Pewnego dnia poczułam się źle. Zdążyłam się do tego przyzwyczaić,
przecież dni porodu zbliżały się nieubłaganie. Ale tym razem czułam się
tak źle, że nie mogłam się nawet ruszyć z jaskini. Leżałam niczym trup i
tylko od czasu do czasu odganiałam wredną muchę. Poza tym czekałam...
W południe nadbiegł Slayer. Widząc mnie, leżącą i krzywiąca się z bólu cały zbladł.
-Scolle, wszystko dobrze? - pytał co chwila
Tym razem pokręciłam przecząco głową.
-Co Ci jest?
Po kolei wyliczyłam mu wszystkie moje objawy.
-To ja pójdę po lekarza... - powiedział i już miał wybiec z jaskini
gdy... dopadł mnie okropny ból brzucha. Zrozumiałam czym był
spowodowany.
-Byle szybko... Slayer, ja rodzę... - zawołałam zduszonym tonem
Slayer? xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz