sobota, 28 lutego 2015

Od Sharee

CD Last Breath`a


Akurat wybierałam się na codzienną wycieczkę po terenach stada, patrząc jak inne konie topią się w nudzie i cierpią z powodu samotności. Brzydziłam się wręcz tymi parami migdalącymi się w cichych zakątkach. Jedno co nie cierpiałam to była wiosna. Tak, nienawidzę tej pory roku. Wszystko budzi się do życia, szuka partnerów i mąci w głowach. Nawet przyroda i roślinność zaczyna przypominać jakbym była w raju, a przecież to ziemia. Istne piekło. Tutaj trzeba walczyć o przeżycie. Moje rozmyślania przerwał widok dwóch koni. Jeden był młodym siwkiem, drugi natomiast do gniady ogier. Podeszłam bliżej i w tym momencie spostrzegłam, że gniady ogier jest mi bardzo znajomy a mianowicie to Mystic. Leżał plackiem na ziemi, a obok niego stał wściekły młody ogier. Stanęłam 10m przed nimi. Mystic przełknął głośno ślinę i wstał ciężko. Młody natomiast przyjrzał mi się uważnie. Roześmiałam się widząc ciężko oddychającego starszego ogiera.
-Oj Mystic, Mystic... nawet z takim gagadkiem nie dajesz sobie rady- śmiałam się dalej.
Siwek posłał mi ostre spojrzenie, chyba chciał coś powiedzieć, ale ja przerwałam mu, stukając w ziemię kopytem, przy okazji któraś z pobliskich skał pękła z hukiem.
-Sharee... co ty tu robisz?- Mystic`a wręcz zatkało.
-Obecnie?- uśmiechałam się wrednie- Patrzę jak ten młodzik cię rozwala- roześmiałam się szyderczo- Jak się nazywasz?- zwróciłam się w kierunku siwka.
Początkowo ogier się wahał, potem odparł nisko:
-Last Breath.
Odwróciłam głowę, nie odpowiadając nic i z powrotem spojrzałam złośliwie na Mystic`a.


Last Breath? Mystic?

Od Sharee

CD Filjan


Ogier był bardzo rozgadany, nawet nie zauważył, że nie daleko nas stoi jakaś klacz i przygląda nam się uważnie. Nie lubiłam bardzo gości- to każdy już powinien wiedzieć- szczególnie w takiej sytuacji. Trzeba utrzymać swoją reputację, lecz po minie siwki widziałam, że wcale nie uważa, że chcę rzeczywiście się z nim zaprzyjaźnić. Skuliłam uszy i posłałam ostrzegawcze spojrzenie w jej kierunku. Chyba to widziała, bo także skuliła lekko uszy i odsunęła się stopniowo. Jednak w jej oczach widziałam, że ciężko było jej zostawić tego idiotę na pastwę losu. Dobrze wiedziała co zamierzam zrobić tylko nie rozumiała jak, gdzie i kiedy. Z każdą chwilą jej obecność stawała się coraz bardziej drażniąca, ale nie miałam ochoty jej robić nic złego. Ona przynajmniej wiedziała co może się stać gdy podejdę. Tak, więc po ostatnim ostrym spojrzeniu i ostrzegawczym stuknięciu kopytem o ziemię, odeszła kręcąc głową. My także odeszliśmy. Jednak kawałek dalej spotkałam kolejne towarzystwo tym razem już śmielsze. Był to ogier i dwie klacze. Ogier był karym fryzyjczykiem, dotąd nigdy go nie spotkałam, natomiast pierwsza z klaczy wyglądała mi jakby urwała się z jakiejś indiańskiej wioski, a druga miała palomino maść. Ich jednak Silver zobaczył. Ja z niechęcią spojrzałam w ich kierunku.


Spirit? Strzała? Iris? Które z was dokończy? Czy boicie się Sharee? :>

Od Rossy

C.D Qerida

Spojrzałam na niego, uśmiech pojawił się na moich chrapach.
- Trzeba spróbować. - powiedziałam stanowczym głosem.
Qerido na mnie spojrzał.
- Co racja to racja. - powiedział mój partner. - Jeszcze raz dziękuję. - zwrócił się do ogiera.
On tylko pokiwał twierdząco głową i odszedł od nas.
- Więc życzę wam szczęścia. - powiedział i odszedł.
Szedł w stronę tej starszej klaczy, czyżby syn i matka? Patrzyłam na nich z uśmiechem.
- Jestem Uran. - rzucił niemalże krzykiem.
Podszedł do nas jeszcze na chwilę.
- Ja jestem Rossa. - powiedziałam.
- Qerido. - powiedział mój partner.
Uśmiechnęliśmy się do siebie.
- A tamta klacz to... - nie dokończyłam.
- Moja matka. - powiedział.
Przytaknęłam twierdząco głową, że zrozumiałam. Qerido na klacz patrzył jeszcze chwilę, po czym spojrzał na mnie.
- To czyli jutro rano zobaczymy czy się uda. - rzucił mój partner.
- No musi się udać. - powiedziałam.
Przytuliłam się do Qerida. Uran od nas odszedł a ja pocałowałam ogiera w policzek.
- A jak się uwolnimy, mam bynajmniej taką nadzieję... To myślałeś nad czymś typu jakaś przygoda czy nie wiem no... Rodzina? - spytałam patrząc na ogiera.
- Ty ciągle o tym. - powiedział z lekkim uśmiechem.
- Ciekawa jestem. - mruknęłam.

< Qerido? xD>

piątek, 27 lutego 2015

Od Havany

CD Rahmana II

Odwróciłam się natychmiast. Byłam pewna, że ktoś za nami był, lecz... teraz nikogo nie było. Zastanawiałam się czy to czasem nie wiatr płata nam figla czy może to duchy z Wodospadu Dusz, lecz po chwili moje obawy stały się coraz bardziej poważne. Spodziewałam się najgorszego.
-Rahman... ja chyba wiem kto to był- odparłam cicho.
Ogier spojrzał na mnie pytająco.
-A więc?- spytał widocznie ciekawy.
Skierowałam wzrok na niego.
-Sangre...- szepnęłam, lecz widząc po minie Rahmana niezbyt rozumiał o kogo mi chodzi- Nie wiesz kto to jest?- zapytałam.
-Niezbyt...- odparł.
Chciałam mu powiedzieć, lecz niski, lodowaty ton głosu przerwał mi.
 -Wybacz Havano, że przerwę ci opowiastkę o mojej niesamowitej osobie, jednak sam się przedstawię- odparł dumnym głosem cień.
Spojrzałam w kierunku mgły i w tym samym momencik z niej wychyliła się chuda, lecz umięśniona sylwetka karego ogiera. Jego oczy były przekrwione, a z chrap wydobywała się para. Z pyska wychylało się kilka ostrych kłów, a wokoło biegły cienie wilków i innych krwiożerczych stworzeń.

Rahman?

Od Qerida

CD Rossy

Wyprostowałem się i zluzowałem ton głosu, będąc w duszy wdzięczny temu ogierowi. Przytuliłem Rossę, całując w czoło na otuchę. Modliłem się by ludzie nie przyszli tak szybko jak wczoraj.
-Dziękuję ci bardzo- zwróciłem się w stronę ogiera i w tym momencie dostałem olśnienia- A może ty wiesz jak stąd uciec?- zapytałem z nadzieją jakbym dostał zbyt dużą dawkę adrenaliny.
Zastanowił się, kiwając lekko głową, jakiś czas potem odpowiadając twierdząco na moje pytanie.
-Tak, wiem jakbyście mogli uciec, ale uprzedzam, że nie będzie to proste- powiedział z nutką ostrzeżenia.
-Musimy stąd uciec. Proszę, powiedz nam- odparła błagalnie Rossa.
-Dobrze... A więc codziennie rano w niedzielę najczęściej, Emily, tak nazywa się ta blondyna, wyprowadza wszystkie konie na padoki. Wtedy właśnie odbywa się wielkie sprzątanie stajni i... boczna brama od frontu jest otwarta by traktor mógł jak wyjechać. Jednak jeśli chcecie obydwoje uciec musicie się w miarę sprężyć. Macie tylko kilka minut na opuszczenie terenów ośrodka. Widzicie ten czerwony kwadracik na ścianie budynku?- wskazał głową na stajnię- To alarm. Wyłączają go na czas otwierania bramy. Jednak zaraz potem włącza się on automatycznie z powrotem. Macie bardzo mało czasu do predyspozycji. Jeśli chodzi o samą ucieczkę to najlepiej uciec przy otwieraniu padoków. Po prostu wyrwać się. Myślę, że człowiek nie da rady utrzymać 500 kg- zaśmiał się.
-Wypraszam sobie, ale ja nie ważę 500 kg- udałem oburzenie.
-Heh... a więc to moja opcja. Jednak ostrzegam, że to nie jest plan doskonały. I muszę was ostrzec. Jeśli się nie uda... to nie będzie już okazji- ostatnie zdanie wypowiedział szeptem.
-Dziękujemy ci jeszcze raz- odparłem poważnie, patrząc na partnerkę.

Rossa?

Od Spartana

CD Szebry

- Trzeba przyznać, że masz całkiem dobrą kondycję - stwierdziła Szebra, próbując wyrównać oddech.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się do klaczy dysząc nie mniej niż ona.
Ruszyliśmy wolnym stępem. Z uwagi na tempo spaceru i na urok miejsca, ktoś trzeci mógłby spokojnie pomyśleć, że jesteśmy parą. Gdy nawiedziła mnie ta myśl, spojrzałem na milczącą, spacerującą obok mnie Szebrę. Powoli i z gracją stawiała swoje piękne, śnieżnobiałe kopyta, wsłuchując się w kojący szum wody. Zwolniłem tempa, by w pewnym momencie zatrzymać się całkowicie. Dopiero wtedy klacz zauważyła mój wzrok spoczywający na niej i również się zatrzymała. Staliśmy naprawdę bardzo blisko siebie, na tyle, że dokładnie słyszałem jej oddech i czułem go na swoich chrapach. Szczerze mówiąc, byłem zaskoczony sytuacją, jaka właśnie zapanowała między nami. Spojrzałem się w jej uśmiechnięte, błyszczące oczka.
- Masz śliczne oczy - powiedziałem cicho, nie mogąc się powstrzymać od tego komplementu.

<Szebra? Przepraszam za tak długą przerwę :c >

Od Spartana

CD Ixaci i Black Angel`a

Spacerowałem sobie po terenach Stada, kiedy natknąłem się na dwa konie, których, o ile mnie pamięć nie zawodzi, jeszcze nie znałem. Jednym z nich była klacz o lśniącym, bialutkim umaszczeniu, które od razu mnie zauroczyło, toteż szarmancki uśmiech sam wkradł mi się na twarz. Podszedłem do nich.
- Witajcie, jestem Spartan - skłoniłem się lekko klaczy.
- Jestem Black Angel, a to Ixaca - przedstawił parę ogier.
- Zdaję się, że nie należycie do tutejszego Stada. Na waszym miejscu dołączyłbym do nas - uśmiechnąłem się serdecznie.
- Jest tu Stado? Jakie szczęście! Jesteśmy naprawdę wykończeni - ucieszyła się słodkim głosem Ixaca.
- Pozwólcie, że poprowadzę do Alfy - zaoferowałem, mrugając sympatycznie do Ixaci, po czym ruszyłem stępem wgłąb terenów Misterious Valley.

<Ixaca? Black Angel? Przepraszam, że trzeba było tak długo czekać :c >

Od Last Breath`a

CD Mystic`a

Ogier patrzył się na mnie zaskoczonym i kompletnie zbitym z tropu spojrzeniem. Widać było, że nie ma pojęcia co zrobić, jak zareagować na wiadomość, iż jestem jego synem. Wprost idealny moment.
W jednej sekundzie rzuciłem się z miejsca i powaliłem zdezorientowanego Mystica.
- Zostawiłeś moją matkę! Oszukałeś ją i wykorzystałeś! Tchórz! Zdradziłeś ją! - wykrzykiwałem mocnym, przesiąkniętym nienawiścią głosem, przyduszając ogiera do ziemi. Zacząłem powoli zamrażać krew w jego żyłach, a Mystic łapczywie próbował zaczerpnąć oddech, kiedy nagle ktoś ośmielił się przerwać moje dzieło. Ziemia zaczęła się trząść. Najpierw delikatnie, jednak z czasem coraz mocniej. W pewnej chwili aż mną porzuciło. Natychmiastowo zmieniłem się w wiatr, aż wstrząsy ustały. Wylądowałem spowrotem w swojej postaci tak wściekły, że pod moimi kopytami, podłoże momentalnie pokryło się twardą skorupą lodu, a temperatura wokół drastycznie spadła. Uszy miałem położone aż do granic możliwości. Za sobą usłyszałem zduszony głos niedowierzania powoli podnoszącego się z ziemi ogiera:
- Sharee ... ?
Spojrzałem lodowatym wzrokiem w stronę, w którą patrzył Mystic. 10 metrów ode mnie stała kasztanowata klacz.

<Mystic? Sharee? Przepraszam, że tak długo :c >

Od Filjan

CD Cello

Przemierzyłam klacz wzrokiem. Postanowiłam nie wybuchać złością w jej obecności. To było zwyczajnie zbędne.
- Dla CIEBIE nie. A ja to już inna sprawa. Poza tym, co sobie wyobrażasz? Myślisz, że lubię opowiadać moją historię na prawo i lewo? To coś Ci się pomyliło. A jeżeli tak bardzo pragniesz wtryniać się w życie innych, to może poszukaj sobie przyjaciół gdzieś indziej, a ja jeśli łaska zajmę się własnymi sprawami. - rzuciłam w stronę klaczy.

(Cello? Brak weny...)

Od Filjan

CD opowiadania Sharee

Spacerowałam po terenach. Tak po prostu, bez celu. Cieszyłam się, że wreszcie wyszło słońce, że stopniał śnieg. Nigdy nie przepadałam za zimowym krajobrazem. Co jakiś czas przystawałam, by skubnąć trochę starej trawy. W końcu, gdy schyliłam się, po kolejną porcję jedzenia zauważyłam Sharee i... Jakiegoś ogiera. Idiota. Z pewnością jakiś nowy, ale pomimo tego powinien słyszeć o kasztanowatej klaczy, która od momentu zauważenia mnie, stara się pozbyć mojej obecności. W pierwszej chwili automatycznie miałam chęć zawołać coś do niego, by kretyn uciekał. Ale... Moje krzyki tu niewiele dadzą, mogę tylko wyjść na większą wariatkę niż on. Jedyny ratunek dla niego, to jakiś koń, który znajdzie go ledwo żywego, jak Sharee będzie kończyła jego żywot...

(Sharee? Silver? Total brak weny, no i sorry, że kolejne opo kończę tak późno, trochę nie wyrabiam ostatnio...)

Od Filjan

CD opowiadania Tancred'a

Nie wiedziałam czy chodziło mu o mnie, czy o kogoś innego. Nie lubiłam pytań w których musisz samemu odkryć ich znaczenie. Postanowiłam więc jakoś wrócić do wcześniejszego tematu.
- Okej... Może na początku pokażę Ci Wodospad Dusz? - Spytałam.
- Super. - ogier wykazywał z niewiadomych powodów entuzjazm w stosunku do większości moich propozycji. Z pewnością po prostu chce być miły. Powoli zmierzaliśmy do wodospadu. Wokół zawisła głucha cisza. Rozejrzałam się. Śnieg stopniał już całkowicie, a słońce wychodziło co jakiś czas zza chmur. Z jakże porywających obserwacji wyrwał mnie głos Tancred`a.


(Tancred? Sorry, że znów tyle czekać musiałeś, ale wyjeżdżałam i byłam chora. Niezbyt mogłam coś napisać)

Od Rahmana II

CD Havany

- Eee... byłam tam raz. Nie wiem za bardzo co tam jest niezwykłego.
Poszedłem przed siebie.
- Ty chyba w drugą stronę.
Zaśmiała się Havana.
- A , no tak. Przypominam sobie.
Zawróciłem spokojnie. Ona wyczuwa moje kłamstwa. Na razie się śmieje, ale jak jej powiem , że kłamałem... ALBO! Nie muszę jej tego mówić! Wystarczy , że zaprzyjaźnię się z Hermoso, Lavorą i zrobię paczkę z kilkoma innymi końmi. Dowiem się czegoś o Wodospadzie Dusz.
- A więc biegnijmy.
Zawołała. Pogalopowaliśmy w wyznaczoną stronę. Znaleźliśmy się nad delikatną wodą.
- Ta woda jest taka niezwykła...mógłbym tu siedzieć godzinami!
- Nie mógłbyś. Tu czas płynie o wiele szybciej. W tym miejscu można usłyszeć naszych przodków.
Odpowiedziała. Zawstydziłem się , ale nie dało się tego za bardzo po mnie poznać. Wyglądała na lekko znudzoną.
- Jesteś niesamowita! Znasz bardzo dobrze historie różnych miejsc.
Zamknąłem oczy i uśmiechnąłem się leciutko.
- To zadanie alfy.
Nagle usłyszeliśmy coś, czyjś głos. Odwróciłem się, ale nikogo tu nie było!

< Co to było Havana?>

Od Rossy

C.D Qerida

Spojrzałam na Qerida. Zbliżyłam się do niego i pocałowałam w policzek. W pewnym momencie jeden z nich wyszedł, a kobieta i ten drugi mężczyzna zostali i nas pilnowali. Patrzyłam to na nich, to na partnera. I się stało... Wyprowadzili Qerida i przywiązali mnie do boksu, wierzgałam, ale... To było mi na nic. Wprowadzili tamtego ogiera. Spojrzałam na niego błagającym spojrzeniem. Jednak ten jakby nigdy nic zaczął się do mnie zbliżać. Kilka słonych łez spłynęło po moich policzkach. Ludzie wyszli a ja zostałam sama w tym boksie razem z obcym... Myślałam, że zaraz będzie po wszystkim, ale on nic nie robił. Tylko położył się na sianie.
- Nie martw się, nie robię niczego na siłę, a klaczy nie krzywdzę wbrew ich woli. - powiedział spokojnym głosem.
Uśmiechnęłam się lekko.
- Poza tym masz partnera, po co mam odbijać mu jego ukochaną? - dalej prowadził rozmowę.
- N-nie wiem. - odparłam.
Wstał i podszedł do mnie. Posłał mi ciepły uśmiech. Odwzajemniłam gest i patrzyłam przed siebie.
Weszli ludzie i patrzyli na nas.
- Znowu lipa. - warknął jeden z tamtych ludzi.
Skuliłam uszy i patrzyłam na nich.
- Dobra damy jej spokój. - powiedziała kobieta.
 Odwiązała sznur od boksu i mnie wyprowadziła na pastwisko. Puściła mnie i od razu pocwałowałam w stronę Qerida.
Zatrzymałam się przed nim.
- Rossa... - szepnął.
- Nic nie zaszło. - powiedziałam z uśmiechem.
W pewnym momencie wyszedł tamten ogier. Spojrzałam na niego. Podszedł do nas. Qerido skulił po sobie uszy i patrzył na niego.
- Nic nie zaszło między nami. W końcu nie robię niczego wbrew klaczom. - zapewnił mojego partnera.
Podeszłam do Qerida. Wtuliłam się w niego.
- Boję się. - szepnęłam.

Qerido? ;o

piątek, 20 lutego 2015

Od Qerida

CD Rossy

Przytuliłem ją i pocałowałem w czubek głowy. Nadal nie wiedziałem co zrobić. Nie miałem ani grosza planu, ale powiedziałem jej tak by się nie martwiła. Nie lubiłem gdy się martwi, wydaje się wtedy taka smutna. Czego najbardziej się bałem w tej chwili? Stracenia ukochanej osoby i pozostania tu na zawsze. Płot był szczelnie ogrodzony, a boksy jakby ulepszone. Do tego ludzie się pozmieniali, jakby byli zatrudnieni nowi- lepsi. W tym samym momencie do stajni wszedł ten sam facet z drugim. Podeszli do naszego boksu. Skuliłem uszy, a jeden z nich uśmiechnął się szyderczo.
-I co?- zapytał drugi.
-Chyba nic- odparł drugi mężczyzna, bardziej roślejszy od pierwszego.
Za nim stanęła kobieta. Wysoka, szczupła, miała długie, kręcone blond włosy i kapelusz na głowie. Wyglądała jak cowboy, ale nim nie była. Jednak po chwili przekonałem się, że panowie jej się słuchali i byli w niej zapatrzeni jak w święty obrazek.
-I jak tam nasze konisie- uśmiechnęła się i parła rękoma o ściany boksu.
-Raczej nic. Ja bym użył bardziej radykalnego sposobu- odparł blondyn i zaśmiał się, trącając drugiego ramieniem.
-Powiedziałam, że źrebaki mają być zdrowe i pełni sił, a jeśli będziemy bili ich rodziców... - powiedziała podniesionym głosem, lecz drugi facet jej przerwał.
-Nie o to chodzi. Przywiążmy klacz, a tego wyprowadźmy. Przecież widać, że nic z tego- wzruszył ramionami, a kobieta nie odpowiedziała. Chyba się zastanawiała.
-Kogo niby chcesz przyprowadzić?- zapytała, patrząc na mnie.
-Luzwena. To genialny ogier z rodowodem. Nada się idealnie- zachichotał.
Parsknąłem, zarzucając głową. To mi się wcale nie podobało. Miałem ochotę wywarzyć drzwi, ale widziałem, że drugi mężczyzna ma środek usypiający. Nie wiedziałem co zrobić.
-Rossa...- szepnąłem- Nie wiem jak uciec- przyznałem się, a z moich oczy spłynęły dwie, duże krople łez.

Rossa?

Od Lavory

CD Cello

W nocy spałam dość długo , ale były pobudki , bo mi niedobrze. Ciągle chce mi się wymiotować. Niby takie same objawy jak wcześniej , ale bardziej odczuwalne i jestem nerwowa. Mimo długiej drzemki jestem ospała. Dziś pójdę do Cello. Jest medyczką i przepisała mi te zioła , które przestały działać.
- Hermoso De Ereno , idę do Cello.
Obudziłam go.
- Idę z tobą.
Wstał.
- Nie! Klacze na osobności się lepiej rozumieją.
Zapewniałam go.
- Ok. Zdrowia życzę.
Uśmiechnął się.
- A ja nam źrebaka.
Wyszłam pospiesznie do Cello. Jest na prawdę niesamowita.
Dziś wiał mocny wiatr. Przez moje zdenerwowanie, wokół mnie był jeszcze większy.
Uspokoiłam się nieco. Było mi troszeczkę cieplej i przyjemniej.
Cello stała spokojnie patrząc na ruszające się drzewa.
- Cześć Cello!
Przełknęłam ślinę.
- Cześć. Co cię tu sprowadza?
Zapytała radośnie klacz.
- Słuchaj , bo zioła które mi dałaś przestały działać. Wymiotuję , jestem nerwowa i ospała , chociaż długo spałam. Czy jestem w ciąży?

< Cello?>

Od Havany

CD Rahmana II

Uśmiechnęłam się przyjaźnie w stronę ogiera i kiwnęłam głową, żegnając się z Lavorą i Hermoso i ruszyłam za Rahmanem. Dzień wydawał się nader spokojny i cichy. Dopiero teraz zauważyłam, że śnieg powoli z dnia na dzień zaczął się topić. Wiosna... czuć było, że ona powoli próbuje się przedostać na nasze tereny, niestety zima jeszcze zagradza jej drogę. Nie chcę odpuścić, chociaż i ta jest piękna. Ale na wszystko przychodzi czas... Właśnie...
Spuściłam głowę. Rahman widocznie to zauważył.
-Coś się stało?- spytał.
-Nie- podniosłam wzrok i stanęłam hardo- Przypomniałam sobie tylko o pewnej sprawie, ale myślę, że zrobię ją później. Rozumiesz... alpha, stado, obowiązki... Wkrótce wiosna, a to czas kiedy wszystko się zmienia- uśmiechnęłam się lekko.
-Rozumiem- odparł- To chyba musi być trudne- powiedział, lecz wydawało się, że bardziej pyta niż odpowiada.
-Tak, jest to trudne, ale wszyscy w stadzie są na tyle samodzielni, że dadzą sobie radę, jednak przyznam... nie zawsze nadążam za wszystkim, ale każdemu należy się trochę odpoczynku- zasiałam się pod nosem.
-Naturalnie- uśmiechnął się- To dokąd panienka życzyłaby sobie pójść?
-A co zacny pan proponuje?- zachichotałam- Mam ochotę iść nad Wodospad Dusz, jeśli można- ukłoniłam się lekko.
-To bardzo dobry pomysł!- wykrzyknął- A więc udamy się nad ten cudowny teren- odparł.
-Byłeś już tam?- spytałam podchwytliwie.
-Tak, oczywiście- odparł, lecz w jego głosie było można rozpoznać nutkę niepewności.
-A więc na pewno wiesz co w nim takiego niezwykłego- uśmiechnęłam się.

Rahman? :3

Od Hermoso De Ereno

CD Lavora

Obudziłem się całkowicie sam. Lavora gdzieś poszła? Nie myślę... słyszę ją!
- Hermoso , chyba zioła na niestrawności przestały działać.
Była cała blada. Pewnie wymiotowała.
- Ale tak nagle? Od tygodni ci pomagały.
Krzyknąłem.
- Natura nigdy się nie myli. Nie mogły przestać tak sobie działać. Muszę być chora na coś innego.
Powiedziała i wyszła się odświeżyć.
- Jeśli do jutra nie będziesz się czuć lepiej idziemy do Cello.
Wyszedłem za nią.
- Uważam to za dobry pomysł.
Przełknęła ślinę z niesmakiem.
- Nie jedliśmy wczoraj nic takiego ciężko strawnego!
Nie miałem pojęcia co mogło się stać.
- Albo jestem w ciąży. Jak pierwszy raz byłam u Cello mówiła , że to może być też ciąża.
No to akurat mogła być prawda. Do południa czuła się lepiej , ale potem znowu to się powtórzyło.
- Chcesz coś zjeść? Musisz być głodna.
Zapytałem.
- Nie mam ochoty. Chyba nie wiesz co to znaczy ciężkość na żołądku przed momentem...
Wiedziałem o co jej chodzi. Kiedyś miałem coś z żołądkiem , ale to daaaawno teeeemu. W sumie ona chyba nie jest chora.
- Ale przecież padniesz z głodu! Jak będziesz głodna to poinformuj mnie o tym.
Nie miała raczej gorączki , ani dreszczy. Wymioty i nerwowość. No , trochę mniej je i jest ospała.
*******wieczorem*******
No , nie był to za ciekawy dzień. Zjadła tylko trochę marchwi , a po godzinie ją zwróciła. Fe , ciągle latała na dwór i była blada niczym ściana! Ciekawe co będzie działo się w nocy...

< Lavora? No nieźle <3.>

Nieobecność

Charls198(Mystic)będzie nieobecny do 2.02. Opowiadania dokończone zostaną po powrocie.

Od Lavory

CD Hermoso De Ereno

- No i mam focha!
Zaśmiałam się delikatnie. On popatrzył mi się w oczy. Zbliżyłam się. Zamknęłam oczy i go pocałowałam.
 - Jeszcze masz?
Zapytał. Pokiwałam głową na 'nie'. Rozpieszczaliśmy się dalej i nagle ktoś zapukał. Nie zwracaliśmy na to uwagi. Zapukał drugi i trzeci raz. Nadal mieliśmy to w nosie. Wreszcie ten ktoś wszedł do środka. Uchylił drzwi i stwierdził , że nie ma nas w domu. Tymczasem my schowaliśmy się.
 - Czy tobie też latają w brzuchu motyle?
Zapytałam się go.
 - No jasne. Od kiedy cię poznałem...
- Nie musisz dokańczać. Ja też.
 Uśmiechnęłam się.
 - Sprawdzimy kto pukał?
Zapytał Hermoso.
- No co ty , będzie nam tylko przeszkadzał! Poszłam w stronę okna. Rzeczywiście , nadal stała tam klacz. Stara klacz. Nie otwierałam.
- Nikogo tu nie ma.
 Dodałam. On od razu by jej otworzył.
Zbliżał się wieczór. Jest bardzo romantycznie. Wprost kocham takie dni. Kolacją była zwykła trawa. Po co coś innego? W romantyczne wieczory warto się troszkę pobawić. Chociaż we dwójkę! Jak zwykle były pocałunki i inne pieszczotki. Czuje słówka , ale teraz coś nowego.
- Przekazujemy sobie informacje na kartce!
Wpadłam na pomysł. Słowa"Kocham Cię!" padały co drugie zdanie. Było super , ale o dwudziestej czwartej poczułam zmęczenie.
- Idziemy spać. Dobranoc!
Powiedział już bardzo zmęczony Hermoso
Mam lekkie niestrawności... znowu! Pewnie to od jedzenia. A może nie?
<Hermoso?>

czwartek, 19 lutego 2015

Od Rossy

C.D Qerida

Spojrzałam na Qerida, a potem na ludzi. Odsunęłam się od partnera. Zaczęłam iść w stronę płotu, a gdy tam dotarłam zatrzymałam się. Położyłam się. Po chwili do mnie podszedł Qerido. Zaczął mnie trącić głową i chciał abym wstała, ale ja nie chciałam. Jednak w końcu wstałam, a tuż obok nas znaleźli się ludzie. Próbowali nas złapać, ale ja zaczęłam biegać po całym padoku czy co to tam było. W pewnym momencie poczułam znowu tą linę na szyi, ale jak?! Zaczęłam się szarpać z nimi, ale na marne. Zaprowadzili mnie do jakiegoś boksu, jednak ten był o wiele większy od tam tego w którym się obudziłam. Zamknęli mnie i sobie poszli po Qerida... Znaczy tak mi się zdawało, do stajni wprowadzili jakiegoś ogiera i kierowali się w moim kierunku. Miałam nadzieję, że pójdą z nim gdzie indziej, jednak myliłam się. Wprowadzili go do boksu i zamknęli.
- No to macie czas dla siebie. - powiedział jeden z tych ludzi.
Odsunęłam się od niego. Widocznie on im się nie sprzeciwiał i chciał próbować, jednak za każdą jego próbą obrywał w brzuch i się cofał. Po jakimś odechciało mu się i olał mnie. Uśmiechnęłam się. Do stajni weszli ludzie. Patrzyli na mnie.
- Nie udało się. - mruknął jeden.
Wyprowadzili z boksu ogiera, który z dumą opuścił boks. I wtedy... Zobaczyłam jak wprowadzili Qerida do stajni. Nie opierał się im. Uśmiechnęłam się szeroko, wprowadzili go do boksu i zamknęli. Wyszli bez słowa.
 - Masz jakiś plan? - spytałam.
 - Jeszcze nie do końca. - odparł mój partner.
 Pokiwałam głową, po czym przytuliłam się do niego.
- Damy radę? - spytałam cicho.
- Rossa, damy radę. - powiedział z dumą w głosie.
Odsunęłam się od niego.
- Kocham Cię. - szepnęłam i pocałowałam go w policzek.

 Qerido? Hue hue, Rossa niedostępna XDD

Od Hermoso De Ereno

CD Lavora

 Zaskoczyło mnie pytanie Lavory , ale nie wiedziałem co odpowiedzieć.
 - Tak. Ja też bym chciał ! Ale może już jesteś w ciąży?
Zapytałem.
- Nie , chyba nie. Zioła mi na razie pomagają.
Odpowiedziała śmiejąc się.
- Ok. Idźmy dalej.
Wyruszyliśmy pełnym galopem. Ale nagle złapał nas człowiek. Wsadził do białego , jeżdżącego czegoś , a z przodu w innym wsiadł on. Jeżdżące coś ruszyło szybciej niż pędzący koń. Widziałem przez dziurę ,że jedziemy w stronę naszego stada , ale zatrzymaliśmy się wcześniej. Człowiek zrobił każdemu z nas zdjęcie i poszedł do domu. Potem krzyczał coś , że pieniądze i coś tam. On chciał nas sprzedać?
O nie! Musimy uciec , bo inaczej nas okiełznają! Rzuciliśmy się do ucieczki kiedy tylko poszedł do domu. Zauważył nas i biegł za nami , ale ludzie to tak powolne istoty... Cofnął się i pojechał za nami tym jeżdżącym na kołach szybkim urządzeniem. I tak nas nie dogonił , bo zgubił trop. Dawno byliśmy już w Mysterious Valley. Przywitaliśmy się z wszystkimi i zrobiliśmy imprezę w naszym domu. Nie wiem co dokładnie się stało , ale i ja i Lavora leżeliśmy rano w swoim łóżku.
- Pamiętasz coś z wczorajszej imprezy?
Zapytaliśmy równocześnie.
Tak jak zaplanowaliśmy dziś tylko ja i ona. A co można robić w dwójkę? Z dziewczyną to co zawsze , tym bardziej że jest atrakcyjna.
- Pójdziemy na poranny spacer? Trochę sobie poćwiczymy kondycję.
Zapytała mnie Lavora.
- Co to za pytanie? Pewnie , nigdy nie odmówię spaceru.
Spacerowaliśmy wokół MV. Skakaliśmy kto wyżej , a potem kto dalej. Biegaliśmy kto dłużej  i kto szybciej. Oczywiście ona cały czas wygrywała. W pływaniu chociaż raz mi się udało wygrać.
-A teraz odbieram nagrodę.
Wziąłem Lavorę na grzbiet i przykłusowałem do domu.
- I druga nagroda.
Cmoknęła mnie w policzek.
- Oj ,dzięki!
Uśmiechnąłem się.
Po południu robiłem obiad. Nie byle co! Dziś trawa była mało soczysta więc obiad musi być domowy. Owsianka z granulatem. Było dość dobre. Zjedliśmy ze smakiem. Po obiedzie podszczypywałem ją zębami , tak leciutko żeby nie bolało.
- Hej ! Nie na nogę.
Podniosła kończynę.
- A bo co?
Zapytałem wrednie.
 - Bo ... będziesz musiał zrobić też kolację , albo strzelę focha.
 Jednak dalej ją szczypałem za nogę.

<Lavora?>

Od Lavory

CD Hermoso De Ereno

- Idziemy. Pa Seniorita!
Powiedziałam.
- Adios!
Odpowiedziała.
- Jeszcze 2 godziny galopu i jesteście na wsi!
Zawołała. Oni to chyba mają rodzinne! Ciągle gadają "Jeszcze ble , ble , ble do czegoś tam."
- Jestem bardzo szczęśliwy!
Powiedział Hermoso De Ereno.
- I będziesz jeszcze bardziej. Goń mnie!
Musnęłam go w policzek. Potem pobiegłam jak strzała w wyznaczonym kierunku. Nie umiał mnie dogonić więc zwolniłam nieco.
- Zaraz cię złapię!
Krzyknął. O mało nie ześlizgnęłam do rowu , zatrzymałam się przed nim ale Hermoso wpadł na mnie nie widząc go. Na szczęście nie spadliśmy do rowu. Ale w tym upadku było coś tak romantycznego , że nie wytrzymałam. Wstaliśmy i obściskiwaliśmy się. Został tylko skok przez ten rów i jesteśmy na wsi. Jednak ta chwila mogła trwać wiecznie. Usłyszałam człowieka. Przestałam i schowaliśmy się na obszarze ogrodzonym. Chyba to jakaś farma. Weszliśmy do otwartego budynku. W oddzielonych schowkach stały konie. Były czyste i rozgadane. Ten powiedział , że jesteśmy jacyś nowi , a inny powiedział , że nie mają dla nas boksów.
- O co wam chodzi? I co ty masz na grzbiecie?
Przerwał im Hermoso. Zaczęli się śmiać.
- W życiu siodła nie widziałeś?
Zapytał ten co miał to czarne coś na grzbiecie.
- Jesteśmy gośćmi z daleka. Jesteśmy dzicy. Nie znamy żadnych stajni, boksów i siodeł.
Zaczęli rozumieć , ale nie wierzyli. I nagle wszedł człowiek. Schowaliśmy się i słuchaliśmy.
Wziął tego w "siodle" i usiadł na niego. Inny założył mu coś na chrapy i koń ruszył. Kłusował i galopował jak normalny dziki koń. Ale on się różnił od nas tym , że nie chce czegoś robić , ale musi. My tak nie mamy. Potem człowiek zdjął z niego te okropne rzeczy i wstawił do boksu. Wziął tym razem źrebaka. Było dość późno , dwudziesta pierwsza z hakiem. Człowiek założył mu coś innego na głowę i przypiął do tego linkę. Do ręki wziął patyk z sznurkiem na końcu i źrebaczek biegał posłusznie wokół niego. Spaliśmy w ukryciu aż do rana. Rano ktoś otworzył drzwi i wziął wielkiego shire. Zaczął jeździć po nim jakąś szczotą , a potem oparł na podstawce kopyto i ten człowiek grzebał mu w kopycie! Fuuuj! Ale to nie wszystko. Potem ubrał w coś żelaznego tego konia i doczepił... wóz! Koń ciągnął go , chociaż wóz był ciężki. Musimy z uciec w tego miejsca! Ale nagle wyszedł koń z paskiem na brzuchu i sznurkiem doczepionym do czegoś na głowie. Była tam dwójka ludzi. Jeden wziął sznurek i koń go okrążał , a ktoś kto wyglądał na samicę człowieka stanął na tym koniu i wykonywał sztuczki! Zaraz padnę!
- Zwiejemy jak pójdą.
Powiedziałam z nadzieją , że nas nie zauważą.
- Ok. Już poszli , biegniemy!
I rzuciliśmy się prawie cwałem do wyjścia , przeskoczyliśmy ogrodzenie i wybiegliśmy ze wsi.
- Hermoso , chciałabym mieć źrebaka. A ty?
> Powiedziałam mu na uch kiedy wyszliśmy ze wsi.
<Hermoso?>

środa, 18 lutego 2015

Od Hermoso De Ereno

CD Lavory

- Z chęcią kochanie!
Pocałowałem ją. Był to dość długi pocałunek. Byłem podekscytowany jej poświęceniem.
- A więc opowiedz coś o Senioricie.
Zaśmiała się słodko.
- No jest to moja starsza o rok siostra , jest wysoka i ma na sobie duże czekoladowe plamy.
Opisałem jej wygląd.
- Jest miła?
Zaciekawiła się Lavora.
- I to bardzo! Ale jest chora. A może już wyzdrowiała.
Nie chciałem myśleć , że umarła , bo by mnie to przygnębiło i to totalnie!
- No więc wyruszamy!
Wyszliśmy , a po drodze spotkaliśmy Cello.
- Cześć Cello. Twoje zioła mi pomogły , dziękuję!
Powiedziała szybko Lavora.
- Nie ma za co.
Odpowiedziała Cello , a Lavora ciągle gnała ze mną u boku.
- Wiesz , musimy kierować się na zachód. To gdzieś...w prawo!
Jestem dość dobry w orientacji.
- Ale tyś mądry!
Pochwaliła mnie. Biegliśmy dotykając się bokami. Kłusowaliśmy w równym tempie , bardzo szybko.
- Przed nami jeszcze 7 godzin galopu.
Powiedziałem wychodząc z terenów Mysterious Valley.
- Co? To ze cztery godziny galopu musimy teraz przebiec!
No i galopowaliśmy. Była ode mnie szybsza. Co pół godziny galopu stawaliśmy obok kałuży , czy strumyka , żeby się napić. Po tym czasie bez zatrzymywania i bez zwalniania byliśmy wykończeni. Przebiegliśmy już około dwie i pół godziny.
- Tym razem uratuje nas ta kałuża. Brudna woda , ale przynajmniej da się pić.
Powiedziała Lavora.
- Zostało jeszcze półtora godziny galopu , a potem 3 bardzo szybkiego kłusa.
Wyliczyłem. Umiałem liczyć , w mojej rodzinie każdy umiał liczyć.
Więc biegliśmy dalej. Wokół nas były nieznane tereny , ale musieliśmy szybko to załatwić.
Kiedy zostało jeszcze tylko dwie minuty galopu zauważyłem w trawie źrebaka.
http://www.tapeciarnia.pl/tapety/normalne/177710_zrebak_laka_zolte_kwiatki.jpg
- Hej mały , wiesz gdzie jest stado zachodu?
Zapytałem nadal galopując. Przyłączył się do nas.
- Tak. Właśnie z niego jestem. To w tamtą stronę.
Powiedział i zdaje się , że chciał nas tam zaprowadzić.
- Dlaczego tu jesteś?
Zapytała go Lavora.
- Ponieważ uciekłem. Nie mam mamy więc nikomu się nie przydam.
Posmutniał.
- Nieprawda! Bardzo dużo koni chce mieć źrebięta! Zaprowadzę cię do mojej siostry. Może cię przyjmie. Jak się nazywasz?
Odpowiedziałem mu.
- Nie mam imienia. Mówią na mnie źrebak. Czy twoja siostra to taka piękna klacz o rudej grzywie? I ma na sobie białe plamy?
Zdziwiło mnie pytanie źrebaka.
- Tak , to właśnie Seniorita! Wiesz czy ona żyje?
Przestaliśmy galopować i kłusowaliśmy.
- A nawet bardzo dobrze jej się wiedzie. Nie jest już chora. Ale nie ma partnera.
Ten źrebak wie wszystko! Musi się bardzo nudzić , żeby tak dobrze ją znać.
************ 3 godziny później***********
- Oto jej dom!
Krzyknął źrebak.
Seniorita wyszła z domu. Wyglądała tak:
http://www.tapeciarnia.pl/tapety/normalne/212828_kon_laka_pastwisko.jpg
- Hermoso?!
Zapytała.
- Seniorita! Poznaj moją partnerkę Lavorę.
Przytuliłem siostrę przyjaźnie.
- Hej. Chciałabyś przyjąć tego źrebaka? Nie ma imienia.
Lavora bardzo chciała mu pomóc.
- Tak z chęcią. Będziesz nazywał się Salut , ok?
Wymyśliła mu imię.
- Tak mamo!
Senioricie łza popłynęła z oka. To jej pierwszy źrebak. Pierwszy raz ktoś powiedział do niej 'mamo'.
- Nie masz dziś urodzin?
Zapytałem.
- Nie , miałam tydzień temu.
Odpowiedziała.
- Seniorito , musimy iść kochana. Wiesz gdzie są siedziby ludzi?
Zapytała Lavora.
- O tak. Te siedziby to wsi. To na północ z tąd.
Wskazała kierunek.
- Idziemy Lavora?
<Lavora?>

Od Qerida

CD Rossy

Skuliłem uszy w strone człowieka, lecz ci nie zauważyli. Miałem ich kompletnie dosyć, po czubki uszu.
-Słyszałem i wcale mi się to nie podoba- odparłem poważnie i przytuliłem ją- Niech nie myślą, że im się to uda.
-Jednak... boję się- powiedziała cicho.
-Jestem tu i nie martw się, nie ma czego się bać- pocałowałem ją.
W tym samym momencie podeszła do nas klacz. Miała już sędziwy wiek, jej twarz miała wyraz mądrości i smutku. Szła z trudem, na jej ciele było widać wiele blizn. Szkoda mi jej było. Stanęła obok nas, ledwie trzymając się na nogach. Posłałem partnerce spojrzenie i pomogłem klaczy stanąć spokojnie nogi. Oparła się o mnie.
-Jeśli będziecie mieć tylko szanse, uciekajcie jak najdalej. Tutaj tylko was czeka to samo co mnie- odparła smutnym głosem.
-Ale jak? Tu nie widać żadnego punktu ucieczki- rozejrzała się Rossa.
-Spokojnie, wyjdziemy...- chciałem dokończyć, lecz w tej samej chwili zobaczyłem kilku ludzi idących w strone naszego ogrodzenia.

Rossa? xD

Od Lavory

CD Hermoso De Ereno

Dziś zamierzam poznać ludzi! Czy wszyscy są tacy źli? Myślę , że raczej nie.
Tak samo jak konie. Jedne są złe i raniące uczucia , a drugie miłe i uczynne.
Sama jednak nie pójdę poza tereny stada , za bardzo się boję! Muszę iść z kimś komu ufam na przykład z Hermoso De Ereno. Zapytam się go o to ale widać , że czegoś ode mnie chce. Ja dziś mam muchy w nosie i go ignoruję. Wydaje się smutny.
- Hermoso , czy coś się stało?
Zapytałam.
- Nie. Po prostu coś mi smutno.
Wiedziałam , że nie o to chodzi.
Przytuliłam go i pocałowałam lekko w szyję. Uśmiechnął się , chociaż nadal wydawał się zmartwiony.
- Może o czymś zapomniałeś , czymś takim ... ważnym!
Wpadłam na świetny pomysł.
 - Tak. Chyba dziś są urodziny Seniority. To moja siostra.
Skubnął źdźbło trawy.
- Myślałam , że watro zajrzeć do siedzib ludzi i może odwiedzimy ją po drodze?

<Hermoso? Zgadzasz się na wycieczkę?>

Od Rahmana II

CD Havany

- Musisz wiedzieć ,że to straszne śpiochy. Wcześnie to tylko Hermoso i Lavora wstają. No i może jeszcze ty?
Przed chwileczką usłyszałem te imiona : Hermoso i Lavora. Ktoś od tyłu ich zawołał. Ale ja tu kłamię... ok , idziemy w ich stronę.
- Chyba ich znam. Szybko się z nimi zaprzyjaźniłeś.
Odpowiedziała Havana.
- Hermoso? Cześć! Muszę ci coś powiedzieć.
Zdziwiony ogier o mało nie upadł.
- Słuchaj , nie mam jeszcze paczki. Będziesz udawał razem z Lavorą , że mnie dobrze znasz. Powiedz to jej.
Szepnąłem mu do ucha. Przekazał to Lavorze.
- O, to jedna z naszych par!
Krzyknęła Havana.
-Par?! A no tak. Zapomniałem.
Wyrwało mi się.
- Jesteś tu od niedawna , możesz jeszcze coś czasem zapominać.
Powiedziała Lavora.
- Wybaczcie drodzy przyjaciele , ale może pójdę jako dżentelmen na spacer tylko z nią. Zgodzisz się Havano?

<Havana , mam chwilowy weny brak.>

wtorek, 17 lutego 2015

Nieobecność

batman32(Heaven i Silver)nieobecny do 2.03. Opowiadania dokończe zostaną po powrocie.

Informacja

Od dzisiaj(17.02)wszytskie nieobecności lub inne informacje oprócz w ogłoszeniach będę wypisywała na stronie głównej, jednak będą one pisane w skrócie.

~Alfa Havana(izusia321)

Od Havany

CD Rahmana II

Uśmiechnęłam się przyjaźnie do ogiera. Miło z jego strony tylko miałam pewne wątpliwości.
-Z chęcią się przejdę. A kto to w twojej paczce tam jest?- spytałam zaciekawiona.
-Ten... no... zobaczysz i poznasz... chociaż pewnie znasz osoby ze stada- zarumienił się niewidocznie(czyżby się czymś zakłopotał?).
-Skoro tak, więc zdaję się na ciebie. A dokąd zamierzasz iść? Wodopój Lorangi, Woskowy Las, a może Mglisty Bluszczolas?- zaczęłam wymieniać z uśmiechem.
-Ymmm... mam lepsze miejsce w zanadrzu, ale ty ocenisz- uśmiechnął się.
Zachichotałam pod nosem, po czym uniosłam wysoko głowę do góry i zmrużyłam oczy.
-Czyli mam być jury? Ok, a więc prowadź do swojej paczki i tego niesamowitego miejsca- odpowiedziałam, patrząc przed siebie.

Rahman?

Od Rossy

C.D Qerida

Spojrzałam na niego. Pokiwałam twierdząco głową i pocałowałam ogiera w policzek. Zaśmiał się i wyszedł z jaskini, wyszłam od razu za nim.
*
Doszliśmy na teren do którego zmierzaliśmy. Qerido najwyraźniej się zmartwił tym co mi się stało. No cóż nic nie zrobimy, czasu nie cofniemy. Stanęłam przed wodą i wpatrywałam się w nią, w pewnym momencie w odbiciu zauważyłam że obok mnie stanął mój partner. Uśmiechnęłam się szeroko. Popatrzyłam na niego, po czym się przytuliłam. Ogier położył swoją głowę na mojej, staliśmy w kompletnej ciszy. Przymknęłam lekko oczy, w pewnym momencie usłyszałam jakiś szelest, Qerido także to usłyszał i odsunął się ode mnie. Stanął przede mną przez co zasłonił mnie. No i oczywiście z lasu wybiegło kilku ludzi, nie wiedziałam co zrobić. Odsunęłam się do tyłu. Nie zauważyłam że tam ktoś się na mnie czaił. Odskoczyłam do przodu, ale lina która znajdowała się na mojej szyi nawet nie wiem kiedy mi ją założyli. Pociągnęli mnie do tyłu.
- Qerido! - krzyknęłam ostatkami sił.
Ogier spojrzał w moim kierunku i od razu ruszył cwałem w moją stronę. Po chwili poczułam jak odpływam, czyżby znowu to samo co wcześniej? Nie wiem.
*
Obudziłam się znowu w ciasnej przestrzeni. Czyli znowu w tak zwanym boksie. Tu było inaczej całkowicie. Wstałam i zobaczyłam że obok tego "pomieszczenia" w którym się znajdowałam, znajdywało się kolejne inne konie. Spojrzałam przed siebie i znowu to samo. Wszystkie te boksy czy co to tam było... Były tak samo ułożone. I akurat naprzeciwko mnie znajdował się Qerido.
- Qerido... - szepnęłam.
Ogier spojrzał w moją stronę.
- Rossa! - odparł z lekkim uśmiechem.
Widocznie mu ulżyło. Chciałam coś powiedzieć ale przyszli ludzie. Otworzyli wszystkie boksy. Wszystkie konie wyszły więc żeby sobie nie robić problemów wyszłam razem z nimi. Kiedy wyszłam na wolną przestrzeń uśmiechnęłam się. Tylko znowu był płot i jakby jakiś nowszy drut czy coś w tym stylu. W pewnej chwili poczułam jak ktoś koło mnie staje i lekko ciągnie za grzywę. Spojrzałam w bok, Qerido. No tak... Uśmiechnęłam się. Ogier położył swoją głowę na mojej i tak staliśmy. W pewnej chwili usłyszałam rozmowę tych ludzi, nastawiłam uszy i nasłuchiwałam.
- Widziałeś tam tą parkę co złapaliśmy? Chyba na prawdę to para. Hah może zrobimy żeby się rozmnożyły i wtedy hajs zarobimy na źrebakach. - powiedział jeden.
- To nie głupi pomysł! - odezwał się drugi. - Trzeba spróbować.
I obaj zamilkli. Odsunęłam się od Qerida.
- Słyszałeś? - spytałam.

<Qerido? Co to będzie? XD>

Od Rahmana II

Nie mam z kim gadać. Nie mam z kim się pośmiać. Nie mam z kim pomyśleć. Nie mam też z kim popłakać. Po prostu zero przyjaciół. Czy ja mam napisać na kartce "szukam przyjaciół"?
Ufff... dobrze , że kogoś widzę. I na szczęście kogoś już spotkanego. Havana , ta siwa klacz z piękną jabłkowitą odmianą stała sobie właśnie na uboczu. Zagadam do niej z wielką chęcią.
- Hej Hav!
Zaczepiłem ją.
- Cześć!
Odpowiedziała jak zwykle dość wesoło.
- A... ten , no właśnie... bo... za tobą? Nie chwila...
Odebrało mi mowę.
- Co?
Zapytała zdziwiona.
- Czy chcesz spotkać się ze mną i moją paczką ?
Wymyśliłem wreszcie. O kurczę... nie mam jeszcze swojej paczki! Muszę szybko zdobyć paru ziomków i kilka klaczy.

< Havana? >

Od Iris




CD Ixacy

 - Ja wmawiałam sobie , że jestem stara i beznadziejna i że musiał być powód , żeby ludzie chcieli mnie zabić. Jednak posłuchałam głosu serca i uciekłam.
Odwróciłam się tyłem do klaczy i pokazałam tylną kończynę. Wyglądała tak:


http://qnwortal.com/images/artykuly/miniatura_317.jpg







- O jejciu! To zrobili ci ludzie?
Zapytała przestraszona.
- Tak. Właśnie wtedy postanowiłam uciec.
Pokiwałam głową. Ixaca przekrzywiła głowę.
- A nie pójdziesz z tym do medyka?
Zapytała.
- Nie , jestem za stara. Z maksymalnie dziesięć lat umrę.
Nagle z drzewa zszedł ptaszek. Miał na nóżce coś kolorowego. To raczej nie sowa , ani łabędź , ani kaczka lub gołąb tylko sikorka! Ciekawe dlaczego ludzie zakładają ptakom te obrączki. To przysunęło mi pomysł.
- Albo pójdę , ale tylko po bandaż.
Dodałam.
- A ty masz jakąś ranę ?

<Ixaca ? Niestety wena poszła w las...>

Od Qerida

CD Rossy

Uśmiechnąłem się wesoło i położyłem swoją głowę na jej głowie, całując ją delikatnie w czoło, przy okazji uważnie rozglądając się po okolicy, poszukując wzrokiem czegoś podejrzanego. Okolica wydawała się nader spokojna. Ani śladu ludzi czy innego niebezpieczeństwa.
-Myślisz, że ogłoszą stan zagrożenia?- usłyszałem cichy głos Rossy.
-Nie wiem... Szczerze mówiąc byłoby lepiej dla wszystkich, ale to też dodatkowe zmartwienie. Jak pomyśle, że będę musiał przesiedzieć cały dzień w jaskini...
-Przecież nie musisz- zdziwiła się.
- Ale ty musisz- odparłem troskliwie.
- Wiesz bardzo dobrze, że i tak nie będę już ci to nawet mówiłam- na jej twarzu zauważyłem cień uśmiechu.
Zaśmiałem się pod nosem.
-Wiem to doskonale, lecz nie jestem typem ogiera, który zabrania swojej partnerce wychodzić gdzie chce. Ja się o ciebie martwie- przytuliłem ją- Ale chyba na Skalne Jezioro dasz się wyciągnąć?- uśmiechnąłem się tajemniczo z nutką szarmancji.

Rossa?

Od Ixacy

 CD Iris

-Miło mi poznać, a co do Twojego stwierdzenia, to skąd możesz o tym wiedzieć?
-Ponieważ jeszcze tak naprawdę nikt mnie nie polubił...- westchnęła moja nowa znajoma i odwróciła wzrok.
-Mówisz, jakbyś była jednym z koni, wychowanych przez ludzi.- stwierdziłam, przywołując sobie na myśl zachowanie mego własnego brata.
-Potrafisz czytać przeszłość z cudzego umysłu, czy też miałaś coś z nimi wspólnego?
-Czyli zgadłam?- odparłam, uszczęśliwiona, pytaniem na pytanie.
-Owszem, spędziłam z nimi większość swego żywota i o mało, co przez nich nie zginęłam.- przyznała niechętnie.
-Nie Ty jedna...- powiedziałam, przypominając sobie moje własne i Black Angel'a, losy.
-Co masz na myśli?- zaciekawiła się klacz i skupiła znów całą swoją uwagę na mnie.
-Wyobraź sobie, że mnie i mego brata również wykorzystali do ostatka , a później chcieli zakończyć nasz żywot w rzeźni.- wyjawiłam smutno, starając się, aby z oczu nie popłynęły mi łzy. To niestety się nie powiodło i już po paru sekundach, poczułam pierwsze z nich na policzkach. Szybko jednak się pozbierałam i dorzuciłam.- Przeżyliśmy tylko dzięki niemu, bo ja sama właściwie pogodziłam się z nadchodząca śmiercią i postanowiłam ją przywitać jako dobrą przyjaciółkę, która wybawi mnie od tego ,,świata cierpienia, pełnego zła"....
<Iris? Chyba znowu wyślę list gończy za złodziejem weny....>

poniedziałek, 16 lutego 2015

Kolejna para :D

A więc życzmy szczęścia kolejnej parze w stadzie, mianowicie Alestrii i Mystic`owi! :D Nie wiem co pisać, więc powodzenia w związku i oby jak najdłużej ;3
 

Od Tancred`a

CD Heaven

-Chętnie zwiedziłbym ja w Twoim towarzystwie, bo nie wiadomo, co może czaić się w środku.- odparłem , lustrując, porośniętą mchem, paprocią i wieloma gatunkami roślin, których nie potrafiłem nazwać, jaskinię.
-A czym według Ciebie owo ,,coś" miałoby być?- zaciekawiła się moja towarzyszka, postępując parę małych kroczków w stronę jej wejścia.
-A bo ja wiem, może jakimś druidem, smokiem, leśnym elfem, czy tez faunem?- odparłem pytaniem na pytanie z nutką rozbawienia w głosie.
-Przecież te istoty występują tylko w bajkach i legendach!- wybuchnęła śmiechem, o co zresztą mi chodziło.
Postanowiłem jednak grać zdziwionego:
-Naprawdę, ale co najmniej kilka razy słyszałem opowieści o nich od koni, które nigdy nie wymyślały fantastycznych opowieści?
-W takim razie w tym jednym wypadku, musiały uchylić swoje zasady.
-A to wielka szkoda, bo byłoby z nimi dużo weselej na tym padole łez i odrzucenia.- stwierdziłem, przyjmując smutny ton głosu.
-Nawet bez nich nie jest aż tak źle, dopóki istnieją osobniki, które potrafią troszczyć się o innych.
-Ale tych niestety jest coraz mniej....- westchnąłem.

<Heaven?>

Od Alestrii von Meterorite

CD Mystic'a

Przez chwilę udawałam, że się zastanawiam, aby go jeszcze trochę potrzymać w napięciu. Kiedy tylko stwierdziłam, że dalsza niepewność, może tylko sprawić, iż ta sytuacja stanie się niezręczna, zdecydowałam się odpowiedzieć:
-Właściwie to dawno już czułam, że w Twoim towarzystwie coś we mnie drga, jakby jakiś zabłąkany błędny ognik, krążył w głębi mojej duszy i nie mógł się z niej wydostać.
-Serio?- upewnił się... mój ukochany. Jak to pięknie brzmi, niby tylko dwa proste słowa, a wszystko w sobie zawierają...
-Oczywiście, a teraz, jeżeli pozwolisz, chciałabym kontynuować.
-Jasne, już nie będę Ci przerywał.- zapewnił.
-Ostatnio plotłam coś z promieni słonecznych i widziałam, że się temu uważnie przyglądasz...- zaczęłam.
-Masz rację, ale choćbyś dała mi wieczność, nie zgadłbym, co ten wzór miał przedstawiać. Był taki...tajemniczy i zawiły...- stwierdził z lekkim błyskiem w oku.
-Jak moje uczucia do Ciebie, których wtedy jeszcze nie potrafiłam dobrze nazwać. Właściwie dopiero po ostatniej rozmowie z Cloud'em nabrałam pewności, że wszystkie one dają się najlepiej przedstawić tym jednym słowem: MIŁOŚĆ.
-Czyli mam rozumieć, że się zgadzasz?
-Jasne, ale pod jednym warunkiem...
-Jakim?- zaindagował z przejęciem.
-Rozmawiałeś o tym z Vendelą?
-Tak.
-W takim razie, moja odpowiedź brzmi: tak, choćbym kiedyś miała tego żałować..... A teraz chodźmy ogłosić tą radosną nowinę mojemu bratu i Alfie.

<Mystic, udało się!>

Od Rossy

C.D Qerida

Spojrzałam na Qerida z szerokim uśmiechem.
- Ja Ciebie również. - powiedziałam.
Pocałowałam ogiera w chrapy, odwzajemnił pocałunek. Chciałam aby ta chwila trwała wiecznie, ale coś a raczej ktoś musiał ją zniszczyć. Oczywiście kto? Ludzie. Zobaczyłam jak wybiegają z lasu, niby daleko to było, ale dało się stąd zauważyć jakieś stadko biegnące w naszą stronę. Popatrzyłam na Qerida. W pewnym momencie zaczęłam biec w przeciwną stronę niż do ludzi. Tuż obok mnie znalazł się mój partner. Uśmiechnęłam się lekko, po czym powróciłam do patrzenia przed siebie.
Nie wiem ile już biegliśmy, ale chyba ich zgubiliśmy. Tak mi się zdawało. Myliłam się. Najwyraźniej wpadliśmy w ich pułapkę. Wbiegliśmy do lasu, a tam byli kolejni ludzie. Co ich tylu tu było?! Wybiegliśmy z lasu, biegłam przed siebie ile sił w nogach. Jednak to się nie udało. Kolejny raz to samo co wcześniej... Strzelili czymś i czułam jak słabnę, pewnie jakiś środek. Upadłam, w pewnym momencie obok mnie znalazł się Qerido.
- Rossa! - krzyknął.
- Qerido... - szepnęłam.
Ogier chciał mi pomóc, ale nie pozwoliłam mu na to.
- Nie pomagaj mi, bo jeszcze tobie coś zrobią. - szepnęłam.
Niechętnie to przyjął do świadomości i pokiwał głową. Nie wiem co się potem działo bo usnęłam...
*
Obudziłam się w jaskini. Obok mnie stał Qerido. Zamrugałam kilkakrotnie, po czym powoli wstawałam, jednak ogier mi nie pozwolił i kazał mi leżeć.
- Skąd ja tu się wzięłam? - spytałam.
- Jakoś tak wyszło, że ludzie uciekli kiedy pojawiło się stado koni ze stada. - powiedział. - Potem pomogli mi Ciebie tutaj przenieść.
Uśmiechnęłam się lekko. Ogier nachylił się nade mną i chrapami zaczął lekko dotykać mojej szyi. Korzystając z okazji, złapałam go za grzywę i pociągnęłam.
- Rossa... - mruknął.
Zaśmiałam się.
- Dobrze, że nic Ci nie jest. - powiedział.
Pokiwałam głową. On odsunął się ode mnie i podszedł do wyjścia z jaskini. Wstałam i podeszłam do niego.
- Miałaś odpoczywać. - powiedział stanowczym głosem.
- I tak wiesz, że tego robić nie będę. - mruknęłam.
Pocałowałam go w policzek, oparłam się o niego. Qerido tylko westchnął i lekko się uśmiechnął.
- Wiesz, że oni i tak wrócą? - zadałam mu retoryczne pytanie.
Pokiwał głową.
- Wiem o tym. Jednak nie pozwolę, żeby Cię skrzywdzili. - powiedział.
- Kocham Cię. - powiedziałam przymykając oczy.

Qerido? ;D

Od Cello

CD Silver'a

- Każdemu się może zdarzyć. - chciałam go pocieszyć.
Nic nie odpowiedział, tylko wymownie na mnie spojrzał. Potem ganialiśmy się jeszcze chwilę, ale kiedy ostatecznie się tym znudziliśmy znów zapadła niezręczna cisza. Tym razem to on ją przerwał mówiąc:
- Może się gdzieś przejdziemy?
- A gdzie? - zdałam się na jego inicjatywę, bo sama nie miałam pomysłu.
- Może... - zająknął się, bo chyba właśnie myślał co odpowiedzieć. - Co powiesz na Dolinę Rozmów?
Pomysł wydawał się całkiem niezły.
- A może Łąka Pragnień? - wymsknęło mi się - Ups... Przepraszam.
- Nie, no... Nic nie szkodzi.
Jednak rozmowa jakoś się dalej nie kleiła.
Poszliśmy ostatecznie do Doliny Rozmów w milczeniu. Jaka ironia... Nic nie przychodziło mi do głowy, co mogłabym powiedzieć. Ogier coraz bardziej mnie pociągał. Czułam się onieśmielona, ale jednocześnie... Hmm... Bezpieczna. Tak, jakby Silver był... Nie, nie, nie. Nie mogę tak myśleć.
Chyba poniosły mnie emocje i zadziałałam spontanicznie, bo nagle poczułam, że przytulam się do ogiera. Odsunęłam się natychmiast.
- Eee... Przepraszam...

Silver?

Od Hermoso De Ereno

CD Silver`a

- Pewnie , że możesz. Dziś na przystawkę siano suszone na słońcu. Zapraszamy!
Krzyknąłem do Silvera.
- Dziękuję.
Odpowiedział krótko i poszliśmy na obiad. Było siano i placek przepisu naszych babć. Musimy zetrzeć ziarna zbóż na mąkę i wymieszać z wodą , nadać kształt i na ogień. Trochę ciężka praca , ale opłaca się.
- Ha ,ha. Chyba otworzę restaurację.
Powiedziała Lavora podając placek i siano.
- Smakuje ci Silver?
Zapytałem.

<Silver?>

niedziela, 15 lutego 2015

Od Qerida


CD Rossy


Zamyśliłem się, przypominając ostatnią naszą przygodę z ludźmi, która nie była zbyt miła. Położyłem brodę na głowie Rossy, przytulając ją. Nie wiedziałem jak ona o tym sądzi, ale wiedziałem, że na pewno nie pozytywnie.
-Mam nadzieję, że nie, ale musimy być ostrożni. Wiesz, mój plan nie wypali, chyba, że zgodzisz się pójść ze mną do lasu- chciałem odskoczyć od tematu ludzi, lecz wiedziałem, że prędzej czy później i tak będzie trzeba o tym porozmawiać.
-Jaki plan? Jaki las? Qerido? Co ty znowuż wymyśliłeś- zapytała z lekkim uśmiechem na pysku.
-Muszę tylko mieć twoją zgodę na pójście ze mną do lasu. Miałem wybrane inne miejsce, trochę dalej od naszej jaskini, ale skoro na naszych terenach są ludzie...- zatrzymałem się w połowie zdania i nagle dostałem olśnienia- Albo nie! Chodź ze mną nad morze, proszę- spojrzałęm w jej oiczy i pocałowałem w chrapy.
Zdziwiona tym wszystkim klacz, chyba nie wiedziała co odpowiedzieć. Kiwnęła głową. O mało nie podskoczyłem z radości i zaciągnąłem Rossę poza jaskinię w kierunku morza. Zaczęła się śmiać ze mnie, zarazem miała nie pewność w oczach. Nie wiedziała o co chodzi. Ja miałem tylko nadzieję, że jej się to spodoba.

http://fc06.deviantart.net/fs19/f/2007/264/b/3/The_Flower_by_Mihaell.jpgDotarliśmy nad morze. Chłodna bryza powiała nam w twarz, a drzewa dookoła zaczęły szumieć. Stanęliśmy przed błękitną wodą. W tej samej chwili usłyszałem delikatny głos partnerki.
-To co ty znowuż wymyśliłeś? Zdradzisz mi? W końcu jesteśmy parą, więc...- przerwałem jej namiętnym pocałunkiem.
Gdy oderwałem swoje usta od jej, spojrzałem w jej oczy i wpiąłem we włosy kwiat. Moja partnerka spojrzała na mnie zaskoczona, lekko się rumieniąc. Miała bardzo pytający wzrok. Ja za to uśmiechałem się delikatnie. Czułem się bardzo szczęśliwy gdy mogłem spojrzeć jej prosto w oczy.
-Wszystkiego najlepszego kochanie z okazji Dnia Walentynek- pocałowałem ją w policzek- Bardzo cię przepraszam, że dopiero teraz wręczam ci tego małego, skromnego kwiatka, który nawet nie jest różą, chociaż nawet róża nie odzwierciedla twojego piękna- szepnąłem zawstydzony tym, że dopiero teraz jej to mówię- Kocham cię ponad życie.

Rossa? Oczywiście, że tak ^^


Od Silver`a

CD Lavory

Uśmiechnąłem się do nich przyjaźnie, patrząc jak Lavora leży również uśmiechnięta na ziemi. Hermoso stał obok, przyglądając się uważnie to na mnie to na swoją partnerkę.
-Akurat przechodziłem. Rozmawiałem trochę z Qeridem i Rossą, szukając towarzystwa. Wyglądają na szczęśliwą parę, tak samo jak wy- posłałem im kolejny uśmiech- Mogę się do was przyłączyć? Oczywiście jeśli Wam to nie przeszkadza- dodałem.
-Jasne, że nie- odpowiedziała radośnie Lavora- Przy okazji powiedz mi czy mój kręgosłup przeżyje- zaśmiała sie pod nosem.
-Raczej będzie dobrze, chociaż myślę, że to okaże się dopiero jutro albo po kilku godzinach- pokiwałem głową- Przy okazji... wiecie może ilu jest tutaj medyków?
-Nie za dużo. Powinno ich być więcej. Jeśli się nie mylę to około trzech wraz z tobą- odparł z namysłem Hermoso.
-To rzeczywiście nie za dużo. A kto to taki?- spytałem ponownie.
-Ty, Cello i Vendela- odpowiedziała Lavora.
-Cello znam- uśmiechnąłem się pod nosem- Przynajmniej na tyle ile ją poznałem- zachichotałem niskim tonem głosu.
-Zamierzaliśmy iść własnie coś zjeść. Pójdziesz z nami?- spytał przyjaźnie ogier.
-Skoro Wam nie przeszkadzam i nie będę przeszkadzał to z chęcią z wami spędzę trochę czasu i przy okazji porządnie sie najem- odparłem i kiwnąłem głową na znak potwierdzenia.

Lavora? Hermoso?

Od Silver`a

 CD Cello

Uśmiechnąłem się szeroko, nie ukrywając swojego zdziwienia, które było chyba widać. Mi jakoś nie przeszkadzała beztroska klaczy, wręcz ucieszyłem się, że odważyła się na coś takiego. Sam zarzuciłem głową, a moja grzywa przykryła mi oczy. Bez żadnego zastanowienia pobiegłem za klaczą. Dopiero po pewnym czasie zauważyłem, że mało co biegałem, co zdarzało się bardzo rzadko. Szczęście, że piątek trzynastego minął. Nie wiem czemu i jak to robię, ale zawsze w tygodniu mam pechowy dzień, nawet jeśli to nie jest tak zwana pechowa liczba lub dzień. Jednak ten ranek zapowiadał się szczęśliwy i dobry. Ruszyłem cwałem za klaczą, która zaczęła się śmiać. Wkrótce ją dogoniłem.
-Berek! Teraz ty!- krzyknąłem i zaryłem kopytami w ziemi.
Klacz zachichotała i ruszyła w pogoń za mną. Jednak w tym samym momencie nie zauważyłem gałęzi leżącej na ziemi i wyłożyłem się jak długi na ziemi. Cello mnie dogoniła i spojrzała na mnie, uśmiechając się.
-Berek- zaśmiała się.
Stęknąłem, czując lekki ból w grzbiecie, który po chwili zniknął. Fajtłapa ze mnie. Nie widzieć tak dużej gałęzi to tylko idiota by potrafił. Zawstydziłem się lekko.
-Widocznie ja mam pecha nawet wtedy gdy pechowy dzień minął- uśmiechnąłem się lekko by rozluźnić sytuacje.

Cello? Jeśli są jakieś błędy to przepraszam, pisałem z telefonu :3

Nowy ogier- Rahman II

Witamy nowego ogiera w naszym stadzie. Może wyrównamy wynik pomiędzy klaczami, a ogierami. Przede wszystkim życzę szczęścia ze mną i Filjan(co na to reszta ogierów? xD). Życzymy dużo weny i jak najmilej spędzonego czasu w stadzie :3

http://www.tapeciarnia.pl/tapety/normalne/213844_konie_kon_grzywa_wedzidlo.jpg 
 Imię: Rahman II (Mówcie do niego po prostu Rahman, albo jak komu się podoba Poprad)
Płeć: Ogier
Wiek: 3 lata
Cechy charakteru: Jest dla klaczy totalnym dżentelmenem  a z ogierami ciągle grupy w których bardzo często jest liderem. Uważa się za niezłe ciacho. Z natury dość przyjacielski, ale z wrogami zadziera. Lubi popisywać się przed grupą, lub klaczami. Nie lubi złych, albo tych bez szacunku do klaczy.
Stanowisko: Wojownik
Żywioł: Czas
Moce: Umie zatrzymać czas na parę sekund, cofnąć lub przywrócić o jeden czyn.
Partner: Bardzo podoba mu się Filijan i Havana
Rodzina: Ojciec - Szogun , Matka - Demeter , Rodzeństwo: Ghana i Angelo
Historia: Urodził się w plemieniu indiańskim. Jednak ukradła go z plemienia pewna znana modelka. Bardzo dużo zdjęć robiła siedząc na mnie. W życiu nie założono na mnie siodła. Miałem status dzikiego konia. Modelka dostała uczulenia na końską sierść i musiała mnie sprzedać. Za ok.25.000 zł kupił mnie cyrkowiec. Nie dałem się ujarzmić, nie urodziłem się w stajni ani w cyrku! Wymknąłem się w nocy do mojej pani. Modelka wypuściła mnie na wolność. Nie znałem drogi do plemiona , a więc znalazłem odpowiednie stado i zamieszkałem tu.
Właściciel: wieszchowiec111

Od Lavory

CD Hermoso De Ereno

- Tak. Pójdźmy na spacer po okolicy!
Wyszliśmy. Nawet nie zauważyliśmy , że słońce dawno wschodziło.
- Ta kolacja była taka romantyczna.
Powiedział Hermoso i zaczął ciągnąć mnie w stronę drzewa. Był tam lekki cień. Całowaliśmy się czule. Ktoś nas widział. To był gniady ogier. Nie zwracaliśmy na niego uwagi. Znałam go i wiedziałam , że nazywa się Silver. Patrzył się na nas , ale starał się być pewnie grzeczny. Nie wstydziłam się w ogóle. Hermoso stanął obok Silver'a. Podbiegłam do nich. Mój partner położył głowę na moim grzbiecie.
- Cześć. Piękny dzień na spacer , co nie?
Zaczął mówić Hermoso De Ereno.
- Czy ja wiem? Dla was najpiękniej by było na łące pragnień.
Odpowiedział Silver.
- Chodźmy tam! Do zobaczenia Silver!
Pobiegłam z Hermoso na łąkę pragnień.
Było tu bardzo pięknie i wprost romantycznie. Hermoso rozpędził się i chciał mnie przeskoczyć. Nie udało mu się i wywalił się na mnie. Leżał po prostu na mnie.
- O... kurcze.
Położył głowę na bok i liczyliśmy obłoki.
- Wiesz , kocham cię.
Powiedział nagle.
- Ja ciebie bardziej!
Zaczęłam zabawę.
- Chyba właśnie ja ciebie bardziej!
Powtórzyło się to parę razy z braku odpowiednich słów , które mogłyby wyrazić nasze uczucia.
Zobaczyłam w oddali trzy konie. Qerido i Rossę , a ten trzeci to Silver. Czego on od nas chce? A no tak! Jest przecież medykiem. Qerido i Rossa nawet nie popatrzyli w naszą stronę , my też nie chcieliśmy im przeszkadzać. Ale Silver szedł w naszą stronę.
- Co cię tu sprowadza Silverze?
Zapytałam nadal leżąc na moim biednym kręgosłupie.

<Silver?>

sobota, 14 lutego 2015

Zmniejszona aktywność

Pragnę Wam ogłosić, że rozpoczęły mi się ferie i będę miała czas zazwyczaj wieczorem i nie każdego dnia będę mogła wstawić lub odpisać na opowiadania, a jeśli znajdę czas to raczej wieczorami. Bardzo Was przepraszam za utrudnienia i tą mniejszą aktywność, lecz obiecuję, że jeśli tylko znajdę czas to postaram się wszystkim odpisać na opowiadania i wstawiać je ;)

~Alfa Havana(izusia321)

Walentynki 2015

Jak już pewnie każdy zauważył i oczekiwał tego dnia mamy walentynki! :D Nie będę się zbytnio rozpisywać, ale stwierdziłam, że skoro obchodziliśmy Boże Narodzenie, Nowy Rok, co oczywiście są ważniejszymi świętami, jednak pomyślałam, że co komu szkodzi nie obchodzić walentynek. Mamy oficjalnie dwie pary w stadzie, mianowicie Qerido♥Rossa i Lavora♥Hermoso De Ereno, którzy w szczególności zasługują na uwagę, a także jedną nieoficjalną Mystic`a♥Alestrię i nadal czekamy na odpowiedź ze strony karusi :3, ale to nie tylko ich święto. Wasze również C: Pragnę wszystkim życzyć wiele miłości, całusów stu, a nawet milionów i oby wam się powodziła nie tylko na blogu, ale i w realnym życiu ;D Klacze- brać się do roboty, bo ogiery jak to faceci pierwsi nie zagadają, natomiast ogiery- śmielej, bo was mało jest, a każda klacz u nas jest piękna xD A z okazji tegorocznych walentynek ten oto obrazek Wam wstawiam ;)
~Alfa Havana(izuisa321)


Od Hermoso De Ereno

CD Lavora

Poszliśmy wreszcie do domu. Miałem Lavorze coś do powiedzenia.
- Lavora zapraszam cię na kolację do...
Nie zdążyłem powiedzieć.
- O nie,nie. Ja dziś robię romantyczną kolację w domu.
Po paru minutach zawołała mnie.
- Coś czuję , że to będzie udana kolacja.
Uśmiechnąłem się.
- Ja też tak myślę.
Zaczęliśmy obściskiwać się. To było niezapomniane uczucie.
- Zjedzmy coś.
Przerwała Lavora. Na kolację były pieczone banany i inne owoce , sałatka z bakłażanu i inne ,a wszystko smakowało tak pysznie... człowiek lepszego by nie zrobił. Tylko jabłka w cynamonie trochę się przypaliły , ale to nic.
- Pyszna kolacja.
Zacząłem podgryzać ją lekko w bok.
- Hej , ja jeszcze jem!
Pocałowała mnie szybko w chrapy. Wyglądała na bardzo szczęśliwą. Ja też byłem zadowolony. Skończyła jeść i wstała.
- Jesteś piękny...
Przytuliła mnie. Nie wiem dlaczego , ale lubię podgryzać. Podgryzałem ją tym razem w zad.
- Hej Lavora? Ty też zauważyłaś , że moje osobowości mało kiedy wracają? Chyba nie cierpią miłości.
Popatrzyłem w jej głębokie i piękne ślepia. Trwało to dłuższą chwilę.
- W takim razie... nie mają już nad tobą pełnej kontroli.
Odezwała się. Nie mogłem powstrzymać się od podgryzania.To takie fajne.
- Kocham cię Hermoso!
Szepnęła mi do ucha. Moje serce zabiło dwa razy mocniej.
- Ja ciebie też. Idziemy na spacer?

<Lavora? Wariat ze mnie , wiem>

piątek, 13 lutego 2015

Od Cello

Zbliżały się Walentynki, a właściwie nie zbliżały, bo miały być jutro. Zaczynałam panikować, zresztą jak zawsze przed Dniem Zakochanych... Nasuwa się teraz pytanie "Dlaczego?". Może dlatego, że nie mam nikogo bliskiego. A może dlatego, że nigdy tak naprawdę się nie zakochałam... Tak, to jeden z moich dzisiejszych problemów. Walentynki... Masakra. Przynajmniej dla mnie.
Chodziłam bez celu po terenach stada. Myślami byłam daleko. Próbowałam sobie przypomnieć, jak spędzałam Walentynki w ubiegłych latach. Zawsze siedziałam gdzieś sama, chowając się przed światem, światem wypełnionym po brzegi miłością...
Moje rozmyślania nie miały żadnego sensu ani nie zmierzały w jakimś konkretnym celu. W dodatku zdałam sobie sprawę z faktu, iż mamy dzisiaj piątek trzynastego. Nic dobrego mnie dzisiaj nie spotka... Nie to, żebym była przesądna, ale jakoś nigdy takie dni jeszcze nie przyniosły mi nic dobrego. Jednak czy tak musi być zawsze? Zobaczyłam światełko w tunelu. Może trzeba tylko losowi pomóc?
Z moich jakże fascynujących rozmyślań wyrwał mnie pewien głos... głos jakiegoś ogiera. Rozejrzałam się. Wokół mnie nie było nikogo. Przynajmniej tak mi się wydawało. Po chwili jednak zauważyłam idącego daleko za mną ogiera o bujnej grzywie. Nie ukrywam, lekko mnie oczarował. Może los się do mnie uśmiechnął? Nie wiem, ale postanowiłam przynajmniej się przywitać:
- Cześć. - krzyknęłam, aby bezimienny ogier mnie usłyszał. Najwyraźniej dotarło do niego moje słowo, bo podbiegł do mnie po chwili.
- Cześć. - powiedział cudnym, jak dla mnie, głosem. - Jestem Silver, a ty?
- Cello.- tylko tyle potrafiłam wydusić będąc dziwnie oczarowana jego osobą.
Nastała niezręczna cisza. Chciałam ją przerwać, ale nie wiedziałam jak. Przyszedł mi jednak na myśl szalony pomysł. Nie... Zachowałabym się, jak jakaś idiotka... Jednak z braku lepszego pomysłu stwierdziłam, że zadziałam spontanicznie. No trudno... Najwyżej wyjdę przed nim na skończoną wariatkę.
Po chwili zająknięcia powiedziałam w końcu:
- Berek! - i uciekłam niespiesznie galopem kilkanaście metrów.

Silver?

Od Rossy

C.D Qerida

Uśmiechnęłam się szeroko do ogiera. Podniosłam się i zaczęłam iść w stronę jaskini, po chwili Qerido do mnie podszedł. Zaczął lekko ciągnąć za moją grzywę. Spojrzałam na niego, zaśmiałam się. Dałam mu kuksańca w bok.
*
Doszliśmy do jaskini. Od razu weszłam pierwsza i się położyłam zagradzając drogę Qeridowi. Ogier na mnie patrzył jak na dziecko.
- No Rossa... - mruknął.
Schylił swoją głowę do mnie i chrapami muskał moją szyję, od razu wstałam i zaczęłam robić kroki w tył. Kiedy dotarłam do przeszkody czyli do ściany. Ogier nie oszczędzając mnie dalej pieścił moją szyję, a po chwili przeszedł do moich chrap. Złączył je w pocałunku, uśmiechnęłam się lekko. Chciałam, żeby to trwało wiecznie... Jednak moment został przerwany przez Havanę. Zatrzymała się i widocznie się zakłopotała, ale to nic w końcu nie wiedziała.
- Przepraszam, że przerywam ale ludzie wyszli z lasu... - powiedziała. - I znowu zaczynają swoje słynne "łowy".
Spojrzałam na klacz, a potem przeniosłam wzrok na partnera. Myślałam, że na razie będziemy mieli spokój, myliłam się.
- Bądźcie ostrożni. - powiedziała i wybiegła z jaskini.
Przytuliłam się do Qerida.
- Myślisz, że się to powtórzy? - spytałam szeptem.

Qerido? Trochę akcji musi być XD

Od Iris

Odkąd tu przybyłam poznałam Tylko alfę Havanę. Była młoda i ładna. Przeciwieństwo mnie! Moi ludzie zwracali uwagę tylko na moją dość rzadką maść i wygrywanie zawodów. Tylko za to mnie kochali. O ile w ogóle mnie kochali. Wolę o nich zapomnieć. Lubię ciszę. Udałam się właśnie dlatego nad Wodopój Lorangi. Było tam dość dziwnie. Wszystko wskazywało na to , że to nie jest zwyczajne miejsce... Drzewo podrygiwało leciutko na delikatnym wietrze. Kora błyszczała się w słońcu i liście zaczęły spadać z gałęzi. Woda też wyglądała podejrzanie. Była srebrna i nieruchoma. Postanowiłam włożyć tam łapę. Woda nie była tą z najcieplejszych , a ponadto dalej ani drgnęła. Bardzo tajemnicze miejsce. Jednak ja znałam całą legendę o tym miejscu. Loranga istniała. Była piękną siwą klaczą. Przed jej śmiercią zamieniłam z nią parę słów. Byłam wtedy jeszcze za młoda pod siodło , miałam rok. Uciekłam kiedyś i zobaczyłam drugi koniec tego wodopoju , jest przeogromny. Loranga była klaczą królowej Arabii Saudyjskiej. Jednak jej posłaniec ukradł jej konia i powędrował z nim aż tu. Zdążyła jednak uciec na wolność. Była samolubną i złośliwą klaczą. Wreszcie poniosła za to karę. Wkroczyła na ten teren. Mieszkał tu smok. Smok porwał ją i wrzucił do wodopoju przed swoją jaskinią. Utopiła się. Smok jednak postanowił zamieszkać w innym miejscu niż dotychczas. Nauczył się oddychać pod wodą i zamieszkał tam. Lorangę można jeszcze dziś zobaczyć w postaci konia z wody.
- Jak ci na imię?
Zaczepiłam nagle inną klacz stojącą za mną.
- Ixaca , a ty?
Odpowiedziała.
- Lepiej , żebyś nie znała tego imienia. I tak mnie nie polubisz więc po co ci ono? Ehh... jestem Iris.

< Ixaca?>

czwartek, 12 lutego 2015

Od Qerida

CD Rossy

Roześmiałem się głośno, tak, że ptaki wzbiły się wysoko w powietrze. Chyba słyszano mnie nawet na innym, bliższym terenie. Próbowałem się uspokoić, lecz jej wygłupy bawiły mnie totalnie. Cieszyłem się niezmiernie, że moja stara, dobra, najukochańsza Rossa znowuż się śmieje i jest sobą. Ja wręcz aż tryskałem energią i radością(taki tęczowy konik xD). Podszedłem do niej i wywaliłem się obok w śnieg. Jej głowę przykryła warstwą białego puchu.
-I patrz co zrobiłeś. Teraz mam w buzi pełno śniegu- odparła, wypluwając zimną wodę.
-Ja narobiłem? Chyba ty jak wpadałaś w tą wielką zaspę, ale muszę ci powiedzieć, że twoje ,,ups" rozbawiło mnie... nawet nie umiem określić- roześmiałem się ponownie.
-Ty jeszcze nie znasz moich wielkich zdolności i nie mówię tu o żywiole- uśmiechnęła się tajemniczo, trącając mnie w bok.
-Ty również wiele rzeczy o mnie jeszcze nie wiesz- uśmiechnąłem się złośliwie- I myślę, że skoro jesteśmy już parą, taką nawet ogłoszoną- wiem, że to dziwnie brzmi, ale mam rację- to chyba powinniśmy nie mieć przed sobą żadnych tajemnic- spojrzałem na nią wyczekująco z iskierką w oczach.
-Jeśli sadzisz, że powiem ci swoje najskrytsze tajemnice to się mylisz kochanie- udała obrażoną i dała mi całusa w policzek.
Odwzajemniłem jej tym samym, włącznie z teatralną obrazą majestatu Qerida. Zachichotała pod nosem, a ja pozwoliłem by wtuliła swoją głowę w moja szyję, lecz chyba już dosyć się należeliśmy...
-Rossa, chora będziesz- powiedziałem pieszczotliwie.
-Ty razem ze mną. W końcu nie leżę na śniegu tylko ja- wymądrzyła się.
-Jak już razem ze sobą jesteśmy.. to rzeczywiście razem ze sobą chorujmy- zaśmiałem się pod nosem.

Rossa?

Nowa klacz- Iris

Powitajmy w stadzie nową klacz, mianowicie Iris :D (chyba zrobię licznik, który będzie liczył ilość ogierów i klaczy na blogu xD) Życzymy ci dużo weny twórczej, a także mile spędzonego czasu na blogu :D
 
Imię: Iris
Płeć: klacz
Wiek: 20 lat
Cechy charakteru: Nie ma w sobie złośliwości. Jest spokojną , bardzo starą i doświadczoną klaczą. Stara się być uprzejma i nie zanudzać. Jak każda starsza klacz lubi pouczyć , ale nie jest natrętna. Jak na swój wiek ma doskonałą kondycję , ponieważ brała udział w zawodach. Teraz raczej woli pokłusować po łące niż ścigać się z młodymi końmi. Jest bardzo powiązana z górami.
Stanowisko: Opiekunka źrebaków
Żywioł: Kamień
Moce: Umie zamienić zwykły kamień w szlachetny , ułożyć (bez pomocy ciała) kamienie w wybranym kształcie , sprawić , by kamienie latały nisko nad ziemią , rozmawiać z nimi (dziwne , ale mają jednak mowę) i wiele innych.
Partner: Nie myśli , że zdobędzie w tym wieku partnera... wątpi też że ktoś ją chociaż polubi.
Rodzina: Już dawno umarli. Zapewne ma rodzeństwo , ale ich nie zna.
Historia: Urodziłam się w stajni. Byłam trenowana , a w moje drugie urodziny wystawiona na pierwsze zawody. Wygrywałam , na mnie nie mógł jeździć byle kto. Miałam tytuł championa przez długie lata. Aż wreszcie w wieku 17 lat osłabłam i nie wygrywałam tak często zawodów. Kiedy skończyłam 19 i pół roku dali mnie na rzeź. Cudem udało mi się uciec i nie zostawić po sobie ani podkowy. Pół roku chodziłam po domach i ludzie dawali mi jeść. Niektórzy dzwonili po straż miejską , ale uciekałam kiedy tylko zaspokoiłam głód.
Teraz wreszcie jestem tu...
Właściciel: wieszchowiec111

Od Lavory

CD Cello

- Wiesz Cello... niedawno znalazłam partnera.
Hermoso pokiwał jej szybko i uśmiechnął się.
- To chyba dobrze.
Nie do końca mnie zrozumiała.
- Za parę dni tu wrócę i zobaczymy , czy zioła pomogą. Podejrzewam jednak , że to ciąża.
Powiedziałam.
- Przebadam cię za parę dni i zobaczymy.
Oznajmiła.
- Ok. Do zobaczenia!
Odpowiedziałam.
I poszliśmy do domu.

< Hermoso , co ty na to?>

Od Cello

CD Filjan

Wiał silny wiatr. Nie chciałam dłużej stać na zimnie. Uznałam, że zaproszę ją do siebie. Może tam wyjawi mi tą swoją jakże wielką tajemnicę...
- Może pójdziemy do mnie? To chyba nie najlepszy pomysł na spacer w taką pogodę. U mnie będzie nam stanowczo cieplej.
- Możemy iść...- odpowiedziała nijako Filjan.
- To powiesz mi wreszcie o co chodzi z tą całą Laurel? - zahaczyłam znowu o ten sam temat.
- Nie, nie powiem.- upierała się dalej klacz.
Postanowiłam użyć innego sposobu. Naprawdę nie chciałam wciskać nosa w nie swoje sprawy, ale w głębi duszy bardzo uporczywie chciałam się tego dowiedzieć.
- Wiesz... Czasami, jak się coś powie na głos to jest jakby lżej, nie jest się już z tym samemu... - wiem, że wyglądało to trochę, jakbym prawiła jej kazanie, ale tylko takie słowa przychodziły mi na myśl.
- A bo ty na pewno się na tym znasz... - westchnęła klacz.
- A może się na tym znam... - powiedziałam niby sama do siebie. To chyba przebrało czarę jej opanowania. Wściekła się na mnie nie na żarty.
- A co ty możesz wiedzieć o życiu?! Jakim prawem możesz prawić mi kazania! Nie wiesz, co ja przeżyłam! Nie czułaś nigdy tego co ja! - w jej oczach ujrzałam furię.
- A ty myślisz, że tylko Ciebie spotykają złe rzeczy?! Że niby tylko na Ciebie spadają wszystkie nieszczęścia świata?! Jesteś w dużym błędzie! Każdy ma swoje niemiłe przeżycia, które bolą! Każdy jakoś z tym żyje, a mówienie o tym to wcale nie jest objaw bezsilności! - zademonstrowałam jej właśnie jeden z moich wybuchów podczas kłótni. Jednak ciągle panowałam nad tym, co mówię.

Filjan?

Od Rossy

CD Qerida

Spojrzałam na niego z uśmiechem.
- Kocham Cię za to jaki jesteś. - powiedziałam.
Pocałowałam go w policzek. W sumie byłam w lekkim szoku, że udało mi się to powiedzieć. Jednak byłam zadowolona z tego. W końcu przełamałam barierę po tych wszystkich wydarzeniach. Spojrzałam na Havanę, która stała nieopodal od nas. Patrzyłam na nią z lekkim uśmiechem. Była smutna było to widać. Jednak w końcu wszystko się układa coraz lepiej mimo iż Dęblin odszedł...
- Idziemy? - usłyszałam głos ogiera który wyrwał mnie z rozmyśleń.
Popatrzyłam ponownie na swojego partnera. Przytaknęłam lekko głową. Ruszyliśmy w stronę jaskini, ale tak się stało że poszliśmy na Mglistą Polanę. Zobaczyłam jedno drzewo pod którym była sterta śniegu. Podbiegłam tam i rzuciłam się na śnieg. Zaczęłam się bawić. Usłyszałam śmiech partnera. Spojrzałam w bok, Qerido obserwował mnie z rozbawieniem. Wstałam i pokłusowałam dalej od niego. Ogon wysoko uniesiony tak jak i głowa. Uśmiech szeroki jakby nic się nie wydarzyło. Jedna po chwili się odwróciłam. Zaczęłam kłusować w stronę ogiera, a tuż przed nim skręciłam w prawo i...wpadłam na drzewo. Odskoczyłam do tyłu. Zaczęłam się śmiać sama z siebie. Potrząsłam głową i obróciłam się w stronę partnera.
- Ups...- zaśmiałam się.

Qerido?

środa, 11 lutego 2015

Od Qerida

CD Rossy

Spojrzałem jeszcze raz w kierunku lasu, nieco uspokajając skołatane serce i nierównomierny, szybki oddech. Kiwnąłem głową i poszedłem wraz z partnerką w stronę jaskini Havany. Nadal czułem ogarniajacy mnie niepokój, ale z chwilą kiedy oddaliliśmy się od lasu, uspokoiłem się. Przypadkiem spotkalismy Havanę przy Jeziorze Lorangi. Szybko ją poinformowaliśmy o naszym związku z uśmiechem. Zobaczyłem radość w jej oczach i zarazem smutek. Żal mi sie jej zrbiło. Po chwili razem poszliśmy dalej, bliżej jeziora. Stanęliśmy przy brzegu, a ja objąłem Rossę i położyłem swoja brodę na głowie partnerki, wpatrując w
spokojnie falującą wodę jeziora.-Jest tu tak spokojnie- usłyszałem szpt mojej partnerki.-Idealne miejsce na rozmyślenia- dodałem i zaśmiałem sie pod nosem.
-Tylko mi tu nie zasypiaj- zażartowała, uśmiechając się- Głupawka ochłonięta?
-Chyba tak, ale nadal czuję, że mnie energia rozpiera- pokręciłem głową.
-Dziwny jesteś- zaśmiała się, całując w policzek.
-Wiem, ale chyba za to takiego mnie... kochasz- spojrzałem w jej oczy.
Nastała chwila ciszy. Uśmiechnąłem się do niej lekko, napawając się jej obecnością. Ważniejszej osoby od niej chyba nie miałem nigdy...

Rossa? Wena poszła daleko.... :C

Od Filjan

CD Cello

Klacz zaczynała mnie irytować. Nie wiedziała o co chodzi, nie potrzebnie była aż tak wścibska. Chyba nie mogła zrozumieć, że pewne wspomnienia potrafią boleć, a przypominanie ich tylko rozdrapują dawne rany. Doprawdy, nie chciałam wchodzić w jakiekolwiek spory, nie miałam na to siły i ochoty. Więc stwierdziłam, że dam jej jakże fascynującą odpowiedź:
- Laurel.
- Czyli??? - dociekała dalej klacz.
- Moja przybrana córka, odeszła.
- A jak odeszła? - patrzyła na mnie tępo. Powoli czułam, jak coś zaczyna we mnie pękać. Jednak postanowiłam nie dawać się sprowokować jakiejś niedojrzałej i niewychowanej zapewne klaczy.

Cello? Filu próbuje zachować zimną krew...

Od Cello

CD Filjan

- Może być. Czemu się na mnie tak dziwnie patrzysz? - stwierdziłam, że gapi się na mnie jakoś zagadkowo od ponad kilku minut. Nie wiedziałam co ją tak dziwi w mojej osobie, w moim mniemaniu wydawałam się całkiem normalna.
- Nie, nic... To znaczy... przypominasz mi kogoś. - odpowiedziała niechętnie. W ogóle wydawało mi się, że zachowuje się jakoś nienaturalnie, trochę sztucznie.
- A kogo Ci przypominam? - byłam tego dość ciekawa.
- Nie znasz... Taka ma...ła... Aaaa... Nic, nic.- trochę się jąkała, nie wiadomo z jakiego powodu.
- Taka mała... Co?- nie zamierzałam odpuścić.
Klacz chyba chciała, żebym sobie już poszła. Tylko co ja jej takiego zrobiłam? Dziwna była...

Filjan?

Od Filjan

CD opowiadania Javier'a

Szybko odwróciłam głowę w stronę Meg. Uśmiechnęłam się lekko
- Nie, ja już wydobrzałam... Jednak do Javier'a nie jestem do końca pewna.,. Chyba potrzebuje jeszcze trochę tego leku. - spojrzałam przelotnie na Javier'a uśmiechając się.
- Nie - odparł szybko Javier - Mi już wystarczy, czuję się dobrze...
- Naprawdę? - chciała się upewnić Meggie.
- Yhmm... - przytaknęliśmy zgodnie.
Meg spojrzała na nas krytycznym wzrokiem, ale nic już nie powiedziała.

Javier? Wybacz, że tak późno, ale moje wyjazdy na ferie... Poza tym, zgubiłam na nich wenę...

Od Cello

Cd Lavory

- Droga Lavoro. Niestety, po tym co mi mówisz nie mogę dokładnie określić co ci dolega. Może być to zarówno zwykła niestrawność, jak i coś poważniejszego. Nie mogę wykluczyć także ciąży. Objawy są dość podobne.
Klacz patrzyła na mnie i chyba nie bardzo wiedziała o czym ja mówię. Nie sądzę, żebym mówiła do niej jakimś zawikłanym językiem lekarskim.
- Na razie mogę Ci tylko przepisać parę ziół, które powinnaś stosować przez kolejne dwa, trzy dni. Jeśli objawy nie ustąpią to zwróć się do mnie ponownie na badanie.
Lavora najwyraźniej jednak wszystko zrozumiała tak, jak moim zdaniem powinno być, bo kiwnęła tylko potwierdzająco głową, wzięła ode mnie saszetki ziół i wyszła. Uznałam to za dobrze spełnione zadanie w pracy. Już zamierzałam wyjść na spacer, gdy w przejściu zastałam zziajanego biegiem ogiera.

Hermoso? Lavora? (Cóż to znowu przyszło to Cello?)

Lavora i Hermoso De Ereno zostają parą

Kolejna para w naszym stadzie. Wy chyba na wiosnę powariowaliście xD Życzymy szczęścia i udanego związku :3
 
 

Od Filjan

CD opowiadania Cello

Szczerze mówiąc, kompletnie nie miałam ochoty na rozmowę, ale... Przypominała mi tego małego natręta, który wciąż przekręcał moje imię na Fajum, oraz wszystkich nazywał ketchupem, a mianowicie... Laurel.
- Nie, nic się nie stało. I nie musisz iść. - powiedziałam po chwili.
- Aha, okej... - uśmiechnęła się trochę głupawo kasztanowata klacz, co odwzajemniłam lekkim uśmiechem. Rozejrzałam się po Rajskiej Plaży. Cienka warstwa śniegu zaczynała powoli topnieć...
- Tooooo... Idziemy gdzieś? - Wyrwała mnie z zamyślenia radosna Cello.
- Ta, możemy. Może na Mglistą Polanę? - zapytałam z braku lepszego pomysłu.


(Cello, proszę mnie nie męczyć sms'ami o 22.00)


PS do Filjan: Masz jeszcze dwa opka do dokończenia Cx

Od Lavory

CD Cello

Zaraz pójdę. Niedobrze mi.
Połknęłam ślinę.
- Ale do którego?
Zapytał Hermoso.
- Do tej nowej Cello. Wydaje się bardzo miła.
No i poszłam. Prawdę mówiąc podejrzewam coś niespodziewanego . Dotarłam...
- Droga Cello! Co mi jest? Jest mi niedobrze , zemdlałam ok. godzinę temu i czuję się ciężko...
<Cello?>

wtorek, 10 lutego 2015

Od Rossy

C.D Qerida

Zaśmiałam się, po chwili zatrzymałam się a Qerido pobiegł gdzieś dalej. Jakaś roślina była na samym środku terenu, zaczęłam do niej zmierzać a gdy dotarłam spróbowałam. Mój partner miał rację co do tego że rośnie tu smaczna roślinność. Kiedy zjadłam swoje śniadanie zaczęłam iść w stronę ogiera, który biegał po całym terenie.
- Źrebaku chodź. - powiedziałam śmiejąc się.
- Juź biegne! - krzyknął jak mały źrebak.
Uśmiechnęłam się szeroko. Po chwili poczułam jak ktoś pociągnął mnie za ogon, odwróciłam się i zobaczyłam Qerida, który ciągnął mój ogon. Kiedy się zorientował, że to widzę odskoczył w bok i udawał że nic nie robił. Pokręciłam głową. Qerido przyśpieszył i mnie wyprzedził, uniósł dumnie głowę i wysoko ogoń po czym zaczął iść udając nie wiem kogo. Gdy straciłam go z oczu zaczęłam sobie kłusować w kółko, nagle ogier wyskoczył z lasu i mnie przewrócił.
- Ludzie! - krzyknął.
- Gdzie?
- Tam! - wskazał głową las.
- Kłamiesz? - spytałam.
Pokręcił nerwowo głową i tupał w miejscu. Wstałam i się otrzepałam ze śniegu. Weszłam w las i zobaczyłam ludzi, czyli Qerido nie kłamał. Odwróciłam się i zaczęłam biec w kierunku "wyjścia" z lasu. Dotarłam i od razu podbiegłam do partnera.
- Możemy dać na razie z nimi spokój? Chodźmy do Havany powiemy jej o tym, że jesteśmy razem i jeszcze że ludzie są w lesie. - powiedziałam.

Qerido ? ;3

Od Cello

Początki w stadzie nie należą do najprostszych. Nikogo się nie zna, nie ma się gdzie podziać... Jednak trzeba coś ze sobą zrobić. Postanowiłam przejść się po okolicy, może zacząć nowe znajomości. Skierowałam się w kierunku Rajskiej Plaży. Od razu zauważyłam przy brzegu jakąś klacz. Bez pośpiechu do niej podeszłam.
- Hejka! - powiedziałam patrząc się w wodę.
- Cześć. - odpowiedziała klacz spoglądając na mnie niepewnie. Krępujące te jej spojrzenie...
- Cello.
- Co? Nie bardzo rozumiem... - popatrzyła na mnie znowu tym wzrokiem.
- Nazywam się Cello, a ty?
- Filjan. - bąknęła pod nosem. Najwidoczniej nie miała ochoty na pogawędkę.
- Coś się stało? Jeśli nie chcesz ze mną gadać to okej, pójdę sobie i dokończymy rozmowę kiedy indziej.

Filjan?

Od Qerida

CD Rossy

Uśmiechnąłem się zadowolony i przytuliłem ją, nie mając zamiaru puścić. Z jednej strony nadal byłem rozśmieszony sytuacją z takowymi duchami, z drugiej zauroczony osobą Rossy. Zaśmiałem się pod nosem i pocałowałem w końcówki grzywki.
-A ty jesteś dla mnie- szepnąłem jej do ucha.
Wtuliła się w moją szyję i razem po chwili ruszyliśmy w stronę polany. Ja już jadłem, wstając wcześnie rano, ale cóż to by było gdyby Rossa poszła sama. Jak zwykle zmierzaliśmy ruszyć w stronę Mglistej Polany, lecz teraz postanowiłem zmienić trochę dzień i pokierować partnerkę w stronę... Pustyni Królików. Wiedziałem, że to miejsce jest dla źrebaków, ale po pierwsze czasem zachowujemy się jak dzieci, a po drugie ostatnio odkryłem, że rosną tam smaczne rośliny nawet w zimę. Ruszyliśmy obok siebie pewnym krokiem, mijając przeróżne konie. Nawet kątem oka wypatrzyłem Sharee, która... rozmawiała z jakimś ogierem??? Dziwne, ale raczej nie będę się wtrącał. Teraz mam moją Rossę. Po pewnym czasie dotarliśmy na miejsce. Aż biła z niego radość.
-Jesteśmy już- odparłem z dumą patrząc na teren z wypiętą piersią i prostą postawą.
-Jeśli dobrze widzę to nie jest Mglista Polana- spojrzała na mnie spod oka klacz.
-Tak, racja to nie jest polana, ale mogę cię zapewnić, że rośnie tutaj dobra i smaczna roślinność. A, że źrebakom nie chce się wstawać tak wcześnie to jesteśmy sami- posłałem jej ciepły uśmiech.
Pokręciła głową, śmiejąc się. Roześmiałem się również i unosząc wysoko nogi, zacząłem kłusować w stronę mojego ulubionego na tym terenie miejsca. Rossa po chwili mnie dogoniła. Dalej jej buziaka w policzek i zarzuciłem grzywą.

Rossa? Hyhy :>

Nowa klacz- Cello

Witamy w stadzie kolejną klacz! :D Jak zwykle nie mam pomysłu na ładne powitanie, dlatego życzymy ci od razu wiele weny i mile spędzanego czasu na blogu :3
 
Imię: Cello (ang. wiolonczela) [czyt. czeloł]
Płeć: klacz
Wiek: 3 lata
Cechy charakteru: Cello jest bardzo upartą klaczą, robi tylko to co sama uzna za stosowne. Nie ulega rozkazom. Mimo tego jest miła i przyjacielska. Zawsze pomoże potrzebującemu. Wrażliwa, empatyczna, czuła - tak można o niej powiedzieć. Kiedy jest smutna, zła lub męczy ją jakiś problem od razu to po niej widać. Bardzo wyraźnie okazuje też pozytywne emocje. Za zwyczaj jest optymistką pogodnie patrzącą w przyszłość. W stresie najpierw działa, potem myśli. Jednak raczej wychodzi jej to na dobre. Podczas kłótni czasem potrafi wybuchnąć i palnąć coś czego tak naprawdę nie myśli. Można o niej powiedzieć, że jest bardzo lojalną przyjaciółką. Próbuje się z każdym zaznajomić. Dotrzymuje powierzonych jej tajemnic. Przy osobnikach płci przeciwnej czuje się trochę onieśmielona i często nie wie co powiedzieć. Lubi snuć wszelakie fantazje, teorie i rozmyślania. Kiedy zbliżają się jej urodziny zachowuje się trochę dziwacznie, jednak nie aż tak, żeby potrzebować pomocy psychiatrycznej... Oto cała Cello.
Stanowisko: Medyk
Żywioł: Ziemia
Moce: Szczerze mówiąc rzadko używa swoich mocy poza swoją pracą. Jest to prawie wszystko związane z jej żywiołem, ale szczególnie uzdrawianie.
Partner: Nie posiada takowego, chociaż jej serce bardzo tego pragnie. Jej rozum jednak mówi stanowcze "nie".
Rodzina: Matka - Costa
Ojciec - Murphy
Historia: Jej historia zaczyna się w bardzo znanej hodowli koni czystej krwi. Tam się urodziła. Zarówno matka, jak i ojciec byli championami znanymi przez wszystkich z branży jeździeckiej. Tego samego niestety nie dało się powiedzieć o Cello. Była wręcz zupełnie nie do wytrenowania. Właściciele hodowli, państwo Hamilton, próbowali wszystkiego. Jednak nic nie pomogło. Młoda klaczka ciągle pozostawała niewyszkolona. Skoro nie nadawała się do brania udziału w zawodów, a co za tym idzie zdobywania medali, nie mogła być championem. Państwo Hamilton nie potrzebowali takiego konia. Postanowili ją sprzedać. Młoda klacz została dość wcześnie odseparowana od matki, a z ojcem nie miała kontaktu, więc nikt nie mógł jej wytłumaczyć, że robi coś źle. Została sprzedana starszej pani kochającej konie. Oprócz Cello miała jeszcze trzy konie: Lordy, Alcatraz i Wegę. Pani Dockar, bo tak miała na nazwisko nowa właścicielka Cello, udało się mimo wielu trudów troszkę wyszkolić klacz. Jednak nie przejmowała się za bardzo jej umiejętnościami. "Wystarczy, że jesteś taka przyjacielska" - mówiła do niej często, kiedy Cello nie chciała czegoś wykonać. To było dla niej wspaniałe półtora roku w stajni pani Dockar. Jednak starsza pani zmarła niespodziewanie na zawał serca. Ponieważ kobieta nie miała rodziny konie postanowiono sprzedać. Cello nie chciała jeszcze raz przeżywać tego okresu niepewności podczas sprzedaży i trudnego okresu poznawania nowych ludzi i otoczenia. Postanowiła uciec. Pewnego wieczoru po prostu wybiegła ze stajni. Trochę minęło zanim względnie przyzwyczaiła się do życia na wolności. Potem jednak odnalazła Mysterious Valley i teraz jest już tutaj z nadzieją na zupełnie nowe życie.
Właściciel: Erato2013

poniedziałek, 9 lutego 2015

Od Rossy

C.D Qerida

Pobiegłam w stronę ogiera. Tuż przed nim się zatrzymałam i go obserwowałam. Nie mogłam się powstrzymać i wybuchłam śmiechem. Nawet nie wiem czemu, ale to tak śmiesznie wyglądało, że nie dało się ogarnąć. Qerido wstał i do mnie podszedł. Strzepnął z siebie śnieg i wszystko wylądowało na mnie. Zaśmiałam się i podeszłam do niego.
- Dobra chodźmy już do jaskini. - mruknęłam.
- A co zmęczona jesteś? - zapytał.
Pokiwałam twierdząco głową.
- No dobra, to chodź. - powiedział.
Ruszyliśmy w stronę jaskini, po drodze śmialiśmy się w niebo głosy. A czasem słyszeliśmy jakieś burknięcia z innych jaskiń typu "W nocy się śpi a nie wariuje". Apff... Sztywniacy.
Doszliśmy do jaskini. Poszłam w najciemniejszy kąt jaskini i się położyłam. Qerido podszedł do mnie i położył się tuż obok mnie. Uśmiechnęłam się szeroko. Pocałowałam go w czoło.
- Dobranoc. - szepnęłam.
- Dobranoc. - odparł.
Zamknęłam oczy i usnęłam...
*
Obudziłam się następnego dnia. Słońca nie było, tylko widziałam jakoś biało poza jaskinią. Wstałam i leniwym krokiem ruszyłam ku wyjściu z jaskini. Qerida nigdzie nie było. Pewnie poszedł na spacer albo nie wiem gdzie. Zaczęłam iść w stronę polany, kiedy to ni stąd ni stamtąd ktoś na mnie "naskoczył'', oczywiście był to mój partner. Wywaliliśmy się w śnieg.
- Qerido! - zaśmiałam się.
- Ale to nie ja! - zaprzeczył.
- A kto duchy?
- Tak! Goniły mnie po lesie! - powiedział śmiejąc się.
Wstaliśmy, spojrzałam na niego.
- Ten wieczorny spacer źle na nas działa. - stwierdziłam.
- Nie... - zaprzeczył.
Pokiwałam głową i się do niego przytuliłam.
- Wiesz... Jesteś teraz jedyną osobą której mogę ufać i którą darzę wielkim uczuciem. - szepnęłam.

Qerido? Heheh ;3

Rossa i Qerido razem ♥

Długo to trwało zanim postanowili zostać partnerstwem, ale się stało! Rossa i Qerido są razem. Gratulujemy i życzymy szczęścia w związku(oby były dzieciaczki xD).
 

http://fc00.deviantart.net/fs71/f/2013/204/a/7/a7307147b83da58692952e2771823f62-d6erw2v.jpg

Od Qerida

CD Rossy

Odwróciłem w jej stronę oczy i uśmiechnąłem się, posyłając jej wdzięczny uśmiech. Cóż, nie miałem pomysłu co odpowiedzieć oprócz ,,wszystko dobrze", ale wiedziałem, że ona będzie się dalej pytać. To zbyt częsta odpowiedź.
-Wszystko dobrze, trochę jeszcze poszczypuje, ale wręcz tego nie czuję od chwili pocałunku- uśmiechnąłem się szerzej, a moje partnerka zarumieniła się- A co z tobą?- spytałem troskliwie.
-W porządku, już nic mi nie jest. Dzięki za troskę- odparła, patrząc na mnie ciepło.
Teraz wydawała się dla mnie niczym skarb. Ona była moim skarbem, jedynym na świcie, którego nikt nie zdoła odebrać, chyba, że to on chciałby odejść. Chciałem jej to wyznać, ale nie wiedziałem jak to ubrać w słowa.
-Wiesz, że jesteś moim najcenniejszym skarbem?- spytałem się jej, patrząc w niebo i księżyc.
-Chyba już tak- zachichotała, patrząc w moje oczy- Mam nadzieje, że nie twoją własnością- zażartowała.
-Teraz nie żałuję niczego. Poczułem, że żyję. I wiesz co... powinniśmy to powiedzieć Havanie- za kłusowałem radośnie jak źrebak, podnosząc wysoko ogon, a przez moją grzywę przebiegł lodowaty wiatr.
-Chyba tak, ale powiedzmy jej o tym rano, dobrze?- posłała mi uśmiech, śmiejąc się z mojego zachowania.
-Oczywiście- kiwnąłem głową i podbiegłem, całując ja w policzek, potem odbiegłem galopem i walnąłem się z całej siły w zaspę śniegu, śmiejąc się entuzjastycznie.

Rossa? Co powiesz o głupawce o północy? xD

Od Rossy

C.D Qerida.

Uśmiechnęłam się lekko, po czym odsunęła od niego. Wstałam i podeszłam do wyjścia z jaskini. Księżyc pięknie świecił, teraz miałam pewność, że mogę na kogoś liczyć i to na kimś kto jest przy mnie cały czas.
Stałam i patrzyłam na księżyc. W pewnym momencie poczułam ciepły oddech na swojej szyi. Odwróciłam głowę, Qerido stał za mną i patrzył przed siebie. Odwróciłam się do niego. Wtuliłam się w partnera. Położył swoją głowę na mojej. I tak staliśmy w ciszy.
- Qerido... - zaczęłam.
- Hm?
- Chciałbyś założyć rodzinę? Nie mówię, że teraz, ale jakoś w przyszłości... - powiedziałam.
Ogier się ode mnie odsunął. Spojrzał na mnie.
- Kiedyś tak, ale na pewno nie teraz. - odparł.
Uśmiechnęłam się szeroko, to nie był ten wymuszony uśmiech co ujawniałam codziennie. To był szczery uśmiech, który wywołał u mnie sam widok jednego ogiera, Qerida. Był zarazem moim przyjacielem jak i partnerem. Jeszcze nie byłam w stanie powiedzieć mu tych dwóch magicznych słów, bo to dla mnie za szybko. Jednak mam nadzieję, że on to zrozumie. W końcu był przy mnie cały czas, nie zostawił mnie. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos ogiera:
- Rossa chodź na spacer. - szepnął mi do ucha.
Pokiwałam głową.
- A jak tam z twoją nogą? - spytałam.

< Qerido? Spacer w świetle księżyca ^^ >

niedziela, 8 lutego 2015

Od Qerida

CD Rossy

Pokręciłem głową z uśmiechem, patrząc troskliwie na Rosse. Ta spojrzała mi w o0czy i ponownie się roześmiała. Sam widząc jej radochę wybuchnąłem gromkim śmiechem. Pokręciłem głową, mówiąc:
-My razem tworzymy ładunek wybuchowy- stwierdziłem nadal się śmiejąc i schyliłem głowę, całując swoją partnerkę w chrapy.
Odwzajemniła pocałunek, nie zamierzając z zimnej posadzki.
-Nie jest tak źle przynajmniej na razie, zobaczymy co będzie potem- uśmiechnęła się złośliwie.
-Mam nadzieję, że nie spotkam ciebie z jakimś innym ogierem, odwróciłem się, przekręcając oczami i uśmiechając się sarkastycznie.
Obróciła się na brzuch, patrząc na mnie srogim wzrokiem.
-Qerido! No wiesz ty co...- parsknęła.
Posłałem jej całusa w powietrzu i pawie oczko. Pokręciła głową z uśmiechem.
-Wiesz, że teraz wprowadzę pewne zasady, zmiany i regulamin- wstała i podeszła, patrząc w sufit, zarazem uśmiechając się tajemniczo.
-Doprawdy? Jak ja to przeżyję!?- krzyknąłem- Chyba będę musiał się wyprowadzić- zażartowałem, co przyczyniło się do mocnego kuksańca w bok.
-Wiesz...- zostawiła temat regulaminu w tyle. Położyłem się, a ona usadowiła się obok mnie, wznosząc do góry oczy, gdzie w suficie znajdowała się szpara, skąd było można zobaczyć lśniące, błyszczące białym, mocnym światłem gwiazdy.
-Słucham?- szepnąłem jej na ucho.
-Tak teraz myślę...- zaczęła, opierając głowę o mój grzbiet- Że wolę gdy jesteś radosny niż ponury- odparła.
-Ja także kochanie wolę kiedy na twoim pysku widzę uśmiech, szczególnie ten szeroki- cmoknąłem ją w policzek.
-I wiesz co jeszcze?- odwróciła głowę, tak, że nasze chrapy wręcz się stykały, a ja czułem na sobie jej ciepły oddech.
-Tak?- spytałem, patrząc jej głęboko w oczy.
Uśmiechnęła się delikatnie, posyłając jakby wdzięczne spojrzenie.

Rossa? So romantic... ^^ xD