CD Rossy
Roześmiałem się głośno, tak, że ptaki wzbiły się wysoko w powietrze. Chyba słyszano mnie nawet na innym, bliższym terenie. Próbowałem się uspokoić, lecz jej wygłupy bawiły mnie totalnie. Cieszyłem się niezmiernie, że moja stara, dobra, najukochańsza Rossa znowuż się śmieje i jest sobą. Ja wręcz aż tryskałem energią i radością(taki tęczowy konik xD). Podszedłem do niej i wywaliłem się obok w śnieg. Jej głowę przykryła warstwą białego puchu.
-I patrz co zrobiłeś. Teraz mam w buzi pełno śniegu- odparła, wypluwając zimną wodę.
-Ja narobiłem? Chyba ty jak wpadałaś w tą wielką zaspę, ale muszę ci powiedzieć, że twoje ,,ups" rozbawiło mnie... nawet nie umiem określić- roześmiałem się ponownie.
-Ty jeszcze nie znasz moich wielkich zdolności i nie mówię tu o żywiole- uśmiechnęła się tajemniczo, trącając mnie w bok.
-Ty również wiele rzeczy o mnie jeszcze nie wiesz- uśmiechnąłem się złośliwie- I myślę, że skoro jesteśmy już parą, taką nawet ogłoszoną- wiem, że to dziwnie brzmi, ale mam rację- to chyba powinniśmy nie mieć przed sobą żadnych tajemnic- spojrzałem na nią wyczekująco z iskierką w oczach.
-Jeśli sadzisz, że powiem ci swoje najskrytsze tajemnice to się mylisz kochanie- udała obrażoną i dała mi całusa w policzek.
Odwzajemniłem jej tym samym, włącznie z teatralną obrazą majestatu Qerida. Zachichotała pod nosem, a ja pozwoliłem by wtuliła swoją głowę w moja szyję, lecz chyba już dosyć się należeliśmy...
-Rossa, chora będziesz- powiedziałem pieszczotliwie.
-Ty razem ze mną. W końcu nie leżę na śniegu tylko ja- wymądrzyła się.
-Jak już razem ze sobą jesteśmy.. to rzeczywiście razem ze sobą chorujmy- zaśmiałem się pod nosem.
Rossa?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz