Zimno. Listopad. Deszcz. I ja akurat mam dobry humor! Jednak mam to wyczucie, nie?
Obudziłam się dosyć wcześnie, ale od razu zerwałam się i wybiegłam z jaskini, nie zważając na deszcz zaczęłam biegać, skakać i śmiać się. W ten sposób obudziłam chyba całe stado...
- Zamknij się! - ktoś krzyknął
- Niektórzy jeszcze odpoczywają! - wrzasnął inny
Zignorowałam marudów, zaczęłam chodzić po jaskiniach członków stada i ich budzić. Tak wiem, niezbyt kreatywne i przyjemne zajęcie, ale nie mogłam patrzeć jak stado upada. Trzeba przecież coś zrobić! Przecież wystarczy jedna iskra, aby rozniecić ognisko, a ja właśnie jestem tą iskrą.
- Obudźcie się! - krzyczałam z uśmiechem na pysku, nie zwracając uwagi na obraźliwe słowa pod moim adresem. W końcu udało mi się obudzić i "wypłoszyć" z jaskiń kilkanaście koni. Niektóre, myślące pewnie tak jak ja, zaczęło się razem ze mną śmiać i skakać, niektórzy nadal narzekali, a jeszcze inni po prostu nas ignorowali.
(Ktoś dokończy?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz