~życzy Alfa Havana(izuisa321)
środa, 31 grudnia 2014
Nowy Rok! :D
Pewnie nie będę miała już okazji dzisiaj napisać tego postu, a jutro to może być futro(nie wnikajcie xd) postanowiłam życzyć Wam jeszcze raz wszystkiego najlepszego. Oby Wam się w nowym roku lepiej wiodło i ogólnie dobrze było. Do północy zostało nam dokładnie trzy godziny i dwanaście minut. Ja już pozwoliłam poczęstować siebie Picollem, do północy bym nie wytrzymała. Także stadu życzę dalszego rozwijania się i doskonalenia, a i dobrą nowiną jest, że dołączyli do nas nowi ludzie z nowymi postaciami ;3 A więc jeszcze raz wszystkiego najlepszego!
Od Strzały
Przechadzałam się leśną drogą, którą wybierałam sobie sama. Nie bałam się, że się zgubię- w końcu widzę nawet na odległość 100 km, więc nawet teraz, w sercu lasu, widzę jego koniec. Zaćwierkałam w języku zimorodków, na co przyleciał mój przyjaciel. Usiadł mi na ramieniu i zaczęliśmy wesoło gawędzić. Gdy powiedział mi już wszystko, o co prosiłam odleciał. Wielu powiedziałoby, że zostałam sama. Nie mieliby racji, gdyż otaczały mnie setki zwierząt i tysiące roślin. Wszystko na tym świecie jest piękne. Nagle usłyszałam kroki, a w zasadzie stukot kopyt. Czym prędzej zmieniłam się w wiewiórkę i czmychnęłam na drzewo. Z bezpiecznej odległości obserwowałam przybysza. Zaczęłam się za nim skradać, choć i tak na pewno nie straciłabym go z oczu. Dotarł nad małe jeziorko i przypatrywał się powierzchni wody ze smutną miną. Chcąc sprawdzić dlaczego jest smutny zmieniłam się znów w konia i zeskoczyłam na trawę. Spojrzałam w lustro wody, w którym zobaczyłam swoje odbicie. Zaskoczony koń, widząc to spytał:
-Dlaczego w wodzie widnieje twoje odbicie, a nie... Wiesz, o co mi chodzi.
Ja, wiedząc, że pokazuje ono m.in. pragnienia lub sekrety powiedziałam:
-Nie mam nic do ukrycia, nigdy nie kłamię, nie mam o czym marzyć. Życie jest marzeniem, więc już się spełniło. -uśmiechnęłam się.
-Szkoda, że nie jestem na twoim miejscu- odparł koń.
-Ale możesz być. Wystarczy popatrzeć na świat z innej strony. A... Ty co tam widzisz? -odparłam, patrząc w stronę jeziorka.
(Może ktoś kontynuować? (: )
-Dlaczego w wodzie widnieje twoje odbicie, a nie... Wiesz, o co mi chodzi.
Ja, wiedząc, że pokazuje ono m.in. pragnienia lub sekrety powiedziałam:
-Nie mam nic do ukrycia, nigdy nie kłamię, nie mam o czym marzyć. Życie jest marzeniem, więc już się spełniło. -uśmiechnęłam się.
-Szkoda, że nie jestem na twoim miejscu- odparł koń.
-Ale możesz być. Wystarczy popatrzeć na świat z innej strony. A... Ty co tam widzisz? -odparłam, patrząc w stronę jeziorka.
(Może ktoś kontynuować? (: )
Od Mystic`a
CD Vendeli von Meteorite
Odwróciłem się gwałtownie gdy tylko usłyszałem przenikliwe rżenie Vendeli. Zobaczyłem wokoło nas kilku ludzi. Podbiegłem do klaczy, która odwróciła się w moją stronę. Skuliłem uszy w stronę ludzi. Wiedziałem co robić w ich towarzystwie i jak pokazać, że mają się nie zbliżać. W końcu byłem w ich środowisku kilka lat. Zasłoniłem swoim ciałem klacz, która odganiała się od ludzi i ich lin. Stanąłem dęba, co prawda nie wysoko, ale na tyle wyraźnie, żeby dać znak człowiekowi i nic zarazem mu nie zrobić. Jednak oni byli nie ugięci, coś w rodzaju specjalistów. Umieli rozpoznać wszystko po widoku konia.
-Te dwa nie wyglądają na jakoś specjalnie dzikie- usłyszałem obok siebie głos- Chyba musiały uciec z jakieś stajni. Nie mają sylwetki konia żyjącego na wolności.
I tu się pomylił. Chciałem zapomnieć widoku boksów i sylwetki człowieka, jednak oni zmuszali mnie do bardziej poważnych środków. Złapałem zębami za linę i pociągnąłem z całej siły, tym samym robiąc wąskie przejście.
-Vendela... Chodź!- krzyknąłem i wskazałem głową wąskie przejście.
Nie musiałem nic mówić, by klacz zrozumiała o co chodzi. Zaczęła galopować mimo bolącej nogi, a ja za nią.
Vendela? Co było dalej? :3
Odwróciłem się gwałtownie gdy tylko usłyszałem przenikliwe rżenie Vendeli. Zobaczyłem wokoło nas kilku ludzi. Podbiegłem do klaczy, która odwróciła się w moją stronę. Skuliłem uszy w stronę ludzi. Wiedziałem co robić w ich towarzystwie i jak pokazać, że mają się nie zbliżać. W końcu byłem w ich środowisku kilka lat. Zasłoniłem swoim ciałem klacz, która odganiała się od ludzi i ich lin. Stanąłem dęba, co prawda nie wysoko, ale na tyle wyraźnie, żeby dać znak człowiekowi i nic zarazem mu nie zrobić. Jednak oni byli nie ugięci, coś w rodzaju specjalistów. Umieli rozpoznać wszystko po widoku konia.
-Te dwa nie wyglądają na jakoś specjalnie dzikie- usłyszałem obok siebie głos- Chyba musiały uciec z jakieś stajni. Nie mają sylwetki konia żyjącego na wolności.
I tu się pomylił. Chciałem zapomnieć widoku boksów i sylwetki człowieka, jednak oni zmuszali mnie do bardziej poważnych środków. Złapałem zębami za linę i pociągnąłem z całej siły, tym samym robiąc wąskie przejście.
-Vendela... Chodź!- krzyknąłem i wskazałem głową wąskie przejście.
Nie musiałem nic mówić, by klacz zrozumiała o co chodzi. Zaczęła galopować mimo bolącej nogi, a ja za nią.
Vendela? Co było dalej? :3
Od Mystic`a
CD Alestrii von Meteorite
To ładne moce ma, utalentowana, zresztą pewnie tak jak inne konie. Posłałem jej ciepły uśmiech. Klacz zapatrzyła się w daleki horyzont.
-A więc rozumiem, że spacer przekładamy na jutro- zaśmiałem się pod nosem.
Alestria zwróciła na mnie swoje oczy.
-A nie chce ci się już iść?- spytała, nie wiem czy lekko zdziwiona czy może znużona.
-Mi? Jak najbardziej się chce, ale skoro ty nie masz ochoty, uszanuję to. Bardzo dobrze możemy iść przecież jutro- zapewniłem.
Można było zobaczyć, że kąciki ust klaczy idą ku górze.
-Teraz to ja zaczynam podejrzewać, że się boisz ciemności- zachichotała.
-Ja??? Skądże- prychnąłem rozbawiony- Za to jutro możemy iść na Mglistą Polanę w ramach śniadania. Przynajmniej będzie więcej widać- zamyśliłem się.
-Ej! Marzyciel!- krzyknęła radośnie- Nie odpływaj daleko.
-Tak, tak- oderwałem się od myśli- W takim razie jeśli pani pozwoli odprowadzę nią do jej jaskini- uśmiechnąłem się szarmancko i ukłoniłem lekko.
Usłyszałem rozbawienie Alestrii z tej całej sytuacji.
Alestria? Nie ma sprawy, ja natomiast piszę z telefonu C;
To ładne moce ma, utalentowana, zresztą pewnie tak jak inne konie. Posłałem jej ciepły uśmiech. Klacz zapatrzyła się w daleki horyzont.
-A więc rozumiem, że spacer przekładamy na jutro- zaśmiałem się pod nosem.
Alestria zwróciła na mnie swoje oczy.
-A nie chce ci się już iść?- spytała, nie wiem czy lekko zdziwiona czy może znużona.
-Mi? Jak najbardziej się chce, ale skoro ty nie masz ochoty, uszanuję to. Bardzo dobrze możemy iść przecież jutro- zapewniłem.
Można było zobaczyć, że kąciki ust klaczy idą ku górze.
-Teraz to ja zaczynam podejrzewać, że się boisz ciemności- zachichotała.
-Ja??? Skądże- prychnąłem rozbawiony- Za to jutro możemy iść na Mglistą Polanę w ramach śniadania. Przynajmniej będzie więcej widać- zamyśliłem się.
-Ej! Marzyciel!- krzyknęła radośnie- Nie odpływaj daleko.
-Tak, tak- oderwałem się od myśli- W takim razie jeśli pani pozwoli odprowadzę nią do jej jaskini- uśmiechnąłem się szarmancko i ukłoniłem lekko.
Usłyszałem rozbawienie Alestrii z tej całej sytuacji.
Alestria? Nie ma sprawy, ja natomiast piszę z telefonu C;
Nowa klacz- Strzała
Serdecznie witamy kolejną klacz w stadzie! Ogiery... mieć się na baczności xD Życzymy ci miłego pobytu w stadzie i dużo weny na opowiadania :3
Imię: Strzała (w swojej wiosce nazywana była Sokole Oko)
Płeć: klacz
Wiek: 2 lata.
Charakter: Strzała jest przede wszystkim nieprzewidywalna. Zwykle jest uprzejma i nikomu nie odmawia pomocy, lecz potrafi być oschła i zamknięta w sobie. Sokole oko jest bardzo odważna i wytrwała. Nigdy nie zawodzi i zawsze dąży do celu. Kocha ryzyko, a w jej sercu zawsze gościć będzie nutka szaleństwa. Jest jak typowy Indianin. Kocha przyrodę i potrafi usłyszeć najcichszy w niej dźwięk. Mówi, że wystarczy tylko umieć słuchać. Tajemniczość to cecha, która towarzyszy jej od pierwszych chwil życia. Całymi dniami myśli o marzeniach. Zawsze spokojna i opanowana. Jednym słowem- jest niezwykła i jedyna w swoim rodzaju.
Stanowisko: podróżniczka
Żywioł: przyroda
Moce: rozmowa ze zwierzętami i roślinami, uzdrawianie, telepatia, wyczuwanie uczuć innych, słuch i wzrok sięgający nawet do 100 km, przemiana w każde istniejące zwierzę (zmiennokształtność), widzenie w ciemności, władza nad roślinami, wszystkie zwierzęta muszą słuchać jej rozkazów.
Partner: Brak.
Rodzina: dla niej rodziną są wszystkie otaczające ją zwierzęta i rośliny.
Historia: Narodziła się w indiańskiej wiosce. Od pierwszych chwil życia zakochała się w przyrodzie i otaczającym ją świecie. Gdy dorosła, zastała przekazana Indianinowi o imieniu Pogromca Wiatru. Byli ze sobą bardzo związani. Pogromca Wiatru zabierał ją w najbardziej niezwykłe miejsca, nietknięte ludzką ręką. Wraz z Strzałą byli jak przyjaciele i oboje doskonale się rozumieli, bez żadnych słów. Jego klacz była wyjątkowo szybka i na pierwszy rzut oka niepozorna, lecz w głębi serca bardzo potężna. Dlatego nazwali ją Strzałą. Razem z Pogromcą Wiatru udawała się na polowania, a dla Indian była na nich niezbędna. Potrafiła wypatrzeć najmniejsze stworzonka z bardzo dalekiej odległości. Tak zrodził się jej pseudonim Sokole Oko. Nie lubiła zabijać, dlatego specjalnie pokazywała im najdalsze stworzenie, które dostrzegała, tak, aby trudno było się do niego przedrzeć. W wiosce była traktowana jak jeden z Indian. Jej mieszkańcy przyozdobili ją w pióra i malowali na jej ciele różne symbole. Dzięki temu miała niepowtarzalny styl. Niestety, jej szczęśliwe życie zakończyło się, gdy na teren wioski przybyli cudzoziemcy. Nie mieli dobrych zamiarów. Zaatakowali Indian bronią, której oni jeszcze nie znali. Strzała chciała odwrócić uwagę wroga od swojego pana. Udało jej się to, ale została złapana. Zabrali ją w zupełnie nowy teren. Bez lasu, bez wodospadów, bez gór. Wszystko było zabudowane. Miała trafić na sprzedaż, ale uciekła. Po wielu dniach smętnego błąkania się w poszukiwaniu utraconej wioski znalazła to stado. Osiedliła się w nim na stałe, choć wszyscy jej członkowie byli od niej tak różni...
Właściciel: tola288
Płeć: klacz
Wiek: 2 lata.
Charakter: Strzała jest przede wszystkim nieprzewidywalna. Zwykle jest uprzejma i nikomu nie odmawia pomocy, lecz potrafi być oschła i zamknięta w sobie. Sokole oko jest bardzo odważna i wytrwała. Nigdy nie zawodzi i zawsze dąży do celu. Kocha ryzyko, a w jej sercu zawsze gościć będzie nutka szaleństwa. Jest jak typowy Indianin. Kocha przyrodę i potrafi usłyszeć najcichszy w niej dźwięk. Mówi, że wystarczy tylko umieć słuchać. Tajemniczość to cecha, która towarzyszy jej od pierwszych chwil życia. Całymi dniami myśli o marzeniach. Zawsze spokojna i opanowana. Jednym słowem- jest niezwykła i jedyna w swoim rodzaju.
Stanowisko: podróżniczka
Żywioł: przyroda
Moce: rozmowa ze zwierzętami i roślinami, uzdrawianie, telepatia, wyczuwanie uczuć innych, słuch i wzrok sięgający nawet do 100 km, przemiana w każde istniejące zwierzę (zmiennokształtność), widzenie w ciemności, władza nad roślinami, wszystkie zwierzęta muszą słuchać jej rozkazów.
Partner: Brak.
Rodzina: dla niej rodziną są wszystkie otaczające ją zwierzęta i rośliny.
Historia: Narodziła się w indiańskiej wiosce. Od pierwszych chwil życia zakochała się w przyrodzie i otaczającym ją świecie. Gdy dorosła, zastała przekazana Indianinowi o imieniu Pogromca Wiatru. Byli ze sobą bardzo związani. Pogromca Wiatru zabierał ją w najbardziej niezwykłe miejsca, nietknięte ludzką ręką. Wraz z Strzałą byli jak przyjaciele i oboje doskonale się rozumieli, bez żadnych słów. Jego klacz była wyjątkowo szybka i na pierwszy rzut oka niepozorna, lecz w głębi serca bardzo potężna. Dlatego nazwali ją Strzałą. Razem z Pogromcą Wiatru udawała się na polowania, a dla Indian była na nich niezbędna. Potrafiła wypatrzeć najmniejsze stworzonka z bardzo dalekiej odległości. Tak zrodził się jej pseudonim Sokole Oko. Nie lubiła zabijać, dlatego specjalnie pokazywała im najdalsze stworzenie, które dostrzegała, tak, aby trudno było się do niego przedrzeć. W wiosce była traktowana jak jeden z Indian. Jej mieszkańcy przyozdobili ją w pióra i malowali na jej ciele różne symbole. Dzięki temu miała niepowtarzalny styl. Niestety, jej szczęśliwe życie zakończyło się, gdy na teren wioski przybyli cudzoziemcy. Nie mieli dobrych zamiarów. Zaatakowali Indian bronią, której oni jeszcze nie znali. Strzała chciała odwrócić uwagę wroga od swojego pana. Udało jej się to, ale została złapana. Zabrali ją w zupełnie nowy teren. Bez lasu, bez wodospadów, bez gór. Wszystko było zabudowane. Miała trafić na sprzedaż, ale uciekła. Po wielu dniach smętnego błąkania się w poszukiwaniu utraconej wioski znalazła to stado. Osiedliła się w nim na stałe, choć wszyscy jej członkowie byli od niej tak różni...
Właściciel: tola288
Inne zdjęcia: w jednym ze swoich ulubionych wcieleń
Od Qerida
CD Rossy
Obudziłem się w boksie, początkowo nie pojmując gdzie jestem. Głowa bolała mnie strasznie, a oczy były ślepe z powodu światła wpadającego przez małe okienko. Wstałem z trudem, czując jeszcze ból w lewej, przedniej nodze, która została kopnięta. Rozejrzałem się dookoła, próbując wyłapać wzrokiem znajomej sylwetki Rossy, lecz nigdzie jej nie widziałem. W budynku(czyli w stajni) było pusto, pomimo tego, że znajdowało się tu wiele boksów. Panowała tu głucha cisza, tylko na zewnątrz słyszałem jakieś odgłosy i rozmowy ludzi. W pewnym momencie do moich uszu dobiegło znajome rżenie, a w wejściu pojawiła się Rossa, prowadzona przez człowieka i zarzucała głową nerwowo.
-Qerido!- usłyszałem jej uciechę gdy mnie zobaczyła.
Podszedłem do kraty, która nas dzieliła.
-Rossa... nic ci nie jest?- spytałem, uważnie przyglądając się jej.
-Nie, wszystko w porządku, tylko uważaj na nich- spojrzała w kierunku ludzi- Nie pozwól sobie założyć tego czegoś na grzbiet, a już na pewno nie pozwalaj na siebie wsiąść. To jest ich cel- rzekła poważnie, kuląc uszy, gdy jeden z nich się zbliżył do ścian jej boksu- Wiedziałąm inne konie. Stoją na zewnątrz, a pogoda jest piękna.
-Ok, dzięki za radę- rzekłem, zniżając ton głosu i zapominając o innych koniach.
Jeden z ludzi wszedł do boksu. Automatycznie się cofnąłem, kuląc uszy i dając wyraźny znak, że nie zamierzam z nim iść. Co jak co, ale potrafię być wredny dla innych. W pewnym sęsie czułem się odpowiedzialny nie tylko za siebie, ale i za Rossę.
W końcu, wspólnymi siłami ludzie założyli mi na głowę kantar i wyprowadzili z boksu. Próbowałem kopać, lecz nie miałem szans, trzymany za głowę i ciągnięty do przodu. Po chwili znalazłem się na zewnątrz. Pierwszym moim odruchem była chęć ucieczki, lecz bez Rossy nigdzie nie wolno mi było iść. Stanąłem posłusznie, kątem oka obserwując te dziwne, dwunożne istoty.
-No dawaj Charls!- krzyknął jeden z nich- Założyłeś się ze mną o stówę i butelkę wina, że go złamiesz- zaśmiał się.
-I tak będzie- odparł natychmiastowo drugi i podszedł do mnie z siodłem.
Chyba trochę za blisko, bo udało mi się zębami chwycić jego koszuli. Zrobił coś co zmusiło mnie do cofnięcia się i nawet się nie obejrzałem kiedy poczułem na grzbiecie siodło i człowieka.
-Ogłowia na razie mu nie zakładamy, bo nam palce poodgryza- usłyszałem nad sobą.
Poczułem ukłucie w bok i wierzgnąłem. Pociągnięty liną w tył, cofnąłem się, jednak teraz uświadomiłem sobie, że robię to co oni mi każą. Tego już za wiele. Stanąłem dęba i zarzuciłem głową, lecz to nic nie dało. A więc użyję bardziej radykalnego sposobu. Kręcąc się cały czas, zbliżyłem się do płotu i przygniotłem nogę człowieka do niego, zahaczając się sam o ogrodzenie. Człowiek spadł i zarazem szybko się podniósł, wymachując rękami abym go nie nadepnął. Cofnąłem się parę kroków.
-Nic z tego... Trzeba je najpierw przyzwyczaić do otoczenia. Jutro spróbujemy ponownie- rzekł najstarszy z nich i polecił drugiemu zaprowadzić mnie z powrotem do boksu.
Zdjęli z mojego grzbietu siodło, a z głowy kantar. Znalazłem się po raz kolejny w stajni. Spojrzałem w kierunku czekającej Rossy. Podszedłem do kraty, która dzieliła nas od siebie.
Rossa? Rozkręcamy się? ^^
Obudziłem się w boksie, początkowo nie pojmując gdzie jestem. Głowa bolała mnie strasznie, a oczy były ślepe z powodu światła wpadającego przez małe okienko. Wstałem z trudem, czując jeszcze ból w lewej, przedniej nodze, która została kopnięta. Rozejrzałem się dookoła, próbując wyłapać wzrokiem znajomej sylwetki Rossy, lecz nigdzie jej nie widziałem. W budynku(czyli w stajni) było pusto, pomimo tego, że znajdowało się tu wiele boksów. Panowała tu głucha cisza, tylko na zewnątrz słyszałem jakieś odgłosy i rozmowy ludzi. W pewnym momencie do moich uszu dobiegło znajome rżenie, a w wejściu pojawiła się Rossa, prowadzona przez człowieka i zarzucała głową nerwowo.
-Qerido!- usłyszałem jej uciechę gdy mnie zobaczyła.
Podszedłem do kraty, która nas dzieliła.
-Rossa... nic ci nie jest?- spytałem, uważnie przyglądając się jej.
-Nie, wszystko w porządku, tylko uważaj na nich- spojrzała w kierunku ludzi- Nie pozwól sobie założyć tego czegoś na grzbiet, a już na pewno nie pozwalaj na siebie wsiąść. To jest ich cel- rzekła poważnie, kuląc uszy, gdy jeden z nich się zbliżył do ścian jej boksu- Wiedziałąm inne konie. Stoją na zewnątrz, a pogoda jest piękna.
-Ok, dzięki za radę- rzekłem, zniżając ton głosu i zapominając o innych koniach.
Jeden z ludzi wszedł do boksu. Automatycznie się cofnąłem, kuląc uszy i dając wyraźny znak, że nie zamierzam z nim iść. Co jak co, ale potrafię być wredny dla innych. W pewnym sęsie czułem się odpowiedzialny nie tylko za siebie, ale i za Rossę.
W końcu, wspólnymi siłami ludzie założyli mi na głowę kantar i wyprowadzili z boksu. Próbowałem kopać, lecz nie miałem szans, trzymany za głowę i ciągnięty do przodu. Po chwili znalazłem się na zewnątrz. Pierwszym moim odruchem była chęć ucieczki, lecz bez Rossy nigdzie nie wolno mi było iść. Stanąłem posłusznie, kątem oka obserwując te dziwne, dwunożne istoty.
-No dawaj Charls!- krzyknął jeden z nich- Założyłeś się ze mną o stówę i butelkę wina, że go złamiesz- zaśmiał się.
-I tak będzie- odparł natychmiastowo drugi i podszedł do mnie z siodłem.
Chyba trochę za blisko, bo udało mi się zębami chwycić jego koszuli. Zrobił coś co zmusiło mnie do cofnięcia się i nawet się nie obejrzałem kiedy poczułem na grzbiecie siodło i człowieka.
-Ogłowia na razie mu nie zakładamy, bo nam palce poodgryza- usłyszałem nad sobą.
Poczułem ukłucie w bok i wierzgnąłem. Pociągnięty liną w tył, cofnąłem się, jednak teraz uświadomiłem sobie, że robię to co oni mi każą. Tego już za wiele. Stanąłem dęba i zarzuciłem głową, lecz to nic nie dało. A więc użyję bardziej radykalnego sposobu. Kręcąc się cały czas, zbliżyłem się do płotu i przygniotłem nogę człowieka do niego, zahaczając się sam o ogrodzenie. Człowiek spadł i zarazem szybko się podniósł, wymachując rękami abym go nie nadepnął. Cofnąłem się parę kroków.
-Nic z tego... Trzeba je najpierw przyzwyczaić do otoczenia. Jutro spróbujemy ponownie- rzekł najstarszy z nich i polecił drugiemu zaprowadzić mnie z powrotem do boksu.
Zdjęli z mojego grzbietu siodło, a z głowy kantar. Znalazłem się po raz kolejny w stajni. Spojrzałem w kierunku czekającej Rossy. Podszedłem do kraty, która dzieliła nas od siebie.
Rossa? Rozkręcamy się? ^^
Od Heaven
CD Chiary
Jeszcze raz zwróciłam oczy ku nieznajomej, a raczej i już mi znajomej klaczy poszłam w swoim kierunku. Czułam jej wahanie, lecz po chwili i ona ruszyła za mną. Zamierzałam jej pokazać trochę terenów, pewnie niezbyt dobrze je dotychczas zna. A znajomość ich na pewno ułatwia sprawę z jedzeniem i odnajdywaniem się.
-Pokażę ci kilka terenów, które warto znać i gdzie można się czymś ciekawym zająć-zwróciłam się do idącej za mną Chiary- Mam też kilka swoich ulubionych, do których z chęcią wracam. Zapoznam cię z nimi- uśmiechnęłam się lekko sama do siebie, czując wiatr, który zaplątał się w mojej grzywie.
Usłyszałam tylko ciche mruknięcie, które bynajmniej miało oznaczać ,,tak". Zwolniłam kroku by zrównać się z tempem klaczy.
-Co być chciała najpierw zobaczyć?- spytałam się cicho, patrząc w stronę nowej.
-A jaki mam wybór?- odpowiedziała pytaniem na moje.
-Hmmm... Z wód to mamy tutaj jeziora, morze, zatokę i rzeki z różnymi potokami, a z innych terenów to łąki, dużo lasów, jedną skarpę... z tego miejsca można zobaczyć chmury- dodałam, po wymienieniu miejsc- I wiele innych ciekawych terenów. Oczywiście na prawie wszystkich trzeba mieć oczy i uszy otwarte. Magia to tutaj coś nadmiernego i niebezpiecznego. Czuć ją na każdym kroku- próbowałam ostrzec klacz, zarazem mając na myśli nie ją nastraszyć, lecz dbając o jej bezpieczeństwo.
-To może pójdźmy na pierwszym miejscu nad jakieś jezioro. Po wędrówce chce mi się pić- odpowiedziała Chiara po minucie zastanowienia.
-To proponuję Jezioro Lorangi inaczej zwane Smoczym Okiem, jednak ja wolę tą pierwszą nazwę- uśmiechnęłam się promiennie, uważnie przyglądając się nowo przybyłej klaczy, ciekawa jej reakcji.
Chiara? Co ty na to? ^^
Jeszcze raz zwróciłam oczy ku nieznajomej, a raczej i już mi znajomej klaczy poszłam w swoim kierunku. Czułam jej wahanie, lecz po chwili i ona ruszyła za mną. Zamierzałam jej pokazać trochę terenów, pewnie niezbyt dobrze je dotychczas zna. A znajomość ich na pewno ułatwia sprawę z jedzeniem i odnajdywaniem się.
-Pokażę ci kilka terenów, które warto znać i gdzie można się czymś ciekawym zająć-zwróciłam się do idącej za mną Chiary- Mam też kilka swoich ulubionych, do których z chęcią wracam. Zapoznam cię z nimi- uśmiechnęłam się lekko sama do siebie, czując wiatr, który zaplątał się w mojej grzywie.
Usłyszałam tylko ciche mruknięcie, które bynajmniej miało oznaczać ,,tak". Zwolniłam kroku by zrównać się z tempem klaczy.
-Co być chciała najpierw zobaczyć?- spytałam się cicho, patrząc w stronę nowej.
-A jaki mam wybór?- odpowiedziała pytaniem na moje.
-Hmmm... Z wód to mamy tutaj jeziora, morze, zatokę i rzeki z różnymi potokami, a z innych terenów to łąki, dużo lasów, jedną skarpę... z tego miejsca można zobaczyć chmury- dodałam, po wymienieniu miejsc- I wiele innych ciekawych terenów. Oczywiście na prawie wszystkich trzeba mieć oczy i uszy otwarte. Magia to tutaj coś nadmiernego i niebezpiecznego. Czuć ją na każdym kroku- próbowałam ostrzec klacz, zarazem mając na myśli nie ją nastraszyć, lecz dbając o jej bezpieczeństwo.
-To może pójdźmy na pierwszym miejscu nad jakieś jezioro. Po wędrówce chce mi się pić- odpowiedziała Chiara po minucie zastanowienia.
-To proponuję Jezioro Lorangi inaczej zwane Smoczym Okiem, jednak ja wolę tą pierwszą nazwę- uśmiechnęłam się promiennie, uważnie przyglądając się nowo przybyłej klaczy, ciekawa jej reakcji.
Chiara? Co ty na to? ^^
Od Rossy
C.D Qerida
Po kilku minutach usnęłam...
Gdy się obudziłam znajdowałam się w takim czymś no... No jak to się nazywa to nie wiem. Jakiś kwadrat czy tam prostokąt. Podniosłam się i ujrzałam że w innych takich oddzielonych... O boksy! Obijało mi się to o uszy kiedyś tam... No to w innych boksach były inne konie. Obok mnie leżał Qerido, znaczy w osobnym boksie.
- Qerido... - szepnęłam.
Ogier dalej leżał nieruchomo. Co jakiś czas unosiła się jego klatka piersiowa. Powiem tyle, że tu wyglądało jak w rzeźni... W pewnym momencie przyszli tam Ci no ludzie. Siłą założyli mi na ogłowie i wytargali z boksu. Wyprowadzili mnie na zewnątrz. Była trawa, no niby pięknie, ale wszystko było ogrodzone płotem. Założyli mi na grzbiet hm... Co to było? Yhh nie wiem za bardzo się przeraziłam... Zamknęli mnie w takim czymś no i jakiś facet na mnie wsiadł. Otworzyli to ogrodzenie. No i zaczął wbijać mi coś w boki. Jednak stałam w bezruchu. Poczułam nie wiem jakby to nazwać... Poczułam dzikość. No zaczęłam wierzgać... W pewnym momencie stanęłam dęba i człowiek spadł.
- Dobra zaprowadźcie ją do boksu, pora na tam tego ogiera. - powiedział jakiś facet.
Zaprowadzili mnie do boksu. Zdjęli wszystko i zamknęli. Qerido już stał na nogach.
- Qerido! - krzyknęłam i przybliżyłam głowę do krat które nas dzieliły.
Qerido? Hyhy *o* Szalejemy <3
Po kilku minutach usnęłam...
Gdy się obudziłam znajdowałam się w takim czymś no... No jak to się nazywa to nie wiem. Jakiś kwadrat czy tam prostokąt. Podniosłam się i ujrzałam że w innych takich oddzielonych... O boksy! Obijało mi się to o uszy kiedyś tam... No to w innych boksach były inne konie. Obok mnie leżał Qerido, znaczy w osobnym boksie.
- Qerido... - szepnęłam.
Ogier dalej leżał nieruchomo. Co jakiś czas unosiła się jego klatka piersiowa. Powiem tyle, że tu wyglądało jak w rzeźni... W pewnym momencie przyszli tam Ci no ludzie. Siłą założyli mi na ogłowie i wytargali z boksu. Wyprowadzili mnie na zewnątrz. Była trawa, no niby pięknie, ale wszystko było ogrodzone płotem. Założyli mi na grzbiet hm... Co to było? Yhh nie wiem za bardzo się przeraziłam... Zamknęli mnie w takim czymś no i jakiś facet na mnie wsiadł. Otworzyli to ogrodzenie. No i zaczął wbijać mi coś w boki. Jednak stałam w bezruchu. Poczułam nie wiem jakby to nazwać... Poczułam dzikość. No zaczęłam wierzgać... W pewnym momencie stanęłam dęba i człowiek spadł.
- Dobra zaprowadźcie ją do boksu, pora na tam tego ogiera. - powiedział jakiś facet.
Zaprowadzili mnie do boksu. Zdjęli wszystko i zamknęli. Qerido już stał na nogach.
- Qerido! - krzyknęłam i przybliżyłam głowę do krat które nas dzieliły.
Qerido? Hyhy *o* Szalejemy <3
wtorek, 30 grudnia 2014
Od Chiary
CD Heaven
Przyjrzałam się uważnie klaczy, która stała kilka metrów przede mną. Była posiadaczką siwej maści i musiała należeć tu znacznie dłużej ode mnie.
- Zaledwie kilka dni temu. - Heaven potaknęła ostrożnie i pogrążyła się na chwilę w swoich myślach. W gruncie rzeczy byłam jej wdzięczna, że się pojawiła, gdyż już udało mi się zgubić. Nie zamierzając zaczynać żadnej konwersacji zaczęłam nasłuchiwać dźwięków otoczenia. Nie lubiłam zimy pod tym względem, prószący śnieg i ciche jego poskrzypywanie zagłuszało praktycznie wszystko inne. Najgorsze, jednak były śnieżyce, wtedy rzadko kiedy w ogóle udało mi się zasnąć. Heaven pod tym względem wydawała mi się kompletnym przeciwieństwem. Już na pierwszy rzut oka mogłam stwierdzić, że ceniła sobie te chwile, które ja bym najchętniej sprzedała.
- I jak ci się u nas podoba?
- Jest całkiem miło, choć po za tobą i alfą nie miałam jeszcze okazji nikogo poznać. - Klacz potaknęła ze zrozumieniem.
- O tej porze roku ciężko kogoś znaleźć.
- Sama również wolałabym siedzieć w jakimś ciepłym miejscu, ale nie wytrzymałam za długo w takiej ciszy.
- Nie lubisz zimy? - Pokręciłam lekko łbem.
- Moje zdolności samo przetrwania umierają wraz z pierwszym śniegiem.
Heaven zaczęła zmierzać w nieznanym mi kierunku. Normalnie nie próbowałabym narzucać komuś mojego towarzystwa, ale cóż lepsze stworzenie obrazu irytującej i namolnej niż tej, która zgubiła się w pierwszych kilku dniach w nowym miejscu. Nie ma co, świetny początek. Na szczęście nowej znajomej nie szczególnie to przeszkadzało, a przynajmniej miałam taką nadzieję, Nie jestem rozmowna i nie potrzebuję wianuszku znajomych, ale mimo wszystko nie jestem antyspołeczna.
< Heaven?>
Przyjrzałam się uważnie klaczy, która stała kilka metrów przede mną. Była posiadaczką siwej maści i musiała należeć tu znacznie dłużej ode mnie.
- Zaledwie kilka dni temu. - Heaven potaknęła ostrożnie i pogrążyła się na chwilę w swoich myślach. W gruncie rzeczy byłam jej wdzięczna, że się pojawiła, gdyż już udało mi się zgubić. Nie zamierzając zaczynać żadnej konwersacji zaczęłam nasłuchiwać dźwięków otoczenia. Nie lubiłam zimy pod tym względem, prószący śnieg i ciche jego poskrzypywanie zagłuszało praktycznie wszystko inne. Najgorsze, jednak były śnieżyce, wtedy rzadko kiedy w ogóle udało mi się zasnąć. Heaven pod tym względem wydawała mi się kompletnym przeciwieństwem. Już na pierwszy rzut oka mogłam stwierdzić, że ceniła sobie te chwile, które ja bym najchętniej sprzedała.
- I jak ci się u nas podoba?
- Jest całkiem miło, choć po za tobą i alfą nie miałam jeszcze okazji nikogo poznać. - Klacz potaknęła ze zrozumieniem.
- O tej porze roku ciężko kogoś znaleźć.
- Sama również wolałabym siedzieć w jakimś ciepłym miejscu, ale nie wytrzymałam za długo w takiej ciszy.
- Nie lubisz zimy? - Pokręciłam lekko łbem.
- Moje zdolności samo przetrwania umierają wraz z pierwszym śniegiem.
Heaven zaczęła zmierzać w nieznanym mi kierunku. Normalnie nie próbowałabym narzucać komuś mojego towarzystwa, ale cóż lepsze stworzenie obrazu irytującej i namolnej niż tej, która zgubiła się w pierwszych kilku dniach w nowym miejscu. Nie ma co, świetny początek. Na szczęście nowej znajomej nie szczególnie to przeszkadzało, a przynajmniej miałam taką nadzieję, Nie jestem rozmowna i nie potrzebuję wianuszku znajomych, ale mimo wszystko nie jestem antyspołeczna.
< Heaven?>
Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku :D
A więc przez niektórych oczekiwany post, który może jest z lekka spóźniony, ale za to trafiony i w Święta Bożego Narodzenia i w Nowy Rok, który tej nocy zawita u nas. A więc do rzeczy: Chcę Wam życzyć wszystkiego najlepszego z okazji tych świąt, ogromu weny na opowiadania,żeby były one długie i ciekawe, aby wam się dobrze wiodło(nie tylko na blogu C;), dobrego drugiego semestru szkolnego i cóż jeszcze można życzyć...? Wszystkiego Najlepszego dla Was wszystkich! Dziękuję tym osobom, które piszą opowiadania i uczestniczą w rozwijaniu bloga, a także chcę Wam przypomnieć, że za nie długo będzie rocznica powstania Mysterious Valley! :D Trzeba będzie do jakoś uczcić... ;P
___________________________________________________________________
PS: Nie będę dodawała nowego postu tylko wyjaśnię wszystko tutaj. Za nie długo pojawi się na blogu ankieta, która będzie decydować o tym czy ma się pojawić czat. Jeśli większość zagłosuje na tak, każdego po kolei spytam się na howrse.pl jaka forma czatu bardziej mu odpowiada(wiem, że są różne formy). Oczekujcie ankiety nie długo ;)
Pozdrawiam :3
~życzy Alfa stada, Havana(izusia321)
___________________________________________________________________
PS: Nie będę dodawała nowego postu tylko wyjaśnię wszystko tutaj. Za nie długo pojawi się na blogu ankieta, która będzie decydować o tym czy ma się pojawić czat. Jeśli większość zagłosuje na tak, każdego po kolei spytam się na howrse.pl jaka forma czatu bardziej mu odpowiada(wiem, że są różne formy). Oczekujcie ankiety nie długo ;)
Pozdrawiam :3
Od Vendeli von Meteorite
CD Mystic'a
Następnie przez dłuższy czas panowała prawie niezmącona cisza, przerywana jedynie od czasu do czasu radosnym śpiewem wieczornych ptaków. Niestety po kilkunastu minutach usłyszałam za naszymi plecami łamanie gałązek i dźwięk przypominający szczęk metalu, który dochodził do moich uszu do tej pory jedynie wtedy, gdy nieopatrznie zagłębiłam się w pobliże ludzkich siedzib. Natychmiast spojrzałam na mojego towarzysza, lecz ten chyba nic nie zauważył, gdyż szedł spokojnie dalej. To mnie trochę uspokoiło, gdyż w końcu mogłam się przesłyszeć. A co jeśli nie...? Nie chcę reszty swego młodego życia spędzić w stajni lub na torze pośród tysięcy innych koni, a później zostać w najlepszym przypadku zwierzęciem jucznym. Obejrzałam się, więc szybko w tamtą stronę i ..zobaczyłam pięciorga ludzi, z których troje prowadziło już, stawiające opór wierzchowce. Stojący najbliżej nas mężczyzna wyciągnął dłoń z lassem w stronę nic nie podejrzewającego Mystic'a. Jako, że nie miałam czasu, aby go ostrzec, stanęłam na tylnych kopytach i zwaliłam prześladowcę z nóg. Niestety w tej samej chwili poczułam, że coś zaciska się bezlitośnie wokół mojej szyi. Zostałam złapana! Spróbowałam się wyrwać, ale bez skutku. Z kolei powalony przeze mnie człowiek zdążył już wstać i zamierzył się na mnie jakimś długim, cienkim kijem. Poczułam przejmujący ból i zarżałam przenikliwie.
< Mystic, pomożesz? To też pisałam na tablecie.>
Następnie przez dłuższy czas panowała prawie niezmącona cisza, przerywana jedynie od czasu do czasu radosnym śpiewem wieczornych ptaków. Niestety po kilkunastu minutach usłyszałam za naszymi plecami łamanie gałązek i dźwięk przypominający szczęk metalu, który dochodził do moich uszu do tej pory jedynie wtedy, gdy nieopatrznie zagłębiłam się w pobliże ludzkich siedzib. Natychmiast spojrzałam na mojego towarzysza, lecz ten chyba nic nie zauważył, gdyż szedł spokojnie dalej. To mnie trochę uspokoiło, gdyż w końcu mogłam się przesłyszeć. A co jeśli nie...? Nie chcę reszty swego młodego życia spędzić w stajni lub na torze pośród tysięcy innych koni, a później zostać w najlepszym przypadku zwierzęciem jucznym. Obejrzałam się, więc szybko w tamtą stronę i ..zobaczyłam pięciorga ludzi, z których troje prowadziło już, stawiające opór wierzchowce. Stojący najbliżej nas mężczyzna wyciągnął dłoń z lassem w stronę nic nie podejrzewającego Mystic'a. Jako, że nie miałam czasu, aby go ostrzec, stanęłam na tylnych kopytach i zwaliłam prześladowcę z nóg. Niestety w tej samej chwili poczułam, że coś zaciska się bezlitośnie wokół mojej szyi. Zostałam złapana! Spróbowałam się wyrwać, ale bez skutku. Z kolei powalony przeze mnie człowiek zdążył już wstać i zamierzył się na mnie jakimś długim, cienkim kijem. Poczułam przejmujący ból i zarżałam przenikliwie.
< Mystic, pomożesz? To też pisałam na tablecie.>
Od Alestrii von Meteorite
CD Mystic'a
-Chociażby dlatego, że za jakieś półtorej godziny zapadnie zmrok.- odparłam, patrząc na Słońce, które powoli, acz nieubłaganie zmierzało ku horyzontowi.
-Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że boisz się ciemności?
-Jasne, że nie, a nawet jeśli by tak było, to zawsze mogę ją rozproszyć za pomocą magii- odparłam i ruszyłam za nim.
-Czyli Ty też pewnie władasz ogniem...- spróbował się domyślić Mystic.
-Niestety, nie trafiłeś, ponieważ mym żywiołem jest światło- wyjawiłam.
- W takim razie w jaki sposób chciałaś tego dokonać?- zaciekawił się mój towarzysz.
-A słyszałeś może kiedyś o świetlikach?- zapytałam, przekrzywiając lekko głowę.
-Oczywiście, ale możesz mi łaskawie wyjaśnić co one mają do rzeczy?
-Potrafię rozproszyć ich światełka, tak że wokoło mnie robi się jasno jak w najpogodniejsze letnie południe.
-Wow, a ja myślałem, że zachęcić je do współpracy potrafią jedynie owado utalentowane istoty!- wykrzyknął.
-W takim razie wiele razy Cię jeszcze zaskoczę...- stwierdziłam.
< Mystic! nic nie szkodzi. Zaznaczam, że powyższe opowiadanie pisałam na tablecie, więc za wszystkie literówki z góry przepraszam>
-Chociażby dlatego, że za jakieś półtorej godziny zapadnie zmrok.- odparłam, patrząc na Słońce, które powoli, acz nieubłaganie zmierzało ku horyzontowi.
-Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że boisz się ciemności?
-Jasne, że nie, a nawet jeśli by tak było, to zawsze mogę ją rozproszyć za pomocą magii- odparłam i ruszyłam za nim.
-Czyli Ty też pewnie władasz ogniem...- spróbował się domyślić Mystic.
-Niestety, nie trafiłeś, ponieważ mym żywiołem jest światło- wyjawiłam.
- W takim razie w jaki sposób chciałaś tego dokonać?- zaciekawił się mój towarzysz.
-A słyszałeś może kiedyś o świetlikach?- zapytałam, przekrzywiając lekko głowę.
-Oczywiście, ale możesz mi łaskawie wyjaśnić co one mają do rzeczy?
-Potrafię rozproszyć ich światełka, tak że wokoło mnie robi się jasno jak w najpogodniejsze letnie południe.
-Wow, a ja myślałem, że zachęcić je do współpracy potrafią jedynie owado utalentowane istoty!- wykrzyknął.
-W takim razie wiele razy Cię jeszcze zaskoczę...- stwierdziłam.
< Mystic! nic nie szkodzi. Zaznaczam, że powyższe opowiadanie pisałam na tablecie, więc za wszystkie literówki z góry przepraszam>
Javier zmienia wygląd
Oto nasz nowy, pełen weny Javier`ek :3 xd Nowe zdjęcia:
zdjęcie główne:
Inne zdjęcia:
Od Heaven
Biegłam obok lasu, napawając się pełnią zimy. Może nie była jakaś tam odlotowa jak wzeszłym roku, ale ja akurat na śniegu, i tej porze roku znałam się najlepiej. Była ona moja ulubioną. Wtedy nie musiałam się bać, że coś z moimi mocami będzie nie tak. Kopyta rytmicznie uderzały w podłoże pokryte śniegiem. Zarzucałam co chwile głową radosna, sama siebie nie poznając. Zima robi na mnie dużo zmian. Szkoda, że trwa tak krótko. Zatrzymałam się cała zziajana, nawet nie czując ile kilometrów przebiegłam. Próbowałam uspokoić oddech i go wyrównać. Oparłam się o drzewo, które wyglądało pięknie. Gałęzie oszronione, paskowane jak zebra, chyliło soje konary ku dołowi pod wpływem ciężaru śniegu nazbieranego na górze. Wtem zobaczyłam jakąś nieznajomą klacz. Nigdy przedtem jej nie widziałam, więc pierwsze co pomyślałam, że musi być nowa. Moja mina momentalnie zrobiła się bardziej poważna, lecz ku swojemu zdziwieniu zrobiłam pierwszy krok.
-Cześć- zwróciłam się do klaczy- Jesteś tu nowa?- spytałam, stając w bezpiecznej odległości.
Klacz skierowała na mnie swoje spojrzenie. Jej maść zlewała się z białym otoczeniem, tak samo jak moja. Widać było tylko jej ciemne oczy ogólny zarys.
-Tak, dopiero co dołączyłam- odparła- Nazywam się Chiara- przedstawiła się.
Chwilę się wahałam co do wyjawienia swojego imienia, pewnie dlatego, że nie byłam wobec obcych ufna, ale Chiara wydawała się nawet spoko koniem.
-Heaven- postarałam się o jakiś ładny uśmiech- Kiedy dokładnie dołączyłaś?- spytałam z czystej ciekawości.
Chiara, dokończysz?
-Cześć- zwróciłam się do klaczy- Jesteś tu nowa?- spytałam, stając w bezpiecznej odległości.
Klacz skierowała na mnie swoje spojrzenie. Jej maść zlewała się z białym otoczeniem, tak samo jak moja. Widać było tylko jej ciemne oczy ogólny zarys.
-Tak, dopiero co dołączyłam- odparła- Nazywam się Chiara- przedstawiła się.
Chwilę się wahałam co do wyjawienia swojego imienia, pewnie dlatego, że nie byłam wobec obcych ufna, ale Chiara wydawała się nawet spoko koniem.
-Heaven- postarałam się o jakiś ładny uśmiech- Kiedy dokładnie dołączyłaś?- spytałam z czystej ciekawości.
Chiara, dokończysz?
Od Qerida
CD Rossy
Coś mówiła mi żebym się odwrócił. W głowie miałem mętlik z powodu tych wszystkich wydarzeń, lecz coś wręcz zmuszało mnie do obrotu w tył. Tak jak mój umysł mi kazał, odwróciłem się. Pierwszym widokiem, który zobaczyłem była Rossa usuwająca się na ziemię. Zawróciłem i ile sił w nogach pobiegłem do klaczy.
-Rossa!- zawołałem odruchowo- Co jest???
-Nie wiem- odparła niewyraźnym głosem- Słabo mi i nie mogę wstać.
Nie wiedziałem co robić. Rossa słabła z każdą chwil, ogień był coraz bliżej, szczęście, że ludzie zajęli się czymś innym.
-Za chwilę będziemy w domu- powiedziałem do zamykającej oczy klaczy.
W tym samym momencie coś świsnęło mi obok ucha. Odwróciłem się by zobaczyć co to takiego. Wokoło nas nie było już palącego się lasu tylko grupa ludzi. Czułem zapach dymu, zmieszanego z zapachem człowieka. Jeden z nich wyciągnął podłużne coś i wycelował we mnie. Skuliłem uszy i zmrużyłem oczy, w każdej chwili gotowy do ataku. Odruchowo skoczyłem w bok, tym samym unikając czerwonej strzałki. Zobaczyłem katem oka jak jeden z nich zbliża się do Rossy. Wierzgnąłem w jego stroną, czując jak moje kopyto ociera się o rękę człowieka, lecz nie wyrządziłem mu większej krzywdy, chociaż chciałem.
-Trzeba zmienić taktykę, Carl!- krzyknął jeden z nich.
Ludzie zaczęli wymachiwać rękami i długimi linami, znacznie się zbliżając. Jednego nawet udało mi się kopnąć, lecz na jego miejsce zjawił się następny.
-Piękny okaz!- krzyczał ktoś w dali- I do tego oporny.
-Założę się o 100 dolców i butelkę wina, że nie uda ci się go złapać, a nawet jeśli to dosiąść- zaśmiał się drugi.
-Przyjmuję wyzwanie- przyjął dumnie pierwszy i zarzucił linę.
Sprawnie ominąłem ją, lecz zaraz potem zostałem z całej siły uderzony w nogę i upadłem na kolana. Na mojej szyi znalazła się długa lina, mocno ściskając chociaż, że zarzucałem głową ile się dało. Z każdym ruchem czułem coraz większy ucisk. W boku poczułem ukłucie i wkrótce moje powieki stały się ciężkie. Upadłem, kładąc głowę na śniegu, który musiał spaść nie dawno. Zobaczyłem, że Rossa jeszcze nie śpi i patrzy to na mnie to na ludzi, którzy i do niej zaczęli się zbliżać. Potem zasnąłem.
Rossa? Zostawiam ci CD tej niesamowitej opowieści ^^ xD Co się stało dalej? :3
Coś mówiła mi żebym się odwrócił. W głowie miałem mętlik z powodu tych wszystkich wydarzeń, lecz coś wręcz zmuszało mnie do obrotu w tył. Tak jak mój umysł mi kazał, odwróciłem się. Pierwszym widokiem, który zobaczyłem była Rossa usuwająca się na ziemię. Zawróciłem i ile sił w nogach pobiegłem do klaczy.
-Rossa!- zawołałem odruchowo- Co jest???
-Nie wiem- odparła niewyraźnym głosem- Słabo mi i nie mogę wstać.
Nie wiedziałem co robić. Rossa słabła z każdą chwil, ogień był coraz bliżej, szczęście, że ludzie zajęli się czymś innym.
-Za chwilę będziemy w domu- powiedziałem do zamykającej oczy klaczy.
W tym samym momencie coś świsnęło mi obok ucha. Odwróciłem się by zobaczyć co to takiego. Wokoło nas nie było już palącego się lasu tylko grupa ludzi. Czułem zapach dymu, zmieszanego z zapachem człowieka. Jeden z nich wyciągnął podłużne coś i wycelował we mnie. Skuliłem uszy i zmrużyłem oczy, w każdej chwili gotowy do ataku. Odruchowo skoczyłem w bok, tym samym unikając czerwonej strzałki. Zobaczyłem katem oka jak jeden z nich zbliża się do Rossy. Wierzgnąłem w jego stroną, czując jak moje kopyto ociera się o rękę człowieka, lecz nie wyrządziłem mu większej krzywdy, chociaż chciałem.
-Trzeba zmienić taktykę, Carl!- krzyknął jeden z nich.
Ludzie zaczęli wymachiwać rękami i długimi linami, znacznie się zbliżając. Jednego nawet udało mi się kopnąć, lecz na jego miejsce zjawił się następny.
-Piękny okaz!- krzyczał ktoś w dali- I do tego oporny.
-Założę się o 100 dolców i butelkę wina, że nie uda ci się go złapać, a nawet jeśli to dosiąść- zaśmiał się drugi.
-Przyjmuję wyzwanie- przyjął dumnie pierwszy i zarzucił linę.
Sprawnie ominąłem ją, lecz zaraz potem zostałem z całej siły uderzony w nogę i upadłem na kolana. Na mojej szyi znalazła się długa lina, mocno ściskając chociaż, że zarzucałem głową ile się dało. Z każdym ruchem czułem coraz większy ucisk. W boku poczułem ukłucie i wkrótce moje powieki stały się ciężkie. Upadłem, kładąc głowę na śniegu, który musiał spaść nie dawno. Zobaczyłem, że Rossa jeszcze nie śpi i patrzy to na mnie to na ludzi, którzy i do niej zaczęli się zbliżać. Potem zasnąłem.
Rossa? Zostawiam ci CD tej niesamowitej opowieści ^^ xD Co się stało dalej? :3
poniedziałek, 29 grudnia 2014
Od Rossy
C.D Qerida
Spojrzałam na ogiera. W pewnym momencie ruszyliśmy galopem w jakimś kierunku. Nie rozdzielaliśmy się... Zauważyłam coś na styl wyjścia, ogier chyba też. Jednak gdy tam się zbliżyliśmy, ujrzeliśmy jakby obóz? Czy jak to się tam mówi... Nie ważne. Było tam kilku facetów i Ci dwaj co wcześniej nas gonili. Gwałtownie się cofnęłam.
- Rossa! Co ty robisz!? - zapytał unosząc głos.
Obróciłam się. Ogień się zbliżał coraz większymi krokami w naszym kierunku. Spojrzałam zdezorientowana to na ogiera, to na ludzi, to na ogień. Poczułam jak grunt osuwa mi się pod nogami. Jednak szybko się ogarnęłam.. Nie teraz... Podskoczyłam i zaczęłam robić kółka wokół drzewa. W pewnym momencie się zatrzymałam i spojrzałam na Qerida.
- Biegniemy? - zapytałam.
- Biegniemy... - odparł.
Wybiegliśmy z lasu jak torpedy dosłownie... Ludzie zerwali się z miejsca. Wyjęli jakieś takie dziwne coś. No i zaczęli w nas celować. Miałam nadzieję, że gdzieś dotrzemy. Jednak poczułam coś dziwnego na zadzie. Odwróciłam głowę i zobaczyłam jakąś jakby strzałkę? Czy co to tam jest... Ta zawartość tej strzałki zaczęła się rozchodzić po moim ciele w bardzo szybkim czasie. Jednak próbowałam biec dalej. Już po chwili poczułam jak coraz bardziej słabnę i upadłam. Qerido był dalej ode mnie, ale się wrócił.
Qerido? Hyhy ^,^
Spojrzałam na ogiera. W pewnym momencie ruszyliśmy galopem w jakimś kierunku. Nie rozdzielaliśmy się... Zauważyłam coś na styl wyjścia, ogier chyba też. Jednak gdy tam się zbliżyliśmy, ujrzeliśmy jakby obóz? Czy jak to się tam mówi... Nie ważne. Było tam kilku facetów i Ci dwaj co wcześniej nas gonili. Gwałtownie się cofnęłam.
- Rossa! Co ty robisz!? - zapytał unosząc głos.
Obróciłam się. Ogień się zbliżał coraz większymi krokami w naszym kierunku. Spojrzałam zdezorientowana to na ogiera, to na ludzi, to na ogień. Poczułam jak grunt osuwa mi się pod nogami. Jednak szybko się ogarnęłam.. Nie teraz... Podskoczyłam i zaczęłam robić kółka wokół drzewa. W pewnym momencie się zatrzymałam i spojrzałam na Qerida.
- Biegniemy? - zapytałam.
- Biegniemy... - odparł.
Wybiegliśmy z lasu jak torpedy dosłownie... Ludzie zerwali się z miejsca. Wyjęli jakieś takie dziwne coś. No i zaczęli w nas celować. Miałam nadzieję, że gdzieś dotrzemy. Jednak poczułam coś dziwnego na zadzie. Odwróciłam głowę i zobaczyłam jakąś jakby strzałkę? Czy co to tam jest... Ta zawartość tej strzałki zaczęła się rozchodzić po moim ciele w bardzo szybkim czasie. Jednak próbowałam biec dalej. Już po chwili poczułam jak coraz bardziej słabnę i upadłam. Qerido był dalej ode mnie, ale się wrócił.
Qerido? Hyhy ^,^
niedziela, 28 grudnia 2014
Nowa klacz- Chiara
Witamy w stadzie nową klacz! :D
Imię: Chiara
Wiek: 4 lata
Cechy charakteru: Chiara jest stworzeniem niezdecydowanym, nie potrafiącym odnaleźć się we własnych myślach. Jest niecierpliwa, niepunktualna, a jej zdolności orientacji w terenie są znikome. Jej humor w dużej mierze zależy od pogody. Nie lubi zimy i wczesnej wiosny, kompletnie nie przystosowana do życia w tych porach roku. Preferuje ciepłe, suche tereny. Nie ma też szczególnych upodobań żywieniowych, mało co jada, jedynie tyle ile potrzeba jej do przetrwania. Nie wiedzieć jednak skąd ma spore zasoby charyzmy i empatii. Choć czasami to drugie nazywa swoim przekleństwem. Jest nieufna i podejrzliwa. Szuka drugiego znaczenia w niemal każdym czynie i słowie. Jest typem ścisłowca, uwielbia wszelkiego rodzaju zagadki. Inni opisują ją jako osobę skrytą w sobie i oszczędną w słowach. Chiara ma trudny charakter. Jest do bólu uparta, nie lubi zmieniać swoich przekonań ani żyć w niewiedzy. Jest wyczulona na wszelkiego rodzaju kłamstwo i niektórzy zwykli ją nazywać radarem na niebezpieczeństwo. Niezawodny instynkt i intuicja, w którą niestety większość zwykła wątpić.
Stanowisko: Wypatrująca
Żywioł: Dźwięk
Moce: Niezwykle wyczulony zmysł słuchu, czasami aż nadto, umie wytworzyć na tyle potężne fale dźwiękowe, które obezwładniają, a może i nawet zabijają przeciwnika, może 'oszukiwać' zmysł słuchu innego stworzenia, może wygłuszyć wszelkie dźwięki w najbliższym otoczeniu, potrafi kogoś ogłuszyć lub przytłoczyć dźwiękami, umiejętność wykorzystania mocy jako tarczy mentalnej, tzw. potrafi wyciszyć umysł swój, bądź też innej istoty dzięki czemu staje się on odporny na wszelkie ataki psychiczne.
Partner: Nie ma
Rodzina: Młodsza siostra, Prim
Historia: Chiara urodziła się w wędrownym stadzie, które szczyciło się potężnymi wojownikami żywiołu wody. Jej matka była młodą klaczą, która była cenioną uzdrowicielką, a ojciec obsadzony był na jednym z ważniejszych stanowisk. Jako młody źrebak o wiele bardziej ceniła sobie towarzystwo dorosłych, niż jej rówieśników. Nie wykazała również żadnych magicznych zdolności, czym doprowadzała ojca do przysłowiowej 'szewskiej pasji'. Niedługo po Chiarze na świat przyszła Prim, jej narodziny doprowadziły, jednak do śmierci matki. Wszelkie wątpliwości dotyczące mocy młodej klaczki rozwiały się w ciągu następnych kilku miesięcy, gdy pod wpływem impulsu ogłuszyła jednego z ogierów. Szybko dowiedziono o zdradzie jej matki i wygnano ją ze stada. Przez pierwszy rok na wygnaniu, Chiara starała się unikać innych istot i sytuacji, w których musiałaby posługiwać się żywiołem. Podczas jednej z zimowych nocy dotarła na tereny szanowanego stada, władającego ogniem. Tam nauczyła się władać mocą i zawarła kilka ulotnych przyjaźni. W następnych miesiącach wędrowała od jednego miejsca, do drugiego, prowadząc prawdziwie koczowniczy tryb życia. Z czasem przekonała się do swojego żywiołu i stał się on jej jedyną formą obrony. Jej życie kompletnie zmieniło swój dotychczasowy kierunek, gdy dotarła na tereny stada Mysterious Valley, w którym na nowo zaczęła pisać swoją historię.
Właściciel: Zuza1011
Wiek: 4 lata
Cechy charakteru: Chiara jest stworzeniem niezdecydowanym, nie potrafiącym odnaleźć się we własnych myślach. Jest niecierpliwa, niepunktualna, a jej zdolności orientacji w terenie są znikome. Jej humor w dużej mierze zależy od pogody. Nie lubi zimy i wczesnej wiosny, kompletnie nie przystosowana do życia w tych porach roku. Preferuje ciepłe, suche tereny. Nie ma też szczególnych upodobań żywieniowych, mało co jada, jedynie tyle ile potrzeba jej do przetrwania. Nie wiedzieć jednak skąd ma spore zasoby charyzmy i empatii. Choć czasami to drugie nazywa swoim przekleństwem. Jest nieufna i podejrzliwa. Szuka drugiego znaczenia w niemal każdym czynie i słowie. Jest typem ścisłowca, uwielbia wszelkiego rodzaju zagadki. Inni opisują ją jako osobę skrytą w sobie i oszczędną w słowach. Chiara ma trudny charakter. Jest do bólu uparta, nie lubi zmieniać swoich przekonań ani żyć w niewiedzy. Jest wyczulona na wszelkiego rodzaju kłamstwo i niektórzy zwykli ją nazywać radarem na niebezpieczeństwo. Niezawodny instynkt i intuicja, w którą niestety większość zwykła wątpić.
Stanowisko: Wypatrująca
Żywioł: Dźwięk
Moce: Niezwykle wyczulony zmysł słuchu, czasami aż nadto, umie wytworzyć na tyle potężne fale dźwiękowe, które obezwładniają, a może i nawet zabijają przeciwnika, może 'oszukiwać' zmysł słuchu innego stworzenia, może wygłuszyć wszelkie dźwięki w najbliższym otoczeniu, potrafi kogoś ogłuszyć lub przytłoczyć dźwiękami, umiejętność wykorzystania mocy jako tarczy mentalnej, tzw. potrafi wyciszyć umysł swój, bądź też innej istoty dzięki czemu staje się on odporny na wszelkie ataki psychiczne.
Partner: Nie ma
Rodzina: Młodsza siostra, Prim
Historia: Chiara urodziła się w wędrownym stadzie, które szczyciło się potężnymi wojownikami żywiołu wody. Jej matka była młodą klaczą, która była cenioną uzdrowicielką, a ojciec obsadzony był na jednym z ważniejszych stanowisk. Jako młody źrebak o wiele bardziej ceniła sobie towarzystwo dorosłych, niż jej rówieśników. Nie wykazała również żadnych magicznych zdolności, czym doprowadzała ojca do przysłowiowej 'szewskiej pasji'. Niedługo po Chiarze na świat przyszła Prim, jej narodziny doprowadziły, jednak do śmierci matki. Wszelkie wątpliwości dotyczące mocy młodej klaczki rozwiały się w ciągu następnych kilku miesięcy, gdy pod wpływem impulsu ogłuszyła jednego z ogierów. Szybko dowiedziono o zdradzie jej matki i wygnano ją ze stada. Przez pierwszy rok na wygnaniu, Chiara starała się unikać innych istot i sytuacji, w których musiałaby posługiwać się żywiołem. Podczas jednej z zimowych nocy dotarła na tereny szanowanego stada, władającego ogniem. Tam nauczyła się władać mocą i zawarła kilka ulotnych przyjaźni. W następnych miesiącach wędrowała od jednego miejsca, do drugiego, prowadząc prawdziwie koczowniczy tryb życia. Z czasem przekonała się do swojego żywiołu i stał się on jej jedyną formą obrony. Jej życie kompletnie zmieniło swój dotychczasowy kierunek, gdy dotarła na tereny stada Mysterious Valley, w którym na nowo zaczęła pisać swoją historię.
Właściciel: Zuza1011
Życzymy sporo weny na opowiadania i oby pobyt w tym stadzie ci się podobał! C;
Od Javier`a
CD Filjan
Wstałem z wielkim trudem na nogi, czując jeszcze pulsujące od bólu miejsce gdzie zostałem uderzony w drzewo. Pomimo tego podniosłem się i od razu spojrzałem w kierunku Filjan. Stała pięć metrów ode mnie, z jej nogi spływała strużka krwi, a wilk, który został przez nią kopnięty, po chwili zniknął by wkrótce wrócić cały i zdrowy. Ich się nie dało zabić, to był wielki minus całej tej sytuacji. Spojrzałem w kierunku Sangre. Stał wpatrzony w klacz i w swoich towarzyszy, lecz czułem, że ma mnie także na oku, pomimo tego, że na mnie w ogóle nie patrzył. Jakaś obca mi siła trzymała mnie w szachu. Ruszać się mogłem, ale z wielkim trudem. Wiedziałem doskonale, że jeśli teraz zbliżę się bardziej klaczy on nie zawaha się mnie zabić.
~Igrami z obcymi siłami~ pośród tysiąca moich myśli ta jedna kłębiła się w mojej głowie najbardziej.
Mimo bólu w brzuchu i zawrotów głowy, postanowiłem podejść do Filjan. Kilkoma susami, znalazłem się przy niej. Na jej twarzy pojawił się lekki zarys uśmiechu, lecz potem zobaczyłem w jego czach strach. Tuż obok mnie zjawił się demon z lekko podniesionymi kącikami ust. Porządnie oberwałem w głowę, aż mnie odrzuciło do tyłu. Poczułem jak jedno ze zwierząt całej tej ferajny Sangre wgryza się w mój bok. Dostało mocno z kopyta, lecz to i tak nic nie dało.
Zobaczyłem jak ogier zbliża się do klaczy i lekko przytrzymuje ją za szyje. Chciałem coś zrobić, no, bo przecież nie dopuszczę, żeby jakikolwiek koń zginął w mojej obecności, chyba, że z mojej własnej ręki, a raczej kopyta. Spróbowałem własnych sił po raz kolejny, lecz i tym razem zostałem odepchnięty. Sangre był widocznie wkurzony, ale tylko tak mogłem odwrócić jego uwagę od Filjan.
-Igrasz ze śmiercią młody...- warknął demon.
-Trudno... nie pozwolę abyś ją skrzywdził, przynajmniej w mojej obecności- mój głos stał się obojętny.
-Doprawdy?- zaśmiał się i w tej chwili miałem dostać z jego kopyta, lecz ono zatrzymało się tuż przy mojej szyi.
Ogier cofnął się zaskoczony, lecz jego nienawistne spojrzenie nadal spoczywało na mnie.
-Sharee...- usłyszałem tylko jego ciche warknięcie i spojrzenie za mną.
Obejrzałem się za siebie i zobaczyłem kasztanowatą klacz. Już ją poznałem kiedyś. Tak, to była Sharee. Ta, która zraniła tego ogiera co zaniosłem go do medyka. A co ona zresztą tu robi!?
*opowiadanie od Sharee*
Dobrze wiedziałam co zamierza Sangre i wyczuwałam gdzie teraz jest. Widziałam całe zdarzenie, ale nie myślałam, że on posunie się do takiego czegoś teraz, kiedy nie odzyskał sił po spotkaniu z Asmirem, o którym tak dużo mi wspominał podczas naszego ostatniego spotkania pół roku temu.
-Widzę, że się głodny zrobiłeś? Czy tylko rządza krwi i morderstwa cię tu przygnała- spojrzała z dumą w oczach na ogiera.
-Nie myślałem, że tu będziesz...- odparł ochrypłym głosem ogier, wypinając pierś- Zwykle zajmujesz się dokuczaniem innym- zaśmiał się pod nosem szyderczo.
Spojrzałam na dwa konie. Oby dewa były ranne. Jeden to Javier. Znałam go, jednak druga, klacz... jakoś nie przypominam sobie abym ją kiedykolwiek spotkała.
-Wracaj do podziemi paskudo!- krzyknęłam i podeszłam do niego, przekazując Javier`owi w myśli by się powoli odsunął i poszedł do wystraszonej klaczy.
Kiwnął lekko głową.
W tym samym momencie demon zjawił się tuż obok mnie. Czułem na swojej szyi jego lodowaty oddech, widziałam czerwone oczy, zakrwawione ciało, a jego brzuch unosił się podczas ciężkiego oddechu.
-Jesteśmy zbyt powiązani byś tak mówiła- warknął.
-Na serio?- zrobiłam niewinną minę, lecz potem na mojej twarzy znów zagościł szyderczy uśmiech i obojętność.
-Moja oferta nadal istnieje. Wiesz gdzie mnie szukać- odparł, odsuwając się i spoglądając w kierunku dwójki koni. Uśmiechnął się tajemniczo do nich i zniknął wraz z swoją grupą.
*CD Javier`a*
-Co to było?- odpowiedziała Filjan, rozglądając się w poszukiwaniu czerwonych oczu.
Nie odpowiedziałem tylko spojrzeniem dałem jej sygnał, że już sobie poszedł. Nasze spojrzenia skierowały się teraz na obojętnie patrzącą w naszą stronę Sharee.
-A to kto?- szepnęła do mnie Filjan, lecz to nie uniknęło uwagi drugiej klaczy.
Filjan?
Wstałem z wielkim trudem na nogi, czując jeszcze pulsujące od bólu miejsce gdzie zostałem uderzony w drzewo. Pomimo tego podniosłem się i od razu spojrzałem w kierunku Filjan. Stała pięć metrów ode mnie, z jej nogi spływała strużka krwi, a wilk, który został przez nią kopnięty, po chwili zniknął by wkrótce wrócić cały i zdrowy. Ich się nie dało zabić, to był wielki minus całej tej sytuacji. Spojrzałem w kierunku Sangre. Stał wpatrzony w klacz i w swoich towarzyszy, lecz czułem, że ma mnie także na oku, pomimo tego, że na mnie w ogóle nie patrzył. Jakaś obca mi siła trzymała mnie w szachu. Ruszać się mogłem, ale z wielkim trudem. Wiedziałem doskonale, że jeśli teraz zbliżę się bardziej klaczy on nie zawaha się mnie zabić.
~Igrami z obcymi siłami~ pośród tysiąca moich myśli ta jedna kłębiła się w mojej głowie najbardziej.
Mimo bólu w brzuchu i zawrotów głowy, postanowiłem podejść do Filjan. Kilkoma susami, znalazłem się przy niej. Na jej twarzy pojawił się lekki zarys uśmiechu, lecz potem zobaczyłem w jego czach strach. Tuż obok mnie zjawił się demon z lekko podniesionymi kącikami ust. Porządnie oberwałem w głowę, aż mnie odrzuciło do tyłu. Poczułem jak jedno ze zwierząt całej tej ferajny Sangre wgryza się w mój bok. Dostało mocno z kopyta, lecz to i tak nic nie dało.
Zobaczyłem jak ogier zbliża się do klaczy i lekko przytrzymuje ją za szyje. Chciałem coś zrobić, no, bo przecież nie dopuszczę, żeby jakikolwiek koń zginął w mojej obecności, chyba, że z mojej własnej ręki, a raczej kopyta. Spróbowałem własnych sił po raz kolejny, lecz i tym razem zostałem odepchnięty. Sangre był widocznie wkurzony, ale tylko tak mogłem odwrócić jego uwagę od Filjan.
-Igrasz ze śmiercią młody...- warknął demon.
-Trudno... nie pozwolę abyś ją skrzywdził, przynajmniej w mojej obecności- mój głos stał się obojętny.
-Doprawdy?- zaśmiał się i w tej chwili miałem dostać z jego kopyta, lecz ono zatrzymało się tuż przy mojej szyi.
Ogier cofnął się zaskoczony, lecz jego nienawistne spojrzenie nadal spoczywało na mnie.
-Sharee...- usłyszałem tylko jego ciche warknięcie i spojrzenie za mną.
Obejrzałem się za siebie i zobaczyłem kasztanowatą klacz. Już ją poznałem kiedyś. Tak, to była Sharee. Ta, która zraniła tego ogiera co zaniosłem go do medyka. A co ona zresztą tu robi!?
*opowiadanie od Sharee*
Dobrze wiedziałam co zamierza Sangre i wyczuwałam gdzie teraz jest. Widziałam całe zdarzenie, ale nie myślałam, że on posunie się do takiego czegoś teraz, kiedy nie odzyskał sił po spotkaniu z Asmirem, o którym tak dużo mi wspominał podczas naszego ostatniego spotkania pół roku temu.
-Widzę, że się głodny zrobiłeś? Czy tylko rządza krwi i morderstwa cię tu przygnała- spojrzała z dumą w oczach na ogiera.
-Nie myślałem, że tu będziesz...- odparł ochrypłym głosem ogier, wypinając pierś- Zwykle zajmujesz się dokuczaniem innym- zaśmiał się pod nosem szyderczo.
Spojrzałam na dwa konie. Oby dewa były ranne. Jeden to Javier. Znałam go, jednak druga, klacz... jakoś nie przypominam sobie abym ją kiedykolwiek spotkała.
-Wracaj do podziemi paskudo!- krzyknęłam i podeszłam do niego, przekazując Javier`owi w myśli by się powoli odsunął i poszedł do wystraszonej klaczy.
Kiwnął lekko głową.
W tym samym momencie demon zjawił się tuż obok mnie. Czułem na swojej szyi jego lodowaty oddech, widziałam czerwone oczy, zakrwawione ciało, a jego brzuch unosił się podczas ciężkiego oddechu.
-Jesteśmy zbyt powiązani byś tak mówiła- warknął.
-Na serio?- zrobiłam niewinną minę, lecz potem na mojej twarzy znów zagościł szyderczy uśmiech i obojętność.
-Moja oferta nadal istnieje. Wiesz gdzie mnie szukać- odparł, odsuwając się i spoglądając w kierunku dwójki koni. Uśmiechnął się tajemniczo do nich i zniknął wraz z swoją grupą.
*CD Javier`a*
-Co to było?- odpowiedziała Filjan, rozglądając się w poszukiwaniu czerwonych oczu.
Nie odpowiedziałem tylko spojrzeniem dałem jej sygnał, że już sobie poszedł. Nasze spojrzenia skierowały się teraz na obojętnie patrzącą w naszą stronę Sharee.
-A to kto?- szepnęła do mnie Filjan, lecz to nie uniknęło uwagi drugiej klaczy.
Filjan?
Od Mystic`a
CD Vendeli von Meteorite
Ruszyłem kłusem za klaczą, także czując wiatr w grzywie. Moje kopyta rytmicznie stąpały po śniegu, który trzeszczał z powodu mrozu pod ich ciężarem.
-Podobno konie nie oddalają się zbytnio początkowi mostu. Mówią, że im dalej się idzie tym robi się coraz ciemniej i niebezpieczniej- odparłem- Wiele koni się już zgubiło.
-Ciekawe- rzekła tajemniczym głosem Vendela- Tym bardziej mnie to intryguje- uśmiechnęła się sama do siebie- Można by było chociaż kawałek pójść i sprawdzić jak na prawdę jest.
-Od zawsze byłaś taka ciekawska?- zaśmiałem się pod nosem.
-Hmm...- zastanowiła się- Chyba tak. Mama mówiła, że jako źrebak wszystko sprawdzałam. Wiem, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale jestem ogromnie zaintrygowana tym mostem, a ty?
-Szczerze mówiąc, też zawsze myślałem nad nim gdy tylko go widziałem, ale z moich obserwacji wynika, że ty bardziej jesteś ciekawa- uśmiechnąłem się ciepło.
-I coś mi się zdaje, że masz racje- zaśmialiśmy się obydwoje.
Vendela?
Ruszyłem kłusem za klaczą, także czując wiatr w grzywie. Moje kopyta rytmicznie stąpały po śniegu, który trzeszczał z powodu mrozu pod ich ciężarem.
-Podobno konie nie oddalają się zbytnio początkowi mostu. Mówią, że im dalej się idzie tym robi się coraz ciemniej i niebezpieczniej- odparłem- Wiele koni się już zgubiło.
-Ciekawe- rzekła tajemniczym głosem Vendela- Tym bardziej mnie to intryguje- uśmiechnęła się sama do siebie- Można by było chociaż kawałek pójść i sprawdzić jak na prawdę jest.
-Od zawsze byłaś taka ciekawska?- zaśmiałem się pod nosem.
-Hmm...- zastanowiła się- Chyba tak. Mama mówiła, że jako źrebak wszystko sprawdzałam. Wiem, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale jestem ogromnie zaintrygowana tym mostem, a ty?
-Szczerze mówiąc, też zawsze myślałem nad nim gdy tylko go widziałem, ale z moich obserwacji wynika, że ty bardziej jesteś ciekawa- uśmiechnąłem się ciepło.
-I coś mi się zdaje, że masz racje- zaśmialiśmy się obydwoje.
Vendela?
Od Mystic`a
CD Alestrii von Meteorite
Klacz spuściła wzrok, na wspomnienie o ludziach, o przeszłości i o córce. Cisza spowiła nawet las, przy którym staliśmy. Nie miałem zbytnio pomysłu co zrobić by poprawić humor klaczy. Może lepiej oderwać się od tego tematu. Też nie lubiłem opowiadać i wspominać o swojej przeszłości.
-Może pójdziemy na spacer, co?- zaproponowałem.
Klacz spojrzała na mnie uważnie i kiwnęła głową na znak, że się zgadza.
-Proponuję Magiczną Zatokę- ruszyłem wolnym stępem.
-Chcesz iść aż tak daleko?- zdziwiła się.
Rzeczywiście to miejsce było bardzo odległe od miejsca, w którym się znajdowaliśmy.
-Czemu nie?- wzruszyłem ramionami i posłałem klaczy ciepły uśmiech na poprawę humoru.
Alestria? Sorry, że takie krótkie, ale brak weny po świętach :(
Klacz spuściła wzrok, na wspomnienie o ludziach, o przeszłości i o córce. Cisza spowiła nawet las, przy którym staliśmy. Nie miałem zbytnio pomysłu co zrobić by poprawić humor klaczy. Może lepiej oderwać się od tego tematu. Też nie lubiłem opowiadać i wspominać o swojej przeszłości.
-Może pójdziemy na spacer, co?- zaproponowałem.
Klacz spojrzała na mnie uważnie i kiwnęła głową na znak, że się zgadza.
-Proponuję Magiczną Zatokę- ruszyłem wolnym stępem.
-Chcesz iść aż tak daleko?- zdziwiła się.
Rzeczywiście to miejsce było bardzo odległe od miejsca, w którym się znajdowaliśmy.
-Czemu nie?- wzruszyłem ramionami i posłałem klaczy ciepły uśmiech na poprawę humoru.
Alestria? Sorry, że takie krótkie, ale brak weny po świętach :(
Od Filjan
CD opowiadania Javiera
I co ja do cholery mam teraz zrobić?! Właśnie stoi przede mną demon, Javier leży kilka metrów ode mnie, a ja co?A ja to kompletna strachajła. Najgorsze jest to, że kompletnie nie wiem co mogę zrobić
- I co dalej? - pytam się cicho Javiera, chociaż wiem, że nie słyszy. Ze strachem wpatruje się w czarne ślepia wilka. Nasze spojrzenia na moment się krzyżują, a on skacze i wgryza się w moją nogę. Wydaje piskliwe rżenie, i z całych możliwych sił staram się jakoś odepchnąć zwierzę, i po chwili mi się to udaje. Czuję, jak po mojej nodze spływa ciepła, czerwona strużka krwi. I czuję, jak z każdą chwilą płynie jej jeszcze więcej. Odwracam się na moment w stronę Javiera, nie mam pojęcia co robić, a ból rozszarpuje mi wnętrzności.
(Javier? Wybacz, że tak późno, ale wyjazdy na święta...)
I co ja do cholery mam teraz zrobić?! Właśnie stoi przede mną demon, Javier leży kilka metrów ode mnie, a ja co?A ja to kompletna strachajła. Najgorsze jest to, że kompletnie nie wiem co mogę zrobić
- I co dalej? - pytam się cicho Javiera, chociaż wiem, że nie słyszy. Ze strachem wpatruje się w czarne ślepia wilka. Nasze spojrzenia na moment się krzyżują, a on skacze i wgryza się w moją nogę. Wydaje piskliwe rżenie, i z całych możliwych sił staram się jakoś odepchnąć zwierzę, i po chwili mi się to udaje. Czuję, jak po mojej nodze spływa ciepła, czerwona strużka krwi. I czuję, jak z każdą chwilą płynie jej jeszcze więcej. Odwracam się na moment w stronę Javiera, nie mam pojęcia co robić, a ból rozszarpuje mi wnętrzności.
(Javier? Wybacz, że tak późno, ale wyjazdy na święta...)
sobota, 27 grudnia 2014
Od Qerida
CD Rossy
Kiwnąłem głową i rozejrzałem się dookoła, próbując wypatrzyć jakiś specyficzny punk w tej mgle.
-Rozdzielmy się, ale nie spuszczajmy siebie z oka. Tu jest zbyt niebezpiecznie, żeby rozdzielić się całkowicie. Szukajmy coś w rodzaju wyjścia- poleciłem.
Rossa przytaknęła i poszła w prawo. Ruszyłem w drugą stronę, nasłuchując czy rzeczywiście mogą być tu jacyś ludzie. Jednak na tą chwilę nic nie wskazywało na to. Przeszukałem każdy zakamarek, nie raz zaliczając głową o coś twardego, czy to gałąź czy wystający kamień. W końcu po długim czasie wróciłem do punktu wyjścia. Poczekałem chwilę na Rossę, która zjawiła się lada moment.
-I co? Masz coś?- spytała, a na jej twarzy malował się smutek.
-Nie, ciemno tu jak nie powiem gdzie, a ta mgła do tego utrudnia widoczność. Nic nie znalazłem, nawet najmniejszej jamki- powiedziałem zrezygnowanym głosem.
-I co teraz?- spytała klacz i oparła się ogromny głaz, obok mnie.
-Nie wiem...- do moich chrap dotarł dziwny zapach- Ale wiem, że to coś co teraz czuję wcale mi się nie podoba- nastawiłem uszu, a moje źrenice się momentalnie rozszerzyły.
Klacz także nastawiła uszu i uniosła pysk do góry. Zmrużyłem oczy by się przyjrzeć. Nie daleko nas zabłysło czerwono-pomarańczowe światło i zaczęło okrążać. Było wszędzie.
-Rossa!- krzyknąłem- Ogień!- kaszlnąłem i poderwałem się jak dziki na nogi.
Rossa? Adrenalinka! ^^
Kiwnąłem głową i rozejrzałem się dookoła, próbując wypatrzyć jakiś specyficzny punk w tej mgle.
-Rozdzielmy się, ale nie spuszczajmy siebie z oka. Tu jest zbyt niebezpiecznie, żeby rozdzielić się całkowicie. Szukajmy coś w rodzaju wyjścia- poleciłem.
Rossa przytaknęła i poszła w prawo. Ruszyłem w drugą stronę, nasłuchując czy rzeczywiście mogą być tu jacyś ludzie. Jednak na tą chwilę nic nie wskazywało na to. Przeszukałem każdy zakamarek, nie raz zaliczając głową o coś twardego, czy to gałąź czy wystający kamień. W końcu po długim czasie wróciłem do punktu wyjścia. Poczekałem chwilę na Rossę, która zjawiła się lada moment.
-I co? Masz coś?- spytała, a na jej twarzy malował się smutek.
-Nie, ciemno tu jak nie powiem gdzie, a ta mgła do tego utrudnia widoczność. Nic nie znalazłem, nawet najmniejszej jamki- powiedziałem zrezygnowanym głosem.
-I co teraz?- spytała klacz i oparła się ogromny głaz, obok mnie.
-Nie wiem...- do moich chrap dotarł dziwny zapach- Ale wiem, że to coś co teraz czuję wcale mi się nie podoba- nastawiłem uszu, a moje źrenice się momentalnie rozszerzyły.
Klacz także nastawiła uszu i uniosła pysk do góry. Zmrużyłem oczy by się przyjrzeć. Nie daleko nas zabłysło czerwono-pomarańczowe światło i zaczęło okrążać. Było wszędzie.
-Rossa!- krzyknąłem- Ogień!- kaszlnąłem i poderwałem się jak dziki na nogi.
Rossa? Adrenalinka! ^^
Od Vendeli von Meteorite
CD Mystic'a
Po tych słowach dosłownie wmurowało mnie w ziemię, więc stałam dłuższą chwilę nie mogąc się ruszyć z miejsca. Ogier obrócił się i zaindagował:
-Idziesz, czy masz zamiar tutaj tkwić do końca świata?
-Co, ach... Tak...już....- rzekłam ruszając się.
Po chwili zrównałam się z nim i zapytałam:
-To dokąd teraz pójdziemy?
-A jakie jest Twoje ulubione miejsce?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
Zastanowiłam się parę sekund, po czym odparłam:
-Wydaje mi się, że od zawsze jest to Most donikąd.
-Pewnie z powodu jego tajemniczości?- bardziej stwierdził, niż zapytał.
-Zgadza się, zawsze zastanawiałam się co jest na drugim jego końcu....- powiedziałam rozmarzona.
-Jeszcze nikomu nie udało się tego odkryć.
-W takim razie może my będziemy pierwsi.- to mówiąc, zaczęłam galopować w tamtą stronę, czując jak moją grzywę rozwiewa rześki, zimowy wiatr.
< Mystic?>
Po tych słowach dosłownie wmurowało mnie w ziemię, więc stałam dłuższą chwilę nie mogąc się ruszyć z miejsca. Ogier obrócił się i zaindagował:
-Idziesz, czy masz zamiar tutaj tkwić do końca świata?
-Co, ach... Tak...już....- rzekłam ruszając się.
Po chwili zrównałam się z nim i zapytałam:
-To dokąd teraz pójdziemy?
-A jakie jest Twoje ulubione miejsce?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
Zastanowiłam się parę sekund, po czym odparłam:
-Wydaje mi się, że od zawsze jest to Most donikąd.
-Pewnie z powodu jego tajemniczości?- bardziej stwierdził, niż zapytał.
-Zgadza się, zawsze zastanawiałam się co jest na drugim jego końcu....- powiedziałam rozmarzona.
-Jeszcze nikomu nie udało się tego odkryć.
-W takim razie może my będziemy pierwsi.- to mówiąc, zaczęłam galopować w tamtą stronę, czując jak moją grzywę rozwiewa rześki, zimowy wiatr.
< Mystic?>
Od Alestrii von Meteorite
CD Mystic`a
-Właściwie tak, nawet nie wiedziałam gdzie on właściwie przebywa, a o tym, że został wygnany dowiedziałam się od jednego z koni na torze, który został niedawno złapany i oswojony.
-Aha, a mogę wiedzieć w jakiego typu zawodach brałaś udział?
-Jasne, byłam trenowana w westernie, a najczęściej startowałam w reiningu.- odparłam.
-Często wygrywałaś?- zainteresował się ogier.
-Na początku zdarzało się to bardzo rzadko, ale później coraz częściej, aż w końcu byłam uważana za jedną z najlepszych klaczy na torze.
-W takim razie musiałaś być dużo warta.
-Zwłaszcza, gdy pokrywano mnie z innym championem, a musisz wiedzieć, że było to zwykle dwa-trzy razy w roku.
-Czyli zarabiali na Tobie podwójnie-zarówno na torze, jak i przy rozrodzie.
-Tak, a tego drugiego, najlepszym przykładem jest moja mała Vendela...-westchnęłam, ocierając spływającą mi łezkę z oka.
-Ale ona ponoć urodziła się już na naszych terenach....-przypomniał mi.
-Zgadza się, ale dzięki temu mogła od początku czuć się wolna, a nie tak jak ja i wiele innych koni....
< Mystic, kontynuuj, proszę.>
-Właściwie tak, nawet nie wiedziałam gdzie on właściwie przebywa, a o tym, że został wygnany dowiedziałam się od jednego z koni na torze, który został niedawno złapany i oswojony.
-Aha, a mogę wiedzieć w jakiego typu zawodach brałaś udział?
-Jasne, byłam trenowana w westernie, a najczęściej startowałam w reiningu.- odparłam.
-Często wygrywałaś?- zainteresował się ogier.
-Na początku zdarzało się to bardzo rzadko, ale później coraz częściej, aż w końcu byłam uważana za jedną z najlepszych klaczy na torze.
-W takim razie musiałaś być dużo warta.
-Zwłaszcza, gdy pokrywano mnie z innym championem, a musisz wiedzieć, że było to zwykle dwa-trzy razy w roku.
-Czyli zarabiali na Tobie podwójnie-zarówno na torze, jak i przy rozrodzie.
-Tak, a tego drugiego, najlepszym przykładem jest moja mała Vendela...-westchnęłam, ocierając spływającą mi łezkę z oka.
-Ale ona ponoć urodziła się już na naszych terenach....-przypomniał mi.
-Zgadza się, ale dzięki temu mogła od początku czuć się wolna, a nie tak jak ja i wiele innych koni....
< Mystic, kontynuuj, proszę.>
Od Rossy
C.D Qerida
Spojrzałam na ogiera.
- Jest to las, a gdzie jesteśmy to Ci nie powiem bo sama nie wiem.- powiedziałam.
Qerido na mnie spojrzał. Rozejrzałam się dookoła.
- Może gdzieś w tym lesie są jacyś ludzie? Bo słyszałam jakie szelesty i widziałam jakieś dziwne sylwetki coś na styl tych ludzi. - powiedziałam.
- No to czemu nie mówiłaś na początku? - zapytał.
- Teraz mi się przypomniało.
Westchnęłam i spuściłam głowę na dół.
- Rossa damy radę. Wyjdziemy z tego lasu. Jak z tam tego wyszliśmy z tego też wyjdziemy. - powiedział.
Wiem, że próbował mnie pocieszyć. No ale jednak sam nie wiedział czy wyjdziemy stąd na sto procent. Westchnęłam cicho.
- No dobra to szukajmy wyjścia. - powiedziałam podnosząc głowę do góry.
< Qerido?>
Spojrzałam na ogiera.
- Jest to las, a gdzie jesteśmy to Ci nie powiem bo sama nie wiem.- powiedziałam.
Qerido na mnie spojrzał. Rozejrzałam się dookoła.
- Może gdzieś w tym lesie są jacyś ludzie? Bo słyszałam jakie szelesty i widziałam jakieś dziwne sylwetki coś na styl tych ludzi. - powiedziałam.
- No to czemu nie mówiłaś na początku? - zapytał.
- Teraz mi się przypomniało.
Westchnęłam i spuściłam głowę na dół.
- Rossa damy radę. Wyjdziemy z tego lasu. Jak z tam tego wyszliśmy z tego też wyjdziemy. - powiedział.
Wiem, że próbował mnie pocieszyć. No ale jednak sam nie wiedział czy wyjdziemy stąd na sto procent. Westchnęłam cicho.
- No dobra to szukajmy wyjścia. - powiedziałam podnosząc głowę do góry.
< Qerido?>
piątek, 26 grudnia 2014
Od Mystic`a
CD Vendeli von Meteorite
Uśmiechnąłem się sam do siebie. Do głowy przyszło mi dość ciekawe pytanie. Jak to by było gdyby urządzić komuś urodziny.
-A ty kiedy się urodziłeś?- z zamyślenia wyrwał mnie spokojny głos Vendeli.
-Co? Ah, tak... Ja jestem z lata, właściwie to z końca wiosny, ale i początku lata. Sam nie wiem jak to określić. Nigdy nie obchodziłem urodzin, więc nie pamiętam dokładnie swojej daty urodzenia, a moi rodzice raczej woleli się mną nie opiekować. Natomiast u ludzi... dla nich się liczy tylko kasa i zwycięstwa. Jak koń jest za stary wyrzucają jak rzecz do śmietnika. Mam nadzieję, że mój syn ma chociaż na tyle rozumu by nie być na każde ich polecenie- dodałem ze smutkiem.
Nie ukrywałem, że za nim tęsknie. Była to chyba jedyna osoba, prócz Afrany, na której mi dotychczas mocno zależało, ale on pewnie nie chciałby mnie znać.
Znów zbytnio się zamyśliłem. Potrząsnąłem głowę i uśmiechnąłem się ciepło do Vendeli.
-To jak? Idziemy gdzieś, słońce- zażartowałem sobie i zacząłem galopować w stronę lasu.
Vendela? To pewnie przez te święta xd
Uśmiechnąłem się sam do siebie. Do głowy przyszło mi dość ciekawe pytanie. Jak to by było gdyby urządzić komuś urodziny.
-A ty kiedy się urodziłeś?- z zamyślenia wyrwał mnie spokojny głos Vendeli.
-Co? Ah, tak... Ja jestem z lata, właściwie to z końca wiosny, ale i początku lata. Sam nie wiem jak to określić. Nigdy nie obchodziłem urodzin, więc nie pamiętam dokładnie swojej daty urodzenia, a moi rodzice raczej woleli się mną nie opiekować. Natomiast u ludzi... dla nich się liczy tylko kasa i zwycięstwa. Jak koń jest za stary wyrzucają jak rzecz do śmietnika. Mam nadzieję, że mój syn ma chociaż na tyle rozumu by nie być na każde ich polecenie- dodałem ze smutkiem.
Nie ukrywałem, że za nim tęsknie. Była to chyba jedyna osoba, prócz Afrany, na której mi dotychczas mocno zależało, ale on pewnie nie chciałby mnie znać.
Znów zbytnio się zamyśliłem. Potrząsnąłem głowę i uśmiechnąłem się ciepło do Vendeli.
-To jak? Idziemy gdzieś, słońce- zażartowałem sobie i zacząłem galopować w stronę lasu.
Vendela? To pewnie przez te święta xd
Od Mystic`a
CD Alestrii von Meteorite.
Zrobiłem kwaśną minę. Dobrze wiedziałem co to znaczy słowo ,,człowiek". Co prawda nie znałem historii Alestrii, ale wiedziałem, że musiało być jej trudno.
-Wiem jak to jest- moja mina mimowolnie pochmurniała- Co prawda nie byłem od urodzenia u ludzi, ale pewien czas swojego nudnego życia, czy też może ciekawego, spędziłem u nich. Szczerze mówiąc nienawidziłem nosić ich na swoim grzbiecie, tym bardziej gdy kazali mi galopować przez cała godzinę, ale po pewnym czasie to było tak monotonne, że nie czułem nawet biegu czasu. Potem jednak się przebudziłem z tego snu i postanowiłem uciec- od razu powiedziałem Alestrii swoja historię. Co prawda nie trzymała się ona całkowicie kupy, ale jest jak jest.
-Chociaż ktoś- uśmiechnęła się delikatnie klacz.
-Tak właściwie... to przypadek, że ty i Cloud znaleźliście się w tym samym stadzie, chociaż nie szliście razem?- spytałem, grzebiąc kopytem w śniegu.
Klacz zawahała się, myśląc nad sensowną odpowiedzią. Spojrzałem swoimi czekoladowymi oczami na klacz, uważnie się jej przypatrując.
Alestria?
Zrobiłem kwaśną minę. Dobrze wiedziałem co to znaczy słowo ,,człowiek". Co prawda nie znałem historii Alestrii, ale wiedziałem, że musiało być jej trudno.
-Wiem jak to jest- moja mina mimowolnie pochmurniała- Co prawda nie byłem od urodzenia u ludzi, ale pewien czas swojego nudnego życia, czy też może ciekawego, spędziłem u nich. Szczerze mówiąc nienawidziłem nosić ich na swoim grzbiecie, tym bardziej gdy kazali mi galopować przez cała godzinę, ale po pewnym czasie to było tak monotonne, że nie czułem nawet biegu czasu. Potem jednak się przebudziłem z tego snu i postanowiłem uciec- od razu powiedziałem Alestrii swoja historię. Co prawda nie trzymała się ona całkowicie kupy, ale jest jak jest.
-Chociaż ktoś- uśmiechnęła się delikatnie klacz.
-Tak właściwie... to przypadek, że ty i Cloud znaleźliście się w tym samym stadzie, chociaż nie szliście razem?- spytałem, grzebiąc kopytem w śniegu.
Klacz zawahała się, myśląc nad sensowną odpowiedzią. Spojrzałem swoimi czekoladowymi oczami na klacz, uważnie się jej przypatrując.
Alestria?
Od Vendeli von Meteorite
CD Mystic'a
-Wierzę.- powiedziałam przez śmiech i sama zanurzyłam kopyta w jeszcze czysty, mięciutki puch, po czym powoli zaczęłam je rozsuwać, aby następnie wylądować z gracją na brzuchu. Potem wywróciłam się na plecy i zaczęłam tarzać.
-Widzę, że Tobie także się ona podoba.- zawyrokował Mystic.
-Owszem, ale i tak wolę wiosnę, w czasie której wszystko budzi się do życia, Słońce zaczyna cieplutko przygrzewać, a w powietrzu można wyczuć wszędobylską wtedy radość i rześkość....- rozmarzyłam się.
-A trawa jest taka mięciutka i smaczna....-dodał.
-Zgadza się.- potwierdziłam, przekręcając się z powrotem na brzuch i dodając.- A w sercu każdej istoty rodzi się od nowa miłość do wszystkich i wszystkiego...
-To właśnie wtedy rodzi się jej najwięcej, co daje dużą ilość źrebaków.
-Ja dwa lata temu byłam jednym z nich, tyle, że urodziłam się w ostatnim miesiącu tej pięknej pory roku.
-Czyli jesteś córą wiosny...-stwierdził, podnosząc się.
-Tak, i bardzo się z tego cieszę.- rzekłam, robiąc to samo.
< Mystic, Pani Wena uciekła.....>
-Wierzę.- powiedziałam przez śmiech i sama zanurzyłam kopyta w jeszcze czysty, mięciutki puch, po czym powoli zaczęłam je rozsuwać, aby następnie wylądować z gracją na brzuchu. Potem wywróciłam się na plecy i zaczęłam tarzać.
-Widzę, że Tobie także się ona podoba.- zawyrokował Mystic.
-Owszem, ale i tak wolę wiosnę, w czasie której wszystko budzi się do życia, Słońce zaczyna cieplutko przygrzewać, a w powietrzu można wyczuć wszędobylską wtedy radość i rześkość....- rozmarzyłam się.
-A trawa jest taka mięciutka i smaczna....-dodał.
-Zgadza się.- potwierdziłam, przekręcając się z powrotem na brzuch i dodając.- A w sercu każdej istoty rodzi się od nowa miłość do wszystkich i wszystkiego...
-To właśnie wtedy rodzi się jej najwięcej, co daje dużą ilość źrebaków.
-Ja dwa lata temu byłam jednym z nich, tyle, że urodziłam się w ostatnim miesiącu tej pięknej pory roku.
-Czyli jesteś córą wiosny...-stwierdził, podnosząc się.
-Tak, i bardzo się z tego cieszę.- rzekłam, robiąc to samo.
< Mystic, Pani Wena uciekła.....>
Od Alestrii von Meteorite
CD Mystic'a
-Miło mi poznać, dla mnie na imię Alestria von Meteorite, w skrócie Alestria.- przedstawiłam się, potrząsając jednocześnie grzywą w celu ułożenia jej w zwykłą fryzurę.
-Nawzajem, czyli to Ty pewnie jesteś tą słynną siostrą Cloud'a....- to mówiąc spojrzał na mnie z ciepłymi iskierkami w oczach.
-Zgadza się, ale on pewnie przedstawiał mnie jako jakiegoś aniołka.- roześmiałam się, a on mi zawtórował.
Kiedy się uspokoił, stwierdził:
-Owszem, ale to tylko potwierdza jak bardzo Cię kocha.
-Tak, ale ja jednak wolałabym, aby mnie nie koloryzował. Zwłaszcza, że przez wiele lat się nie widzieliśmy....
-A to dlaczego?- zaciekawił się.
-Ponieważ w wieku jednego roku ja zostałam sprzedana młodemu małżeństwu z dzieckiem, a on- wygnany....- westchnęłam, przypominając sobie, co zrobiłam na pożegnanie ich córeczce, ale cóż... to była przeszłość i raczej nie mogłam tego naprawić. Chyba, że.... Ale chyba lepiej nie....Jeszcze znowu zostałabym złapana i zmuszona do noszenia kogoś w siodle.
Z rozmyślań wyrwał mnie głos Mystic'a:
-Hej, wracaj na Ziemię Alestrio!
-Co? A tak, jasne...- powiedziałam, niechętnie powracając do teraźniejszości.
-O czym tak rozmyślałaś?- dociekał.
-O przeszłości.- wyjaśniłam ogólnikowo.
-A dokładnej?
-O ludziach, do których zostałam oddana.
< Mystic, jeszcze raz przepraszam, że musiałeś czekać tak długo....>
-Miło mi poznać, dla mnie na imię Alestria von Meteorite, w skrócie Alestria.- przedstawiłam się, potrząsając jednocześnie grzywą w celu ułożenia jej w zwykłą fryzurę.
-Nawzajem, czyli to Ty pewnie jesteś tą słynną siostrą Cloud'a....- to mówiąc spojrzał na mnie z ciepłymi iskierkami w oczach.
-Zgadza się, ale on pewnie przedstawiał mnie jako jakiegoś aniołka.- roześmiałam się, a on mi zawtórował.
Kiedy się uspokoił, stwierdził:
-Owszem, ale to tylko potwierdza jak bardzo Cię kocha.
-Tak, ale ja jednak wolałabym, aby mnie nie koloryzował. Zwłaszcza, że przez wiele lat się nie widzieliśmy....
-A to dlaczego?- zaciekawił się.
-Ponieważ w wieku jednego roku ja zostałam sprzedana młodemu małżeństwu z dzieckiem, a on- wygnany....- westchnęłam, przypominając sobie, co zrobiłam na pożegnanie ich córeczce, ale cóż... to była przeszłość i raczej nie mogłam tego naprawić. Chyba, że.... Ale chyba lepiej nie....Jeszcze znowu zostałabym złapana i zmuszona do noszenia kogoś w siodle.
Z rozmyślań wyrwał mnie głos Mystic'a:
-Hej, wracaj na Ziemię Alestrio!
-Co? A tak, jasne...- powiedziałam, niechętnie powracając do teraźniejszości.
-O czym tak rozmyślałaś?- dociekał.
-O przeszłości.- wyjaśniłam ogólnikowo.
-A dokładnej?
-O ludziach, do których zostałam oddana.
< Mystic, jeszcze raz przepraszam, że musiałeś czekać tak długo....>
czwartek, 25 grudnia 2014
Od Mystic`a
CD Vendeli von Meteorite
Uśmiechnąłem się do klaczy, wyraźnie zadowolony. Zmierzyć sie z kimś kto miał taka ciekawą historię i pochodził z takich rodów to wyzwanie. Oczywiście uwzględniam, że to jej pierwszy raz.
-Ok, ale zmierzymy się trochę później, bo teraz pogoda wygląda nie za ciekawie- spojrzałem w górę.
Chmury zaczęły przybierać ciemnoszarą barwę, a wiatr stał się coraz bardziej porywisty. Targał moja grzywą w tą i spowrotem.
-Gdzieś niedaleko jest opuszczona jaskinia- zwróciłem się do klaczy- Może pójdziemy tam?
-Dobry pomysł- odparła i ruszyła kłusem za mną.
Po pewnym czasie znaleźliśmy się w ogromnej grocie. Zmierzwiłem sobie włosy, wchodząc bardziej wgłąb jaskini. Pogoda znacznie się pogorszyła. Można było usłyszeć szalejący na zewnątrz wiatr.
-Oby nie było jeszcze gorzej- odpowiedziałem, rozglądając się wokoło.
-Gorzej być nie może- odparła z entuzjazmem.
-To się dopiero okaże- zrobiłem z lekka kwaśną minę. Nie ukrywałem, że nie podoba mi sie teraźniejsza pogoda.
Siedzieliśmy razem w jaskini od godziny. W pewnym momencie zapadła głucha cisza.
-Pójdę zobaczyć jak tam pogoda- rzekłem i wstałem na nogi.
Klacz kiwnęła głową. Nie robiąc wielkiej nadziei wyjrzałem na zewnątrz. Moim oczom ukazał się biały śnieg.
-Śnieg!- krzyknąłem do Vendeli, która poderwała się dziko na nogi i podbiegła do wyjścia.
Uśmiechnąłem się szeroko sam do siebie i wybiegłem na zewnątrz. Po raz pierwszy od roku moje kopyta znalazły się w białym puchu. Oczywiście nie obyło się przez zaliczenia gleby.
-Tęskniłem za taka pogodą- zwróciłem się do klaczy i położyłem się na śniegu.
Musiało to wyglądać bardzo komicznie, ponieważ Vendela zaczęła sie śmiać. Nie ukrywałem, że cieszyłem się jak dziecko.
Vendela? Nic nie szkodzi ;) ważne, że odpisałaś...
Uśmiechnąłem się do klaczy, wyraźnie zadowolony. Zmierzyć sie z kimś kto miał taka ciekawą historię i pochodził z takich rodów to wyzwanie. Oczywiście uwzględniam, że to jej pierwszy raz.
-Ok, ale zmierzymy się trochę później, bo teraz pogoda wygląda nie za ciekawie- spojrzałem w górę.
Chmury zaczęły przybierać ciemnoszarą barwę, a wiatr stał się coraz bardziej porywisty. Targał moja grzywą w tą i spowrotem.
-Gdzieś niedaleko jest opuszczona jaskinia- zwróciłem się do klaczy- Może pójdziemy tam?
-Dobry pomysł- odparła i ruszyła kłusem za mną.
Po pewnym czasie znaleźliśmy się w ogromnej grocie. Zmierzwiłem sobie włosy, wchodząc bardziej wgłąb jaskini. Pogoda znacznie się pogorszyła. Można było usłyszeć szalejący na zewnątrz wiatr.
-Oby nie było jeszcze gorzej- odpowiedziałem, rozglądając się wokoło.
-Gorzej być nie może- odparła z entuzjazmem.
-To się dopiero okaże- zrobiłem z lekka kwaśną minę. Nie ukrywałem, że nie podoba mi sie teraźniejsza pogoda.
Siedzieliśmy razem w jaskini od godziny. W pewnym momencie zapadła głucha cisza.
-Pójdę zobaczyć jak tam pogoda- rzekłem i wstałem na nogi.
Klacz kiwnęła głową. Nie robiąc wielkiej nadziei wyjrzałem na zewnątrz. Moim oczom ukazał się biały śnieg.
-Śnieg!- krzyknąłem do Vendeli, która poderwała się dziko na nogi i podbiegła do wyjścia.
Uśmiechnąłem się szeroko sam do siebie i wybiegłem na zewnątrz. Po raz pierwszy od roku moje kopyta znalazły się w białym puchu. Oczywiście nie obyło się przez zaliczenia gleby.
-Tęskniłem za taka pogodą- zwróciłem się do klaczy i położyłem się na śniegu.
Musiało to wyglądać bardzo komicznie, ponieważ Vendela zaczęła sie śmiać. Nie ukrywałem, że cieszyłem się jak dziecko.
Vendela? Nic nie szkodzi ;) ważne, że odpisałaś...
Od Vendeli von Meteorite
CD Mystic'a
-No cóż... Zacznijmy może od tego, że tak na prawdę powinnam nazywać się Vendela de Diamond, ponieważ taki przyrostek hodowlany miał ponoć mój ojciec. Na całe szczęście, urodziłam się tutaj i noszę ten po matce.
-Chcesz powiedzieć,że jesteś córką Alestrii von Meteorite, którą niedawno spotkałem?
-Owszem.- potwierdziłam.-A ona jak zapewne wiesz, przyszła na świat razem z moim wujkiem, Cloud'em, w jednej z najlepszych holenderskich hodowli koni fryzyjskich jako córka Morgana von Meteorite i Elinor de Comet.
-Tak, wspominała coś o tym...- stwierdził.-Ale czy Ty, jako, że przyszłaś na świat tutaj, nie powinnaś nie nosić w ogóle żadnego przyrostka?- dociekał.
-Pewnie masz rację, ale to chyba rodzinna tradycja, aby każdy wiedział, że moi przodkowie wygrywali wiele zawodów. Oczywiście nie licząc Cloud'a, który został wygnany.
-Wiesz może dlaczego?
-Długo nikt nie chciał go kupić, więc nie stanowił zbyt dużej wartości hodowlanej.- wyjaśniłam.
-Czyli mamy coś wspólnego....
-Co masz na myśli?- teraz to ja próbowałam się czegoś o nim dowiedzieć.
-Ja też kiedyś byłem championem...-wyraźnie się rozmarzył, bo jego oczy stały się szkliste.
-Wracaj na ziemię, Mystic!- wykrzyknęłam, śmiejąc się.
-Co, a tak, to o czym to mówiliśmy?
-O Twojej przeszłości jako championa.- przypomniałam.
-A, tak. Chciałabyś się może kiedyś ze mną zmierzyć?- zaproponował.
-Chętnie, ale musisz wiedzieć, że to będzie mój pierwszy raz.- odparłam rozentuzjazmowana.
<Mystic, przepraszam, że musiałeś czekać.>
-No cóż... Zacznijmy może od tego, że tak na prawdę powinnam nazywać się Vendela de Diamond, ponieważ taki przyrostek hodowlany miał ponoć mój ojciec. Na całe szczęście, urodziłam się tutaj i noszę ten po matce.
-Chcesz powiedzieć,że jesteś córką Alestrii von Meteorite, którą niedawno spotkałem?
-Owszem.- potwierdziłam.-A ona jak zapewne wiesz, przyszła na świat razem z moim wujkiem, Cloud'em, w jednej z najlepszych holenderskich hodowli koni fryzyjskich jako córka Morgana von Meteorite i Elinor de Comet.
-Tak, wspominała coś o tym...- stwierdził.-Ale czy Ty, jako, że przyszłaś na świat tutaj, nie powinnaś nie nosić w ogóle żadnego przyrostka?- dociekał.
-Pewnie masz rację, ale to chyba rodzinna tradycja, aby każdy wiedział, że moi przodkowie wygrywali wiele zawodów. Oczywiście nie licząc Cloud'a, który został wygnany.
-Wiesz może dlaczego?
-Długo nikt nie chciał go kupić, więc nie stanowił zbyt dużej wartości hodowlanej.- wyjaśniłam.
-Czyli mamy coś wspólnego....
-Co masz na myśli?- teraz to ja próbowałam się czegoś o nim dowiedzieć.
-Ja też kiedyś byłem championem...-wyraźnie się rozmarzył, bo jego oczy stały się szkliste.
-Wracaj na ziemię, Mystic!- wykrzyknęłam, śmiejąc się.
-Co, a tak, to o czym to mówiliśmy?
-O Twojej przeszłości jako championa.- przypomniałam.
-A, tak. Chciałabyś się może kiedyś ze mną zmierzyć?- zaproponował.
-Chętnie, ale musisz wiedzieć, że to będzie mój pierwszy raz.- odparłam rozentuzjazmowana.
<Mystic, przepraszam, że musiałeś czekać.>
sobota, 20 grudnia 2014
Od Mystic`a
Padał deszcz, a do tego wiał silny, porywisty wiatr. Nawet ja czułem, że zwala mnie z nóg. Do tego w moją grzywę wplątywało się mnóstwo zeschłych liści, które powinny być od dawna przykryte śniegiem. Brakowało mi mrozu i białego puchu, pomimo tego, że życie stawało się wtedy trudniejsze, ale przynajmniej jak ktoś się przewrócił to nie bolało. Właśnie wychodziłem z jaskini, gdy nagle centralnie przed moim nosem stanęła kara klacz. O mało w nią nie uderzyłem. Klacz zauważyła mnie dopiero wtedy kiedy zatrzymałem się tuż przed nią.
-O mały włos, a pewnie wylądowałabym na ziemi- odparła, cofając się trochę by nie uderzyć głową we mnie.
-Nie tylko ty- odpowiedziałem z uśmiechem, lekko kręcąc głową- Nazywam się Mystic.
-Vandela von Meteorite- powiedziała, dumnie stając na nogach.
-To jakieś rodowodowe imię?- spytałem, szczerze zaciekawiony jej nazwą- Wiesz... nie żebym był natrętny, ale bardzo ciekawe jest. Rzadko spotyka się konie, które mają takie skomplikowane i dumne imię.
-Doprawdy?- zachichotała.
-Tak, a więc skąd takie imię?- oparłem się bokiem i ścianę jaskini.
Vandela? Dokończysz?
-O mały włos, a pewnie wylądowałabym na ziemi- odparła, cofając się trochę by nie uderzyć głową we mnie.
-Nie tylko ty- odpowiedziałem z uśmiechem, lekko kręcąc głową- Nazywam się Mystic.
-Vandela von Meteorite- powiedziała, dumnie stając na nogach.
-To jakieś rodowodowe imię?- spytałem, szczerze zaciekawiony jej nazwą- Wiesz... nie żebym był natrętny, ale bardzo ciekawe jest. Rzadko spotyka się konie, które mają takie skomplikowane i dumne imię.
-Doprawdy?- zachichotała.
-Tak, a więc skąd takie imię?- oparłem się bokiem i ścianę jaskini.
Vandela? Dokończysz?
piątek, 19 grudnia 2014
Od Qerida
CD Rossy
Początkowo śmiałem się z tej całej sytuacji. Rossa chodząca w koło drzewo. Tego jeszcze nie było. Pokręciłem głową z uśmiechem. Potem jednak straciłem klacz z oczu. Nastała chwila ciszy, przerywana tylko głuchym powiewem wiatru. Moja mina spoważniała, a w około zrobiło się ciemno.
-Rossa?- spytałem, lecz odpowiedziało mi tylko echo.
-Rossa???- nasiliłem pytanie, wkrótce wstając i idąc w kierunku gdzie ostatni raz ją widziałem- Wygłupiasz się czy co?
Jednak nadal nie słyszałem ani nie widziałem żywej duszy. O uszy obijało mi się tylko echo moich własnych słów, szum wiatru i głosy spłoszonych zwierząt. Szczerze mówiąc to nie widziałem prawie nic. Zostanie jednak blisko jeziora było kolejnym nietrafnym posunięciem. Po chwili jednak usłyszałem cichy głos, jakby w dali. Wołanie... może to ona? Pokłusowałem w stronę wołań. Jednak mój słuch mnie nie mylił.
-Tu jesteś- odparłem z ulgą, sam do końca nie wiedząc jak znalazła się tak daleko ode mnie i gdzie tak właściwie jesteśmy.
-Szukałam cię- odparła.
-Ja tez, ale... co to jest i gdzie my jesteśmy?- rozejrzałem się dookoła.
Wokoło nas zaczęła spowijać się mgła tak gęsta jak mleko.
Rossa? Może ty wymyślisz sensowne CD? xd
Początkowo śmiałem się z tej całej sytuacji. Rossa chodząca w koło drzewo. Tego jeszcze nie było. Pokręciłem głową z uśmiechem. Potem jednak straciłem klacz z oczu. Nastała chwila ciszy, przerywana tylko głuchym powiewem wiatru. Moja mina spoważniała, a w około zrobiło się ciemno.
-Rossa?- spytałem, lecz odpowiedziało mi tylko echo.
-Rossa???- nasiliłem pytanie, wkrótce wstając i idąc w kierunku gdzie ostatni raz ją widziałem- Wygłupiasz się czy co?
Jednak nadal nie słyszałem ani nie widziałem żywej duszy. O uszy obijało mi się tylko echo moich własnych słów, szum wiatru i głosy spłoszonych zwierząt. Szczerze mówiąc to nie widziałem prawie nic. Zostanie jednak blisko jeziora było kolejnym nietrafnym posunięciem. Po chwili jednak usłyszałem cichy głos, jakby w dali. Wołanie... może to ona? Pokłusowałem w stronę wołań. Jednak mój słuch mnie nie mylił.
-Tu jesteś- odparłem z ulgą, sam do końca nie wiedząc jak znalazła się tak daleko ode mnie i gdzie tak właściwie jesteśmy.
-Szukałam cię- odparła.
-Ja tez, ale... co to jest i gdzie my jesteśmy?- rozejrzałem się dookoła.
Wokoło nas zaczęła spowijać się mgła tak gęsta jak mleko.
Rossa? Może ty wymyślisz sensowne CD? xd
Od Rossy
C.D Qerida
Westchnęłam cicho. Kilka razy pociągnęłam ogiera za grzywkę. Za każdym razem uśmiechałam się wrednie.
- Dobra nie rób. - burknął.
- Zakażesz? - zapytałam.
- Tak.
Prychnęłam i odwróciłam głowę w drugą stronę. Moja grzywa swobodnie opadła na szyję. A ja przymknęłam oczy.
- Focha masz? - zapytał.
Nie odpowiedziałam.
Ogier kilka razy jeszcze mnie szturchał i pytał czy jestem zła. Na żadne pytanie mu nie odpowiedziałam. W końcu kiedy odwróciłam głowę w jego stronę zderzyliśmy się czołami.
- Qerido... - syknęłam.
- No co? To nie moja wina. Trzeba było nie odwracać główki nic by nie było. - powiedział z wrednym uśmieszkiem.
- Pff... - mruknęłam.
- Pfyfasz? - zapytał.
- Nic. - odparłam.
W pewnym momencie wstałam i podeszłam do drzewa, które znajdowało się za ogierem. Zaczęłam chodzić w kółko, potem podbiegłam do innego drzewa które było bardziej w głębi lasu. I tak ciągle. W pewnym momencie chciałam zawrócić. Jednak kiedy chciałam coś powiedzieć do Qerida, nie mogłam bo go nie widziałam. Obróciłam się. Wszędzie było ciemno. W pewnym momencie zaczęłam wzywać pomoc... Ale na marne moje próby...
Qerido? Ona jak zwykle musi gdzieś wejść xd
Westchnęłam cicho. Kilka razy pociągnęłam ogiera za grzywkę. Za każdym razem uśmiechałam się wrednie.
- Dobra nie rób. - burknął.
- Zakażesz? - zapytałam.
- Tak.
Prychnęłam i odwróciłam głowę w drugą stronę. Moja grzywa swobodnie opadła na szyję. A ja przymknęłam oczy.
- Focha masz? - zapytał.
Nie odpowiedziałam.
Ogier kilka razy jeszcze mnie szturchał i pytał czy jestem zła. Na żadne pytanie mu nie odpowiedziałam. W końcu kiedy odwróciłam głowę w jego stronę zderzyliśmy się czołami.
- Qerido... - syknęłam.
- No co? To nie moja wina. Trzeba było nie odwracać główki nic by nie było. - powiedział z wrednym uśmieszkiem.
- Pff... - mruknęłam.
- Pfyfasz? - zapytał.
- Nic. - odparłam.
W pewnym momencie wstałam i podeszłam do drzewa, które znajdowało się za ogierem. Zaczęłam chodzić w kółko, potem podbiegłam do innego drzewa które było bardziej w głębi lasu. I tak ciągle. W pewnym momencie chciałam zawrócić. Jednak kiedy chciałam coś powiedzieć do Qerida, nie mogłam bo go nie widziałam. Obróciłam się. Wszędzie było ciemno. W pewnym momencie zaczęłam wzywać pomoc... Ale na marne moje próby...
Qerido? Ona jak zwykle musi gdzieś wejść xd
wtorek, 16 grudnia 2014
Od Javier`a
CD Filjan
Przyglądałem się z uwagą na karego ogiera. Sam poczułem chłód, który przeszywał moje ciało wszerz. Jego wzrok był pusty. Pomimo tego, że na nas nie patrzył miałem wrażenie, że widzi nas doskonale. Do tego wszędzie biegały jakieś cienie, wyły wilki, chociaż było południe i pomimo zimna i wiatru to świeciło słońce.
-Chodź, zawrócimy- usłyszałem głos Filjan.
-Nie- odparłem stanowczo, że aż klacz się za trzęsła- Nawet jeślibyśmy zawrócili to on i tak nie zostawi nas w spokoju.
-I co!? Zamierzasz tak sobie normalnie obok niego przejść!?- krzyknęła zdenerwowana, co akurat jej się nie dziwiłem.
Nie codziennie spotyka się demona, który wywiera na tobie takie wrażenie, że mrozi ci krew w żyłach.
-Cicho- skarciłem ją- Przejdźmy w stronę ścieżki i spróbuj się opanować, bo on czuje twój strach- odparłem poważnie, ruszając pierwszy.
-A czy ja powiedziałam, że się boję???- szepnęła arogancko.
Zmrużyłem oczy gdy na nią spojrzałem, a samo spojrzenie wystarczyło by klacz zrozumiała o co chodzi. Ruszyła posłusznie za mną.
Nagle poczułem jakby wstrząs, który powalił by dorosłego słonia. Odbiłem się o drzewo, lekko przyćmiony. Filjan próbowała utrzymać równowagę.
-Trzęsienie ziemi czy co!?- oburzyła się.
-Cholera jasna, Filjan!- krzyknąłem.
Spojrzała na mnie pełna frustracji. Kazałem jej się odwrócić. Klacz spojrzała za siebie, widząc obok ogromnego, czarnego wilka z wyszczerzonymi kłami, a tuż za nim sylwetkę Sangre.
Wyglądał strasznie. Był chudy, widać było żebra, trochę mięśni, czerwone oczy, a jego nogi był mokre nawet nie wiem od czego. Ale z drugiej strony miał w sobie to coś co klacz mogłoby oczarować. Spróbowałem wstać na nogi, ale jakby jakaś inna siła trzymała mnie blisko drzewa, tak, że nie mogłem się ruszyć. Przekląłem w duchu.
Filjan? Brak weny...
Przyglądałem się z uwagą na karego ogiera. Sam poczułem chłód, który przeszywał moje ciało wszerz. Jego wzrok był pusty. Pomimo tego, że na nas nie patrzył miałem wrażenie, że widzi nas doskonale. Do tego wszędzie biegały jakieś cienie, wyły wilki, chociaż było południe i pomimo zimna i wiatru to świeciło słońce.
-Chodź, zawrócimy- usłyszałem głos Filjan.
-Nie- odparłem stanowczo, że aż klacz się za trzęsła- Nawet jeślibyśmy zawrócili to on i tak nie zostawi nas w spokoju.
-I co!? Zamierzasz tak sobie normalnie obok niego przejść!?- krzyknęła zdenerwowana, co akurat jej się nie dziwiłem.
Nie codziennie spotyka się demona, który wywiera na tobie takie wrażenie, że mrozi ci krew w żyłach.
-Cicho- skarciłem ją- Przejdźmy w stronę ścieżki i spróbuj się opanować, bo on czuje twój strach- odparłem poważnie, ruszając pierwszy.
-A czy ja powiedziałam, że się boję???- szepnęła arogancko.
Zmrużyłem oczy gdy na nią spojrzałem, a samo spojrzenie wystarczyło by klacz zrozumiała o co chodzi. Ruszyła posłusznie za mną.
Nagle poczułem jakby wstrząs, który powalił by dorosłego słonia. Odbiłem się o drzewo, lekko przyćmiony. Filjan próbowała utrzymać równowagę.
-Trzęsienie ziemi czy co!?- oburzyła się.
-Cholera jasna, Filjan!- krzyknąłem.
Spojrzała na mnie pełna frustracji. Kazałem jej się odwrócić. Klacz spojrzała za siebie, widząc obok ogromnego, czarnego wilka z wyszczerzonymi kłami, a tuż za nim sylwetkę Sangre.
Wyglądał strasznie. Był chudy, widać było żebra, trochę mięśni, czerwone oczy, a jego nogi był mokre nawet nie wiem od czego. Ale z drugiej strony miał w sobie to coś co klacz mogłoby oczarować. Spróbowałem wstać na nogi, ale jakby jakaś inna siła trzymała mnie blisko drzewa, tak, że nie mogłem się ruszyć. Przekląłem w duchu.
Filjan? Brak weny...
Od Qerida
CD Rossy
Odsapnąłem, pełen ulgi, wypuszczając głośno powietrze z płuc. Rossa także odetchnęła, nawet zachichotała cicho pod nosem, wpatrując się w szare niebo. Mimo naszej ulgi nadal uważnie nasłuchiwałem czy ludzie oby nie wracają.
-Udało nam się- usłyszałem obok siebie głos Rossy- Mieliśmy szczęście.
-I to jakie. Gdyby nie ty może i by nas tu nie było- przez to chciałem pokazać, że jestem jej bardzo wdzięczny.
-To nie tylko moja zasługa. Ty też miałeś w tym udział, ale zostaje jeszcze problem z ludźmi- odpowiedziała, no nowo marszcząc delikatnie swoje czoło.
-Na razie ich nie ma. Myślę, że dali sobie spokój, ale wrócą na sto procent. Nie zawracaj sobie tym głowy, ostrzeżemy resztę stada- spojrzałem na nią, a ona pokiwała głową z lekka niepewnie.
-A jak wrócą tu w nocy?- spytała pospiesznie.
-Rossa...- skarciłem ją lekko, uśmiechając się przyjaźnie.
-Tak, wiem, ale nie mogę przestać o tym myśleć- pokręciła głową, dając wyraźnie znak, że jeszcze nie odpoczęła po naszej przygodzie z jeziorem- Jedno wiem na pewno, że teraz będę ostrożna z tym mostem i ogólnie z tym całym terenem- odparła, biorąc głęboki oddech.
-Z drugiego punktu widzenia to niezłe miejsce na schronienie...- dodałem, lecz po chwili dostałem w bok mocnego kuksańca.
-Chyba nie zapomniałeś już, że o mało to miejsce nas nie zabiło!- krzyknęła z sarkazmem w głosie.
-Auć! Nie chcesz chyba mi złamać żeber?- zaśmiałem się łobuzersko.
-Żebra to byś miał dawno połamane gdybym nie była tak zmęczona. Mówiłam, że to zły pomysł...- pociągnęła mnie za grzywkę.
Spojrzałem na nią teatralnym wzrokiem, prychając z udawaną pogardą i przy tym śmiejąc się głęboko w duszy.
Rossa? Ja żyjem ^^
Odsapnąłem, pełen ulgi, wypuszczając głośno powietrze z płuc. Rossa także odetchnęła, nawet zachichotała cicho pod nosem, wpatrując się w szare niebo. Mimo naszej ulgi nadal uważnie nasłuchiwałem czy ludzie oby nie wracają.
-Udało nam się- usłyszałem obok siebie głos Rossy- Mieliśmy szczęście.
-I to jakie. Gdyby nie ty może i by nas tu nie było- przez to chciałem pokazać, że jestem jej bardzo wdzięczny.
-To nie tylko moja zasługa. Ty też miałeś w tym udział, ale zostaje jeszcze problem z ludźmi- odpowiedziała, no nowo marszcząc delikatnie swoje czoło.
-Na razie ich nie ma. Myślę, że dali sobie spokój, ale wrócą na sto procent. Nie zawracaj sobie tym głowy, ostrzeżemy resztę stada- spojrzałem na nią, a ona pokiwała głową z lekka niepewnie.
-A jak wrócą tu w nocy?- spytała pospiesznie.
-Rossa...- skarciłem ją lekko, uśmiechając się przyjaźnie.
-Tak, wiem, ale nie mogę przestać o tym myśleć- pokręciła głową, dając wyraźnie znak, że jeszcze nie odpoczęła po naszej przygodzie z jeziorem- Jedno wiem na pewno, że teraz będę ostrożna z tym mostem i ogólnie z tym całym terenem- odparła, biorąc głęboki oddech.
-Z drugiego punktu widzenia to niezłe miejsce na schronienie...- dodałem, lecz po chwili dostałem w bok mocnego kuksańca.
-Chyba nie zapomniałeś już, że o mało to miejsce nas nie zabiło!- krzyknęła z sarkazmem w głosie.
-Auć! Nie chcesz chyba mi złamać żeber?- zaśmiałem się łobuzersko.
-Żebra to byś miał dawno połamane gdybym nie była tak zmęczona. Mówiłam, że to zły pomysł...- pociągnęła mnie za grzywkę.
Spojrzałem na nią teatralnym wzrokiem, prychając z udawaną pogardą i przy tym śmiejąc się głęboko w duszy.
Rossa? Ja żyjem ^^
sobota, 13 grudnia 2014
Od Spirita
CD Pride
- Już większość... - mruknąłem.
- To pokażę ci resztę - powiedziała wesoło klacz. Nie zawsze spotyka się takie konie. Mam chyba jakiegoś farta.
- To...gdzie idziemy? - spytałem.
- To Woskowego Lasu - powiedziała tajemniczo, a ja tylko się skrzywiłem. Las z Wosku? Tak to sobie wyobrażam. Zresztą czemu się dziwić. Nie znałem jeszcze tych terenów dokładnie, a moja wyobraźnia była ogromna.
<Pride?>
- Już większość... - mruknąłem.
- To pokażę ci resztę - powiedziała wesoło klacz. Nie zawsze spotyka się takie konie. Mam chyba jakiegoś farta.
- To...gdzie idziemy? - spytałem.
- To Woskowego Lasu - powiedziała tajemniczo, a ja tylko się skrzywiłem. Las z Wosku? Tak to sobie wyobrażam. Zresztą czemu się dziwić. Nie znałem jeszcze tych terenów dokładnie, a moja wyobraźnia była ogromna.
<Pride?>
Od Filjan
CD opowiadania Javiera
Cały czas moje spojrzenia były kierowane w stronę ciemnego ogiera, którego cień drzew brał w swe objęcia. Jego czarna grzywa powiewała na jesiennym wietrze, co pewien czas odsłaniała jednak oczy, które jednym spojrzeniem przeszywały na wylot.
- Wiesz kto to? - spytałam cicho, na moment przekierowując wzrok na Javiera.
- Sangre... Zły demon. - powiedział krótko, na co odpowiedziałam skinieniem głowy. Sangre... Tak, przypominam sobie, ta historia o nim kiedyś obiła się mi o uszy, lecz myślałam, że wymyślił ją jakiś obłąkany wariat... Czyli, że istnieje naprawdę. Mój mózg powoli próbuje przyswoić nowe wiadomości.
- Czyli to ten, który najchętniej by nas pozabijał, a jego spojrzenie samo o tym mówi? - zadaje pytanie retoryczne, by sobie sama na nie odpowiedzieć. - No to pięknie - dorzucam ironicznie
Javier?
Cały czas moje spojrzenia były kierowane w stronę ciemnego ogiera, którego cień drzew brał w swe objęcia. Jego czarna grzywa powiewała na jesiennym wietrze, co pewien czas odsłaniała jednak oczy, które jednym spojrzeniem przeszywały na wylot.
- Wiesz kto to? - spytałam cicho, na moment przekierowując wzrok na Javiera.
- Sangre... Zły demon. - powiedział krótko, na co odpowiedziałam skinieniem głowy. Sangre... Tak, przypominam sobie, ta historia o nim kiedyś obiła się mi o uszy, lecz myślałam, że wymyślił ją jakiś obłąkany wariat... Czyli, że istnieje naprawdę. Mój mózg powoli próbuje przyswoić nowe wiadomości.
- Czyli to ten, który najchętniej by nas pozabijał, a jego spojrzenie samo o tym mówi? - zadaje pytanie retoryczne, by sobie sama na nie odpowiedzieć. - No to pięknie - dorzucam ironicznie
Javier?
Od Rossy
C.D Pride
Spojrzałam na klacz, uśmiechnęłam się.
- Ciekawe czy tak będzie już częściej. - powiedziałam z nutą nadziei w głosie.
Pride spojrzała na mnie.
- Miejmy nadzieję, że tak. - powiedziała z uśmiechem.
*
Leżałyśmy tak kilka godzin. Patrzyłyśmy na niebo, rozmawiałyśmy. Kiedy nastał wieczór rozeszłyśmy się do swoich jaskiń.
Kiedy weszłam do jaskini od razu położyłam się i zasnęłam.
*
Obudziłam się następnego dnia. Poszłam na Mglistą Polanę. Spotkałam tam Pride. Podeszłam do niej z uśmiechem na chrapach.
- Hej. - powiedziałam.
< Pride?>
Spojrzałam na klacz, uśmiechnęłam się.
- Ciekawe czy tak będzie już częściej. - powiedziałam z nutą nadziei w głosie.
Pride spojrzała na mnie.
- Miejmy nadzieję, że tak. - powiedziała z uśmiechem.
*
Leżałyśmy tak kilka godzin. Patrzyłyśmy na niebo, rozmawiałyśmy. Kiedy nastał wieczór rozeszłyśmy się do swoich jaskiń.
Kiedy weszłam do jaskini od razu położyłam się i zasnęłam.
*
Obudziłam się następnego dnia. Poszłam na Mglistą Polanę. Spotkałam tam Pride. Podeszłam do niej z uśmiechem na chrapach.
- Hej. - powiedziałam.
< Pride?>
Od Rossy
C.d Qerida
Czułam jak opadaliśmy na dół, nie mogliśmy się utrzymać w jednym miejscu. W pewnym momencie przypomniało mi się, że przecież władam wodą, mogę zrobić coś w stylu "bańki" przez co automatycznie będziemy mogli oddychać. Jednak nie wiedziałam czy dam radę, bo jednak moje siły słabły z każdą chwilą. W pewnym momencie udało mi się zrobić te bańki, ale jedynie na nasze głowy. Łapczywie pobieraliśmy powietrze. Uśmiechnęłam się do ogiera. Wskazałam łbem, żebyśmy spróbowali. Nie mogliśmy bo coś zaczęło nas ściągać w dół, mianowicie byliśmy na samym dnie, a muł zaczął nas wciągać. Zaczęła się szarpać na różne strony, ale czułam jak tracę siły. To zaczęło pobierać ze mnie życie. Wiedziałam, że to jest jakieś chore, ale nie sądziłam że zabija. Ostatkami sił spróbowałam nas wydostać z wody, Qerido pomagał mi ale wiatrem... Udało się, bańki zniknęły a ja od razu weszłam na belki i zaczęłam biec w stronę "wyjścia" z tego przeklętego mostu, ale nie mogłam tego znaleźć, ale było to przed chwilą! Wróciłam, Qerido wszedł na belki i na mnie spojrzał. Od razu przytuliłam się do niego. Ogier położył głowę na mojej szyi. Staliśmy tak chwilę. Po chwili jednak odsunęliśmy się od siebie i zaczęliśmy szukać "wyjścia"...
*
Znaleźliśmy się na terenach stada po kilku godzinach. Ludzi nie było, więc spokojnie poszliśmy w stronę Mglistej Polany.
Kiedy doszliśmy tam położyliśmy się na białym puchu pod drzewem.
Qerido? Uratowali się hyhy *-*
Czułam jak opadaliśmy na dół, nie mogliśmy się utrzymać w jednym miejscu. W pewnym momencie przypomniało mi się, że przecież władam wodą, mogę zrobić coś w stylu "bańki" przez co automatycznie będziemy mogli oddychać. Jednak nie wiedziałam czy dam radę, bo jednak moje siły słabły z każdą chwilą. W pewnym momencie udało mi się zrobić te bańki, ale jedynie na nasze głowy. Łapczywie pobieraliśmy powietrze. Uśmiechnęłam się do ogiera. Wskazałam łbem, żebyśmy spróbowali. Nie mogliśmy bo coś zaczęło nas ściągać w dół, mianowicie byliśmy na samym dnie, a muł zaczął nas wciągać. Zaczęła się szarpać na różne strony, ale czułam jak tracę siły. To zaczęło pobierać ze mnie życie. Wiedziałam, że to jest jakieś chore, ale nie sądziłam że zabija. Ostatkami sił spróbowałam nas wydostać z wody, Qerido pomagał mi ale wiatrem... Udało się, bańki zniknęły a ja od razu weszłam na belki i zaczęłam biec w stronę "wyjścia" z tego przeklętego mostu, ale nie mogłam tego znaleźć, ale było to przed chwilą! Wróciłam, Qerido wszedł na belki i na mnie spojrzał. Od razu przytuliłam się do niego. Ogier położył głowę na mojej szyi. Staliśmy tak chwilę. Po chwili jednak odsunęliśmy się od siebie i zaczęliśmy szukać "wyjścia"...
*
Znaleźliśmy się na terenach stada po kilku godzinach. Ludzi nie było, więc spokojnie poszliśmy w stronę Mglistej Polany.
Kiedy doszliśmy tam położyliśmy się na białym puchu pod drzewem.
Qerido? Uratowali się hyhy *-*
piątek, 12 grudnia 2014
Od Qerida
CD Rossy
Spojrzałem na Rosse, pytającym wzrokiem, lecz po chwili sam stwierdziłem, że to całkiem bezsensu wpatrywać się i nic nie robić. Zresztą z każdą chwilą ludzie byli coraz bliżej. Za nim jednak ostrzeżemy resztę stada sami musimy wydostać się z pułapki ludzi. Zarzuciłem głową, cofając się o kilka kroków i karząc klaczy zrobić to samo. Posłusznie, lecz niechętnie cofnęła się trochę w tył. Nie zamierzałem pozwolić by Rossa dostała się w niewolę, zresztą... co oni tu robią do cholery!
-Rossa! Niedaleko jest Zdradliwa Przystań! Tam ludzie na pewno nie wejdą!- krzyknąłem do niej, odganiając się od zarzuconych lin.
-To jest niebezpieczne. Wiesz przecież sam co to za miejsce- odparła, kopiąc jednego z ludzi, zmuszając do cofnięcia się.
-Wiem, ale tylko tam będziemy w miarę bezpieczni, a człowiek na most nie wejdzie. Jeśli chcemy ostrzec resztę stada to powinniśmy tam pobiec- zbliżyłem się do niej i spojrzałem prosto w oczy.
-A więc dobrze, ale pamiętaj co mówiłam- odparła w pełni mi ufając.
Posłałem jej szczery uśmiech i razem pogalopowaliśmy w stronę przystani.
Ludzie biegli za nami, a raczej jechali jakimiś dziwnymi pojazdami. Przywołałem wiatr, który znacznie spowolnił ich. Po jakiejś chwili zobaczyłem przed sobą błękitną taflę jeziora.
-To tu!- krzyknęła Rossa i wbiegła na most.
Zaskrzypiał przeraźliwie, że aż ja sam się przestraszyłem i o mało nie upadłem na belki.
-Powoli- odparłem, co chwila spoglądając na wrzeszczących do siebie ludzi.
Klacz posłusznie stawiała wolne kroki, patrząc czy gdzieś nie ma dziury. W końcu stanęliśmy na rozwidleniu dróg i spojrzeliśmy na ludzi, którzy stali przed mostem.
-Chyba uciekliśmy im- odparłem, przyglądając się uważnie.
Nagle coś świsnęło mi obok ucha. Stanąłem dęba, aż klacz się przestraszyła. Straciłem równowagę i wpadłem do wody. Ona zalała mi oczy, uszy. Czułem jakby mnie pochłaniała. Widziałem Rosse pochylającą się nad taflą, która nawet nie była wzburzona i lecące strzały. Chciałem krzyczeć, ale w gardle miałem pełno wody. Wiedziałem doskonale, że jezioro nie było zwykłym jeziorem. Wokół mnie zaczęły pojawiać się jakieś cienie, a ja słyszałem tylko przeraźliwe piski i krzyki. Zacisnąłem oczy i wypuściłem ostatki powietrza z płuc, modląc się tylko aby Rossa przeżyła. Jednak ona widząc jak wpadam do wody, skoczyła za mną. Poczułem lekkie szczypanie w szyi. Chciałem krzyknąć żeby wychodziła czym prędzej z wody, lecz ona tylko pokręciła głową na znak, że nie zostawi mnie tu. Czułem jak moje siły słabną, wiedząc bardzo dobrze, że z nią może być tak samo i jeśli jak najszybciej nie wyjdzie z wody zginiemy obydwoje. Po drugie ludzie stali na brzegu.
https://www.youtube.com/watch?v=mf97F-SpBQU
~Uciekaj!~w myślach miałem tylko to.
Widząc, że się nie zgadza, przytuliłem ją do siebie, mocna zaciskając oczy.
~A więc jeśli tak to zostań tak jak teraz... Przy mnie~ nie miałem zamiaru jej puścić, przy tym delikatnie całując ją w czoło.
Rossa? Uratujemy się czy nie? ^^ xD
Spojrzałem na Rosse, pytającym wzrokiem, lecz po chwili sam stwierdziłem, że to całkiem bezsensu wpatrywać się i nic nie robić. Zresztą z każdą chwilą ludzie byli coraz bliżej. Za nim jednak ostrzeżemy resztę stada sami musimy wydostać się z pułapki ludzi. Zarzuciłem głową, cofając się o kilka kroków i karząc klaczy zrobić to samo. Posłusznie, lecz niechętnie cofnęła się trochę w tył. Nie zamierzałem pozwolić by Rossa dostała się w niewolę, zresztą... co oni tu robią do cholery!
-Rossa! Niedaleko jest Zdradliwa Przystań! Tam ludzie na pewno nie wejdą!- krzyknąłem do niej, odganiając się od zarzuconych lin.
-To jest niebezpieczne. Wiesz przecież sam co to za miejsce- odparła, kopiąc jednego z ludzi, zmuszając do cofnięcia się.
-Wiem, ale tylko tam będziemy w miarę bezpieczni, a człowiek na most nie wejdzie. Jeśli chcemy ostrzec resztę stada to powinniśmy tam pobiec- zbliżyłem się do niej i spojrzałem prosto w oczy.
-A więc dobrze, ale pamiętaj co mówiłam- odparła w pełni mi ufając.
Posłałem jej szczery uśmiech i razem pogalopowaliśmy w stronę przystani.
Ludzie biegli za nami, a raczej jechali jakimiś dziwnymi pojazdami. Przywołałem wiatr, który znacznie spowolnił ich. Po jakiejś chwili zobaczyłem przed sobą błękitną taflę jeziora.
-To tu!- krzyknęła Rossa i wbiegła na most.
Zaskrzypiał przeraźliwie, że aż ja sam się przestraszyłem i o mało nie upadłem na belki.
-Powoli- odparłem, co chwila spoglądając na wrzeszczących do siebie ludzi.
Klacz posłusznie stawiała wolne kroki, patrząc czy gdzieś nie ma dziury. W końcu stanęliśmy na rozwidleniu dróg i spojrzeliśmy na ludzi, którzy stali przed mostem.
-Chyba uciekliśmy im- odparłem, przyglądając się uważnie.
Nagle coś świsnęło mi obok ucha. Stanąłem dęba, aż klacz się przestraszyła. Straciłem równowagę i wpadłem do wody. Ona zalała mi oczy, uszy. Czułem jakby mnie pochłaniała. Widziałem Rosse pochylającą się nad taflą, która nawet nie była wzburzona i lecące strzały. Chciałem krzyczeć, ale w gardle miałem pełno wody. Wiedziałem doskonale, że jezioro nie było zwykłym jeziorem. Wokół mnie zaczęły pojawiać się jakieś cienie, a ja słyszałem tylko przeraźliwe piski i krzyki. Zacisnąłem oczy i wypuściłem ostatki powietrza z płuc, modląc się tylko aby Rossa przeżyła. Jednak ona widząc jak wpadam do wody, skoczyła za mną. Poczułem lekkie szczypanie w szyi. Chciałem krzyknąć żeby wychodziła czym prędzej z wody, lecz ona tylko pokręciła głową na znak, że nie zostawi mnie tu. Czułem jak moje siły słabną, wiedząc bardzo dobrze, że z nią może być tak samo i jeśli jak najszybciej nie wyjdzie z wody zginiemy obydwoje. Po drugie ludzie stali na brzegu.
https://www.youtube.com/watch?v=mf97F-SpBQU
~Uciekaj!~w myślach miałem tylko to.
Widząc, że się nie zgadza, przytuliłem ją do siebie, mocna zaciskając oczy.
~A więc jeśli tak to zostań tak jak teraz... Przy mnie~ nie miałem zamiaru jej puścić, przy tym delikatnie całując ją w czoło.
Rossa? Uratujemy się czy nie? ^^ xD
czwartek, 11 grudnia 2014
Od Pride
CD Rossy
Po chwili zastanowienia, stwierdziłam:
- Nie wiem... - spojrzałam bezradnie na Rosse i nawet nie wiem z czego obydwie równocześnie ryknęłyśmy śmiechem.
Po paru minutach, gdy już opanowałyśmy się, położyłam się na trawie i westchnęłam z rozkoszą.
- Cudowna pogoda... - szepnęłam. Bynajmniej moje słowa nie mijały się z prawdą. Był mróz, około -5 stopni, a mimo to słońce świeciło, przyjemnie muskając mój pysk.
- Zgadzam się... - odparła, równie uśmiechnięta klacz
(Rossa? sory,że tak długo)
Po chwili zastanowienia, stwierdziłam:
- Nie wiem... - spojrzałam bezradnie na Rosse i nawet nie wiem z czego obydwie równocześnie ryknęłyśmy śmiechem.
Po paru minutach, gdy już opanowałyśmy się, położyłam się na trawie i westchnęłam z rozkoszą.
- Cudowna pogoda... - szepnęłam. Bynajmniej moje słowa nie mijały się z prawdą. Był mróz, około -5 stopni, a mimo to słońce świeciło, przyjemnie muskając mój pysk.
- Zgadzam się... - odparła, równie uśmiechnięta klacz
(Rossa? sory,że tak długo)
Od Pride
CD Spirita
Ogier wpatrywał się we mnie jak zahipnotyzowany. Pomachałam mu pyskiem przed chrapami, śmiejąc się
- Żyjesz jeszcze? - spytałam, podnosząc jedną brew
Ogier pokiwał pyskiem, obudzony jakby z transu
- Tak, chyba tak... - odparł, uśmiechając się niepewnie
Uśmiechnęłam się szeroko. Dopiero teraz mogłam mu się dokładniej przyjrzeć. Był karym ogierem fryzyjskim. Miał bujną i długą grzywę i ogon.
- Widziałeś już tereny? - spytałam, zaciekawiona.
(Spirit?)
Ogier wpatrywał się we mnie jak zahipnotyzowany. Pomachałam mu pyskiem przed chrapami, śmiejąc się
- Żyjesz jeszcze? - spytałam, podnosząc jedną brew
Ogier pokiwał pyskiem, obudzony jakby z transu
- Tak, chyba tak... - odparł, uśmiechając się niepewnie
Uśmiechnęłam się szeroko. Dopiero teraz mogłam mu się dokładniej przyjrzeć. Był karym ogierem fryzyjskim. Miał bujną i długą grzywę i ogon.
- Widziałeś już tereny? - spytałam, zaciekawiona.
(Spirit?)
sobota, 6 grudnia 2014
Od Rossy
Cd Qerida
Spojrzałam na ogiera. Uśmiechnęłam sie lekko.
- No to idziemy. - powiedziałam.
Poszliśmy na tak zwane zwiady. Na początku szliśmy razem, a potem sie rozdzieliliśmy. Szłam sama szukając tego co mówił Qerido. Jednak zamiast tych zwierząt wpadłam na jakiś ludzi. Jakby "polowali" na coś. Ale na konie? Na dzikie zwierzęta? Nie wiedziałam. Stałam i myślałam, ale po chwili zauważyłam że ludzie spoglądają na mnie i coś mówią. Złapali swój sprzęt i zaczęli iść w moją stronę. Od razu zaczęłam sie powoli cofać, a po chwili obróciłam sie i zaczęłam biec przed siebie. Oglądałam sie czy za mną biegną. Niestety biegli i nie mieli zamiaru odpuścić. W pewnym momencie na kogoś wpadłam. Odskoczyłam do tyłu. Zaczęłam dreptać w miejscu, podniosłam głowe do góry, spojrzałam na tego kogoś. Okazał sie być to Qerido.
- Qerido! - krzyknęłam.
- Co jest? - spytał.
- Ludzie tam byli...
Obróciłam sie. Zobaczyłam że ich nie ma.
- Rossa wszystko dobrze? - spytał.
- Ale byli tam! - krzyknęłam.
Zaczęłam nerwowo przeskakiwać z nogi na nogi. Odwróciłam sie i znowu ich zobaczyłam.
- Qerido przecież to Ci ludzie!
Ogier spojrzał na nich.
- Skąd oni tu są? - spytał.
- Nie wiem, ale nie mam zamiaru ich tu tak zostawić bo złapią innych... - powiedziałam. - Trzeba coś wykombinować.
(Qerido?)
Spojrzałam na ogiera. Uśmiechnęłam sie lekko.
- No to idziemy. - powiedziałam.
Poszliśmy na tak zwane zwiady. Na początku szliśmy razem, a potem sie rozdzieliliśmy. Szłam sama szukając tego co mówił Qerido. Jednak zamiast tych zwierząt wpadłam na jakiś ludzi. Jakby "polowali" na coś. Ale na konie? Na dzikie zwierzęta? Nie wiedziałam. Stałam i myślałam, ale po chwili zauważyłam że ludzie spoglądają na mnie i coś mówią. Złapali swój sprzęt i zaczęli iść w moją stronę. Od razu zaczęłam sie powoli cofać, a po chwili obróciłam sie i zaczęłam biec przed siebie. Oglądałam sie czy za mną biegną. Niestety biegli i nie mieli zamiaru odpuścić. W pewnym momencie na kogoś wpadłam. Odskoczyłam do tyłu. Zaczęłam dreptać w miejscu, podniosłam głowe do góry, spojrzałam na tego kogoś. Okazał sie być to Qerido.
- Qerido! - krzyknęłam.
- Co jest? - spytał.
- Ludzie tam byli...
Obróciłam sie. Zobaczyłam że ich nie ma.
- Rossa wszystko dobrze? - spytał.
- Ale byli tam! - krzyknęłam.
Zaczęłam nerwowo przeskakiwać z nogi na nogi. Odwróciłam sie i znowu ich zobaczyłam.
- Qerido przecież to Ci ludzie!
Ogier spojrzał na nich.
- Skąd oni tu są? - spytał.
- Nie wiem, ale nie mam zamiaru ich tu tak zostawić bo złapią innych... - powiedziałam. - Trzeba coś wykombinować.
(Qerido?)
piątek, 5 grudnia 2014
Odchodzą...
Każdy zapewne dostał widomość informującą z pytaniem czy chce nadal zostać w stadzie czy odejść. Na odpisanie pierwszej wysłanej przeze mnie wiadomości mieliście aż dwa miesiące. Druga została wysłana jeszcze w tym tygodniu. Co prawda nie od wszystkich dostałam odpowiedź, ale dziękuję bardzo tym, którzy mi odpisali ;) Osobom, których nie wymienię poniżej(konie, które odchodzą) daję czas na odpowiedź na moją wiadomość na howrse.pl tydzień(proszę o jak najszybszą odpowiedź). Potem zostaną wyrzucone. A więc ze stada odchodzą:
Karmelka
Niebieska
Fallen
Unical
Laurel
Viera
Nebraska
Arabella
Tyrion
Tajmir
brak zdjęcia
Snow
Karmelka
Fallen
Unical
Laurel
Viera
Nebraska
Arabella
Tyrion
Tajmir
brak zdjęcia
Snow
Od Qerida
CD Rossy
Nie warto było teraz myśleć o rzeczach, co prawda nas też obowiązujących, lecz zamierzałem ten czas spędzić miło, nawet jeśli są problemy.
-Chodź...- pociągnąłem klacz za sobą.
Podnosła wzrok. Uśmiechnąłem się do niej pocieszająco. Zrozumiała bez słów i odwzajemniła uśmiech. Ruszyliśmy obok siebie wolnym stępem w wybranym kierunku.
-Słyszałem od kogoś, że podobno coraz więcej rzadkich zwierztąt kręci się w pobliżu terenów- powiedziałem.
-To chyba dobrze- odparła lekko zdziwiona moim stwierdzeniem.
-Nie jestem do końca pewien. Jeśli są to zwykłe zwierzęta, nikomu nic nie szkodzące to tak, ale jeśli to coś innego?- zapytałem sam siebie, jednakowo kierując pytanie do klaczy.
-Niby co mogłoby być. Od miesiąca nic się nie dzieje- odpowiedziała, nadal nie rozumiejąc o co właściwie mi chodzi.
-Właśnie, tereny Mysterious Valley, szczególnie gdy nikt się nie kręci są idealnym miejscem dla takich stworzeń, które tolerują zacisze. A to miejsce jest wręcz przepełnione magią- odpowiedziałem spokojnie.
Rossa zastanowiła się, kiwając lekko głową z przyznaniem racji.
-Jeśli chcesz możemy to sprawdzić. Zawsze lubiłeś takie przygody- szturchnęła mnie w bok.
-Prawda- uśmiechnąłem się szeroko.
Rossa?
Nie warto było teraz myśleć o rzeczach, co prawda nas też obowiązujących, lecz zamierzałem ten czas spędzić miło, nawet jeśli są problemy.
-Chodź...- pociągnąłem klacz za sobą.
Podnosła wzrok. Uśmiechnąłem się do niej pocieszająco. Zrozumiała bez słów i odwzajemniła uśmiech. Ruszyliśmy obok siebie wolnym stępem w wybranym kierunku.
-Słyszałem od kogoś, że podobno coraz więcej rzadkich zwierztąt kręci się w pobliżu terenów- powiedziałem.
-To chyba dobrze- odparła lekko zdziwiona moim stwierdzeniem.
-Nie jestem do końca pewien. Jeśli są to zwykłe zwierzęta, nikomu nic nie szkodzące to tak, ale jeśli to coś innego?- zapytałem sam siebie, jednakowo kierując pytanie do klaczy.
-Niby co mogłoby być. Od miesiąca nic się nie dzieje- odpowiedziała, nadal nie rozumiejąc o co właściwie mi chodzi.
-Właśnie, tereny Mysterious Valley, szczególnie gdy nikt się nie kręci są idealnym miejscem dla takich stworzeń, które tolerują zacisze. A to miejsce jest wręcz przepełnione magią- odpowiedziałem spokojnie.
Rossa zastanowiła się, kiwając lekko głową z przyznaniem racji.
-Jeśli chcesz możemy to sprawdzić. Zawsze lubiłeś takie przygody- szturchnęła mnie w bok.
-Prawda- uśmiechnąłem się szeroko.
Rossa?
środa, 3 grudnia 2014
Od Spirita
Przechadzałem się przez Las Peeves. Co chwila jakieś chichoty i śmiechy. To mnie już irytuje...
- Przymknąć się! - ryknąłem. Śmiechy na chwilę przycichły. Po jakimś czasie znalazłem się na mglistej polanie. Zobaczyłem wesołą klacz. Podbiegła do mnie.
- Hej - krzyknęła i uśmiechnęła się.
- Cześć...? - zdziwiłem się.
- Pride jestem - wysapała klacz.
- Ja Spirit - mruknąłem. W tej klaczy było coś ujmującego... Jak zahipnotyzowany patrzałem w jej oczy.
< Pride?>
- Przymknąć się! - ryknąłem. Śmiechy na chwilę przycichły. Po jakimś czasie znalazłem się na mglistej polanie. Zobaczyłem wesołą klacz. Podbiegła do mnie.
- Hej - krzyknęła i uśmiechnęła się.
- Cześć...? - zdziwiłem się.
- Pride jestem - wysapała klacz.
- Ja Spirit - mruknąłem. W tej klaczy było coś ujmującego... Jak zahipnotyzowany patrzałem w jej oczy.
< Pride?>
poniedziałek, 1 grudnia 2014
Now ogier- Spirit!
Imię: Spirit
Płeć: Ogier
Wiek: 6 lat
Cechy: Spirit jest odważny. Stara się być miły i opanowany, ale średnio mu to wychodzi. Jest przeważnie chamski i opryskliwy, ale to nie oznacza, że nie zna słów takich jak 'miłość' lub 'przyjaźń'.
Stanowisko: Obrońca Alf, Bet i Gamm
Płeć: Ogier
Wiek: 6 lat
Cechy: Spirit jest odważny. Stara się być miły i opanowany, ale średnio mu to wychodzi. Jest przeważnie chamski i opryskliwy, ale to nie oznacza, że nie zna słów takich jak 'miłość' lub 'przyjaźń'.
Stanowisko: Obrońca Alf, Bet i Gamm
Żywioł: Umysł
Moce:
* Zabijanie umysłem
* Czytanie w myślach
* Przewidzenie ruchu przeciwnika
* Reszta nieodkryta
Partner: Zakochany w Pride
Rodzina: ---
Historia: Spirit urodził się w Hiszpanii. Nie doceniano go i nie szanowano już w pierwszych dniach jego życia. Po 4 latach ogier pojął to i odszedł. Po dwóch latach daremnego szukania stada, w końcu znalazł to.
Właściciel: marta03
Moce:
* Zabijanie umysłem
* Czytanie w myślach
* Przewidzenie ruchu przeciwnika
* Reszta nieodkryta
Partner: Zakochany w Pride
Rodzina: ---
Historia: Spirit urodził się w Hiszpanii. Nie doceniano go i nie szanowano już w pierwszych dniach jego życia. Po 4 latach ogier pojął to i odszedł. Po dwóch latach daremnego szukania stada, w końcu znalazł to.
Właściciel: marta03
Witamy w stadzie! :D
Od Javier`a
CD Filjan
Klacz przez chwilę się wahała co powiedzieć lub co zrobić. Czułem to, widziałem po jej nerwowych ruchach i wzroku. Czekałem jednak na reakcję. Można było się pośmiać. Jednak oszczędziłem klaczy tej ciszy, która w stadzie trwała już bardzo długo.
-Czym się tak denerwujesz? Ducha zobaczyłaś czy co?- uśmiechnąłem się lekko i ruszyłem w stronę Mglistej Polany.
Klacz nadal stała i wpatrywała się we mnie pytająco, zarazem tajemniczo.
-Idziesz czy nie?- spytałem, przekręcając tylko lekko głowę w jej stronę.
Filjan kiwnęła głową i dobiegła do mnie. Ruszyłem żwawym stępem w stronę polany.
Jednak po pewnym czasie zobaczyłem, że klacz staje się nie spokojna. Zastanawiałem się co ja tak zdenerwowało.
-Co się tak kręcisz?- spytałem, lekko złośliwie.
-Nie ważne- fuknęła.
-No tak... obraza majestatu- pokręciłem głową.
-Czujesz to zimno?- spytała już milej.
-Jest grudzień, ma prawo być zimno- odparłem spokojnie.
-Nie o takie zimno mi chodzi- odpowiedziała lekko zdenerwowana- Patrz- wskazała głową karą sylwetkę ogiera, który stał w cieniu drzew.
Zmrużyłem oczy by się bliżej przyjrzeć. Czekaj... ja tego ogiera już gdzieś widziałem kątem oka. To chyba.... Sangre...
Filjan? Sorry, że tak długo czekałaś...
Klacz przez chwilę się wahała co powiedzieć lub co zrobić. Czułem to, widziałem po jej nerwowych ruchach i wzroku. Czekałem jednak na reakcję. Można było się pośmiać. Jednak oszczędziłem klaczy tej ciszy, która w stadzie trwała już bardzo długo.
-Czym się tak denerwujesz? Ducha zobaczyłaś czy co?- uśmiechnąłem się lekko i ruszyłem w stronę Mglistej Polany.
Klacz nadal stała i wpatrywała się we mnie pytająco, zarazem tajemniczo.
-Idziesz czy nie?- spytałem, przekręcając tylko lekko głowę w jej stronę.
Filjan kiwnęła głową i dobiegła do mnie. Ruszyłem żwawym stępem w stronę polany.
Jednak po pewnym czasie zobaczyłem, że klacz staje się nie spokojna. Zastanawiałem się co ja tak zdenerwowało.
-Co się tak kręcisz?- spytałem, lekko złośliwie.
-Nie ważne- fuknęła.
-No tak... obraza majestatu- pokręciłem głową.
-Czujesz to zimno?- spytała już milej.
-Jest grudzień, ma prawo być zimno- odparłem spokojnie.
-Nie o takie zimno mi chodzi- odpowiedziała lekko zdenerwowana- Patrz- wskazała głową karą sylwetkę ogiera, który stał w cieniu drzew.
Zmrużyłem oczy by się bliżej przyjrzeć. Czekaj... ja tego ogiera już gdzieś widziałem kątem oka. To chyba.... Sangre...
Filjan? Sorry, że tak długo czekałaś...
Od Harry`ego
Kolejny nowy dzień. Zima zbliżała się wielkimi krokami. Chociaż jest dopiero grudzień, jednak ciągle czułem się jakby był to dzień w którym przybyłem do stada... Zakochałem się, potem związałem z klaczą którą darzyłem wielkim uczuciem. Jednak z każdym dniem czułem jakby jej już na mnie nie zależało. Może za szybko podjąłem tą decyzję ze związaniem się z nią? Nie wiem... Teraz trzeba myśleć jak przetrwać tą zimę.
Szedłem przez tereny stada. Może było kilka koni na różnych terenach, ale to może po jednym koniu albo 2-3 niestety stado umierało w oczach. Nie chciałem tego aby upadło. Bo jednak to tu przybyłem z nadzieją na nowe życie. Teraz wszystko się niszczy. Most szczęścia przestał być dla mnie szczęściem. Był już bardziej takim mostem smutku, żalu a nawet bólu. Moja ukochana zaczęła mnie olewać. Jakbym się dla niej nie liczył.. Może jednak jej na mnie nie zależy tylko chciała się zabawić moimi uczuciami? Niestety ale tego nie wiem.
Idąc przez polanę kogoś spotkałem. Nie znałem jego albo jej. Więc zaciekawiony nową postacią podszedłem do niej. Spojrzałem na sylwetkę konia. Była to jakaś klacz. Nieznajoma mi. Uśmiechnąłem się sam do siebie.
- Cześć jestem Harry. - powiedziałem i stanąłem naprzeciwko niej.
< Jakaś klacz?>
Szedłem przez tereny stada. Może było kilka koni na różnych terenach, ale to może po jednym koniu albo 2-3 niestety stado umierało w oczach. Nie chciałem tego aby upadło. Bo jednak to tu przybyłem z nadzieją na nowe życie. Teraz wszystko się niszczy. Most szczęścia przestał być dla mnie szczęściem. Był już bardziej takim mostem smutku, żalu a nawet bólu. Moja ukochana zaczęła mnie olewać. Jakbym się dla niej nie liczył.. Może jednak jej na mnie nie zależy tylko chciała się zabawić moimi uczuciami? Niestety ale tego nie wiem.
Idąc przez polanę kogoś spotkałem. Nie znałem jego albo jej. Więc zaciekawiony nową postacią podszedłem do niej. Spojrzałem na sylwetkę konia. Była to jakaś klacz. Nieznajoma mi. Uśmiechnąłem się sam do siebie.
- Cześć jestem Harry. - powiedziałem i stanąłem naprzeciwko niej.
< Jakaś klacz?>
Od Rossy
C.D Pride
Spojrzałam na Pride.
- Bynajmniej powychodzili z jaskiń. - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- No racja. - odparła.
Poszłyśmy na polanę gdzie były inne konie. Rozmawiali i śmiali się a nie którzy śpiewali jakieś piosenki.To było takie cudowne uczucie widząc jak stado trochę ożywa. Jednak codziennie nie możemy robić tego samego, bo w końcu ich to znudzi. Codziennie trzeba coś wymyślać aby wychodzili. A raczej oni sami powinni wychodzić z własnej woli a nie że ktoś ich zachęca.
- To co teraz robimy? - spytałam.
< Pride? Przepraszam że tak długo>
Spojrzałam na Pride.
- Bynajmniej powychodzili z jaskiń. - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- No racja. - odparła.
Poszłyśmy na polanę gdzie były inne konie. Rozmawiali i śmiali się a nie którzy śpiewali jakieś piosenki.To było takie cudowne uczucie widząc jak stado trochę ożywa. Jednak codziennie nie możemy robić tego samego, bo w końcu ich to znudzi. Codziennie trzeba coś wymyślać aby wychodzili. A raczej oni sami powinni wychodzić z własnej woli a nie że ktoś ich zachęca.
- To co teraz robimy? - spytałam.
< Pride? Przepraszam że tak długo>
Od Rossy
C.D Qerida
Spojrzałam na ogiera. Westchnęłam.
- Qerido nic nie zrobimy. Niestety stado podupada. Ja kolejny raz nie chcę gdzieś odchodzić. - powiedziałam.
Qerido na mnie spojrzał. Przytaknął głową.
- Dobra chodźmy na jakiś spacer. - rzekłam.
- Po całym stadzie? - spytał z lekkim uśmiechem.
- No tak. - odparłam.
Poszliśmy na Mglistą łąkę. Brak żywej duszy, potem poszliśmy na inne tereny. Może spotkaliśmy 2-3 konie. Jednak były takie przybite jakby były dzień od śmierci. Nie lubiłam takich widoków. Chodzili jakby to ująć... Wygłodzeni? Nie dziwię się im. Ciągle spędzają czas w jaskini, nie wychodzą na świeże powietrze. Może jeszcze ktoś wychodzi na tereny i jest pełen radości. Jednak to są jakieś wyjątki? Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos Qerida:
< Qerido? Przepraszam że tak długo>
Spojrzałam na ogiera. Westchnęłam.
- Qerido nic nie zrobimy. Niestety stado podupada. Ja kolejny raz nie chcę gdzieś odchodzić. - powiedziałam.
Qerido na mnie spojrzał. Przytaknął głową.
- Dobra chodźmy na jakiś spacer. - rzekłam.
- Po całym stadzie? - spytał z lekkim uśmiechem.
- No tak. - odparłam.
Poszliśmy na Mglistą łąkę. Brak żywej duszy, potem poszliśmy na inne tereny. Może spotkaliśmy 2-3 konie. Jednak były takie przybite jakby były dzień od śmierci. Nie lubiłam takich widoków. Chodzili jakby to ująć... Wygłodzeni? Nie dziwię się im. Ciągle spędzają czas w jaskini, nie wychodzą na świeże powietrze. Może jeszcze ktoś wychodzi na tereny i jest pełen radości. Jednak to są jakieś wyjątki? Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos Qerida:
< Qerido? Przepraszam że tak długo>
poniedziałek, 24 listopada 2014
Od Filjan
CD opowiadania Javiera
Javier przytaknął moim słowom. Powoli czułam, jak moja złość zaczyna opadać.
- ...Poza tym, w porównaniu do tych innych skner da się z tobą JESZCZE wytrzymać. - uśmiechnęłam się krzywo. Po chwili rzuciłam na niego przelotne spojrzenie. Nadal wydawał się kimś mi znanym.... Ale cóż, zostawię już tę myśl za sobą, nie mam zamiaru sobie głowy zawracać. Rozejrzałam się po okolicy. Byliśmy niedaleko mglistej polany. Na moment miałam pomysł, by tam pójść, bo od dawien dawna tam nie byłam, ale zaraz odrzuciłam tę myśl, w obawie o kompletne zepsucie rozmowy. Między nami zawisła głucha cisza.
(Javier? Wiem, że tekst kompletnie bez sensu, ale cudem udało mi się dorwać laptopa...)
Javier przytaknął moim słowom. Powoli czułam, jak moja złość zaczyna opadać.
- ...Poza tym, w porównaniu do tych innych skner da się z tobą JESZCZE wytrzymać. - uśmiechnęłam się krzywo. Po chwili rzuciłam na niego przelotne spojrzenie. Nadal wydawał się kimś mi znanym.... Ale cóż, zostawię już tę myśl za sobą, nie mam zamiaru sobie głowy zawracać. Rozejrzałam się po okolicy. Byliśmy niedaleko mglistej polany. Na moment miałam pomysł, by tam pójść, bo od dawien dawna tam nie byłam, ale zaraz odrzuciłam tę myśl, w obawie o kompletne zepsucie rozmowy. Między nami zawisła głucha cisza.
(Javier? Wiem, że tekst kompletnie bez sensu, ale cudem udało mi się dorwać laptopa...)
piątek, 21 listopada 2014
Od Pride
Zimno. Listopad. Deszcz. I ja akurat mam dobry humor! Jednak mam to wyczucie, nie?
Obudziłam się dosyć wcześnie, ale od razu zerwałam się i wybiegłam z jaskini, nie zważając na deszcz zaczęłam biegać, skakać i śmiać się. W ten sposób obudziłam chyba całe stado...
- Zamknij się! - ktoś krzyknął
- Niektórzy jeszcze odpoczywają! - wrzasnął inny
Zignorowałam marudów, zaczęłam chodzić po jaskiniach członków stada i ich budzić. Tak wiem, niezbyt kreatywne i przyjemne zajęcie, ale nie mogłam patrzeć jak stado upada. Trzeba przecież coś zrobić! Przecież wystarczy jedna iskra, aby rozniecić ognisko, a ja właśnie jestem tą iskrą.
- Obudźcie się! - krzyczałam z uśmiechem na pysku, nie zwracając uwagi na obraźliwe słowa pod moim adresem. W końcu udało mi się obudzić i "wypłoszyć" z jaskiń kilkanaście koni. Niektóre, myślące pewnie tak jak ja, zaczęło się razem ze mną śmiać i skakać, niektórzy nadal narzekali, a jeszcze inni po prostu nas ignorowali.
(Ktoś dokończy?)
Obudziłam się dosyć wcześnie, ale od razu zerwałam się i wybiegłam z jaskini, nie zważając na deszcz zaczęłam biegać, skakać i śmiać się. W ten sposób obudziłam chyba całe stado...
- Zamknij się! - ktoś krzyknął
- Niektórzy jeszcze odpoczywają! - wrzasnął inny
Zignorowałam marudów, zaczęłam chodzić po jaskiniach członków stada i ich budzić. Tak wiem, niezbyt kreatywne i przyjemne zajęcie, ale nie mogłam patrzeć jak stado upada. Trzeba przecież coś zrobić! Przecież wystarczy jedna iskra, aby rozniecić ognisko, a ja właśnie jestem tą iskrą.
- Obudźcie się! - krzyczałam z uśmiechem na pysku, nie zwracając uwagi na obraźliwe słowa pod moim adresem. W końcu udało mi się obudzić i "wypłoszyć" z jaskiń kilkanaście koni. Niektóre, myślące pewnie tak jak ja, zaczęło się razem ze mną śmiać i skakać, niektórzy nadal narzekali, a jeszcze inni po prostu nas ignorowali.
(Ktoś dokończy?)
Od Javier`a
CD Filjan
Proszę bardzo... Z szarej myszki nagle zaczął wydobywać się chociaż promyczek ognia. Zadziwiające... lecz bardzo przewidywalne. Jednak nie należę do tego typu koni, które chętnie rozmawiają z kimś o kimś.
-Przepraszam cię bardzo- uspokoiłem uśmiech- Ale chyba mnie pomyliłaś z innymi idiotami. Ja nie należę do tego typu koni co obrabiają dupę, za przeproszeniem, za czyimiś plecami. Zresztą niechętnie w ogóle z kimś rozmawiam- odparłem.
-Chociaż ty...- burknęła pod nosem kąśliwie.
-Chyba na prawdę nie masz z kim rozmawiać jeśli jeszcze do teraz ze mną wytrzymałaś- mimo mojej woli na twarzy zagościł ironiczny uśmiech do samej mojej osoby.
-A widzisz tu niby kogoś wokoło oprócz wiatru, roślin, kilku szwędających się zwierząt i owadów?- stanęła- Nie ma nikogo niestety- odparła z westchnieniem.
Filjan? Za mało czasu miałem przez ostatnie dni ;(
Proszę bardzo... Z szarej myszki nagle zaczął wydobywać się chociaż promyczek ognia. Zadziwiające... lecz bardzo przewidywalne. Jednak nie należę do tego typu koni, które chętnie rozmawiają z kimś o kimś.
-Przepraszam cię bardzo- uspokoiłem uśmiech- Ale chyba mnie pomyliłaś z innymi idiotami. Ja nie należę do tego typu koni co obrabiają dupę, za przeproszeniem, za czyimiś plecami. Zresztą niechętnie w ogóle z kimś rozmawiam- odparłem.
-Chociaż ty...- burknęła pod nosem kąśliwie.
-Chyba na prawdę nie masz z kim rozmawiać jeśli jeszcze do teraz ze mną wytrzymałaś- mimo mojej woli na twarzy zagościł ironiczny uśmiech do samej mojej osoby.
-A widzisz tu niby kogoś wokoło oprócz wiatru, roślin, kilku szwędających się zwierząt i owadów?- stanęła- Nie ma nikogo niestety- odparła z westchnieniem.
Filjan? Za mało czasu miałem przez ostatnie dni ;(
Od Pride
CD opowiadania Rossy
Uśmiechnęłam się
- Wiesz, to wcale nie jest taki głupi pomysł - spojrzałam na klacz rozbawiona
Odwzajemniła uśmiech
- Tylko najpierw trzeba pozbierać te kamienie - skrzywiła się - To zbyt męczące...
Na chwilę się zamyśliłam. Po chwili zerwałam się i zaczęłam biegać wokół śpiewając znaną mi, wesołą piosenkę. Na szczęście, zawsze miałam donośny głos więc gdy tylko zaczęłam śpiewać refren konie zaczęły się zbiegać. Okazało się, że Rossa również zna ową piosenką i dołączyła do mnie. Biegałyśmy wśród koni śpiewając, śmiejąc się i zachęcając do dołączenia do nas. Gdy skończyłyśmy śpiewać większość stada było na małej polance, śmiejąc się i nucąc różne piosenki.
(Rossa albo ktoś inny? Obudźcie się )
Uśmiechnęłam się
- Wiesz, to wcale nie jest taki głupi pomysł - spojrzałam na klacz rozbawiona
Odwzajemniła uśmiech
- Tylko najpierw trzeba pozbierać te kamienie - skrzywiła się - To zbyt męczące...
Na chwilę się zamyśliłam. Po chwili zerwałam się i zaczęłam biegać wokół śpiewając znaną mi, wesołą piosenkę. Na szczęście, zawsze miałam donośny głos więc gdy tylko zaczęłam śpiewać refren konie zaczęły się zbiegać. Okazało się, że Rossa również zna ową piosenką i dołączyła do mnie. Biegałyśmy wśród koni śpiewając, śmiejąc się i zachęcając do dołączenia do nas. Gdy skończyłyśmy śpiewać większość stada było na małej polance, śmiejąc się i nucąc różne piosenki.
(Rossa albo ktoś inny? Obudźcie się )
niedziela, 16 listopada 2014
Od Filjan
CD opowiadania Javier'a
Głupia jestem. Właśnie straciłam jedyną możliwą szansę na rozmowę z kimkolwiek. Jednak razem z lekkim zawiedzeniem czułam także... ujmę to jako zdenerwowanie. Czułam złość, która ciągle we mnie wzrastała. Spojrzałam na ogiera chłodnym spojrzeniem. Wciąż wyglądał na rozbawionego, ale usilnie chciał to ukryć
- To w takim razie wybacz, musiałam cię z kimś pomylić. Więc skoro, aż tak bardzo przeszkadza ci moja obecność, to możesz śmiało iść gdzieś, gdzie będziesz mógł się ze mnie śmiać do woli. - prychnęłam. Ogier teraz wyglądał na jeszcze bardziej radosnego, a na jego chrapach zawitał kpiący uśmieszek.
(Javier? Brak weny i sorry, że dopiero teraz...)
Głupia jestem. Właśnie straciłam jedyną możliwą szansę na rozmowę z kimkolwiek. Jednak razem z lekkim zawiedzeniem czułam także... ujmę to jako zdenerwowanie. Czułam złość, która ciągle we mnie wzrastała. Spojrzałam na ogiera chłodnym spojrzeniem. Wciąż wyglądał na rozbawionego, ale usilnie chciał to ukryć
- To w takim razie wybacz, musiałam cię z kimś pomylić. Więc skoro, aż tak bardzo przeszkadza ci moja obecność, to możesz śmiało iść gdzieś, gdzie będziesz mógł się ze mnie śmiać do woli. - prychnęłam. Ogier teraz wyglądał na jeszcze bardziej radosnego, a na jego chrapach zawitał kpiący uśmieszek.
(Javier? Brak weny i sorry, że dopiero teraz...)
piątek, 14 listopada 2014
Od Qerida
CD Rossy
Pomimo tego, że widziałem jak klacz próbuje zmienić temat nie zamierzałem jej męczyć szczególnie gdy było widać, że nie chce o tym rozmawiać. Ciekawiła mnie ta sytuacja i chciałem ją jakoś pocieszyć, ale nie będę natrętny. Opuściłem sobie.
-Tak, myślę, że tak- odparłem z lekka niepewnie czy oby na pewno wszystko przemyślałem.
-I co?- spytała, wysilając się na uśmiech.
-O wiele lepiej, ale gnębi mnie tylko sytuacja jaka panuje w stadzie- odpowiedziałem, chwilowo spuszczając głowę na dół.
Usłyszałem jak klacz wzdycha z przyznaną mi racją.
Rossa? Brak weny i w szczególności czasuq;_;
Pomimo tego, że widziałem jak klacz próbuje zmienić temat nie zamierzałem jej męczyć szczególnie gdy było widać, że nie chce o tym rozmawiać. Ciekawiła mnie ta sytuacja i chciałem ją jakoś pocieszyć, ale nie będę natrętny. Opuściłem sobie.
-Tak, myślę, że tak- odparłem z lekka niepewnie czy oby na pewno wszystko przemyślałem.
-I co?- spytała, wysilając się na uśmiech.
-O wiele lepiej, ale gnębi mnie tylko sytuacja jaka panuje w stadzie- odpowiedziałem, chwilowo spuszczając głowę na dół.
Usłyszałem jak klacz wzdycha z przyznaną mi racją.
Rossa? Brak weny i w szczególności czasuq;_;
środa, 12 listopada 2014
Od Rossy
C.D Pride
Spojrzałam na zwierzę, uciekało przestraszone. Nie dziwię się mu. Westchnęłam cicho. Cisza obijała mi się o uszy, czego zbytnio nie lubiłam. Ta cisza zabija od środka...
- Stado upada, trzeba jakoś ich pobudzić z tego snu zimowego. -powiedziałam.
Pride na mnie spojrzała.
- A masz jakiś pomysł? - zapytała.
- Jeszcze nie, prędzej to bym im do jaskini wrzucała kamienie aby oberwali i wyszli z tych ciemności. - powiedziałam z chytrym uśmieszkiem.
Klacz się uśmiechnęła.
< Pride?>
Spojrzałam na zwierzę, uciekało przestraszone. Nie dziwię się mu. Westchnęłam cicho. Cisza obijała mi się o uszy, czego zbytnio nie lubiłam. Ta cisza zabija od środka...
- Stado upada, trzeba jakoś ich pobudzić z tego snu zimowego. -powiedziałam.
Pride na mnie spojrzała.
- A masz jakiś pomysł? - zapytała.
- Jeszcze nie, prędzej to bym im do jaskini wrzucała kamienie aby oberwali i wyszli z tych ciemności. - powiedziałam z chytrym uśmieszkiem.
Klacz się uśmiechnęła.
< Pride?>
Od Rossy
C.D Qerida
Spojrzałam na niego.
- Qerido, to są sprawy między mną a Tyrionem... Jeśli w ogóle jeszcze jesteśmy razem. - powiedziałam cicho.
Ogier do mnie podszedł.
- Nie przejmuj się, wszystko powinno się ułożyć, nigdy nie trać nadziei. - rzekł z lekkim uśmiechem.
Pokiwałam głową.
- Dobra to powiedz, przemyślałeś wszystko i chcesz iść dalej? - próbowałam zmienić temat.
< Qerido?>
Spojrzałam na niego.
- Qerido, to są sprawy między mną a Tyrionem... Jeśli w ogóle jeszcze jesteśmy razem. - powiedziałam cicho.
Ogier do mnie podszedł.
- Nie przejmuj się, wszystko powinno się ułożyć, nigdy nie trać nadziei. - rzekł z lekkim uśmiechem.
Pokiwałam głową.
- Dobra to powiedz, przemyślałeś wszystko i chcesz iść dalej? - próbowałam zmienić temat.
< Qerido?>
czwartek, 6 listopada 2014
Od Qerida
CD Rossy
Widziałem, że coś ją gnębi. W moim charakterze niestety było tak, że jak coś mnie ciekawi to zawsze muszę to odkryć i jeśli coś gnębi moich przyjaciół to ja zawsze staram się pomóc, chociaż w niewidoczny sposób. Nie chciałem być jednak natrętny, szczególnie jeśli chodzi o sprawy prywatne. Jednakże postanowiłem spytać o co chodzi. Nie ważne czy mi odpowie czy nie... chociaż ją pocieszyć, a nie mogłem patrzyć jak grzebie kopytem w ziemi.
-Co jest?- spytałem z troską w głosie.
Klacz spojrzała w górę po czym znowuż spuściła wzrok na dół.
-Nic, nic... Tylko myślę nad pewna sprawą- odparła cicho- Już przemyślałeś?- spróbowała ukryć swój smutek.
-Rossa...- zacząłem, patrząc na nią na wylot- Nie znamy się od dzisiaj, wiem kiedy cos cię gryzie, a kiedy nie. Nie musisz mi mówić przecież wszystkiego, jednakże chciałbym cię w jakiś sposób pocieszyć, a nie mogę powiedzieć, że będzie wszystko dobrze, bo być może nie będzie- odpowiedziałem i stanąłem naprzeciwko niej.
Westchnęła, robiąc przy tym kwaśną minę. Nie wiem czy chciała powiedzieć czy nie, ale coś ją powstrzymywało.
-Nie chcę cię na prawdę zamęczać moimi sprawami. Uważam, że ty i tak masz dużo na swojej głowie i do zrobienia- odpowiedziała jak zbity pies.
-Dla mnie ważniejsi są bliscy niż ja sam. Aż taki zepsuty egoistycznie to ja nie jestem- uśmiechnąłem się delikatnie, oczekując na odpowiedź.
Rossa?
Widziałem, że coś ją gnębi. W moim charakterze niestety było tak, że jak coś mnie ciekawi to zawsze muszę to odkryć i jeśli coś gnębi moich przyjaciół to ja zawsze staram się pomóc, chociaż w niewidoczny sposób. Nie chciałem być jednak natrętny, szczególnie jeśli chodzi o sprawy prywatne. Jednakże postanowiłem spytać o co chodzi. Nie ważne czy mi odpowie czy nie... chociaż ją pocieszyć, a nie mogłem patrzyć jak grzebie kopytem w ziemi.
-Co jest?- spytałem z troską w głosie.
Klacz spojrzała w górę po czym znowuż spuściła wzrok na dół.
-Nic, nic... Tylko myślę nad pewna sprawą- odparła cicho- Już przemyślałeś?- spróbowała ukryć swój smutek.
-Rossa...- zacząłem, patrząc na nią na wylot- Nie znamy się od dzisiaj, wiem kiedy cos cię gryzie, a kiedy nie. Nie musisz mi mówić przecież wszystkiego, jednakże chciałbym cię w jakiś sposób pocieszyć, a nie mogę powiedzieć, że będzie wszystko dobrze, bo być może nie będzie- odpowiedziałem i stanąłem naprzeciwko niej.
Westchnęła, robiąc przy tym kwaśną minę. Nie wiem czy chciała powiedzieć czy nie, ale coś ją powstrzymywało.
-Nie chcę cię na prawdę zamęczać moimi sprawami. Uważam, że ty i tak masz dużo na swojej głowie i do zrobienia- odpowiedziała jak zbity pies.
-Dla mnie ważniejsi są bliscy niż ja sam. Aż taki zepsuty egoistycznie to ja nie jestem- uśmiechnąłem się delikatnie, oczekując na odpowiedź.
Rossa?
Od Pride
CD opowiadania Rossy
- Gdziekolwiek - mruknęłam zupełnie pozbawiona humoru - Byle by to nie było szare miejsce...
Kiwnęła pyskiem, na znak że mnie rozumie. Zresztą Rossa też nie wyglądała na szczególnie szczęśliwą tego dnia. Dalej szłyśmy w milczeniu, żadna z nas nie zamierzała przerwać tej ciszy. Szczerze mówiąc to wcale mi ona nie przeszkadzała. Wiatr wiejący miedzy drzewami, gdzieś płynął spokojnie strumyk, ja zamyślona i tylko w pewnym momencie jakieś zwierzę przebiegło przestraszone nie patrząc nawet czy to wilk czy tylko zwykły koń. Mówiąc prościej... kompletna, błoga cisza.
( Rossa?)
- Gdziekolwiek - mruknęłam zupełnie pozbawiona humoru - Byle by to nie było szare miejsce...
Kiwnęła pyskiem, na znak że mnie rozumie. Zresztą Rossa też nie wyglądała na szczególnie szczęśliwą tego dnia. Dalej szłyśmy w milczeniu, żadna z nas nie zamierzała przerwać tej ciszy. Szczerze mówiąc to wcale mi ona nie przeszkadzała. Wiatr wiejący miedzy drzewami, gdzieś płynął spokojnie strumyk, ja zamyślona i tylko w pewnym momencie jakieś zwierzę przebiegło przestraszone nie patrząc nawet czy to wilk czy tylko zwykły koń. Mówiąc prościej... kompletna, błoga cisza.
( Rossa?)
Od Rossy
C.D Pride
Spojrzałam na nią. Ja wiem, że wszystko się zmieniło a Tyrion zaczyna mnie unikać. Tylko w jaskini się spotkamy, ale nawet mnie nie przywita.
- Było dobrze, ale wszystko się rozwaliło. To może nie mieć już sensu. - powiedziałam.
Pride na mnie popatrzyła.
- Powinnaś myśleć o tym pozytywnie. - rzekła próbując się uśmiechnąć jak najlepiej.
Pokręciłam głową. Westchnęłam i spuściłam wzrok.
- Dobra zostawmy ten temat, to gdzie idziemy? - zapytałam.
< Pride?>
Spojrzałam na nią. Ja wiem, że wszystko się zmieniło a Tyrion zaczyna mnie unikać. Tylko w jaskini się spotkamy, ale nawet mnie nie przywita.
- Było dobrze, ale wszystko się rozwaliło. To może nie mieć już sensu. - powiedziałam.
Pride na mnie popatrzyła.
- Powinnaś myśleć o tym pozytywnie. - rzekła próbując się uśmiechnąć jak najlepiej.
Pokręciłam głową. Westchnęłam i spuściłam wzrok.
- Dobra zostawmy ten temat, to gdzie idziemy? - zapytałam.
< Pride?>
Od Rossy
C.D Qerida
Szliśmy kilka minut. A gdy doszliśmy, spojrzeliśmy na siebie. Uśmiechnęłam się do niego. Podeszłam do niego.
- Mam nadzieję, że uda Ci się wszystko przemyśleć. - powiedziałam z uśmiechem na pysku.
Qerido na mnie popatrzył na mnie. Pokiwał głową i spojrzał przed siebie. Wiedziałam, że powinien zostać sam i tak też zrobiłam. Odeszłam od niego, idą po wodzie rozmyślałam nad tym czy warto być z Tyrionem. No kocham go, ale mu już ten związek wisi. Widzimy się tylko w jaskini, nie rozmawiamy, jakby mnie unikał...
*
Nie wiem ile się zamyśliłam, ale w końcu wróciłam do Qerida. Ogier stał i patrzył przed siebie. Podeszłam do niego.
- Przepraszam musiałam coś przemyśleć... - powiedziałam spuszczając wzrok.
< Qerido?>
Szliśmy kilka minut. A gdy doszliśmy, spojrzeliśmy na siebie. Uśmiechnęłam się do niego. Podeszłam do niego.
- Mam nadzieję, że uda Ci się wszystko przemyśleć. - powiedziałam z uśmiechem na pysku.
Qerido na mnie popatrzył na mnie. Pokiwał głową i spojrzał przed siebie. Wiedziałam, że powinien zostać sam i tak też zrobiłam. Odeszłam od niego, idą po wodzie rozmyślałam nad tym czy warto być z Tyrionem. No kocham go, ale mu już ten związek wisi. Widzimy się tylko w jaskini, nie rozmawiamy, jakby mnie unikał...
*
Nie wiem ile się zamyśliłam, ale w końcu wróciłam do Qerida. Ogier stał i patrzył przed siebie. Podeszłam do niego.
- Przepraszam musiałam coś przemyśleć... - powiedziałam spuszczając wzrok.
< Qerido?>
środa, 5 listopada 2014
Od Qerida
CD Rossy
Westchnąłem głęboko, myśląc czy to się uda czy znowuż wyjdzie tak jak poprzednio. Potrzebowałem wiary w siebie. Byłem Rossie niezmiernie wdzięczny, że zgodziła mi się pomóc. Spojrzałem na swoje kopyta, które utkwiły w zimnej ziemi i kiwnąłem głową zdecydowanie, spowrotem kierując wzrok na klacz.
-Zaczynamy- odparłem, uśmiechając się lekko, by nabrać otuchy.
Dokładnie sam nie wiedziałem co zamierzam zrobić i spostrzegłem, że Rossa też do końca nie wie, ale grunt, że w ogóle coś robię. Uważam, że i tak już coś zrobiłem, że zacząłem. Pierwsze co to zrelaksować się i zapomnieć chociaż cząstkę cierpień, które przez ostatni czas przeżyłem.
-Powiedz mi gdzie najbardziej lubisz przebywać i gdzie zapominasz o wszystkim?- usłyszałem pytanie dobiegające z ust Rossy.
-Hmm...- zamyśliłem się. Miałem dużo miejsc, które lubiłem, ale było jedno, w którym uwielbiałem przebywać, lecz i to miejsce nie było idealnym na takie sprawy- Aleja Niebios, myślę, że tam najbardziej potrafię się zrelaksować- odparłem.
-Jak zwykle inny...- odpowiedziała Rossa, chichocząc pod nosem.
Pokręciłem głową, robiąc przy tym dziwaczną minę, której nawet nie mogę opisać i razem poszliśmy w stronę Alei Niebios.
Rossa?
Westchnąłem głęboko, myśląc czy to się uda czy znowuż wyjdzie tak jak poprzednio. Potrzebowałem wiary w siebie. Byłem Rossie niezmiernie wdzięczny, że zgodziła mi się pomóc. Spojrzałem na swoje kopyta, które utkwiły w zimnej ziemi i kiwnąłem głową zdecydowanie, spowrotem kierując wzrok na klacz.
-Zaczynamy- odparłem, uśmiechając się lekko, by nabrać otuchy.
Dokładnie sam nie wiedziałem co zamierzam zrobić i spostrzegłem, że Rossa też do końca nie wie, ale grunt, że w ogóle coś robię. Uważam, że i tak już coś zrobiłem, że zacząłem. Pierwsze co to zrelaksować się i zapomnieć chociaż cząstkę cierpień, które przez ostatni czas przeżyłem.
-Powiedz mi gdzie najbardziej lubisz przebywać i gdzie zapominasz o wszystkim?- usłyszałem pytanie dobiegające z ust Rossy.
-Hmm...- zamyśliłem się. Miałem dużo miejsc, które lubiłem, ale było jedno, w którym uwielbiałem przebywać, lecz i to miejsce nie było idealnym na takie sprawy- Aleja Niebios, myślę, że tam najbardziej potrafię się zrelaksować- odparłem.
-Jak zwykle inny...- odpowiedziała Rossa, chichocząc pod nosem.
Pokręciłem głową, robiąc przy tym dziwaczną minę, której nawet nie mogę opisać i razem poszliśmy w stronę Alei Niebios.
Rossa?
Od Pride
CD opowiadania Rossy
Westchnęłam ciężko. Dobrze znałam ten wyraz zamyślenia i niepokoju, sama kiedyś go przybierałam
- Twój partner zaczyna się od ciebie oddalać, a ty zaczynasz mieć wątpliwości, czy to był dobry pomysł, aby zostać jego partnerką? - spytałam, uśmiechając się smutno - Nie pytaj skąd wiem. Po prostu, przeczucie. I nie martw się. Wszystko się ułoży..., raczej - dodałam cicho, zagłębiając się we własne wspomnienia. Po chwili potrząsnęłam pyskiem i powróciłam do rzeczywistości. Zwiesiłam łeb do ziemi, jakbym była przygnieciona ciężarem wszystkich smutków i boleści
- Nie przejmuj się - uśmiechnęłam się do Rossy - Każdy musi przejść tak zwaną "próbę". Wiesz, tak dla zabawy - zaśmiałam się gorzko.
(Rossa?)
Westchnęłam ciężko. Dobrze znałam ten wyraz zamyślenia i niepokoju, sama kiedyś go przybierałam
- Twój partner zaczyna się od ciebie oddalać, a ty zaczynasz mieć wątpliwości, czy to był dobry pomysł, aby zostać jego partnerką? - spytałam, uśmiechając się smutno - Nie pytaj skąd wiem. Po prostu, przeczucie. I nie martw się. Wszystko się ułoży..., raczej - dodałam cicho, zagłębiając się we własne wspomnienia. Po chwili potrząsnęłam pyskiem i powróciłam do rzeczywistości. Zwiesiłam łeb do ziemi, jakbym była przygnieciona ciężarem wszystkich smutków i boleści
- Nie przejmuj się - uśmiechnęłam się do Rossy - Każdy musi przejść tak zwaną "próbę". Wiesz, tak dla zabawy - zaśmiałam się gorzko.
(Rossa?)
Od Rossy
C.D Qerida
Z uśmiechem na pysku szliśmy na spacer. Rozmawialiśmy o tym co się działo na początku dołączenia tutaj.
*
Chodziliśmy z 2 godziny. Rozmowa była przyjemna, jak dla mnie. Wieczór nadchodził wielkimi krokami, a gdy nadszedł ja i Qerido zatrzymaliśmy się przy jego jaskini.
- To zaczynamy? - zapytałam.
Ogier na mnie spojrzał. Wiedziałam że ma teraz ogromnego lenia, ale trzeba się ogarnąć i zacząć wszystko od początku.
< Qerido?>
Z uśmiechem na pysku szliśmy na spacer. Rozmawialiśmy o tym co się działo na początku dołączenia tutaj.
*
Chodziliśmy z 2 godziny. Rozmowa była przyjemna, jak dla mnie. Wieczór nadchodził wielkimi krokami, a gdy nadszedł ja i Qerido zatrzymaliśmy się przy jego jaskini.
- To zaczynamy? - zapytałam.
Ogier na mnie spojrzał. Wiedziałam że ma teraz ogromnego lenia, ale trzeba się ogarnąć i zacząć wszystko od początku.
< Qerido?>
wtorek, 4 listopada 2014
Od Qerida
CD Rossy
Zamyśliłem się, odwracając głowę w inną stronę. Szczerze mówiąc wziął mnie tzw. leń, ale w końcu trzeba się brać do pracy.
-Najlepiej od razu, ale z powodu tego, że miałem ogromny zastój... to przesunę to na wieczór. A teraz... Może na mały spacer? Co ty na to? No chyba, że masz inne sprawy- próbowałem się nie narzucać.
-Coś ty? Teraz to raczej mam mało spraw, jak sam widzisz..- podeszła bliżej- A na spacer się zgodzę- odparła, a na jej twarz wpłynął lekki uśmiech- Ale pod jednym warunkiem...
-Tak?- spojrzałem na nią, oczekując co powie.
-Że ten spacer nie będzie zwykłym spacerem. Jeśli chcesz abym ci pomogła... no wiesz o co mi chodzi- kontynuowała.
-Znasz mnie dosyć długo. Słowo ,,spacer" wypowiedziane przeze mnie ma wiele znaczeń- uśmiechnąłem się szeroko- A pamiętasz tamte czasy jeszcze w Stadzie Błękitnej Róży i początki w Mysterious Valley?- ruszyłem na razie stępem.
-Tak... dobre czasy, ale czy oby nie za wcześnie na wspomnienia babcine?- zaśmiała się cicho.
-No w moim przypadku oczywiście, że za wcześnie... nie wiem jak w twoim- dostałem mocnego kuksańca w bok.
-Ty uważaj, bo się jeszcze raz obrażę- zagroziła teatralnie.
-Dobrze pani psycholog- posłałem jej ciepły uśmiech, wystawiając głowę na listopadowy wiatr.
Rossa?
Zamyśliłem się, odwracając głowę w inną stronę. Szczerze mówiąc wziął mnie tzw. leń, ale w końcu trzeba się brać do pracy.
-Najlepiej od razu, ale z powodu tego, że miałem ogromny zastój... to przesunę to na wieczór. A teraz... Może na mały spacer? Co ty na to? No chyba, że masz inne sprawy- próbowałem się nie narzucać.
-Coś ty? Teraz to raczej mam mało spraw, jak sam widzisz..- podeszła bliżej- A na spacer się zgodzę- odparła, a na jej twarz wpłynął lekki uśmiech- Ale pod jednym warunkiem...
-Tak?- spojrzałem na nią, oczekując co powie.
-Że ten spacer nie będzie zwykłym spacerem. Jeśli chcesz abym ci pomogła... no wiesz o co mi chodzi- kontynuowała.
-Znasz mnie dosyć długo. Słowo ,,spacer" wypowiedziane przeze mnie ma wiele znaczeń- uśmiechnąłem się szeroko- A pamiętasz tamte czasy jeszcze w Stadzie Błękitnej Róży i początki w Mysterious Valley?- ruszyłem na razie stępem.
-Tak... dobre czasy, ale czy oby nie za wcześnie na wspomnienia babcine?- zaśmiała się cicho.
-No w moim przypadku oczywiście, że za wcześnie... nie wiem jak w twoim- dostałem mocnego kuksańca w bok.
-Ty uważaj, bo się jeszcze raz obrażę- zagroziła teatralnie.
-Dobrze pani psycholog- posłałem jej ciepły uśmiech, wystawiając głowę na listopadowy wiatr.
Rossa?
Od Rossy
C.D Qerida
Spojrzałam na ogiera. Nie wiedziałam co mam myśleć, a jeszcze zastanawiałam się nad tym czy mu pomóc. Byłam na niego zła, za to co ostatnio się stało, mianowicie chodzi o tam tą rozmowę, ale całe życie nie mogę być na niego zła. Westchnęłam. No i chyba mu pomogę. Przecież przyjaciół trzeba wspierać. Spojrzałam na Qerida.
- Pomogę Ci. - powiedziałam.
Podniósł wzrok i obrócił się w moją stronę. Uśmiechnął się do mnie.
- Dziękuję. - odparł.
Posłałam ogierowi uśmiech.
- Kiedy chcesz to zacząć? - zapytałam.
< Qerido?>
Spojrzałam na ogiera. Nie wiedziałam co mam myśleć, a jeszcze zastanawiałam się nad tym czy mu pomóc. Byłam na niego zła, za to co ostatnio się stało, mianowicie chodzi o tam tą rozmowę, ale całe życie nie mogę być na niego zła. Westchnęłam. No i chyba mu pomogę. Przecież przyjaciół trzeba wspierać. Spojrzałam na Qerida.
- Pomogę Ci. - powiedziałam.
Podniósł wzrok i obrócił się w moją stronę. Uśmiechnął się do mnie.
- Dziękuję. - odparł.
Posłałam ogierowi uśmiech.
- Kiedy chcesz to zacząć? - zapytałam.
< Qerido?>
Od Mystic`a
Otworzyłem zaspane oczy. Dopiero po chwili zorientowałem się, że to już prawie południe, a ja jak zwykle zaspałem. Słońce dawno dobijało się do mojej jaskini, lecz szczęściem czy nieszczęściem nie dotarło do mnie. O mało nie przewróciłem się o swoje nogi jak tylko zobaczyłem, że wszyscy już nie śpią. Jeśli w ogóle można nazwać trzy konie na krzyż wszystkimi. Wybiegłem z groty i pierwsze co pogalopowałem w stronę jakiegoś zbiornika wodnego, bo pewnie wyglądałem okropnie. Grzywa potargana, nogi całe w błocie(nawet sam nie wiem gdzie wczoraj łaziłem!), zaspane oczy, a sierść... nawet nie ma o czym gadać. Miałem zamiar wrzucić się do wody, jak do pralki, lecz gdy tylko moje kopyto dotknęło tafli, odskoczyłem jak poparzony.
-Zimna!- krzyknąłem na całe gardło, dopiero po chwili spostrzegając, że kilka koni patrzy na nie jak na wariata.
Uśmiechnąłem się niewinnie i spojrzałem spowrotem na jezioro. Tak czy siak będzie trzeba wejść do tej lodówy. Niechętnie, lecz przymusem ogarnąłem się.
-Noo... teraz z ciebie prawdziwy elegant- powiedziałem sam do siebie i uśmiechnąłem się.
Następnie ruszyłem coś przekąsić. Trawa o ej porze roku za smaczna to nie jest, ale mus to mus. Najlepsza na Mglistej Polanie. Tam spotkałem karą fryzyjkę, niechcący na nią wpadając.
-Przepraszam, dzisiaj jestem strasznie roztrzepany. Nic ci nie jest- pomogłem jej wstać.
-Nie...- odpowiedziała i wstała, otrzepując się z piachu.
-Nazywam się Mystic- ukłoniłem się lekko, uśmiechając się szarmancko.
Alesria von Meteorite? Dokończysz?
-Zimna!- krzyknąłem na całe gardło, dopiero po chwili spostrzegając, że kilka koni patrzy na nie jak na wariata.
Uśmiechnąłem się niewinnie i spojrzałem spowrotem na jezioro. Tak czy siak będzie trzeba wejść do tej lodówy. Niechętnie, lecz przymusem ogarnąłem się.
-Noo... teraz z ciebie prawdziwy elegant- powiedziałem sam do siebie i uśmiechnąłem się.
Następnie ruszyłem coś przekąsić. Trawa o ej porze roku za smaczna to nie jest, ale mus to mus. Najlepsza na Mglistej Polanie. Tam spotkałem karą fryzyjkę, niechcący na nią wpadając.
-Przepraszam, dzisiaj jestem strasznie roztrzepany. Nic ci nie jest- pomogłem jej wstać.
-Nie...- odpowiedziała i wstała, otrzepując się z piachu.
-Nazywam się Mystic- ukłoniłem się lekko, uśmiechając się szarmancko.
Alesria von Meteorite? Dokończysz?
Od Qerida
Nie pamiętam już kiedy wyszedłem pierwszy raz z jaskini i wziąłem głęboki oddech, próbując poczuć smak jesieni i falującego wiatru. Moje myśli kręciły się tylko i wyłącznie wokół tamtego życia. Postanowiłem już dawno, że nie zamknę się w sobie i, że wszystko będzie tak jak kiedyś. Tylko problemem było to, że nie umiałem się zabrać do roboty. Teraz musiałem się wziąć w garść i rozłożyć skrzydła. Pierwsze co to iść i przeprosić Rosse. Głupio mi było. Pogalopowałem do jej jaskini, lecz spotkałem ją dopiero przy Mglistej Polanie. Podszedłem odważnie jak źrebak.
-Hej- uśmiechnąłem się sam na jej widok.
Klacz podniosła głowę i spojrzała na mnie, przełykając ostatni kęs lekko wysuszonej trawy.
-Cześć... Co ty tu robisz?- spytała.
-Postanowiłem wyjść z jaskini, bo zachowuję się jak małe dziecko, które nie dostało jeść, a po drugie to... chciałbym cię przeprosić. Zachowałem się ostatnio jak totalny idiota, tamta rozmowa nie do końca nam wyszła. Powinienem tu teraz przyjść z kwiatami i podziękować ci, że próbowałaś mnie pocieszyć, ale z związku z tym, że mamy listopad... a kwiatów nie ma... to powiem tylko, że dziękuję. Mam nadzieje, że mnie zrozumiesz- przybrałem ton zbitego psa.
Klacz nie odpowiedziała. Patrzyła na mnie i przyglądała się uważnie.
-Wiesz...- zacząłem, idąc dalej i oglądając otoczenie- Nie łatwo było mi się pozbierać, ale nie można długo płakać nad rozlanym mlekiem, a zachowywałem się rzeczywiście idiotycznie. Chcę to teraz zmienić, lecz potrzebuję pomocy- spuściłem wzrok.
Rossa stała za mną. Nadal trwała cisza.
-...Jeśli oczywiście zechcesz mi pomóc- dodałem.
Nie liczyłem bardzo na to. Wiedziałem, że ostatnim czasem sporo się zmieniło. Szczególnie dużo w stadzie...
Rossa?
-Hej- uśmiechnąłem się sam na jej widok.
Klacz podniosła głowę i spojrzała na mnie, przełykając ostatni kęs lekko wysuszonej trawy.
-Cześć... Co ty tu robisz?- spytała.
-Postanowiłem wyjść z jaskini, bo zachowuję się jak małe dziecko, które nie dostało jeść, a po drugie to... chciałbym cię przeprosić. Zachowałem się ostatnio jak totalny idiota, tamta rozmowa nie do końca nam wyszła. Powinienem tu teraz przyjść z kwiatami i podziękować ci, że próbowałaś mnie pocieszyć, ale z związku z tym, że mamy listopad... a kwiatów nie ma... to powiem tylko, że dziękuję. Mam nadzieje, że mnie zrozumiesz- przybrałem ton zbitego psa.
Klacz nie odpowiedziała. Patrzyła na mnie i przyglądała się uważnie.
-Wiesz...- zacząłem, idąc dalej i oglądając otoczenie- Nie łatwo było mi się pozbierać, ale nie można długo płakać nad rozlanym mlekiem, a zachowywałem się rzeczywiście idiotycznie. Chcę to teraz zmienić, lecz potrzebuję pomocy- spuściłem wzrok.
Rossa stała za mną. Nadal trwała cisza.
-...Jeśli oczywiście zechcesz mi pomóc- dodałem.
Nie liczyłem bardzo na to. Wiedziałem, że ostatnim czasem sporo się zmieniło. Szczególnie dużo w stadzie...
Rossa?
Od Javier`a
CD Filjan
Klacz była pogrążona w myślach, a ja czułem jak powoli ze mnie ulatuje chęć rozmowy a wkracza nuda. Szczerze mówiąc sam nie wiedziałem co tu robię i dlaczego stoję tu jak słup soli nawet się nie ruszając tylko czekając nawet sam nie wiem na co.
-Będziesz teraz rozmyślać nad swoim życiem? Jak tak to ja idę- parsknąłem.
Klacz potrząsnęła głową i zamrugała oczami, budząc się. Patrzyła na mnie przez chwile, potem orientując się, że nadal stoi przede mną.
-Tak, nie... to znaczy... Przepraszam, za bardzo pochłonęły mnie myśli- zakłopotała się, lecz po chwili wróciła do siebie- Jeśli chcesz to idź...- znowu się zacięła- Czy my kiedyś się już spotkaliśmy- spytała po chwili.
Zaśmiałem się, próbując ściszyć ton, tak by jej w miarę nie obrazić. Co jej niby przyszło do głowy, dobrze pamiętam z jakimi końmi obcowałem i nawiązywałem jakikolwiek kontakt. Spojrzałem na nią, uśmiechając się nadal rozbawiony.
-Rozumiem, że to miało być pytanie retoryczne?
-Ależ ja nie widzę w tym nic śmiesznego- prychnęła.
-Raczej nie, nie spotkaliśmy się, ale co ci niby przyszło do głowy, co?- znowuż przybrałem wyraz opanowanego ogiera.
Filjan? Też nie mam weny...
Klacz była pogrążona w myślach, a ja czułem jak powoli ze mnie ulatuje chęć rozmowy a wkracza nuda. Szczerze mówiąc sam nie wiedziałem co tu robię i dlaczego stoję tu jak słup soli nawet się nie ruszając tylko czekając nawet sam nie wiem na co.
-Będziesz teraz rozmyślać nad swoim życiem? Jak tak to ja idę- parsknąłem.
Klacz potrząsnęła głową i zamrugała oczami, budząc się. Patrzyła na mnie przez chwile, potem orientując się, że nadal stoi przede mną.
-Tak, nie... to znaczy... Przepraszam, za bardzo pochłonęły mnie myśli- zakłopotała się, lecz po chwili wróciła do siebie- Jeśli chcesz to idź...- znowu się zacięła- Czy my kiedyś się już spotkaliśmy- spytała po chwili.
Zaśmiałem się, próbując ściszyć ton, tak by jej w miarę nie obrazić. Co jej niby przyszło do głowy, dobrze pamiętam z jakimi końmi obcowałem i nawiązywałem jakikolwiek kontakt. Spojrzałem na nią, uśmiechając się nadal rozbawiony.
-Rozumiem, że to miało być pytanie retoryczne?
-Ależ ja nie widzę w tym nic śmiesznego- prychnęła.
-Raczej nie, nie spotkaliśmy się, ale co ci niby przyszło do głowy, co?- znowuż przybrałem wyraz opanowanego ogiera.
Filjan? Też nie mam weny...
Od Filjan
CD opowiadania Javier'a
Javier, Javier, Javier... Dam sobie kopyto uciąć, że o nim gdzieś słyszałam, ale gdzie? Kompletnie sobie nie mogę sobie przypomnieć. No cóż... Może później sobie przypomnę, a teraz chyba wypadałoby kontynuować tą rozmowę o wszystkim i o niczym... No właśnie, ale od co by tu powiedzieć? Mimo, że chciałam skupić soją uwagę na tym, o czym będę zanudzać Javier'a, nie potrafiłam tego zrobić. Czemu? Odpowiedź była więcej niż oczywista, w mojej głowie został tylko jeden wyraz. Castiel... Nie, to już dawno za tobą, pamiętasz? To on Cię zostawił, nie masz prawa o nim myśleć. Kolejny się znalazł, który bawi się twoim życiem... - Takie słowa zawsze sobie wmawiałam odkąd odszedł. Nie potrafiłam i nie potrafię poradzić sobie z tą stratą. Ale Filjan! Javier właśnie stoi przed sobą, i choć nie jest idealnym towarzyszem rozmowy, to dało się z nim wytrzymać. Po chwili jednak, ogier przerwał moje rozmyślania mówiąc:
(Javier? Przedłużałam jak mogłam, kompletny brak weny...)
Javier, Javier, Javier... Dam sobie kopyto uciąć, że o nim gdzieś słyszałam, ale gdzie? Kompletnie sobie nie mogę sobie przypomnieć. No cóż... Może później sobie przypomnę, a teraz chyba wypadałoby kontynuować tą rozmowę o wszystkim i o niczym... No właśnie, ale od co by tu powiedzieć? Mimo, że chciałam skupić soją uwagę na tym, o czym będę zanudzać Javier'a, nie potrafiłam tego zrobić. Czemu? Odpowiedź była więcej niż oczywista, w mojej głowie został tylko jeden wyraz. Castiel... Nie, to już dawno za tobą, pamiętasz? To on Cię zostawił, nie masz prawa o nim myśleć. Kolejny się znalazł, który bawi się twoim życiem... - Takie słowa zawsze sobie wmawiałam odkąd odszedł. Nie potrafiłam i nie potrafię poradzić sobie z tą stratą. Ale Filjan! Javier właśnie stoi przed sobą, i choć nie jest idealnym towarzyszem rozmowy, to dało się z nim wytrzymać. Po chwili jednak, ogier przerwał moje rozmyślania mówiąc:
(Javier? Przedłużałam jak mogłam, kompletny brak weny...)
Od Rossy
CD Pride
Przytaknęłam głową. Ruszyłyśmy z miejsca.
***
Chodząc po terenach, rozmawiałyśmy ze sobą. Nikogo nie było. No cóż każdy siedział w swojej jaskini. Ciągle rozmyślałam o moim partnerze. Nie odzywa się do mnie. Wychodzi bez słowa, wraca jakoś w nocy... Może mu na mnie nie zależy? Może byłam naiwna że mnie kocha...
- Czy coś się dzieje? - zapytała klacz.
Popatrzyłam na nią.
- Nie nic się nie dzieje... - powiedziałam.
< Pride?>
Przytaknęłam głową. Ruszyłyśmy z miejsca.
***
Chodząc po terenach, rozmawiałyśmy ze sobą. Nikogo nie było. No cóż każdy siedział w swojej jaskini. Ciągle rozmyślałam o moim partnerze. Nie odzywa się do mnie. Wychodzi bez słowa, wraca jakoś w nocy... Może mu na mnie nie zależy? Może byłam naiwna że mnie kocha...
- Czy coś się dzieje? - zapytała klacz.
Popatrzyłam na nią.
- Nie nic się nie dzieje... - powiedziałam.
< Pride?>
piątek, 31 października 2014
Od Havany
Idzie listopad. To w tym miesiącu świat staje się szary i smętny. Nie ma się ochoty na nic, no chyba że jest się źrebakiem, który cieszy się z każdej pory roku. Nie miałam pomysłu co robić, czym się zająć ani jak uratować obumierające stado. Porażką jest patrzenie na znudzonych członków stada, którzy powoli i po kolei odchodzą aby szukać ciekawszych stron. Ja jednak nie mogłabym opuścić tego miejsca. To stado było moim życiem, wkładałam w niego największy trud i mimo wielu sprzecznych i ciężkich wydarzeń w jego życiu jak i moim nie pozostawiłam go na pastwę losu. Jednak teraz sama straciłam siły i można było powiedzieć, że chęci. Miałam wątpliwości, lecz z drugiej strony pełnię sił.
Dotarłam do Lasu Peeves i ułożyłam się wygodnie pod cieniem drzew, słysząc jak poltrgeisty buszują w krzakach, lecz żadne z nich nie podeszło. Spoglądały tylko ukradkiem z daleka. Wiedziały skubance, że jestem alfą i, że jak zrobią głupi żart mogą pożegnać się z lasem. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się szumiące liście drzew, w pochylające się gałęzie ku ziemi i skrzypienie pni. Chciałabym chociaż na chwilę stać się takim drzewem i mieć święty spokój. Moim myślą przerwał czyiś głos:
-Hej, nie przeszkadzam?- usłyszałam obok siebie.
Otworzyłam natychmiast oczy i spojrzałam na nieznajomą sylwetkę konia.
-Oczywiście, że nie. W czymś ci pomóc?- spytałam z grzeczności.
-Właściwie to w niczym. Zauważyłam, że jesteś sama to postanowiłam podejść- odpowiedziała klacz.
Arabella lub Sahara? Lub kto inny? Dokończy ktoś?
Dotarłam do Lasu Peeves i ułożyłam się wygodnie pod cieniem drzew, słysząc jak poltrgeisty buszują w krzakach, lecz żadne z nich nie podeszło. Spoglądały tylko ukradkiem z daleka. Wiedziały skubance, że jestem alfą i, że jak zrobią głupi żart mogą pożegnać się z lasem. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się szumiące liście drzew, w pochylające się gałęzie ku ziemi i skrzypienie pni. Chciałabym chociaż na chwilę stać się takim drzewem i mieć święty spokój. Moim myślą przerwał czyiś głos:
-Hej, nie przeszkadzam?- usłyszałam obok siebie.
Otworzyłam natychmiast oczy i spojrzałam na nieznajomą sylwetkę konia.
-Oczywiście, że nie. W czymś ci pomóc?- spytałam z grzeczności.
-Właściwie to w niczym. Zauważyłam, że jesteś sama to postanowiłam podejść- odpowiedziała klacz.
Arabella lub Sahara? Lub kto inny? Dokończy ktoś?
Subskrybuj:
Posty (Atom)