Siedziałam w jaskini, oparta o wilgotną ścianę. Przyglądałam się
kroplom, które spadały z nieba, rozbijały się o ziemię, a na ich miejsce
nadchodziły kolejne. Śledziłam wzrokiem również wszystkie błyskawice,
rozświetlające raz po raz niebo, a potem nasłuchiwałam grzmotu,
ogromnego huku, tuż nade mną. Czarne chmury już od południa zasłaniały
błękitne niebo, spowijając stado w ciemnościach. Była noc, jednak
żadnego księżyca nie było widać. Tylko pioruny. Od zawsze burza mnie
intrygowała, wprawiała w zachwyt. Ale rzadko się zdarzało, żeby była ona
taka gwałtowna, taka... bliska i niebezpieczna. Westchnęłam, zamykając
oczy. Od dwóch godzin nie spałam, zastanawiając się nad jedną sprawą. I
to tylko z powodu jakiegoś snu. Snu, który powinien mnie zmotywować do
działania..., a nie zmotywował... Wstałam z trudem i, nie wiele myśląc,
wyszłam przed jaskinię. Już po paru sekundach byłam cała mokra, woda
spływała po mnie. Skierowałam się do jaskini Vita, mojego przyjaciela.
Wiedziałam, że mogę i sobie i mu tymi odwiedzinami narobić kłopotów, ale
potrzebowałam z nim rozmawiać. Było późno, wszyscy spali, pewnie on
też. W końcu doszłam do celu
- Vito, śpisz? Potrzebuję porozmawiać - szepnęłam ledwo słyszalnie, jednak nieco... zestresowana i zdenerwowana.
(Vito? w końcu napisałam ^^)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz