Dzień jak każdy dzień. Tylko pogoda trochę już jesienna się robi. Dni coraz krótsze, aż płakać się chce na widok zapadającej nocy. Silny wiatr i deszczowe chmury. Zaspany leżałem na Mglistej Polanie. Normalnie miejsce idealne na spanie. Oprócz tego, że tu zawsze mgła i mokra trawa. Wpatrzony w dziki taniec wiewiórek szykujących się już powoli do zimy i szukających zapasów. Jest dopiero koniec sierpnia, a one już zbierają wszystko co możliwe do zjedzenia. Szkoda tylko, że potem nie mogą niektórych kryjówek znaleźć. Skubnąłem trawy, rozkoszując się wiejącym wiaterkiem. Co prawda mocno mnie wkurzał, moja grzywa latała bezwładnie, a grzywka co chwila wpadała w oczy. Myślałem o wielu rzeczach. I o ostatniej, może i dawnej informacji, która nie powiem, że mnie zabolała.
-Hej- usłyszałem za sobą.
Moja głowa automatycznie odwróciła się za dźwiękiem głosu. Był taki miękki i dodający otuchy. Od razu rozpoznałem głos Nevady. Zawsze taki miała, no... prawie. Chyba, że była wkurzona.
-Hej- uśmiechnąłem się do niej miło.
-Co tu robisz tak sam?- stanęła obok mnie.
-A wiesz... mówiłem ci, że czasem mam taki czas kiedy muszę porozmyślać o sprawach...
-A powiesz mi jakich?- zrobiła przekorną minę, a ja jej posłałem głębokie westchnienie z tajemniczym uśmieszkiem, po czym wstałem i pocałowałem w policzek.
-A ty co robisz też sama?- spytałem.
-Ciebie nie było, wiec postanowiłam przejść się na spacer, zresztą... ja pierwsza to spytałam ciebie i nie musisz mnie aż tak bardzo pilnować- udała oburzenie.
-A czy ja cie kiedykolwiek pilnowałem, w sensie... wiesz... aj tam, nie umiem się teraz normalnie wysłowić- odwróciłem głowę w stronę iglastych drzew.
-Wiem- zachichotała.
<Nevada?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz