czwartek, 22 maja 2014

Od Dęblina

Dziarskim krokiem ruszyłem w stronę swojej dawnej jaskini. Bałem się, ale jednocześnie z całego serca pragnąłem zobaczyć Havanę. Może niekoniecznie chciałem mówić jej o ciąży Miriam, ale po prostu musiałem ją zobaczyć. Wstyd i poczucie winy wypalały mnie od środka, ale jednocześnie serce wołało, że nie wytrzyma dłużej. Teraz już wiedziałem, że Miriam to była jedna wielka pomyłka i jedyne co mnie z nią teraz łączy to jeszcze nienarodzony źrebak. I nic więcej...
Serce omal nie wyrwało mi się z piersi, kiedy pod jakże znajomym drzewem, koło jakże znajomej jaskini dostrzegłem ciemnosiwą sylwetkę.
-Havana!-krzyknąłem, nie kryjąc radości na jej widok.
Klacz przez chwilę szukała wzrokiem tego, kto ją woła, a gdy zorientowała się, że to ja, błyskawicznie podniosła się z ziemi.
-Cześć.-uśmiechnąłem się lekko, będąc już koło niej.
Nie odpowiedziała, nawet na mnie nie popatrzyła.
-A ty nie u tej swojej?-syknęła ozięble.
Westchnąłem ciężko, wiedząc, że zapowiada się kolejna ciężka rozmowa.
-Havana...-zacząłem, nie wiedząc co mógłbym jej jeszcze powiedzieć. -Tak strasznie tego wszystkiego żałuję, gdybym tylko mógł cofnąć czas...
-Ale nie możesz.-przerwała mi lodowatym głosem i zmierzyła równie lodowatym spojrzeniem.
-Nie mogę.-przytaknąłem z goryczą, czując ogromny ucisk w krtani, którego nijak nie dało się rozluźnić. -Havana, oddałbym wszystko, żebyś tylko mi wybaczyła. Miriam i ja to była tylko przelotna znajomość, już tego nie ma. Skończyło się. To ty jesteś tą jedyną i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Kocham cię jak jeszcze nigdy nikogo i naprawdę nie mogę sobie wybaczyć tego, że niejeden dałby wiele, żeby być z kimś takim jak ty, a taki idiota jak ja nie potrafił tego docenić. Jesteś najpiękniejszą i najwspanialszą klaczą, jaką poznałem. Proszę, zrozum...

Havana?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz