środa, 31 grudnia 2014

Od Rossy

C.D Qerida

Po kilku minutach usnęłam...
Gdy się obudziłam znajdowałam się w takim czymś no... No jak to się nazywa to nie wiem. Jakiś kwadrat czy tam prostokąt. Podniosłam się i ujrzałam że w innych takich oddzielonych... O boksy! Obijało mi się to o uszy kiedyś tam... No to w innych boksach były inne konie. Obok mnie leżał Qerido, znaczy w osobnym boksie.
- Qerido... - szepnęłam.
Ogier dalej leżał nieruchomo. Co jakiś czas unosiła się jego klatka piersiowa. Powiem tyle, że tu wyglądało jak w rzeźni... W pewnym momencie przyszli tam Ci no ludzie. Siłą założyli mi na ogłowie i wytargali z boksu. Wyprowadzili mnie na zewnątrz. Była trawa, no niby pięknie, ale wszystko było ogrodzone płotem. Założyli mi na grzbiet hm... Co to było? Yhh nie wiem za bardzo się przeraziłam... Zamknęli mnie w takim czymś no i jakiś facet na mnie wsiadł. Otworzyli to ogrodzenie. No i zaczął wbijać mi coś w boki. Jednak stałam w bezruchu. Poczułam nie wiem jakby to nazwać... Poczułam dzikość. No zaczęłam wierzgać... W pewnym momencie stanęłam dęba i człowiek spadł.
- Dobra zaprowadźcie ją do boksu, pora na tam tego ogiera. - powiedział jakiś facet.
Zaprowadzili mnie do boksu. Zdjęli wszystko i zamknęli. Qerido już stał na nogach.
- Qerido! - krzyknęłam i przybliżyłam głowę do krat które nas dzieliły.

Qerido? Hyhy *o* Szalejemy <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz