CD Havany
Pokręciłem tylko z niedowierzaniem głową, jakbym chciał wszystkiemu zaprzeczyć.
-Wymień niby dla kogo! Wszyscy mieli i mają mnie głęboko w d*pie. Mają na to wywalone, nie obchodzi ich mój los, tak samo jak twój. Popatrz tylko! Zginiesz lub odejdziesz. Kilka dni żałoby i z powrotem szukają alfy lub stado się rozpada. Oni nie rozumieją sensu życia. Wiążą się w pary z konieczności!? Nie wiem, ale przynajmniej ja mam takie wrażenie.- odpowiedziałem z oburzeniem.
Tak... teraz miałem wszystko w d*pie. Uważałem, że to co teraz powiedziałem jest słuszne. Może nie do końca i nie dla wszystkich, ale przynajmniej pozbyłem się tej złości w środku.
-Javier... A widziałeś kiedyś konie szczęśliwsze niż pary?- odparła spokojnie z ciupką rezygnacji.
-Które po czasie się rozstają i nienawidzą całym sercem? Nie, jeszcze nie. Ale mam całe życie przed sobą i zapewne to życie i ten cały los nie jedna niespodziankę szykują- powiedziałem.
-Może i los jest okrutny, ale nie można siebie aż tak nisko cenić. To, że wydarzyło się coś w twoim życiu czego nie możesz zapomnieć, nie znaczy, że teraz wszystko zacznie tonąć i nie da się tego wyciągnąć z głębin- odparła nadal z opanowaniem w głosie.
-Czasami tak jest, że rzeczywiście tak jest, że już nic nie da się uratować- odpowiedziałam krótko, by się znowuż nie nakręcać- Przepraszam za mój wybuch. Musiałem się wylądować. Jednak moich poglądów nikt nie zmieni. Sama o tym wiesz. Nikt mnie do tego nie zmusi.
-Wiem i czuje to. I oprócz tego to jeszcze szanuję. Byleby nie zatracić się w wspomnieniach- powiedziałam i pocieszająco się do niego uśmiechnęłam.
Zapadał powoli zmrok. Słońce zaszło za horyzont, a nad nami zbierały się chmury. Zresztą cały dzień był taki byle jaki. Postanowiłem wracać do swojej nudnej, ciemnej, przywołującej wspomnienia, ale za to jak wygodnej i ciepłej jaskini.
-Będę się zbierał. To na razie- powiedziałem.
-Wracasz do domu?- spytała.
-Do jedynego mojego domu- poprawiłem ją- Tak, robi się ciemno ,a ja jestem dosyć zmęczony.
-Ja też już pójdę. Jutro chcę cię widzieć przy mojej grocie- rozkazała, na co ja zrobiłem oburzoną minę. Nienawidziłem jak ktoś mi rozkazuje i olewałem to- To rozkaz alfy- dodała.
Po mojej minie było widać, że jestem niezadowolony, ale postanowiłem przyjść. I tak nic nie miałem jutro do roboty. Kiwnąłem niechętnie głową i ruszyłem kłusem w kierunku swojej groty.
Ułożyłem się wygodnie na kupie liści, siana i mchu, po czym chwilę patrzyłem z tęsknotą w zachmurzone niebo i padający deszcz. Schowałem się w głąb jaskini i zasnąłem, osnuty ciemnością i głucha ciszą.
Havana?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz