C.D Qerida
Spojrzałam na niego, uśmiech pojawił się na moich chrapach.
- Trzeba spróbować. - powiedziałam stanowczym głosem.
Qerido na mnie spojrzał.
- Co racja to racja. - powiedział mój partner. - Jeszcze raz dziękuję. - zwrócił się do ogiera.
On tylko pokiwał twierdząco głową i odszedł od nas.
- Więc życzę wam szczęścia. - powiedział i odszedł.
Szedł w stronę tej starszej klaczy, czyżby syn i matka? Patrzyłam na nich z uśmiechem.
- Jestem Uran. - rzucił niemalże krzykiem.
Podszedł do nas jeszcze na chwilę.
- Ja jestem Rossa. - powiedziałam.
- Qerido. - powiedział mój partner.
Uśmiechnęliśmy się do siebie.
- A tamta klacz to... - nie dokończyłam.
- Moja matka. - powiedział.
Przytaknęłam twierdząco głową, że zrozumiałam. Qerido na klacz patrzył jeszcze chwilę, po czym spojrzał na mnie.
- To czyli jutro rano zobaczymy czy się uda. - rzucił mój partner.
- No musi się udać. - powiedziałam.
Przytuliłam się do Qerida. Uran od nas odszedł a ja pocałowałam ogiera w policzek.
- A jak się uwolnimy, mam bynajmniej taką nadzieję... To myślałeś nad czymś typu jakaś przygoda czy nie wiem no... Rodzina? - spytałam patrząc na ogiera.
- Ty ciągle o tym. - powiedział z lekkim uśmiechem.
- Ciekawa jestem. - mruknęłam.
< Qerido? xD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz