Stałam w jaskini. Od dawna nie było tu porządnego sprzątania, a jaskinia wyglądała jak totalnie śmietnisko. Musiałam zająć się czymś innym, a nie tylko użalaniem się nad sobą i rozmyślanie nad przeszłością. Jedna rzecz tylko zostawała: Co będzie dalej? Podobno klacz jest szczęśliwa gdy usłyszy, że będzie miała dziecko. Oczywiście gdy je chce.
Nie, muszę przestać o tym myśleć. Wyszłam z jaskini, postanawiając przejść się na spacer. Poszłam w kierunku Mglistej Polany. Wtem wpadłam na jakąś klacz. Skuliłam uszy. Spostrzegłam, że ta osoba jest mi dziwnie znajoma. Ona również się odwróciła.
-Ty jesteś...
-Havana- odparła dość chłodno, kojarząc mnie.
-Aha- odpowiedziałam jej również zacięcie.
Co ja robię? Przecież nie mogę być na nią zła...
-Jestem Miriam- powiedziałam, skubiąc trochę trawy.
-Tego nie wiedziałam- usłyszałam w jej głosie trochę spokoju.
Podniosłam do góry głowę. Havana, nie wyglądała zbytnio dobrze. Widać byłą, że nie spała dużo nocy, tak jak ja.
-A co tam... no wiesz- nie chciałam zaczynać tematu, lecz musiałam wiedzieć.
-Nic- odwróciła głowę natychmiastowo.
Widać było, że nie chce zaczynać tematu.
-Spokojnie, jak nie chcesz to nie mów. Chce tylko spytać czy już ci powiedział o tym. Pomyślałam, że powinnaś wiedzieć- spojrzałam na jej twarz, dość poważnie.
Odwróciła powoli głowę i patrzyła na mnie pytająco.
<Havana?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz