wtorek, 4 listopada 2014

Od Qerida

Nie pamiętam już kiedy wyszedłem pierwszy raz z jaskini i wziąłem głęboki oddech, próbując poczuć smak jesieni i falującego wiatru. Moje myśli kręciły się tylko i wyłącznie wokół tamtego życia. Postanowiłem już dawno, że nie zamknę się w sobie i, że wszystko będzie tak jak kiedyś. Tylko problemem było to, że nie umiałem się zabrać do roboty. Teraz musiałem się wziąć w garść i rozłożyć skrzydła. Pierwsze co to iść i przeprosić Rosse. Głupio mi było. Pogalopowałem do jej jaskini, lecz spotkałem ją dopiero przy Mglistej Polanie. Podszedłem odważnie jak źrebak.
-Hej- uśmiechnąłem się sam na jej widok.
Klacz podniosła głowę i spojrzała na mnie, przełykając ostatni kęs lekko wysuszonej trawy.
-Cześć... Co ty tu robisz?- spytała.
-Postanowiłem wyjść z jaskini, bo zachowuję się jak małe dziecko, które nie dostało jeść, a po drugie to... chciałbym cię przeprosić. Zachowałem się ostatnio jak totalny idiota, tamta rozmowa nie do końca nam wyszła. Powinienem tu teraz przyjść z kwiatami i podziękować ci, że próbowałaś mnie pocieszyć, ale z związku z tym, że mamy listopad... a kwiatów nie ma... to powiem tylko, że dziękuję. Mam nadzieje, że mnie zrozumiesz- przybrałem ton zbitego psa.
Klacz nie odpowiedziała. Patrzyła na mnie i przyglądała się uważnie.
-Wiesz...- zacząłem, idąc dalej i oglądając otoczenie- Nie łatwo było mi się pozbierać, ale nie można długo płakać nad rozlanym mlekiem, a zachowywałem się rzeczywiście idiotycznie. Chcę to teraz zmienić, lecz potrzebuję pomocy- spuściłem wzrok.
Rossa stała za mną. Nadal trwała cisza.
-...Jeśli oczywiście zechcesz mi pomóc- dodałem.
Nie liczyłem bardzo na to. Wiedziałem, że ostatnim czasem sporo się zmieniło. Szczególnie dużo w stadzie...

Rossa?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz