Pustka. Ogarnia mnie, całe moje życie. Teraz już nic nie jest ważne.
Nikt i nic. To dla mnie koniec. Koniec życia. Albo przynajmniej koniec
tutaj. Odejdę dalej, nie wiem gdzie. Muszę zostawić za sobą wszystko co
kocham. Przykre?
Wychodzę wczesnym rankiem. Wpadam jeszcze do jaskini przybranych rodziców. Zastaję tam Tamizę, śpiąca głębokim snem. Pochylam się nad nią i szepczę jej w ucho -Muszę odejść. Mamo, pamiętaj, że zawsze będziesz dla mnie mamą. Dałaś mi szansę na życie. Nigdy tego nie zapomnę. Łzy zaczynają się piętrzyć w oku. Staram się nie płakać, bo mała łza, która kapnie na nią, może ją obudzić. Zostawiam jej też list. Napisane jest w nim to samo, co powiedziałem. Potem usilnie staram się znaleźć Coelsho. To chyba jej będzie mi najbardziej brakowało. Niby zwykła klacz, moja koleżanka, przyjaciółka. Ale ja... ja ją kocham. Mało się znamy, prawie tyle co nic, ale zaczarowała mnie. A teraz muszę zostawić to wszystko za sobą. I iść dalej. Dalej w to życie. Nie znajduję jej. A w świat zaczyna wchodzić już słońce. Zostawiam więc gdziekolwiek list do niej. Kiedyś go znajdzie. Jest w nim napisane wszystko co czuję do niej. I to, że odchodzę. Teraz już rzucam się przed siebie. Pozwalam, aby z oczu płynęły mi łzy. Jeszcze nie powiedziałem. Dlaczego odchodzę? To przez ten durny piorun. Dowiedziałem się, że w najbliższych dniach umrę. Tak więc, aby inni nie cierpieli... Odejdę. Rzucam się przed siebie, nie bacząc już na nic... |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz