Przechadzałem się przez Las Peeves. Co chwila jakieś chichoty i śmiechy. To mnie już irytuje...
- Przymknąć się! - ryknąłem. Śmiechy na chwilę przycichły. Po jakimś czasie znalazłem się na mglistej polanie. Zobaczyłem wesołą klacz. Podbiegła do mnie.
- Hej - krzyknęła i uśmiechnęła się.
- Cześć...? - zdziwiłem się.
- Pride jestem - wysapała klacz.
- Ja Spirit - mruknąłem. W tej klaczy było coś ujmującego... Jak zahipnotyzowany patrzałem w jej oczy.
< Pride?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz