest w stanie pokochać? Nie umie odpowiedzieć na to pytanie, wszak nie wie, na czym polega miłość do klaczy.
Rodzina: Matka ReVolta, ojciec Insurgé, bracia Risse, Je Subirr, siostra Rebelle.
Historia: Rébellion urodził się w stadzie Północy jako trzeci syn i czwarty źrebak pary beta. Od zawsze różnił się od rówieśników; myślał taktycznie, był nad wyraz inteligentny, poza tym znakomicie walczył. Jak na źrebaka, oczywiście.
Jego życie było wprost wspaniałe, a przyszłość jawiła się w świetlanych barwach. Co więc się stało? Nadeszła wojna. Wojna, która raz na zawsze zmieniła tego ogiera.
Insorto w bardzo młodym wieku miał okazję zobaczyć, jak naprawdę wygląda prawdziwa wojna. Jak wygląda cierpienie i śmierć. Jego rodzina, przyjaciele, rówieśnicy, znajomi umierali z rąk wroga jeden po drugim. A przynajmniej tak to wyglądało w jego oczach.
W bardzo krótkim czasie ten młody ogier zdążył poznać śmierć bardziej, niż niejeden dorosły koń.
Nigdy nie chciał opuszczać swojego stada. Walczył, pomagał rodzicom i członkom stada, jak tylko mógł. Jednak po śmierci najstarszego brata Rébellion'a - Risse'go - rodzice nie mieli zamiaru ryzykować życia pozostałych dzieci. Je Subirr, Rebelle i Insorto zostali "relegowani" ze stada.
Enviàdo, ogier, który miał opiekować się młodym ogierem alfa, zginął ratując go. Przed śmiercią wyjaśnił mu, jak ma iść aby dotrzeć do stada Wschodu, w którym będzie bezpieczny.
Insorto nigdy nie dotarł do Wschodniego stada. Dotarł do Misterious Valley.
Wojna zmieniła go, odcisnęła na jego charakterze piętno, którego nic i nikt już nigdy nie zmieni.
Dużo zawdzięcza Havanie, która odkąd dołączył do tego stada bardzo mu pomagała.
Insorto nigdy nie przestał myśleć o swojej rodzinie. Obiecał sobie, że kiedy dorośnie, kiedy będzie gotowy, zbierze rozbitków i tułaczy, wróci jako ostatni dziedzic "tronu" Północy. Wróci jako wódz żądny odwetu.
Właściciel: lilena11

Od Rébellion`a Qui Insorto

CD Havany

 Przez chwile w ciszy analizowałem słowa klaczy.
Obie historie miały złe zakończenia, obie w pewien sposób się łączyły.
Czy mnie to dziwiło? Absolutnie nie. Zdziwiłbym się, gdyby opowieści Havany kończył się dobrze - nawiązywały w końcu do życia, a życie nigdy nie kończy się dobrze.
 Westchnąłem i wbiłem wzrok w ziemię. Co prawda ciekawił mnie temat ogiera o imieniu Dęblin, jednak nie zamierzałem pytać. To były prywatne sprawy Havany, więc jeśli nie chce o nich mówić - nie mam prawa tego wymagać. Zresztą bądźmy szczerzy - byłem źrebakiem, a nie partnerem do rozmowy dla dorosłej klaczy alfa.
 Ułożyłem głowę między kopytami i zmarszczyłem brwi. Nie musiałem długo czekać na sen - przyszedł szybko i zupełnie niepostrzeżenie.
***
 Kiedy się obudziłem, Havany nie było w jaskini.
Słońce powoli wkradało się do wnętrza groty, a pojedyncze promienie wpełzły na mój nos przyjemnie go grzejąc. Wstałem i odruchowo się otrzepałem.
 Wolnym krokiem wyszedłem na niewielką polankę przed jaskinią Havany. Powietrze było wilgotne i ciepłe co świadczyło, że słońce wzeszło niedawno. Poranna mgła unosiła się nad trawą, którą wciąż pokrywała rosa. Para kosów ganiała się na gałęziach wielkiej sosny, wróble i sikorki oblegały cyprysy, a zające ścigały się na skraju lasu.
 Lekki wiatr huśtał długie gałęzie wieloletnich brzóz wydając przy tym przyjemny, szumiący dźwięk.
Stara, bura brzoza zanurzała końcówki swych witek w niewielkim jeziorku wprawiając taflę w drżenie.
Westchnąłem z utęsknieniem.
To wszystko było tak bardzo podobne, a jednak inne od dolin, które znałem.
Użalanie się nad sobą nie leżało w mojej naturze, to też szybko się pozbierałem.
- Widzę, że wstałeś - głos siwej klaczy wyrwał mnie z zamyślenia.
Skinąłem głową na potwierdzenie. Havana stanęła koło mnie i przez chwile wspólnie podziwialiśmy piękno poranka.
 Fakt faktem na Wschód nie trafiłem, jednak teraz upewniłem się, że mój opiekun wiedział co robi wysyłając mnie prosto do Misterious Valley. 

Od Javier`a

CD Timeraire

Nie lubiłem tłumu, a Las Peeves wzbudzał ogromne zainteresowanie wśród wszystkich członków. Nie dziwię się duchom, że tak reagują na każde istnienie- złośliwie, a czasem i złowrogo, lecz nie są śmiertelnie niebezpieczne. Wtedy raczej inni chodzili tu w miarę bezpieczniej, wiedząc jak się zachować.
Zamierzałem zaprowadzić klacz w kolejne, bardziej mroczniejsze miejsce, a potem na odmianę, żeby nie było to do znudzenia, zaproponować coś takiego jak odpoczynek na klifie Rajskiej Plaży. Ruszyłem boczną ścieżką lasu w kierunku Zdradliwej Przystani. Tak samo fascynujące miejsce jak Las Peeves tylko o wiele mniej towarzystwa, wręcz brak. Była ona co prawda daleko od nas, jednak długi spacer dobrze nam zrobi. Szliśmy w milczeniu, żadne z nas nie zamierzało się odezwać chyba, że chodziło o jakiś tymczasowy przystanek czy też inne mniej ważne sprawy. Jednak najbardziej doceniałem w niej, że nie wzdycha ani niecierpliwi w tej całkowitej ciszy. Inny koń pewnie już by był daleko, ale w sumie mi to zawsze odpowiadało. Nie zależało mi na oprowadzkach nieznajomych i zapoznawania się z nimi. Tak samo zadowolony byłem z małej ilości pytań. Działało to w obie strony. Ona nie jest natrętna, dlatego ja także jestem spokojny.
Poczułem jak grunt ugina mi się pod nogami. Jesteśmy już niedaleko. Klacz rozejrzała się, przetwarzając wszystkie szczegóły terenu.
-Oto Zdradliwa Przystań- przedstawiłem oficjalnie jakbym trzymał się jakiejś etykiety grzeczności i wskazałem głową spróchniały most, który skrzypiał i tak bez niczyjej pomocy.
Time zbliżyła się, jednak widząc mój uważny wzrok, skierowany na taflę wody zaryzykowała pytaniem.
-No to opowiadaj panie przewodniku. Cóż to za niesamowite miejsce?- na jej twarzy pojawił się przelotny złośliwy uśmiech.
Spojrzałem na nią uśmiechając się łobuzersko.

Timeraire?
Wybacz, że musiałaś czekać :c

czwartek, 28 maja 2015

Od Havany

CD Rébellion`a Qui Insorto

Nie wiedziałam od czego tak na prawdę zacząć. Powracanie do przeszłości było dla mnie trudne, szczególnie gdy występował w niej... Dęblin. Poczułam ogromną gulę w gardle, która powiększała się z każdą chwilą, a ja tylko błagałam by się nie rozpłakać.
-W sumie...- zaczęłam- To nie jest może legenda tylko bardziej fantastyczna opowiastka, jednak bardzo mocno zagłębiła się w to miejsce. Nazwę Smocze Oko nadaliśmy ją my... znaczy... ja i mój...- głęboki oddech- mój były partner.
Insorto spojrzał na mnie pytająco, zarazem badając całą sytuację, niezbyt rozumiejąc lub oczekując czegoś więcej.
-Kiedy stado dopiero zaczynało tętnić życiem, a ja zostałam alfą wraz z moim partnerem Dęblinem, przychodziliśmy tutaj podziwiać i poznawać tereny naszego stada. Tutaj...- uśmiechnęłam się na samą myśl- oprócz Doliny Rozmów oczywiście, zaczęło się wszystko naradzać. Spędziliśmy tu ciepłą noc, za to Dęblin opowiadał mi dużo o tym miejscu. Nie wiem czy wymyślił to wszystko czy także jak w legendzie o Lorandze jest trochę prawdy, ale ja nie wiem dlaczego wierzyłam w nią i nadal wierzę, choć nie z takim zapałem jak kiedyś. Opowieść mówi o ogierze, którego nazywano Smokiem. Nie wiadomo dlaczego. Żył samotnie, z dala od koni, poszukując spokoju na duszy. Pewnego dnia wpadł na pomysł, że założy własne stado. Tylko był pewien problem... potrzebował świadków. I w tym samym momencie zjawiła się klacz. Dla niego tak urzekająco piękna, że od razu zdecydował o partnerstwie z nią. Oczywiście jeśli się zgodzi. Ona szczęśliwa zgodziła się i została alfą stada. Kochali się, byli dla siebie wszystkim. Dopełnieniem i pociechą. Stado zaczęło się rozrastać. Aż pewnego razu... nie wiadomo skąd wzięło się coś co nigdy nie powinno istnieć. Kary ogier o demonicznym spojrzeniu. Od początku starał się zrujnować plany alf i stada. Gdy Smok przebywał nad jeziorem sam na sam, myśląc jaki jest szczęśliwy, nie wiadomo dlaczego, jak i za jakimi intencjami demon wrzucił go do wody, a on utonął. Stado słysząc o śmierci alfy zaczęło plotkować, że klacz sama nie da rady, w dodatku takim stanie psychicznym. Odeszli, zostawiając wszystko. Demon do dziś żyje na tych terenach, a alfa odeszła. Natomiast jezioro nazwano Smoczym Okiem pod kolor oczu ogiera i na cześć jego śmierci- zakończyłam westchnieniem- Wszystkie smutno się kończą- spojrzałam w głębie jeziora.

Insorto? Wybacz, że tak długo to trwało :c

środa, 27 maja 2015

Od Smile do Black Angel`a

Wciągnęłam powietrze chrapami, badając teren. Niemal natychmiast poczułam tą jakże znajomą woń. Tu były konie. Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam swobodnym krokiem przez tereny stada, jak się domyśliłam. Nie wiele przeszłam, gdy usłyszałam z boku ledwo słyszalny szelest. A więc ktoś mnie zauważył, to było do przewidzenia, skoro rzeczywiście weszłam na tereny grupy koni. Szłam dalej, nie dając po sobie znać, że cokolwiek zauważyłam, szłam dalej. Tylko moje oczy mogły mnie zdradzić, co chwile zerkałam w kierunku z którego dobiegł odgłos, który już po chwili pojawiał sie coraz częściej. Owe coś szło nadal za mną. Prawie bym się zaśmiała.
I nagle przede mną pojawił się kary ogier. Spojrzał na mnie wrogo i ruszył w moim kierunku. Westchnęłam ciężko, nie zwalniając mimo to kroku. Gdy się mijaliśmy koń zatrzymał się, przy okazji również zastępując mi drogę i odezwał się:
 - Kim jesteś? - nie wyglądał na konia, który przepadał za towarzystwem.
Nie odpowiedziałam, ignorując obcego. Spojrzałam mu twardo w oczy i ruszyłam przed siebie.

(Black Angel?)






Nieobecność

pusia9(Kiara, Figaro, Brego, Arot) jest nieobecna do odwołania.

wtorek, 26 maja 2015

Od Rébellion'a Qui Insorto

 CD

Mimowolnie zadrżałem, gdy wzrok wilka spotkał się z moim. Nie ze strachu, lecz z emocji. Dopiero teraz poznałem, kto tak naprawdę przede mną stoi.
 - Wiesz już, kim jestem - chodź złotooki drapieżnik nie poruszał pyskiem, byłem pewny, że to właśnie jego głos rozległ się właśnie w mojej głowie. Był to ciepły baryton, który napełnił mnie dziwnym spokojem.
 Nie rozumiałem, dlaczego tak się dzieje. Dla półrocznego źrebaka spotkanie z wilkiem było wielkim przeżyciem samo w sobie. Cóż dopiero, gdy ów wilk umiał mówić? I to jeszcze w tak dziwny sposób?
 - Tak, wiem - odpowiedziałem.
Basior uśmiechnął się tajemniczo. Jak mówiłem, nie był to zwyczajny wilk.
Niestety, przez wojnę z Południowcami nie miałem czasu na żadną naukę poza walką, toteż nie pamiętałem ani jego imienia, ani roli w wierzeniach Północy.
- Gerathon, szerzej znany jako Gareth - przedstawił się, za co byłem mu bardzo wdzięczny. Tego właśnie mi brakowało - imienia. Kiedy je poznałem, otworzyłem szerzej oczy i natychmiast się ukłoniłem. Moja reakcja najwyraźniej schlebiała memu rozmówcy.
- Ja także wiem, kim jesteś. Pisane ci są wielkie rzeczy, młody wojowniku - tym razem głos w mojej głowie przepełniała nutka ekscytacji.
- Jestem tułaczem - powiedziałem ze smutkiem, wstydem i złością jednocześnie. Wydaje mi się, że mój głos przybrał jednak beznamiętny wyraz. - nie wojownikiem.
 Złote oczy Garetha błysnęły i moim oczom ukazała się wielka polana, którą dobrze znałem. Pole bitwy na ziemi niczyjej. Przez chwilę oglądałem to miejsce z lotu ptaka, potem jednak ujrzałem wzgórek, na którym stała grupka koni. Ten kawałek Pola także znałem; nie mogłem jednak rozpoznać dowódców, którzy na nim stali.
 Perspektywa zmieniła się: teraz patrzyłem na wszystko jak obserwator, jeden ze stojących koni.
 Niebo było błękitne, trawa zaś zielona i długa co znaczy, że on ostatniego starcia minęło wiele czasu. Kiedy ostatnio widziałem to miejsce, nie było tam żadnej rośliny. Sucha, jałowa gleba była przesiąknięta krwią. Bure niebo zasłaniało słońce, a kurz unoszący się nad ziemią ograniczał widoczność.
 Ponowny błysk złotych oczu rozwiał obraz. Gerathon wpatrywał się we mnie jakby oczekując, co zrobię.
- Ostatni dziedzic tronu Północy...- zaczął basior. Słowa, które miałem zaraz usłyszeć były przepowiednią. Kiedy ich słuchałem, dźwięczały mi w uszach bębny, rogi wojenne oraz stara pieśń bitewna Północy. Serce waliło mi jak oszalałe, gdy słuchałem mowy wilka przy tym niezwykłym akompaniamencie.
- Pieśń, którą właśnie słyszysz ułożyli twoi przodkowie. - powiedział. Zastanawiałem się, czy to on sprawił, że w mojej głowie zabrzmiała ta dobrze mi znana melodia - To był wspaniałe czasy. - tu niezauważalnie westchnął z utęsknieniem - Chodź Północni zwą ją hymnem wojennym, opowiada ona pewną historie. Jest nierozerwalnie związana z przepowiednią. Przepowiednią, która dotyczy ciebie, Rébellionie.
 Zamarłem.
Słowa starej pieśni mimowolnie dźwięczały mi w uszach. To wszystko to było dla mnie po prostu za dużo. Bóg Północy, przepowiednia Wyroczni Nord, oraz same słowa Garteha zdawały się być żartem, naiwnym snem, który zaraz pryśnie.
 Pysk Gerathona ponownie wykrzywił tajemniczy uśmiech. Jakby za jego rozkazem wszystkie dźwięki w mojej głowie ucichły.
- Jeszcze nie raz się zobaczymy. Tymczasem wykorzystaj szanse, która została ci dana i czekaj. - po tych słowach basior został jakby...rozwiany przez wiatr?
 Upadłem czując nagły, rozrywający ból. W mojej głowie ponownie zaroiło się od dźwięków. Wszystko to uderzyło we mnie zbyt gwałtownie, a potem równie szybko zniknęło. Zamknąłem oczy i sapnąłem nie mogąc złapać oddechu.

Od Flower Desert

CD Amber

Moja mama właśnie podeszła do nas i zauważyła, że coś nie tak. Ależ by mi było smutno, gdybym to ja nie miała mamy. Muszę opowiedzieć o tym mamie, a na pewno się zgodzi, aby Amber odwiedzała nas od czasu do czasu. Wtedy i ja - choć nie chciałam - rozpłakałam się.
- Jejciu, małe co się stało?
Wtem duża, szczupła i wesoła klacz stanęła nad nami - była to moja mama.
- Mamo to Amber...ona nie ma mamy. Ale to musi być okropne.
Rzuciłam się w ramiona mojej mamusi.
- Bardzo mi przykro...kochana, nie płacz. To da się załatwić.
Mama pogłaskała Amber po długiej szyi.
- Ale...jak?
Ucichłyśmy na chwilę i w milczeniu wpatrywałyśmy się w dorosłą klacz.
- Poczekajcie, muszę tylko poszukać Figaro.
Odeszła, a my w tym czasie rozmawiałyśmy.
- Sądzisz, że coś wymyśliła?
Zapytała ze łzami w oczach Amber.
- Myślę, że tak, moja mama ma wiele pomysłów.
Odpowiedziałam najspokojniej jak potrafiłam, aby już nie martwiła się.
- To chyba dobrze.
Powiedziała tylko i po tych słowach nastała cisza. Długa, denerwująca cisza. Zakłócał ją tylko wiatr powiewający wokół nas. Po kilku minutach nadeszła mama.
- Niestety, nie znalazłam go, ale myślę, że się zgodzi.
Podbiegła do nas kłusem.
- A więc jaki masz plan?
Pisnęłam cicho.
- Amber...możesz mnie uważać za przybraną mamę. Będę Cię traktować jak rodzoną córkę, jak Flower, jeśli tylko się zgodzisz.

<Amber?>

poniedziałek, 25 maja 2015

Od Szafira

Biegłem przez wszystkie tereny najszybciej jak mogłem. Nie wiadomo po co , nie wiadomo dlaczego. Przeskakiwałem wszystko co stanęło mi na drodze. Byłem nieco oddalony od stada , ale wcześniej zapytałem się o pozwolenie alfy. Wolność. Kocham ją. Jest cudowna , daje tyle szczęścia. Zamknąłem oczy i dałem wodze moim zmysłom. Słyszałem tylko dźwięk uderzających kopyt o ziemię. W pewnym momencie usłyszałem głos.
-Cześć, jak masz na imię?- Zapytała jakaś klacz, biegnąca tuż za mną.

< Dokończy jakaś?>

Nowy ogier- Szafir

Powitajmy Szafira, nowego ogiera w stadzie życzmy mu wszystkiego dobrego, a przede wszystkim dużo weny na opowiadania :D
 
Imię: Szafir
Płeć: Ogier
Wiek: 3 lata
Cechy charakteru: Szafir jest samotnikiem i czasem atakuje różnych ogierów. Do klaczy zwraca się honorowo i próbuje każdej zaimponować. Kocha biegać i skakać , ale nie robi tego przy innych koniach. Waleczny i nigdy się nie poddaje.
Stanowisko: Strażnik
Żywioł: Powietrze
Moce: Powietrza.
Partner: Szuka.
Rodzina: -
Historia: Był bity biczem przez właściciela i mieszkał w małej szopie. Kiedy właściciel otworzył szopę na oścież on uciekł i już nie wrócił. Błąkał się . nie mając co począć , a za konia powozowego nie mógł robić , bo stracił zaufanie do ludzi. W końcu znalazł Havanę, która przyjęła go do stada.
Właściciel: KochamKonie63

Od Nirvany

CD Twyly

Uchyliła ociężałe powieki, przeganiając z oczu szczypiącą mgłę. Nie miała pojęcia dlaczego w ogóle się obudziła - jeszcze przed chwilą całą sobą nastawiała się na śmierć. Próbowała unieść głowę, lecz jej starania spełzły na niczym. Poczuła jedynie ból w szyi i dała za wygraną, wzrokiem próbując ogarnąć przestrzeń w jakiej obecnie się znajdowała.
Nagle kłusem przybiegła gniada klacz z troskliwym uśmiechem malującym się na pysku.
- Przepraszam, że tak długo! Jestem Twyla - rzekła, pochylając się nad Nirvaną, która przeniosła na nią spojrzenie zmęczonych oczu. Czuła się jak paralityk i świadomość, że każdy ruch sprawi ból wywoływała psychiczne cierpienie związane z potrzebą treningu i codziennych ćwiczeń, których nie mogła obecnie wykonać.
- Dziękuję za pomoc - wycharczała klacz. Słowa z trudem przechodziły przez zaschnięte gardło. - Mam na imię Nirvana - zastrzygła uchem, wpatrując się w stojącą nad nią gniadoszkę. Nagle obie usłyszały tętent kopyt, Twyla obróciła się zaniepokojona zbliżającym się z dużą prędkością obcym.

< Twyla? Któż to będzie?>

Od Twyli

CD Nirvany
Idąc śnieżną polaną zauważyłam klacz. Leżała, ledwo oddychała. Szybko podbiegłam by jej pomóc. 
- Nic Ci nie jest? Poczekaj zwołam pomoc!- powiedziałam po czym pobiegłam do jaskini Perły
- Perła? Jesteś tu?- zapytałam
- Tak? Ty chyba jesteś Twyla?- zapytała
- Oj tak, bardzo przepraszam, że się nie przedstawiłam, ale Amber bawiła się z Twoją córką i powiedziała mi, że jesteś medykiem... czy to prawda?- zapytałam dysząc
- Tak, o co chodzi.- zapytała
- Choć za mną.- powiedziałam
Po chwili razem biegłyśmy po łące. W końcu zobaczyłam klacz leżącą na ziemi.
- Przepraszam, że tak długo!- powiedziałam i podeszłam do klacz
Po chwili Perła opatrzyła jej rany i wróciła do jaskini. Zostałam z klaczą sama.
- Jestem Twyla.- powiedziałam spokojnie
(Nirvana?;D)

niedziela, 24 maja 2015

Od Nirvany

Tafla wody zadrżała. Pod powierzchnią wyrósł czerwony dym, powoli rozpływający się w przejrzystości jeziora.
Nirvana pochyliła łeb, oddychając z niemałą trudnością. Całe jej ciało znaczone było śladami licznych ugryzień, a gdzieniegdzie widać było przebijające skórę kości. Każdy ruch, najlżejsze drgnięcie sprawiało ból tak niesamowity, że klacz miała ochotę rżeć pod niebo z cierpienia. Przyjmowała jednak każdą jego dawkę z pokorą.
Łzy spadały powoli.
Umierała.
Tracą kontakt z rzeczywistością widziała krwawy ślad na śniegu, jaki za sobą zostawiła, widziała chłodną zieleń sosen i głuche na jej udrękę, zupełnie pochłonięte przez swój własny egoizm niebo, które zawisło patrząc na jej śmierć nią chmurnym okiem.
Zaczęła błądzić wzrokiem po ośnieżonych polanach. Wtem dostrzegła sylwetkę zbliżającego się konia, lecz ostatnim o czym pomyślała przed popłynięciem w stronę błogiego stanu niebytu było fatamorgana.

< Ktoś? :) >

Nowa klacz- Nirvana

Powitajmy nową klacz w naszym stadzie, Nrvwanę. Życzymy ci dużo weny na opowiadania, wytrwałości i mile spędzonych chwil na blogu :3
 
Imię: Nirvana
Płeć: Klacz
Wiek: 3 lata
Cechy charakteru: Nirvana, jak samo imię wskazuje, jest klaczą o idealnej równowadze duchowej, której - jak się zdaje - nic nie może zachwiać. W walce staje się szybką kobrą, kąsająca w najczulsze punkty, jednak robi to z gracją i przemyślanie, tak, jak nakazuje jej to dyscyplina którą sama sobie narzuciła w wieku młodzieńczym. Zasady uznaje za święte, a ich przestrzeganie w najdrobniejszym szczególe za coś zupełnie codziennego. Pokora spokojnie mogłaby stać się jej drugim imieniem. Nirvana ze stoickim spokojem przyjmie każdą karę, o ile oczywiście sobie na nią prawdziwie zasłużyła.
Klacz nie znosi wyśmiewania się ze słabszych i pomiatania nimi. Bójki rozwiązuje szybko i boleśnie dla agresora, który to ją rozpoczął. Zawsze staje w obronie tych mniejszych i niewyćwiczonych, co nie oznacza, że traktuje ich ulgowo. Dla nich ma specjalny trening, prawdziwą męczarnię, którą to kiedyś ona musiała przejść aby teraz stać się silną, niezależną, zdyscyplinowaną i dzielną klaczą.
Stanowisko: Nauczycielka Źrebaków
Żywioł: Ogień
Moce: Moce ognia są bardzo niebezpieczne - krew, która nagle zaczyna płonąć w żyłach nie należy z pewnością do najprzyjemniejszych uczuć. Wywoływanie kuli ognia czy otaczanie przeciwnika kręgiem płomieni to klasyka, jednak często używana. Samozapłon jest mocą zarówno efektywną jak i skuteczną, a co najważniejsze bezbolesną dla samego wykonawcy. Nirvana zna wiele sztuczek związanych z ogniem, które odstraszają przeciwników już na samym początku walki.
Partner: -
Rodzina: -
Historia: Nirvana urodziła się jako najsłabsze ogniwo. Jej szanse przeżycia wynosiły niewiele ponad 5 procent. Jednak ona nie poddała się, walczyła z całych sił o gasnące w niej powoli życie. Udało się, jednak wśród rosłych, zdrowych rówieśników wyglądała równie mizernie niczym niezapominajka wśród czerwonych róży. Szybko stała się popychadłem i codziennie na nowo musiała ścierać się z serią obelg i uszczypliwości. Nadszedł dzień wojny, Nirvana miała 2 lata. Mimo surowego zakazu wychodzenia z nory ona rzuciła się w wir wojny. Było jej wszystko jedno czy umrze. Dzięki załamaniu przykazania uratowała życie syna wodza stada, czym została rozsławiona. Nirvana jednak nie czuła zachwytu, lecz pogardę dla koni, które przez tyle lat widziały w niej tą najgorszą. Uciekła nocą i spędziwszy na koczowniczym trybie życia i codziennym treningom oraz wyrzeczeniom 2 lata trafiła do Mysterious Valley.
Właściciel: Caspian
Inne zdjęcia: 1

sobota, 23 maja 2015

Od Amber

 CD Flower
  • Tak, kocham skakać!- powiedziałam śmiejąc się
  • No to na co czekamy? Skaczmy!- powiedziała radosna Flower
Zaczęłyśmy skakać. Z jednej na drugą stronę, jedna po drugiej.
  • Niedługo moja mama ma urodziny...- powiedziała klacz
W tej chwili lekko posmutniałam, ale niestety jak zwykle nie umiałam tego ukryć i Flower od razu to zauważyła.
  • Coś się stało?- zapytała
  • Nie nic, tylko... ja po prostu...- zaczęłam
  • Tak?- dopytywała
  • Ja nie mam mamy...- wydusiłam z siebie i zaczęłam płakać jak niemowlę
Flower też posmutniała.
  • Ja nie chciałam, przepraszam...- powiedziała próbując mnie pocieszyć klacz
  • Nie, ja, po prostu...- mówiłam przez łzy
Po chwili z jaskini obok, której przebywałyśmy wybiegła klacz, chyba mama Flover.

(Flower? Chyba trochę brak weny... :()

Od Flower Desert

CD Amber

Ta zabawa bardzo mi się spodobała. Bieganie to jednak coś za czym bardzo przepadam. Zaczęłam gonić klacz trochę ode mnie starszą o imieniu Amber. Wiedziałam, że nie mam szans z jej długimi nogami, ale nie chciałam się nudzić i po prostu goniłam za nią.
- Nie złapiesz mnie!
Zaśmiała się. Chciałam się uśmiechnąć, ale jakoś tak bez powodu nigdy mi to nie wychodzi.
- Wiem, ale będę cię gonić.
Odpowiedziałam wolno dysząc raz po raz.
- Dobra, stop. Jesteś zmęczona?
Zatrzymała się na chwilkę. Nie chciałam się do tego przyznawać, ale musiałam powiedzieć prawdę.
- Tak, może pobawimy się w coś innego.
Popatrzyłam na maleńki strumyczek przed nami i już miałam pomysł w co się bawić.
- Ale w co innego?
Spojrzała na mnie zdziwiona Amber.
- W skakanie przez strumyk. To jakby trening.
Na słowo trening na moim pyszczku pojawił się niekontrolowany uśmiech.

<Amber?>

Od Perły

CD Figaro

Przespałam się troszeczkę pod nieobecność mojego kochanego partnera oraz mojej słodziutkiej drobinki Flower. Byłam niewyspana, ciągle mała budziła mnie. Raz chciała się załatwić, raz była głodna, a jeszcze innym razem zachciało jej się wyjść na zewnątrz. Po takiej nocy trudno nie mieć dziecka dosyć, no ale cóż, źrebak to źrebak. Później postanowiłam wyjść i spokojnie zasmakować trawy. Flower Desert pewnie poznawało z Figaro nowe rzeczy w stadzie, jestem z niej strasznie dumna. Kocham malutką ponad wszystko od pierwszego dnia życia, jest dla mnie kimś tak wyjątkowym, że nikt poza mną i Figaro nie mógł takiej miłości do Flower odczuć. Mam nadzieję, że wkrótce zaprzyjaźni się z kimś. Jedno mnie w niej dziwi - ona prawie nigdy się nie śmieje, mówi tak elegancko i chodzi tak dumnie jak władczyni, wprost mała dama z tej naszej Desert. Wreszcie kiedy przyszli mogłam zaobserwować zachowanie się córeczki. Jest energiczna i rozbrykana, ale bryka z taką gracją...
- Cześć córciu! I co, nauczyłaś się czegoś od taty?
Spojrzałam na Figaro i puściłam mu oko, po czym podeszłam i pocałowałam najpierw jego, później małą.
- Och, tak! - stanęła równo i uniosła szyję w górę - Na przykład nauczyłam się tych całych treningów.
Jej mina i wzrok, jak i ta przemowa rozśmieszyła mnie. Ona miała zaledwie tydzień i mówiła jak dorosła, mądra klacz.
- Wiesz co? Wujek chciałby się tobą zaopiekować. Stoi tam, podejdź do niego i przekaż mu to.
Stawiała już trochę wolniej kroki w stronę Akcenta, coś do niego mówiła, a potem tylko skinął nam głową i powędrował z Desert do swojej jaskini.
- On sobie poradzi? Chyba nie ma źrebiąt...
Powiedział do mnie Figaro i uśmiechnął się szeroko.
- Oj, tam. Właśnie się uczy. - mówiłam - A poza tym Flower Desert jest już na tyle inteligentna, że nie da się zranić. Jest bardzo ostrożną małą damą i musimy uczyć jej samodzielności.

<Figaro?>

Zmniejszona aktywność

pusia9(Kiara, Figaro, Arot, Brego) zgłasza zmniejszoną aktywność na czas nieokreślony. Będzie odpisywała na opowiadania, lecz nie w terminie.

piątek, 22 maja 2015

Nowa klacz- Smile

Powitajmy w naszym gronie kolejną piękną karą klacz, Smile. Życzymy ci kochana dużo weny i czasu na opowiadania i obyś spędzała tu mile czas :D
 
Imię: Smile
Wiek: 4 lata (a przynajmniej tak ona uważa)
Płeć: Klacz
Charakter: Smile się nie da określić jednym słowem, dwoma a nawet tysiącem. Na początku warto zaznaczyć, że klacz nie jest zdrowa psychicznie, kilka la temu coś sprawiło, że w jej umyśle coś pękło. Mało mówi, niektórzy uważają nawet, że straciła całkowicie głos. Nie, nie myślcie tak. To tylko kolejna plotka. Smile potrafi mówić, ale tego nie lubi. Tylko gdy to będzie konieczne odezwie się. Następnym ważnym punktem jest to, że tej klaczy nie można ufać. Jak, skoro jej psychika jest doszczętnie zniszczona? Jak, skoro ona sama nie wierzy samej sobie? Nie, nie wierzcie w żadne jej słowo. Poza tym Smile nie obchodzi nic, nawet jej przyszłość. Żyje dzięki temu, że spełnia swoje zachcianki i nie przejmuje się konsekwencjami. Okrutna, bez sumienia, nieprzewidywalna. Nie szanuje innych, nie czuje do nich respektu. Nie będzie się wzdragać przed morderstwem, ba, ona uwielbia zabijać. Wyjątkowo sprytna, kłamie jak prawdziwa aktorka, jest zdolna do wszystkiego. Do wszystkiego. Pamiętaj o tym...
Stanowisko: Nie nadaje się na żadne ze stanowisk.
Żywioł: Psychika
Moce: Smile opanowała swój żywioł na takim poziomie, że z łatwością może obezwładnić przeciwnika. Jej jednymi z wielu to: wtargnięcie do umysłu i zmienianie wspomnień, wpływanie na myśli, zabijanie i zadawanie bólu za pomocą myśli.
Partner: A czy ktos pokocha na wpół obłąkaną maszynę do zabijania? A nawet jesli, to czy ta miłość będzie prawdziwa i czy sama Smile zechce mieć partnera?
Rodzina: Smile nadal uważa, że ona nie ma prawdziwej rodziny. Czy to prawda?
Historia: Historia Smile dla wielu jest zagadką. Niektórzy wymyślają ją nawet sami, dopowiadają sobie. I to między innymi zniszczyło niegdyś piękną, miłą i utalentowaną klacz.
Ona sama uważa, że urodziła się w rodzinie, która zawsze była uważana za okrutną. Podobno ją bito i wychowano na morderczynie. Gdy opuściła swój dom i ruszyła w świat stała się postrachem okolic. Zabijała w tajemnicy, mordowała niewinne stworzenia i znikała, by się pojawić w kolejnym stadzie. Ale czy można wierzyć tej klaczy? Sami sobie odpowiedzcie...
Właściciel: Samotna

Od Rébellion`a Qui Insorto

CD Havany

 Wiatr delikatnie musnął taflę wody, która jednak nawet nie drgnęła.
Jeśli ta legenda miała w sobie chodź trochę prawdy...
 Wbiłem wzrok w ziemię.
Doskonale wiedziałem, jak to jest stracić wszystko. Dla Lorangi całym światem był ów ogier. Gdy zabrakło jego, wszystko zaczęło się sypać.
 Nie istotne było, jak wiele czynników jest dla nas "całym światem". Cały świat to cały świat i nie ma znaczenia, czy jest nim stary, bukowy las, rodzina, stare stado czy też partner, jak w przypadku błękitnookiej klaczy.
 Ukradkiem wytarłem łzę, która pojawiła się w moim oku.
Zawsze uważałem, że płacz to oznaka słabości. Do tego jakże jawna oznaka...
Mimo, iż jestem źrebakiem rzadko zdarza mi się uronić choćby jedną łzę. Legenda o Lorandze, a także przywołane wspomnienia tym razem mnie przerosły. Choćbym nie wiem jak chciał, byłem tylko półrocznym źrebięciem, które nie zawsze umie być silne.
 Kiedy odłączyłem się od Enviàdo obiecałem sobie, że wrócę i pomszczę swoje stado...swój dom.
Teraz jednak zaczynałem wątpić. Czy kiedykolwiek uda mi się dorosnąć na tyle, aby móc wrócić do łąk, na których przyszedłem na świat?
 Czy jeszcze kiedykolwiek zobaczę stare knieje, szuwary, mokradła lub jedno z jezior Północy?
Tęsknota, jaka ogarnęła moje serce była niemożliwa do wyrażenia słowami. Coś, co stanowiło ogromną część mnie zostało wydarte i zabrane z mojej duszy wbrew mojej woli. Nie macie nawet pojęcia, jak to boli...
Potrząsnąłem głową odganiając te myśli jak najdalej. Myślenie w ten sposób nic mi nie da. Mama zawsze mówiła, że przeszłość nie jest po to, aby ją rozpamiętywać. Przeszłość ma zmusić nas do przemyśleń i refleksji, aby nigdy więcej nie popełnić tych samych błędów. Ktoś, kto nie zna swojej przyszłości jest skazany na jej powtórzenie...
 Kierowaliśmy się do miejsca, które otulała sina mgła.
Gęsta powłoka ograniczała widoczność, jednak Havanie nie sprawiało to problemu. Klacz dzielnie brnęła przed siebie, a ja - parę kroków za nią - nie mogłem powrócić do realnego świata. Ten, w którym dominują myśli zbyt mną zawładnął.
- Niestety, obawiam się, iż jeszcze przez parę dni nie będziemy mieć wolnych jaskiń. - powiedziała Havana - mam nadzieję, że spanie tu nie sprawi ci problemu? - wskazała głową swój dom.
- Jestem bardzo wdzięczny, że w ogóle mam dach nad głową - powiedziałem z wdzięcznością w głosie.
 Mieszkanie w jaskini alfy absolutnie mi nie przeszkadzało.
 Szczerze mówiąc pierwszej nocy było wręcz kojące. W czasie wojny spaliśmy wszyscy w jednym miejscu. Brak towarzysza podczas snu oznaczał pewną śmierć, a mnie chyba za bardzo weszło to w nawyk.
 Klacz puściła mnie przodem. Położyłem się opierając plecami o zimną, szarą ścianę jaskini.
- Opowiedziałaś mi historię Lorangi - powiedziałem - wspominałaś też o drugie legendzie. O ile dobrze pamiętam o smoku...
- Tak - przerwała klacz - jesteś pewny, że chcesz ją usłyszeć?
 Bez wahania kiwnąłem głową. Havana uniosła głowę i spojrzała w górę. Wpatrywała się w przestrzeń smutnym spojrzeniem, jakby przypominając sobie coś, co mimo wieku wciąż bardzo rani.

< Havi? >

Pride oraz Black Prince odchodzą


http://fc01.deviantart.net/fs45/f/2009/072/d/9/d96a1b17ba9a5ac71fc514c2a621ee64.jpg
Pride
http://www.gielda-koni.com.pl/upload/original/Konie/d13d2673ffbf80b2ea5a0adab0ea4da9.jpg
Black Prince


Powód: Decyzja właściciela

Od Havany

CD Rébellion`a Qui Insorto

Szczerze powiedziawszy to nie wiedziałam od czego zacząć. Historia może i jest długa, ale trudno do opowiedzenia, lecz gdy tylko zobaczyłam niesamowitą ciekawość w oczach źrebaka postanowiłam podjąć się tego wyzwania.
-To może zacznę o pięknej Lorandze. Na samym początku powiem, że to piękna klacz o niesamowitych błękitnych oczach jak ta tafla wody. Słyszałam także, że każdego dnia miała wplecione liście tego otóż drzewa, przy którym właśnie stoimy. Mieszkała nieopodal tej krainy i była członkinią małego stada, które tu wieki temu osiedliło się. Było nawet podobne do naszego tylko posiadało miej członków. Nigdy nie brało udziału w wojnach, nie spotykały ich nieszczęścia. Była szczęśliwa, a Loranga... została alfą stada gdy założyciele nie mogli sprawować już władzy. Konie ją kochały, ponieważ dobrocią i wyrozumiałością przewyższała wszystkich. Jednak jak w każdym życiu pojawił się ktoś dla kogo poczuła się najważniejsza w świecie. Tajemniczy ogier ze stepów przybył do stada i prosił o dołączenie. Loranga... muszę przyznać zakochała się w nim nieszczęśliwie. Z początku ogier niezbyt się nia interesował, lecz gdy zobaczył jej troskliwość o członków stada, poczuł to samo uczucie. Zostali parą... Niby sobie nudna historia, jednak... Nie długo po tym, Garhan`owi, bo tak nazywał się owy ogier zaczęło mniej zależeć na pięknej Lorandze, która to niestety zauważała. Ilekroć starała się o zauważenie tyle została odtrącana wymówkami. Potem nakryła swojego partnera z inną. Klacz nazywała się Ellora. Nie cierpiała Lorangi. Uważała ją za gorszą, a jej celem było właśnie odebranie stanowiska jak i kochającego partnera. Garhan widząc, że zranił klacz chciał ją przeprosić, jednak ona nie mogła. Nie długo potem na tereny wkroczyło obce stado, które nie było zbyt przyjaźnie nastawione. Od razu zaatakowało. Loranga poniosła wielkie straty, a członkowie widząc kończącą się dolę stada poodchodzili. A co z Lorangą i Garhanem? Loranga została zabita właśnie pod ukochanym drzewem przy tym jeziorze przez Ellorę, która przeszła na stronę najeźdźców. Garhan za to zpopełnił samobójstwo widząc martwe ciało ukochanej i nie mógł sobie wybaczyć, że ją zdradzał. Wkrótce na wygrane stado padła klątwa. Wszyscy zaczęli powoli umierać. Konie uciekały z tego miejsca. Podobno do dziś widać jak nieszczęśliwy duch Lorangi chodzi po wodach, uciekając przed Garhanem i płacząc pod drzewem, za to ogier szuka ją ciagle, lecz nigdy nie może znaleźć. Dlaczego? Przykuty do dna łańcuchami odpokutowuje swój grzech. Więc spytasz dlaczego nasze stado nie zostało przeklęte. Legenda mówi, że Loranga pozwala być tu tylko tym, którzy są na prawdę tego godni. Widzi szczególnie po pracy i udziału w stadzie jego członków, lecz to nie ona zabiła nieszczęśników ani z zemsty ani nie mści się... to jej żałość i słabość to robi... Więcej już ci nie powiem, bo sama nie wiem- skończyłam pierwszą legendę.
Rebellion patrzył to na mnie to na jezioro jakby starał się wyszukać pośród mieniącej się wody ducha dwóch koni, jednak nic nie było widać.
-Oczywiście to tylko legenda, ale odkryłam nie dawno coś co mogło by ją potwierdzić. Podobno dawno temu rzeczywiście było tu stado, które nie prowadziło wojen i zostało zaatakowane przez drugie i doszczętnie wybite. Przykre, ale być może prawdziwe...- zastanowiłam się.
-A ty widziałaś tą Lorangę?- spytał źrebak.
-Szczerze? Jeszcze nigdy, chociaż kiedyś słyszałam łańcuchy i czyjś płacz, lecz nie wiem czy to wiatr robił figle czy też duchy z Lasu Peeves... czy też moja wyobraźnia robiła mi na złość...- wzruszyłam barkami.

Insorto? :3
Druga legenda będzie po twoim opowiadanku ^^

czwartek, 21 maja 2015

Od Carola i Lady Queen

Drepcząc wolno po łamiących się gałązkach usłyszałem dziwny, dość znajomy dźwięk. Zastrzygłem uszami po czym wydałem z siebie głośne rżenie! Ujrzałem, że podkrada się do nas jakiś człek! Odruchowo moje nogi uniosły się, by ''zasadzić'' mu kopa. Niestety chybiłem, a człowiek, który się do nas zbliżał zaatakował Lady Queen! Widziałem jak pierw strzela do niej z wiatrówki o nabojach ze  środkiem usypiającym, a potem rzuca się na klacz. Ludź uderzył ją brutalnie, po czym zostawił  i padł w krzaki. Zaniepokojony podszedłem do nieprzytomnej samicy i zacząłem szturchać ją ciepłym nosem. Wtem zobaczyłem ruszająca się kreaturę. Wściekłem się! Zacząłem wierzgać, stawać dęba! Niestety.. istota ludzka była znacznie szybsza. Ugodziła mnie strzałem ze swej giwery w szyję. Zamąciło mi się przed oczyma.
***
Usłyszałam strzał. Zapewne człek strzelił do mojego towarzysza.
-Uciekaj! -szepnęłam będąc wpół świadoma. Niestety nie otrzymałam odpowiedzi...
Ogier spadł po chwili na ziemię z głośnym łomotem. Wiedziałam, że coś co się zbliża nie będzie dobre. Człowiek nie chciał czegoś pozytywnego. Z pewnością miał złe zamiary. Wkrótce moim zamglonym oczom ukazała się grupka istot podobnych do naszego przyszłego oprawcy. Mieli ze sobą łańcuchy. Przeraziłam się, zaczęłam wierzgać ostatnimi siłami. W zamian za to dostałam potężny cios metalowym przedmiotem. Ucichłam cierpiąc.
Niedługo po tym ujrzałam zakrwawiony pysk Carola i jego wyraz błagający o litość. Najwidoczniej gdy straciłam przytomność musieli go katować...
Nagle podszedł do mnie brodaty, potężny mężczyzna. Brutalnie przypiął do mojej nogi gruby łańcuch, po czym przeciągnął mnie bym była z Carolem  w jednej linii.
***
http://img1.sprzedajemy.pl/540x405_mercedes-sprinter-do-przewozu-zy-4897281.jpg
Ocknąłem się. Otworzyłem gwałtownie oczy i chciałem zacząć wierzgać, ale nie mogłem. Zostałem spętany czymś mocnym, grubym. Wtem przyjechała wielka puszka, z której wyszli kolejni ludzie. Była to ciężarówka. Człowiek podjechał dość blisko po czym wciągnął nas ostro na ''pokład''. Zostaliśmy zamknięci, prawie leżąc na sobie. Nasze kończyny ocierały się o metalowe ściany ciężarówki. W końcu auto ruszyło z piskiem. Byłem przerażony, choć nie do końca wybudzony. Bardziej bałem się o Lady Queen niż o siebie.
***
Byłam nieprzytomna. Czułam jedynie ucisk metalowych łańcuchów i stykającego się ze mną ogiera. Jechaliśmy bardzo szybko, nasze ciała podskakiwały na każdym zakręcie. Byliśmy wykończeni. Nie dość, że osłupieni środkami nasennymi to jeszcze poobijani dzięki hamowaniu kierowcy.
Po kilkugodzinnej, syzyfowej jeździe zatrzymaliśmy się.
***
Drzwi ciężarówki otworzył nam brodaty mężczyzna. Wszedł on do środka po czym wypchnął nas na beton. Gruchnęliśmy z łomotem o ziemię. Gdy uderzyłem głową o twardą powierzchnię ocknąłem się. Wstałem na równe nogi mimo ucisku łańcucha. Zacząłem się szamotać, by uwolnić się i pobiec na pomoc z odsieczą dla Lady.Niestety, nie dałem rady łańcuchom. Ludzie chwycili za prowizoryczne kantary, które zaraz później wylądowały na naszych pyskach. Przypięte do nich liny zostały szarpnięte, a my automatycznie ruszyliśmy przed siebie mimo ucisku metalowych przedmiotów. 
***
Byłam przerażona. Patrzyłam niepewnie dookoła strzygąc uszami i czekając tylko na celny cios człowieka. Nie chciałam się buntować, bo wiedziałam, że mogę przepłacić to życiem.
Byliśmy prowadzeni z wielką siłą, która napierała na ogłowia. Musieliśmy posłusznie maszerować mimo bólu, strachu i krzyku stłumionego przez łzy.
***
Wtem naszym oczom ukazał się wielki plac. Do naszych uszu dobiegały różne dźwięki takie jak rżenie, stukot kopyt, pisk rozpaczy i jeden wielki gwar. Przeraziłem się... Wiedziałem co to znaczy...
Mimo strachu przed człowiekiem zacząłem się szarpać, kopać i gryźć, ale niestety ludź był sprytniejszy. Mocno uderzył mnie w kolana metalowym prętem. Pisnąłem i upadłem na ziemi. Wiele istot ludzkich przytrzymało mnie aż się uspokoiłem. Lady posłusznie szła za jednym z oprawców.
Nagle mój kantar chwycił jakiś mężczyzna, który podbiegł do mnie chaotycznie i zaczął szarpać linę z ogłowiem. Począł krzyczeć i wypowiadać jakieś słowa.
***
http://www.zory.slaska.policja.gov.pl/dokumenty/zalaczniki/66/66-141426.jpgByłam prowadzona w stronę następnej ciężarówki. Chciałam się uwolnić, ale za każdym razem jak tylko lekko odchyliłam głowę, człowiek mocno ogłuszał mnie pałką, którą trzymał kurczowo w ręce. Przyjrzałam się bliżej aucie, do którego miałam zostać wpędzona. Zobaczyłam przywiązanego do poręczy karego, starego i osowiałego konia oraz zwierzę, którego nigdy wcześniej nie widziałam.
Spojrzałam za siebie. Kątem oka dostrzegłam prowadzonego w moją stronę Carola, który przerażony szedł już posłusznie oddając się człowiekowi.
***
Szedłem. Parłem przed siebie mimo bólu, który objął wszystkie części mojego ciała.  Zostałem brutalnie wpędzony do ciężarówki po czym uderzony batem w zad. Odruchowo wzbiłem tylne nogi w powietrze uderzając nimi o klapę, która właśnie była zamykana. 
Zacząłem się wiercić, wierzgać, ale zaraz potem uspokoił mnie człowiek. Wiadomo jak.. dostałem kilka tępych ciosów. Zostałem natychmiast uwiązany obok mojej towarzyszki.
Dopiero kiedy stałem obok niej, ujrzałem ją i westchnąłem. Popatrzyłem na nią. Wyglądała okropnie... Miała zakrwawione ciało, rany, z jej oczu ciekły ciurkiem łzy. To był potworny widok...
***

C.D.N.


Od Green Day'a

CD Rudej

 Ruda powoli otworzyła jedno oko, a kiedy zobaczyła moją głowę szybko się podniosła.
- Skąd ten pośpiech? - spytałem z udawanym oburzeniem.
- Wiesz...nie lubię, gdy ktoś nade mną wisi - powiedziała rozglądając się po...okolicy?
 Byliśmy w stajni.
Konkretnie w boksach. Podobnie jak ja, kasztanka miała na głowie kantar i była uwiązana.
- Gdzie my jesteśmy? - spytała niespokojnie.
- W stajni, księżniczko - prychnąłem - a było mnie słuchać!
Chciałem wyprawić krótkie kazanie odnośnie jej zachowania, jednak klacz mnie nie słuchała. Zbyt była zajęta oglądaniem uwiązu. Westchnąłem ciężko i głośno, aby zwrócić na siebie uwagę.
- Dlaczego jesteśmy zamknięci...oddzielnie? - spytała, lecz widząc mój łobuzerski uśmiech dodała - nie, żeby mi to przeszkadzało!
- Bo nas złapali, księżniczko. Gdybym nie był dżentelmenem dodałbym, że przez ciebie.
Ruda uniosła brew i spojrzała na mnie spodełba.
 Dlaczego nas rozdzielili? Szczerze mówiąc nie rozumiem. Twierdzili, że ogier i klacz nie mogą stać w jednym boksie.
 No...owszem, Ruda była całkiem...no dobra, Ruda była ładna.
 Ale ładna była też Lady, Renee, Star, Verona, Nonsens'e...a mimo to ojcem jeszcze nie jestem!
- Myślisz, że są zajeżdżone? - spytała z ekscytacją blond włosa kobieta, która właśnie weszła do stajni.
- Podejrzewamy, że komuś uciekły, więc myślę, że tak - stwierdził towarzyszący jej mężczyzna.
- Piękny ogier - kobieta delikatnie pogłaskała moje czoło. - byłby wspaniały dla mojej Gai!

< Rudzia, moja piękna towarzyszko? xD >


Od Rudej

CD Brego

 Kary ogier wlókł się za mną i niechętnie oglądał kwiaty zdobiące aleje. Co jakiś czas rzucał mi zmieszane, lecz jednocześnie zimne spojrzenie.
Westchnęłam z pewną irytacją. Domyślam się, iż powodem tej jego "zadumy" był incydent nad morzem.
- Brego, słuchaj - powiedziałam stanowczo, a kiedy udało mi się skupić uwagę ogiera kontynuowałam - nie mam zamiaru psuć sobie dnia przez coś takiego. Jeśli tak bardzo ci to przeszkadza, i masz zamiar cały czas się tak zachowywać, to nikt cię nie trzyma.
 Chyba zdziwiły go moje słowa. Cóż, nie zawsze jest cukierkowo. Życie jest w końcu tylko życiem, a nie bajką.
- Nie, jest w porządku - burknął.
 Pokręciłam głową z dezaprobatą.
- W taki razie ja pójdę. Jeśli przestaniesz się obrażać to chętnie się spotkam. Cześć! - rzuciłam na odchodne i pokłusowałam do siebie.
 Lubiłam Brego.
Naprawdę lubiłam zarówno jego samego, jak i spędzanie czasu w jego towarzystwie. Skoro jednak ma zamiar przez kolejne pół roku marudzić z powodu tego nieszczęsnego "pocałunku" to cóż...
 Żałowałam tylko, że takie głupstwo zepsuło mu humor.
 Weszłam do swojej jaskini i położyłam się w jej kącie. I tak już zaczynało się ściemniać.
Miniony dzień musiał mnie bardzo zmęczyć, gdyż nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam.
***
 Obudził mnie dźwięk czyichś kroków. Podniosłam głowę i zastrzygłam uszami. Na dworze trochę padało, co nieco utrudniało mi usłyszenie, kto nadchodzi.

< Brego, jeśli chcesz, to kończaj > 

Od Rudej

CD Green Day'a

- O! Jaki władczy! - powiedziałam ironizując.
 Day spojrzał na mnie spode łba. Zupełnie nie rozumiałam jego frustracji...
- Jeśli chcesz, zostań, ja nie ma  zamiaru dać się złapać - powiedział.
 Chwilę czekał na moją reakcje, jednak kiedy zobaczył, że zostaje, tylko pokręcił głową i zniknął między drzewami.
 Zawahałam się. Green zdawał się być przestraszony (nie bij xD) Więc może wiedział, co robi?
Zerwałam się do galopu, kiedy niedaleko mnie pojawił się jeden ze srokaczy. Jeździec na jego grzbiecie natychmiast zmusił konia do biegu za mną.
 Zastanawiałam się, gdzie jest drugi z dwunogów?
Poczułam dziwne obciążenie na jednej z nóg. Potknęłam się, co zostało szybko wykorzystane przez mojego prześladowcę.
 Wstałam, jednak natychmiast się zatrzymałam. Przede mną wyrósł jak spod ziemi drugi ze srokaczy.
Nagle wierzchowiec stanął dęba głośno przy tym rżąc.
- Green! - powiedziałam z nieukrywaną radością.
Tym razem to on rzucił mi to charakterystyczne spojrzenie.
 Zerwałam się do galopu i pognałam za ogierem.Niestety, nasz bieg nie trwał długo. Poczułam nagłe uderzenie w głowę. Zatoczyłam się i nie mogąc utrzymać na nogach upadłam.

< Green? :D >

Od Brego

CD Rudej
- Byłem tylko jeden raz ale to miejsce wydało mi się mało interesujące za pierwszym razem więc je omijałem. - powiedziałem bezinteresownie.
- No to teraz pójdziemy razem w to nudne miejsce. - powiedziała klacz nie patrząc na mnie.
- Jak chcesz... - odparłem.
Ruszyliśmy w głąb Alei Róż. Było to dla mnie bardzo dziwne miejsce bo nie były tutaj same róże ale były też inne dziwne dla mnie kwiaty. W powietrzu było czuć zapach róż ale nie zwróciłem zbytnio na to uwagi... Ruda natomiast co innego. Wąchała chętnie ten zapach. Nie wiedziałem co w tym widzi ale przynajmniej miała trochę szczęścia z tego miejsca. Nadale było mi głupio z tym całym pocałunkiem... Eh! Dlaczego musiało się coś takiego stać? Pytałem samego siebie. Z resztą nieważne. Moim zdaniem żadna klacz nie zechce takiego zimnego drania jakim jestem. Prawdę mówiąc to nie wiem czy kiedyś wo gule jakaś klacz wpuści mi trochę ciepła do mojego lodowatego serca które jest od urodzenia takie jakie jest... A z resztą nawet nie wiem czy istnieje coś takiego jak miłość. Może ona wo gule nie istnieje? A może istnieje tylko nie miałem okazji jej jeszcze poznać? Hm... Głupie pytania jak na mnie prawda? No ale cóż... Każdemu czasami coś odbija. I właśnie mi chyba to się działo. Ruda spacerowała dumnym krokiem przede mną a głowa chodziła jej dookoła z wielkim zainteresowaniem. Ta... Chyba nigdy nie zrozumiem klaczy;
< Ruda? Brak weny :C >

środa, 20 maja 2015

Od Rudej

CD Brego

 Odsunęłam się i skuliłam uszy.
Zanim jednak którekolwiek z nas zdążyło coś powiedzieć, mocna fala zdecydował, iż nie chce nas już oglądać w morzu.
 Pchnięci morskim prądem znaleźliśmy się na brzegu. Brego wstał przede mną i szybko zasłonił pysk kopytem.
- No co znowu?! - fuknęłam z irytacją.
- Rudziu... wolałem, gdy w grzywie miałaś chabry - zachichotał.
 Osłupiałam. Dopiero po chwili zrozumiałam, że źródłem tej nagłej radości karego był wodorost w dziwny sposób splatający moją grzywą. Strząsnęłam go z siebie, po czym szybkim ruchem włożyłam między uszy Brego.
- Tobie za to doskonale pasują wodne chwasty! - odparowałam.
 Otrzepałam się i ruszyłam przed siebie. Ciepłe popołudnie aż prosiło się, aby je wykorzystać. Nieco spochmurniały ogier ruszył za mną.
 Miejsce, do którego dotarliśmy było całe pokryte drobnymi, fioletowymi kwiatkami. Szczerze mówiąc nigdy tu nie byłam.
- To chyba Aleja...róż - powiedział nieśmiało Brego.
- Róż...gdzie ty tu widzisz róże? - spytałam rozglądając się po okolicy.
Było tu naprawdę wiele kwiatów, jednak róż zupełnie nie widziałam.
- Wiesz...Havana trochę mi opowiadała o tym miejscu - mruknął. - Czy nie miałaś zwiedzić tego miejsca z innym ogierem? - spytał ironizując ostatnie słowa.
- Skoro nie chciało mu się ruszyć zadu, to cóż...- odparłam - byłeś tu kiedyś?

< B.? >

Od Green Day'a

CD historii z Rudą

 Ruda przekręciła oczami, a wyraz jej twarzy mówił...no, chyba nie trudno się domyślić.
Chciałem coś powiedzieć, jednak nim to zrobiłem dobiegł mnie cichy głos.
Klacz odwróciła się, wypięła język i zadała nieme pytanie "a nie mówiła?"
 Westchnąłem cicho i nastawiłem uszy.
Obawiałem się, że właścicielem głosy jest człowiek. W przeciwieństwie do niektórych koni nie miałem z tymi stworzeniami jakiś super-złych wspomnień. Uciekłem z ich stajenki gdy tylko nadarzyła się okazja, toteż nie zdążyłem doświadczyć niczego szczególnie złego z ich strony. Nie zmieniało to faktu, że chciałem znaleźć się teraz jak najdalej tego miejsca; nie miałem zamiaru trafić znowu do niewoli!
 - Ruda! Spadamy! - szepnąłem.
Kasztanka wbiła we mnie pytające spojrzenie.
- Boisz się byle głosu? - zakpiła - odważny z ciebie ogieras, nie ma co!
 Prychnąłem i w geście focha trzepnąłem ją ogonem.
- Wiem, co mówię - fuknąłem i pociągnąłem ją za sobą.
Nie zdążyliśmy zajść daleko.
Na polanie, od której odgradzał nas gęsty rząd młodych sosen, pasły się dwa srokate konie. Ruda przystanęła i z zaciekawieniem obserwowała siodła na ich grzbiecie, ogłowia i ochraniacze. Ponownie westchnąłem. Zdaje się, że nigdy nie miała do czynienia z ludźmi...
- Kobieto! - jęknąłem - nie wiesz, co robisz!
 Nie zważając na moje słowa, klacz postanowiła zbliżyć się do tych dziwnych istot oraz ich wierzchowców.
 Cóż mi pozostało? W obawie przed zapowietrzeniem nie westchnąłem trzeci raz. Poszedłem za nią.
- Hej, patrz tam! - krzyknął jeden z dwunogów wskazując w naszym kierunku.
 Srokacze uniosły głowy i posłały nam pełne litości spojrzenia.
- Musiały komuś uciec...- mruknął drugi - łapiemy?
 Na twarz jego towarzysza wstąpił grymas mówiący "Pff! Jeszcze pytasz?"
 Cofnąłem się i pociągnąłem za sobą Rudą. W tym czasie ludzie zaczęli wtarabianiać się na grzbiety swoich koni.
- No, zobaczyłaś! A teraz biegiem! - rozkazałem.

< Rudzia? No gratuluję...>

Od Brego

CD Rudej
Gdy Ruda do mnie podeszła szybko zerwałem kwiatek i wplotłem jej w grzywę. Po czym się łobuzersko uśmiechnąłem i zacząłem uciekać... Ruda w końcu się zorientowała że mam kwiatek w grzywie i zaczęła mnie gonić; Biegłem w kierunku Rajskiej Plaży patrząc co chwilę na biegnącą za mną Rudą. Gdy dotarłem na miejsce wskoczyłem do wody! Nawet się nie spostrzegłem a Ruda wskoczyła za mną i mnie ochlapała!
- Osz ty... - powiedziałem ze swoim tajemniczym uśmiechem.
- Nie wiem o co ci chodzi... - powiedziała drocząc się ze mną.
Nie czekałem długo i ją ochlapałem; Zaczęła się wojna! Było śmiesznie ale miło. Uwielbiałem przebywać w towarzystwie Rudej! Nagle zanurkowałem i wynurzyłem się obok klacz a ta szybko się do nie odwróciła... Jednak dziwnie to wyszło bo byłem bardzo blisko niej a gdy się odwróciła to ją przez przypadek pocałowałem;
Klacz i ja szybko się od siebie odsunęliśmy i poczuliśmy się trochę niezręcznie... Nie  wiedzieliśmy jak zacząć rozmowę bo oboje nie wiedzieliśmy jak się zachować w takiej sytuacji...
< Ruda? Trochę brak weny :C >

Od Arota

CD Twyly
- Chodziliśmy po Alei Róż Amber. choć to dziwne to ne rosną tam same róże. Jest tam też pełno innych kwiatów.
Klacz już nic więcej nie mówiła więc zabrałem się za robienie kolacji dla Twyli i Amber. Gdy skończyłem obie szybko zaczęły jeść... Były bardzo głodne. Ja też trochę zjadłem po czym poszedłem do swojej jaskini. Było mi bardzo ciężko zostawiać Twylę i jej siostrą ale wiedziałem że teraz potrzebują trochę czasu dla siebie. Zamierzałem ją odwiedzić następnego dnia bo tylko chwila ro złomki z nią sprawiała że czułem straszną tęsknotę! Kochałem ją całym sercem więc było mi bardzo ciężko rozstać się z nią... Wszedłem do mojej jaskini po czym się położyłem i smacznie zasnąłem.
***
Następnego dnia nie czekając długo zjadłem i od razu pogalopowałem do jaskini Twyli; Gdy tam dotarłem nie było ich więc pogalopowałem na łąkę. Ku mojej uciesze Twyla pasła się spokojnie na łące a jej siostra bawiła się z innymi źrebakami... Podbiegłem do niej po czym ją pocałowałem i zapytałem:
- Jak się dzisiaj czuje maja kochana? - zapytałem z uśmiechem.
- Dobrze. Choć... No... Brakowało mi cię... - powiedziała lekko nieśmiało.
- Mi ciebie też! - powiedziałem i j lekko przytuliłem.
- Może pójdziemy na spacer? - zaproponowała.
- Pewnie! - zgodziłem się bardzo chętnie.
Chcieliśmy pobyć trochę sami we własnym towarzystwie; Było cudownie. Ganialiśmy się w tą i we wte śmiejąc się i żartując. Twyla była taka piękna... Nic i nikt nie był piękniejszy od niej;3 Jej oczy błyszczały jak diamenty, sierść błyszczała w słońcu a grzywa i ogon powiewały na wietrze tak lekko...
- A może dzisiaj przenocujesz u mnie? - zapytałem z nadzieją;
< Twyla? ^^ >

Od Figaro

CD Perły
Przyznam że dzisiejszy dzień był bardzo wyczerpujący! Mała Flower była bardzo energicznym źrebięciem. Jednak mi to nie przeszkadzało. Cieszyłem się że jest taka jaka jest i że bardzo szybko się uczy! Moja mała córeczka już wiedziała przed czym się strzec, gdzie nie wolno chodzić a gdzie może się bawić; Perła nakarmiła małą po czym położyła się obok swojej mamusi;3 Ja zrobiłem kolację po czym zjedliśmy je z wielkim apetytem. Mała Flower już spała... Szybko zasypiała ale i też bardzo szybko się regenerowała. Pocałowałem moją królową i księżniczkę na dobranoc po czym szybko zasnęliśmy.
***
Rano obudziła nas skacząca bomba energetyczna Flower; Perła ją nakarmiła ale chciała jeszcze trochę pospać więc wziąłem moją córeczkę na zewnątrz. Spojrzałem na małą która patrzyła na mnie z zaciekawioną miną co będziemy robić.
- To co pościgamy się trochę? - zapytałem uśmiechając się do swojej małej córeczki:3
- Tak! Tak! - krzykneła z wielką chęcią.
- No dobrze! Gotowi! Do startu! Start!!!
Oboje ruszyliśmy biegiem przed siebie! Dawałem małej fory i udawałem że z nia przegrywam... Jak na ojca przystało z bawiący sie dzieciekim. Flower była moim oczkiem w głowie! Jednak wiedziałem że nie mogę jej zbytnio rozpieszczać bo to może źle wyjść w przyszłosci... Ma też się nauczyć przegrywac w wyścigach więc jeden raz ją wyprzedziłem i wygrałem. Flower staneła zdyszana patrząc się na mnie i zapytała:
- Czemu nie mogę z tobą wygrać tato? - zapytała robiąc smutną mine.
- Wiesz córeczko... Ja dużo trenuję dlatego. - powiedziałem patrzac na nią.
- Trenować? A co to znaczy? - zapytała zaciekawiona wpatrując się we mnie swoimi oczami.
- To znaczy że jeśli chcesz ze mną wygrać musisz bardzo dużo biegać... W ten sposób staniesz się szybsza, wytrzymalsza i zwinniejsza. To jest własnie trening.
- Ło....! - powieziała z energią w głosie.
- Wiesz co mawiał mój tata? A twoj dziadek? Kochanie... - zapytałem patrząc na moją mała księżniczkę;
- Nie... - powiedziała po czym spojrzała na mnie zaciekawionymi oczami.
- Trening czyni mistrza! - powiedziałem i się uśmiechnołem.
- A co to znaczy mistrz? - zapytała.
- Mistrz to ktoś taki kto bardzo dużo wygrywa wyścigów itp. Inaczej mówiąc wygrywa zawody... Taka osoba jest w tedy nazywana mistrzem.
- A ja też moge być Mistrzynia?! - krzykneła z nadzieją w głosie.
- Oczywiście że tak kochanie. Musisz tylko dużo ćwiczyć...ale Ty będziesz jeszcze miała na to dużo czasu. - powiedziałem po czym ją lekko wyczochrałem na grzywę.
- Tato... inne konie patrzą... - powiedziała patrząc na mnie dziwnie.
- Oj kochanie! To żaden wstyd! - powiedziałem przekonywującym głosem.
- To zobaczymy co robi mama? - zapytałem patrząc dumnie na swoją córkę.
- Tak! - krzykneła po czm wystrzeliła jak z procy w kierunku naszej jaskini;
Zasmiałem się po czym ruszyłem za nia galopem. Droga do naszej jaskini nie była długa... Szybko dotarlismy na miejsce a Flower wbiegła do jaskini ciesząc sie że jej mama w końcu się obudziła;
< Perła? >

Od Twyli

CD Arot'a
  • Kocham Cię...- szepnęłam
Arot tylko spojrzał na mnie.
  • Wiesz muszę wracać do domu, Amber tam czeka...- powiedziałam
  • Ja mogę iść z Tobą! Jest już południe, zrobię wam obiad.- zaproponował
  • Nie trzeba.- zaczęłam się z nim przekamażać
  • Trzeba.- krzyknął
  • Nie trzeba!- odkrzyknęłam
  • Trzeba- znowu krzyknął
  • Nie trzeba- ja znowu odkrzyknęłam
Krzyczeliśmy chyba tak głośno, że w całym MV było nas słychać. W każdym razie Arot wygrał.
*Przy jaskini Amber*
  • No nareszcie! Chyba wieki na was czekałam... Co żeście tam robili?- zapytała podejrzliwie
  • Yyyy... no... my zbieraliśmy kwiatki!- powiedziałam
  • Po pierwsze nie widzę tych kwiatków, a po drugie jesteś uczulona na róże, a właśnie w stronę Alei róż szliście...- powiedziała mądrze klacz
  • Masz mnie!- zaśmiałam się
  • No więc co robiła moja zakochana siostra?- zapytała
Zarumieniłam się i spojrzałam na Arot'a.
<Arot? ^^>

Od Timeraire

CD Javier'a

Las Peeves.
Trudno opisać to miejsce w kilku słowach.
Javier uśmiechnął się tajemniczo, jakby wiedział coś, o czym nie miałam pojęcia. Skuliłam uszy. Nie zamierzałam robić mu tej satysfakcji i wypytywać.
 Nie musiałam zresztą czekać długo; powietrze za nami rozdarł krótki, ostry jęk. Odruchowo napięłam mięśnie i zastrzygłam uszami, zastygając w bezruchu.
 Uśmiech mojego towarzysza stał się jakby wyraźniejszy. Javier'a wyraźnie bawiła moja reakcja...chodź jakby się zastanowić, nie tylko zadowolenie wpłynęło na ten grymas.
 Przy boku ogiera poruszyły się suche liście forsycji lub czegoś do niej podobnego. Chwilę później rozległ się diaboliczny chichot.
- Tak, jak i poprzednie miejsca, to także nie jest zwyczajne - powiedział z nutką ekscytacji w głośnie. Owa nutka pojawiała się tylko wtedy, gdy ogier opowiadał o którymś z terenów. Podczas normalnej rozmowy zarówno jego psyk jak i głos były beznamiętne.
 Nie ukrywam, że spodobało mi się to miejsce.
Ogarnęłam wzrokiem najbliższą okolicę. Duchów czy też demonów nie było widać. Las wypełniały dźwięki kroków, poruszanych liści oraz ciche szepty w języku z Dawnych Lat,
 Nie trudno było o zbytnie zasłuchanie się w tej mowie. W każdym razie nie byłoby trudno, gdyby nie konie kręcące się po tej niezwykłej krainie, którzy właśnie pojawili się gdzieś w między drzewami.
 Nowo przybyli zdawali się nie rozumieć atmosfery tego miejsca. Biegali, śmiali się i zupełnie lekceważyli duchy Peeves.
 Podobnie jak ja, Javier skrzywił się patrząc na nich. Koni było tu zbyt dużo, aby można było skupić się choćby na chwilę. Jestem pewna, że w tym stadzie jest miejsce dla takich jak oni: rozchichotanych klaczek i ogierów pragnących je adorować. Myślę, że do tego lasu przychodzili jedynie po to, aby popisać się "odwagą". Nie interesowała ich sama kraina.
- Nocą jest tu znacznie spokojniej - mruknął ogier z dezaprobatą kręcąc głową.
Machinalnie kiwnęłam głową. Jasne było, iż żaden z tych śmiałków nie odważyłby się odwiedzić Peeves nocą.
 Javier skręcił w najbliższą, wąską ścieżkę najwyraźniej twierdząc, że dalszy spacer po lesie jest bezcelowy.

< Javier? >


Od Perły

CD Figaro

Przespałam się kilka godzin z moją małą córeczką. Wyglądała tak niewinnie i słodko, że aż trudno to sobie wyobrazić. Była innego koloru niż my, ale to nikomu nie przeszkadzało. Naszą maleńką Flower Desert zaciekawiło wszystko co tylko jej zdążyłam pokazać, wszystko co zdążyła powąchać, zobaczyć, a nawet się tym pobawić. Teraz wyczerpany aniołek śpi obok mnie. Kiedy się obudziłyśmy nakarmiłam ją jeszcze i oddałam pod opiekę Figaro, bo sama musiałam jeszcze chwileczkę odpocząć. To było wyczerpujące, nawet dla tak wytrzymałej klaczy jak ja.
- Kochanie, popilnuj jej proszę...
Otworzyłam oczy i pomogłam Flower wstać.
- Oczywiście.
Ona podeszła do ojca, bryknęła wesoło.
- Dziękuję Ci.
I położyłam się na drugim boku. Zasnęłam jeszcze na małą chwileczkę, wiatr "bawił się" moją grzywą powiewając ją w tę i kolejną stronę. Po pięciu minutach obudziła mnie sama Desert.
- Mamusiu, wstawaj!
Prychnęła na mnie wesoło. Mówiła już tak płynnie, że zdziwiło mnie to. Młode koniki szybko uczą się końskiej mowy, ale ich słowa są niezrozumiałe i niewyraźne.
- Och, Flower. A gdzie tatuś?
Błyskawicznie podniosłam się i pogłaskałam ją po szyi.
- Na...ł...łą...
Dukała pod nosem.
- Łące?
Zaśmiałam się słysząc jej dukanie.
- Tak, o właśnie! Muszę się jeszcze nauczyć kilku rzeczy...
Podskoczyła energicznie i zastukotała kopytami.
- Spokojnie, masz na to jeszcze duuużo czasu.
Wyszłam z córeczką na świeże powietrze. Kilka koni stało przed naszą jaskinią, aby zobaczyć małą.
- Dzień dobry...
Wybełkotała tylko na widok takiej grupy.
- Mamusiu, po co oni przyszli?
Szepnęła po chwili.
- Żeby cię zobaczyć.
Również mówiłam cicho.
- Aha, więc oto ja.
Podniosła głowę i popatrzyła na stado.
- Muszę pokazać jej wszystkie tereny, możecie iść z nami.
Zaproponowałam koniom. Kilka poszło, kilka ruszyło z nami. Wśród nich był Figaro.
- Och, to ty.
Poczułam dotyk i odwróciłam się energicznie.
- Tak, tak. Jeszcze Akcent przyszedł...
Powiedział Figaro i wskazał na mojego brata.
- Cześć mała. Jak się nazywasz?
Podszedł do Flower i zapytał bardzo delikatnym, niepodobnym do niego tonem.
- Flower Desert, a kim pan jest?
Zrobiła niepewną minę.
- To mój brat, a dla ciebie jest wujkiem. Wujek Akcent.
Na moje dwa ostatnie słowa zaśmiałam się, wprost wybuchłam śmiechem.
- Ta, dziwnie brzmi...
Braciszek podrapał się za uchem.
- A ty wujku jesteś od mamy starszy?
Zapytała już oswojona Desert.
- Nie, nie. Młodszy o kilka minut.
Uśmiechnął się tajemniczo, bo Flower Desert go nie zrozumiała. Przeszliśmy po wszystkich terenach kończąc wieczorem przy naszej jaskini.

< Figaro?>

Od Rébellion`a Qui Insorto

 Znacie to uczucie, w którym nogi odmawiają posłuszeństwa, a czas - jak na złość - zatrzymuje się lub ciągnie nieznośnie?
  Stałem pomiędzy dwoma wielkimi drzewami wpatrzony w jeden punkt. Choćbym nawet chciał, nie mogłem się ruszyć.
 Moje nogi były jak z waty, wrośnięte w podłoże. Jednocześnie nieznośnie ciężkie, jakby zrobione były z ołowiu. Serce w moje piersi trzepotało niczym młody ptak, który dopiero co wyleciał z gniazda i z zachwytem ogląda świat.
 Jednak powodem mojej trwogi nie był bynajmniej zachwyt.
Nastawiłem uszy i pewnym spojrzeniem wpatrywałem się w zakrzaczony las. Jedną z najważniejszych zasad podczas walki jest to, że choćby nie wiem co nie można okazać strachu. Choćbym się nawet bał, choćbym w środku cały dygotał, na zewnątrz musiałem być pewny siebie, opanowany i spokojny.
 Nie miałem z tym problemu; zbyt dobrze miałem wyćwiczoną tą postawę, aby sprawiała trudności. W środku...w środku również czułem pewność siebie. Tylko serce i nogi twierdziły inaczej.
 Ucieczka byłaby w tej sytuacji najgorszą z możliwych rzeczy, tak więc stałem i z czekałem, aż mój przeciwnik raczy się pokazać.
 Leszczyna zadrżała, liście rozstąpiły się i moim oczom ukazał się...wilk.
Wiecie, jak to jest spotkać wilka?
Tak, dla dorosłego konia nie stanowi on aż tak dużego zagrożenia. Jednak dla źrebaka widok tego drapieżnika może być ostatnim widokiem w życiu.
 Napiąłem mięśnie. Nie raz zdarzało mi się walczyć z większymi ode mnie. Co prawda były to konie, jednak liczyłem, że i tym razem jakoś sobie poradzę. 
Potężne, dobrze zbudowane zwierze, o długich, silnych łapach, szerokiej klatce piersiowej i szczupłej sylwetce mierzyło mnie bystrym wzrokiem.
 Jego złote oczy przeszywały mnie na wylot.
Były spokojne. Zdradzały inteligencje i opanowanie, a także jakąś niewyjaśnioną tajemniczość.
Drapieżnik pochylił łeb i, podobnie jak ja, nastawił uszy. Parę razy poruszył nosem, a potem przesunął jedną łapę do przodu. Zrobił to tak powoli i jednocześnie płynnie, iż ten ruch zdawał się być całkowicie naturalny, wpasowany w spowolniony czas.
 Ja natomiast ostrożnie cofnąłem wciąż ciężkie, tylne nogi. Doskonale wiedziałem, że pozycja, w jakiej próbuje się znaleźć wilk świadczy o chęci ataku.
 Zwierze gwałtownie się cofnęło i wyprostowało. Spojrzał na mnie z dezaprobatą, jakby zawiedziony.
Napięcie, które ogarnęło całe moje ciało stopniowo zaczęło puszczać. Nie ukrywam, iż zachowanie wilka mocno mnie zaskoczyło.
 Postanowiłem rozluźnić mięśnie. Wykluczało to szybką ucieczkę, jednak w przypadku ataku zdążyłbym strzelić z zadu, a następnie zbiec.
 Mój przeciwnik - o ile mogę go tak nazwać - usiadł.
Otworzył pysk i wysunął język, co przypominało...uśmiech.
Nie zamierzałem jednak całkowicie odpuścić. Chodź jego zachowanie było co najmniej niecodziennie, nie miałem zamiaru stać się kompletnie bezbronny.

CDN

Od Rudej

CD Brego

- Ten urok osobisty zachowaj dla siebie, słońce - zakpiłam widząc starania ogiera.
 Brego obrzucił mnie "urażonym" spojrzeniem.
Ogier odwrócił się ode mnie udając święte oburzenie. Zapewne czekał, aż go przeproszę, jednak miałam inne plany.
 Wstałam i otrzepałam się.
- No już, nie fochaj się! - ziewnęłam - jak na mój gust za dużo tu słońca.
 Kary niechętnie stał i sennym wzrokiem ogarnął okolice.
Dolina była taka cicha i spokojna. Aż nazbyt spokojna - ile można siedzieć w ciszy? Mnie w każdym razie dość szybko to znudziło.
 Nagle mój towarzysz zbystrzał. Na jego pysk wpełzł zadowolony uśmieszek, którym przez chwile dumnie prezentował.
- No i co się tak cieszysz? - prychnęłam.
- Mam fajny pomysł - oznajmił wyraźnie z siebie zadowolony - chodź za mną!
 Nie dając mi chwili na zastanowienie, Brego ruszył galopem w stronę wielkiego pagórka.
Z zaciekawieniem nastawiłam uszy zastanawiając się, czy ogier usłyszał coś ciekawego. Ponieważ jednak nic wyjątkowego mnie nie dobiegło, pobiegłam w kierunku karego.
- No, co tam masz? - spytałam.

< B.? >

Od Arota

CD Twyly
Uśmiechnąłem się szeroko o czym spojrzałem na Tywlę i powiedziałem:
- A ja najwspanialszą klacz; - powiedziałem i ją przytuliłem.
Klacz lekko się zarumieniła i na chwilę odwróciła głowę lecz ja nie dałem jej tego zrobić; Przyciągnąłem ją trochę mocniej do siebie i lekko ją pocałowałem tak że Amber tego nie widziała. Może i Amber była dość dorosła jak na swój wiek ale to wciąż źrebak... Po moim pocałunku Twyla jeszcze bardziej się zarumieniła lecz tylko ja to zauważyłem. Zaczęliśmy powoli iść do swoich jaskiń bo było już późno a Twyla złożyła bardzo dużo energii... Amber szła za nami.
***
Następnego dnia Amber dołączyła do naszego stada i dostała własną jaskinie... Cieszyło mnie że Twyla jest taka szczęśliwa. Może to i głupio zabrzmi ale zrobił bym dla niej wszystko żeby ją uszczęśliwić... I w pewnym stopniu mi się to udało; Po tym jak pokazaliśmy Amber jej jaskinię, zostawiając ją samą na zaaklimatyzowanie się w nowym miejscu... Ja i Twyla poszliśmy przed siebie. Dziwnym trafem dotarliśmy do Alei Róż! Zobaczyłem pięknego kwiatka rosnącego przed nami, więc go zerwałem i podarowałem mojej księżniczce;3
Klacz się zarumieniła a ja wplotłem jej kwiatka w jej piękną majestatyczną grzywę; Klacz wtuliła się we mnie a ja w nią; Po czym powiedziałem jej na ucho bardzo cicho:
- Kocham cię! - powiedziałem tak cicho że tylko ona to usłyszała.
Przyciągnąłem ją jeszcze mocniej do siebie ciesząc się w duchu że tak wspaniała klacz zwróciła na mnie swoją uwagę; Staliśmy tak dość długo w swoich objęciach; Nagle Twyla tuląc się we mnie powiedziała:
< Twyla? ^^ Mi chyba też powraca wena^^ >

Od Qerida

CD Rossy

Chciałem zrobić jej kolejną niespodziankę. Wiem, że rozpieszczam ją może zbytnio, jednak nie mogłem się temu oprzeć by nie zobaczyć uśmiech na jej twarzy. Z niecierpliwością czekałem na ranek, na moment, w którym... no własnie. Chciałem zrobić jej kolejną niespodziankę, lecz nie wiem jaką. Rossa już czekała na mnie, gotowa do drogi. Zabranie ją w inne miejsce to zbyt przereklamowane, musiałem wymyślić coś niezwykłego, coś co na prawdę ją ucieszy. Tylko co? Oczywiście zawsze muszę być do przodu. Nigdy nie pomyślę o wszystkim. Przestępowałem z nogi na nogę, myśląc co by tu dać lub zrobić razem z nią, jednak nic nie przychodziło mi do głowy.
-Idziemy na razie na spacer, ok?- zarządziłem, no ca moja partnerka zdziwiła się lekko.
Była chyba zdezorientowana, jednak po chwili kiwnęła głową i ruszyła za mną. Po chwili szliśmy tuż obok siebie. Ja nadal byłem pogrążony w myślach nad prezentem czy kolejną niespodzianką.

Rossa? Szybkie, bo pisane na informatyce xD

Od Amber

Wracałom do domu. Długo stałam i rozmyślałam...
- Czy na prawdę tylko ja jestem źrebakiem? Dlaczego Twyla nie chciała żebym tam stała?- zapytałam na głos, choć bardziej męczyło mnie to pierwsze pytanie, więc je powiedziałam ponownie- Czy tylko ja jestem źrebakiem?
Momentalnie przede mną stanęła rozbrykana, młodsza klacz...
- Cześć, jestem Amber, a Ty?- zapytałam uradowana
- Flower Desert...- odpowiedziała skacząc
- Gdzie twoi rodzice?- zapytałam
- Tutaj, w tej jaskini.- powiedziała śmiejąc się
- Grałaś kiedyś w berka?- zapytałam, bo nie wiedziałam o ile miesięcy może być młodsza
- Nie, co to berek?- zapytała już spokojniej
- To taka gra. Jak ja ciebie złapię to muszę powiedzieć "Berek, gonisz!", a w tedy ty mnie gonisz i jak złapiesz to z nowu ja ciebie gonię...- zaśmiałam się i klepnęłam klacz, a ta od razu zaczęła mnie gonić!

<Flower? >

Od Twyli

CD Arot'a

Wybiła 0:00! Zaczęłam wznosić gwiazdę. Za nią wchodziła już masa innych błyskotek. To był cudowny widok. Zaczęłam szybko czytać z gwiazd:
- Twyla, dziękuję. Czar skończył dzałać, a jestem wolna!
Uśmiechnęłam się do Arot'a po czym mocno go przytuliłam.
- Wiesz? Wszystko od kąd tu przybyłam zaczęło się zmieniać! Stosunek do ogierów, odzyskałam siostry, zdobyłam najwspanialszego ogiera na świecie...- dodałam cichutko
W tym momencie poczułam coś dziwnego, gwiazdy zaczęły układać się w gigantyczne, piękne serduszko. Arot był pełny podziwu.
- Spotkałam najwspanialszego ogiera pod słońcem...- powiedziałam ponownie
W końcu ogier coś powiedział:
<Arot? Chyba wena powraca^·^>

wtorek, 19 maja 2015

Od Figaro

CD Perły
Perła bardzo zmęczyła się przy porodzie jednak mimo wszystko jeszcze trochę pobiegała z Flower i ją nakarmiła; Byłem dumny że mam taką piękną ukochaną i córkę! Co prawda dziwiło mnie trochę że jest brązowa bo ja i Perła byliśmy innego koloru ale to nam nie przeszkadzało; Flower skakała, biegała, robiła fikołki i wiele innych rzeczy które robi źrebak. Jednak w końcu się zmęczyła i położyła się obok swojej mamy po czym szybko zasnęła. Ja przygotowałem Perełce śniadanko i przysunąłem jej wodę by mogła się choć trochę posilić. Dzień był ciepły a słońce naprawdę mocno grzało ale wolałem zostać w jaskini żeby pilnować Perły i Flower. Podziękowałem Silverowi za pomoc po czym poszedł z powrotem do siebie.  Położyłem się obok Perły by mogła się na mnie oprzeć i choć trochę się przespać. Szybko zasnęła co mnie cieszyło. Gdy patrzyłem na moją królową i małą księżniczkę serce pękało mi z dumy! W końcu nie codziennie zostaje się ojcem; Nagle do jaskini weszła Havana! Co mnie zdziwiło... No ale wieści szybko się rozchodzą. Przyjrzała się klaczce i się do mnie uśmiechnęła. Odwzajemniłem uśmiech po czym Havana po cichu wyszła z jaskini odpędzając inne konie by nie przeszkadzały śpiącej Perle i Flower. Konie bardzo niechętnie sobie poszły bo przecież chciały zobaczyć nowego młodego członka stada! Perła i źrebak spali jakieś trzy godziny po czym obie wstały już trochę wyspane po czym poszliśmy razem na łąkę coś zjeść a przy okazji żeby wszyscy zobaczyli nasza małą księżniczkę Flower;
< Perła? Flower? ^-^ >

Od Brego

CD Rudej
Klacz zaczęła uciekać a ja uśmiechnąłem się pod nosem i ruszyłem za nią; Przyznam że była szybka ale ja byłem jednak szybszy od niej; Szybko ją dogoniłem po czym lekko szturchnąłem w bok i zacząłem uciekać krzycząc to samo co ona wcześniej:
- Berek! Gonisz! - krzyknąłem po czym zacząłem uciekać!
Jakoś nie dawałem jej forów bo uważałem że ne jest taka jak inne klacze które lubią jak ogier daje im się złapać w zabawie... o nie było w stylu Rudej więc bawiliśmy się śmiejąc ciągle. Nikogo nie było w Dolinie Rozmów więc mieliśmy całą dolinę tylko dla siebie! W końcu zakręciłem a Ruda nie wiadomo z kąt mnie szturchnęła w bok;
- Osz ty! - krzyknąłem uśmiechając się;
Znowu zacząłem ją gonić po tem ona mnie i tak w kółko... W końcu opadliśmy z sił i położyliśmy się na trawie cali zgrzani. Chyba nigdy w życiu tak się nie bawiłem! Przeważnie denerwowały mnie takie głupie zabawy ale z Ruda było zupełnie co innego! Uśmiechnąłem się do niej mówiąc:
- To co wygrałem? - zapytałem uśmiechając się szeroko patrząc na nią;
- Chyba żartujesz! To ja wygrałam! - powiedziała szeroko się uśmiechając.
- E... Dawałem ci fory... - powiedziałem po czym łobuzersko się uśmiechnąłem;
- To ja ci dawałam fory! Wleczesz si jak żółw! - powiedziała drocząc się ze mną.
- Nic podobnego! - przedziałem drocząc się.
- Akurat! - powiedziała po czym udawała że się obraziła;
Wiedziałem że tak naprawdę się nie obraziła; Ach te klacze! pomyślałem sobie. Nie... Właściwie Ruda przewyższała inne klacze! I to bardzo! Nie była taka nudna jak inne klacze które poznałem w całym swoim życiu;
- No! Niech ci będzie! - powiedziałem słodko się do niej uśmiechając.
Ta spojrzała na mnie po czym widząc mój uśmiech chciała coś powiedzieć;
< Ruda? >

Od Rudej

CD Brego

 Po głowie wciąż chodził mi pewien ogier.
Co chwila łapałam się na myśleniu o nim, co szczerze mówiąc trochę mnie irytowało. Zwłaszcza, że znałam go tak niedługo...
 Zawsze myślałam, że już zawsze zostanę sama. Nigdy nie interesowały mnie ogiery jako ogiery, bardziej jako kumple, przyjaciele, znajomi...
 Bracia zawsze mi powtarzali, że do pewnych rzeczy trzeba dorosnąć. Oj, zdziwiliby się, gdyby mogli teraz wysłuchać moich myśli!
 Z zamyślenia wyrwał mnie głos mojego karego towarzysza.
- Ruda...Ruuuda...RUDA! - Krzyknął, na co postawiłam głowę i wbiłam w niego zaskoczone spojrzenie,
- Przepraszam...zamyśliłam się - mruknęłam niechętnie. Było mi zwyczajnie wstyd za swoje zachowanie. Czy chcę czy nie, specyficzne metody wychowawcze rodzinki musiały jakoś się na mnie odbić.
- Zauważyłem - powiedział z kpiącym uśmieszkiem.
 Kurcze...czy ja miałam jakąś głupią minę, że on się ta cieszy?
Zastrzygłam uszami i postanowiłam odwrócić uwagę od swojej osoby.
- O, widziałeś? - zawołałam entuzjastycznie.
Brego spojrzał we wskazanym przeze mnie kierunku, lecz zanim zorientował się, że nic tam nie ma poczuł mocnego kuksańca w bok.
- Berek! Gonisz! - zawołałam i zerwałam się do galopu.
Byliśmy w Dolnie Rozmów, a więc miejsca na gonitwy nie brakowało!

< B.>

Od Arota

CD Twyly
Wróciliśmy znowu do Zatoki gwiazd żeby znaleźć tę właściwą gwiazdę o której mówiła Twyla. Na szczęście mieliśmy mapę kosmosu co sprawiło że mieliśmy trochę ułatwione zadanie. Stanęliśmy na pisaku i zaczęliśmy oglądać mapę... Było na niej pełno narysowanych gwiazd, gdzie leżą jak wyglądają, co tworzą ze sobą itp. Zadanie nie było jednak takie proste jak z początku myślałem a czas ciągle nam uciekał. W końcu jednak zauważyliśmy na mapie tę gwiazdę której tak szukaliśmy! Byliśmy szczęśliwi ale to jeszcze nie był koniec! Twyla musiała ją w wyznaczonym czasie podnieść co moim zdaniem nie będzie spacerkiem... Jednak mimo wszystko wspierałem Twylę a gdy była już gotowa skierowała swą moc w kierunku wyznaczonej gwiazdy.
< Twyla? >

Od Brego

CD Rudej
Patrzyłem na Rudą jak ogląda coraz to niespokojne fale zastanawiając się czemu tak nagle zamilkła... Mimo wszystko nie zamierzałem jej przerywać swoich rozmyśleń bo każdy czasami musi trochę sobie poukładać niektóre sprawy. W końcu wiatr przybrał na sile a fale piętrzyły się coraz to wyżej. Nie martwiło mnie to bo czułem ten dziwny spokój w tym przedziwnym miejscu... Jednak postanowiłem użyć rozsądku i przekonałem klacz że lepiej już będzie jak pójdziemy. Klacz bardzo niechętnie się zgodziła ale w końcu jednak ustąpiła. Gdy w końcu zeszliśmy z plaży nagle ogromna fala ją zalała! Stanąłem na chwilę z Rudą i oglądaliśmy z daleka to widowisko. A było co oglądać! Jednak w końcu nam się znudziło i poszliśmy gdzie nas nogi poniosą... Gdy tak szliśmy bez większego celu zastanawiałem się nad czym tak intensywnie myśli Ruda.
< Ruda? >

Perła oźrebiła się

Witamy naszego nowego młodego członka stada- Flower Desert, córkę Perły i Figaro. Gratulujemy i życzymy nie tylko rodzicom, ale i małej powodzenia! :D
 
Imię: Flower Desert
Płeć: klacz
Wiek: kilka dni
Cechy charakteru: Flower jest bardzo grzeczną i miłą klaczką. Nie sprzeciwia się rodzicom, zabawna. Spokojna oraz wyjątkowo pracowita klacz. Jest wysoka, szczupła i zwinna. Odziedziczyła po rodzicach szybkość i dobroć. Desert jest inteligentna i zawsze woli zaczekać i logicznie pomyśleć. Kiedy trzeba potrafi być wredna i agresywna. Często bawi się z innymi źrebakami. Uwielbia poznawać nowe rzeczy i konie. Z natury odważna, lecz czasem płochliwa i nieśmiała. Przygląda się z uwagą gdy dorośli się kłócą. Bierze przykład z osób ze swojego otoczenia. Niezależnie od pogody codziennie musi się wybiegać. To taka mała bomba energetyczna. Wie kiedy jak się zachować.
Rodzina: mama - Perła, tata - Figaro
Historia: Urodziła się tu.
Właściciel: oliwiaklima8

Od Perły

CD Figaro

 Zasnęłam w jaskini myśląc o porodzie. Bolał mnie brzuch i nie mogłam się podnieść. Wzdychałam z trudem znosząc to napięcie. Udało mi się wypocząć do czasu rozpoczęcia porodu. Krzyczałam i obudziłam Figaro.
- A, FI...GA...RO!
Krzyknęłam i złapałam go za kopyto.
- Perła? Zawołam Silvera, właśnie chodzi przed naszą jaskinią.
Wstał pospiesznie i poszedł po medyka. Poród zniosłam bardzo dobrze, ale trwał bardzo długo. Nagle moim oczom ukazał się źrebaczek. Wylizałam go i po chwili wstał.
- To klaczka.
Uśmiechnął się Silver.
- Chodź kochana...
Zawołał ją Figaro. Po chwili złapała równowagę i podeszła do niego. Później pobiegłyśmy razem kawałek i nakarmiłam ją.

< Figaro?>

Od Twyli

CD Arot'a
Weszłam do środka jaskini alfy.
-Ha...- zamilkłam, gdy zobaczyłam na jednej ze ścian jaskini małą karteczkę. A było na niej napisane:
" Twyla, wiem co Cię sprowadza. Obok mojego legowiska leży mała mapa kosmosu, weź ją. W tedy rozwiążesz tajemnicę i będziesz mogła wznieść gwiazdę."
Nie wiedziałam dlaczego, jak i skąd ona to wiedziała, ale nie miałam czasu rozmyślać... chwyciłam mapę i wyszłam.
- I co?- zapytał nagle Arot
- A no, Havany nie było...- powiedziałam
- Czyli...?- zaczął
- Mam mapę kosmosu.- uśmiechnęłam się- Mam nadzieję, że mi pomożesz?
- Jasne, do roboty!- zaśmiał się Arot

(Arot?)

poniedziałek, 18 maja 2015

Od Rudej

CD Brego

 Trzy wielkie planety i srebrne gwiazdy na granatowym niebie.
Niezliczona ilość gwiazd.
 Morze wydawało się spokojne, jednak zdążyłam już zobaczyć, że wcale nie musi tak być choćby za kilka minut. Stanęłam i wpatrywałam się w nieskończoność kosmiczną.
 Mój towarzysz stanął obok mnie i chwile wpatrywał się w horyzont. Planety nad nami zdawały się takie spokojne, jakby niepochodzące z tego świata.
- Piękne miejsce...-szepnął Brego.
 Bez słowa kiwnęłam głową. Nie miałam ochoty na rozmowy, co jak wiadomo jest do mnie nie podobne. Misterous Valley przepełnione jest magią - może to niezwykła moc tego miejsca tak na mnie wpłynęła?
 Westchnęłam i położyłam się na chłodnym piasku.
Woda zaczęła niespokojnie falować.
Gdzieś w oddali zaczynały się pojawiać bałwany, a parę okolicznych drzew zakołysało się od wiatru. Szykował się sztorm, jednak wcale mnie to nie martwiło. Zatoka Gwiazd miała to do siebie, że prócz magii tą krainę przepełniał niezwykły spokój. Wbiłam wzrok w trzy planety, które wciąż wisiały "w powietrzu" niewzruszone nadchodzącym żywiołem.
Poczułam dziwne ciepło wokół siebie. Obróciłam głowę i ze zdumieniem zobaczyłam, że tuż koło mnie odpoczywa kary ogier. Czy to możliwe, abym tak bardzo zatraciła się w podziwianiu tego miejsca, żeby zapomnieć rzeczy tak oczywistych?
 Czułam na sobie wzrok Brego, jednak nie reagowałam. Zbyt byłam zafascynowana zbliżającymi się falami.

< B. przeraszam, nie mam weny ani czasu na nic lepszego ;_; >

Od Arota

CD Twyly
Poszedłem z Twylą do naszej alfy żeby spytać czy nam pomoże z tą niecodzienną sytuacją... Miałem nadzieję że jednak nam będzie mogła pomóc bo nie chciałem żeby Twyla była taka smutna...
- Ej! Wszystko będzie dobrze Twyla! - powiedziałem do niej ciepło.
- Mam nadzieję... - powiedziała z lekkim smutkiem.
- Na pewno będzie nie łam się! - powiedziałem przekonywującym głosem.
- Mam nadzieję że Havi będzie mogła nam pomóc... - powiedziała i popatrzyła na mnie.
- Zobaczysz! Wszystko będzie dobrze! - powiedziałem choć ja sam nie byłem tego do końca taki pewny...
Chciałem jej jakoś pomóc ale moje moce nie były związane z jej nietypowymi mocami... Mogłem ja tylko wspierać... I wierzyć że da sobie radę! Wierzyłem w nią! W końcu dotarliśmy do jaskini Havi a Twyla weszła do środka prosząc mnie żebym został na zewnątrz...
< Twyla? Niestety nadal brak weny :C >

Od Figaro

CD Perły
- Oczywiście że tak. - powiedziałem i położyłem swoje kopyto na jej.
Perła się uśmiechnęła i wtuliła mi w szyję po czym razem patrzyliśmy na piękne błyszczące gwiazdy które co jakiś czas lekko migotały. To był naprawdę piękny widok. Popatrzyłem na brzuch mej ukochanej i zobaczyłem jak młody urwis co jakiś czas kopie... Perłę to trochę bolało ale dawała sobie radę. Przyznam że trochę się tresowałem porodem Perły. Nie chciałem by jej i dziecku coś się złego stało... Po za tym ojcostwo to bardzo poważna rzecz... Miałem tylko nadzieję że zdołam nauczyć nasze dziecko wszystkiego czego ja i Perła się nauczyliśmy o życiu.
A to jest najtrudniejsze zadanie dla każdego rodzica... Ciekawiło mnie jaki będzie mój potomek. Jednak wiedziałem że nie odpowiem sobie na to pytanie dopóki nasze dziecko nie przyjdzie na świat. Nagle z rozmyśleń wyrwała mnie Perła;
- Nad czym tak myślisz? - zapytała z zainteresowaniem.
- Myślę nad tym jakie będzie nasze dziecko. - odpowiedziałem z dumą i pocałowałem delikatnie Perłę.
Ta popatrzyła na swój brzuch i powiedziała:
- Na pewno będzie naszym oczkiem w głowie; - powiedziała i się uśmiechnęła.
- Na pewno; Musimy już iść kochanie!  Lepiej będzie jak prześpisz się trochę w ciepłej jaskini na wygodnym posłaniu; - powiedziałem do niej ciepło.
- No dobrze. - powiedziała i powoli się podniosła.
Ja zrobiłem to samo po czym zaczęliśmy iść w kierunku naszej jaskini. Podtrzymywałem trochę Perłę bo było jej trochę ciężko chodzić... Matki mają naprawdę ciężko... Stwierdziłem myśląc sobie spokojnie. Wiedziałem że Perła będzie świetną matką! Cieszyłem się ze znalazłem taka piękność na swojej drodze i że zostanę ojcem; Nie mogę opisać tej niesamowitej radości! Dlatego powiem tylko że to uczucie najwspanialsze na świecie!
Gdy dotarliśmy do naszej jaskini pościeliłem mojej ukochanej miejsce do spania. Tym razem jednak zrobiłem trochę większe żeby źrebak po narodzinach też miał cieplutko; Rozpaliłem niewielkie ognisko po czym zjedliśmy małą kolację i poszliśmy razem spać wtuleni w siebie... Czekając na nowego członka naszej rodziny;
< Perła? Z niecierpliwością czekam na jutrzejszy dzień! ^-^ >

Od Perły

CD Figaro



Zaśmiałam się. Była to częściowo prawda, ale chciałam się jeszcze trochę z Nim podroczyć. Zrobiłam łobuzerską minę i nachyliłam się nad ogierem.
- Mówię Ci, że nie.
Zaśmiałam się odskakując na bok.
- A chyba jednak tak...
Ruszył za mną. Nie mogłam biegać, ale powolne zabawy mi nie szkodziły.
- Nie tylko za to. Kocham Cię za wszystko.
Padłam Mu w ramiona i pocałowałam czule i długo. Zaczął mnie boleć brzuch, więc położyłam się na boku i wolałam patrzeć w gwiazdy.
- Coś się stało?
Powiedział zaskoczony Figaro kładąc się obok mnie.
- Nie, głuptasie...źrebak za niedługo się urodzi, kopie mnie, chce się już wydostać... Ma jeszcze kilka godzin czasu.
Zamknęłam oczy i syknęłam z bólu.
- Może idźmy do jaskini, wiesz. Zawołam medyków.
Zamartwiał się.
- Ja wiem kiedy nadejdzie ten czas. Jest już wczesny wieczór więc...urodzę jutro nad świtem. Źrebak nie ma dużo siły na kopanie, za chwilę wszystko będzie dobrze, do czasu narodzin.
Popatrzyłam się w gwiazdy, które zaczynały już świecić i błyszczeć.
- Czyli ile jeszcze możemy tu być?
Zapytał już nieco spokojniejszy Figaro.
- Jest około osiemnastej, a muszę się jeszcze wyspać. Jeszcze cztery godziny i będziemy musieli wracać. Popatrzmy w gwiazdy, nie mogę zbyt długo stać, chodzić tylko z czyjąś pomocą, a biegać już w ogóle.
Przysunęłam do Niego kopyto i szepnęłam jeszcze: Pomożesz mi, prawda?

<Figaro? Już się biorę za formularz...>

Nieobecność

Ja ponownie na wycieczkę xD Mam nadzieję, że dacie sobie radę na blogu i nie rozwalicie go :3 Wracam w wtorek i będę sprawdzała... xD

Nieobecni do środy( do 20.05) są także Charls198(Mystic), batman32(Heaven, Silver) oraz pol9(Javier). 

Od Twyli

CD Arot'a

- Ach, Arot... źle mnie zrozumiałeś. Ja nie wiem, która to gwiazda. W czasie pełni zawsze widnieje na niebie i gdy ona zejdzie to inne też. Nie mogłam się tego nauczyć jako źrebak, bo rodzice nie mieli dla mnie czasu, a potem była wojna. Jedynie moja siostra nauczyła mnie czytać z gwiazd...- powiedziałam
- Twyla, może poprosisz o pomoc Alfę?- zapytała Amber
Spojrzałam na jeszcze bardziej zdziwionego moją wypowiedzią Arota. Ten tylko kiwną głową na znak, że idziemy...
<Arot? Brak weny...>

niedziela, 17 maja 2015

Od Brego

CD Rudej
- Też pytanie! Pewnie że idę! - powiedziałem i lekko się uśmiechnąłem.
Klacz się tylko uśmiechnęła po czym od razu ruszyliśmy w stronę Zatoki gwiazd. Dzisiaj było trochę chłodniej niż wczoraj ale jak mówiłem wcześniej... Nie przeszkadzało mi to. Z liści drzew skapywały pozostałe krople deszczu a pod kopytami ziemia była bardzo miękka. Ptaki oczywiście zaczęły wygrywać tę samą melodię co zwykle o poranku a słońce leniwie podnosiło się powoli do góry... Coraz o bardziej ogrzewać swymi jasnymi promieniami. W wielu miejscach leżały połamane gałęzie drzew po potężnej burzy a zwierzęta starały się znaleźć nowe schronienia po tym jak potężne siły natury zniszczyły ich domy... Podłoże zmieniło się w błoto ale wschodzące słońce w niektórych miejscach ogrzało już wilgotną ziemię sprawiając że trochę stwardniała.
Szliśmy dalej przed siebie co jakiś czas trochę ze sobą rozmawiając lecz bardziej nas interesowały zniszczenia dokonane przez wczorajszą burzę i deszcz. Nawet nie zauważyliśmy kiedy dotarliśmy do Zatoki gwiazd... Zajęło nam to bardzo mało czasu co było dziwne bo przeważnie szło się bardzo długo. Weszliśmy pod gwieździste niebo i oboje wpatrywaliśmy się w piękny widok.
< Ruda? Brak weny :c >