CD Mystic`a
No nie! Tego już za wiele! Mi się nie zagradza drogi, a jak już to zazwyczaj taki ktoś raczej nie za dobrze kończy. Odwróciłam się powoli, szykując się do skopania tyłka ogierowi. Spojrzałam na niego, a ten jak to zwykle miał na sobie szarmancki uśmieszek i stał jak idiota w krainie wróżek. Poczułam jak moje moce same wyrywają się z wewnątrz, lecz musiałam je na razie uspokoić.
-U mnie są trzy ostrzeżenia. Pierwsze delikatnie, zwyczajnie powiedziane, drugie mocniejsze, właśnie przed chwila było, a trzeciego nie chcesz poznać- ostrzegłam, zaciskając zęby z nerwów.
-Czyżby? A może chcesz mi powiedzieć o nim, co?- podszedł spokojnie do mnie.
Poczułam jego ciepło na sobie, aż mnie zemdliło i odsunęłam się stopniowo.
-Nie, nie będę ci o nim mówić, ale jeśli za chwile stąd nie znikniesz możesz je poczuć na własnej skórze- syknęłam poirytowana.
-No więc dalej, słonko. Czekam- zaśmiał się z kpiną.
Wiec to tak? Już ja ci pokażę. Zadarłeś nieodpowiednia klaczą. Obok mnie jak z procy strzelił, wyrosły ogromne pędy i przygniotły ogiera do ziemi. Ten aż pisnął z wrażenia. Próbował się uwolnić, lecz wtedy pędy zaciskały się coraz mocniej. Usłyszałam dźwięk łamanych kości i krzyk Mystic`a.
-Dobra, dobra! Sorry!- krzyknął, zaciskając powieki z bólu.
Podeszłam do niego i przyklęknęłam obok. Uśmiechnęłam się obojętnie na jego krzywdę.
-Oto trzecie ostrzeżenie... Jeśli to zignorujesz, nie zawaham się ciebie nawet zabić. Chyba masz z tego jakąś nauczkę, co?- spytałam złośliwie.
Ogierowi zabrakło tchu w piersiach i tylko wydobył z siebie ciche pisknięcie, potem zaczął się dusić. Powoli i stopniowo pędy zaczęły się, rozluźniać, aż w końcu opadły i znikły pod ziemią. Ogier leżał zakrwawiony na ziemi, a z jego pyska powoli zlatywały krople krwi.
-A teraz mówię po raz ostatni. Zostaw mnie w spokoju- powiedziałam z naciskiem na ostatnie zdanie i ruszyłam przed siebie, zostawiając prawie żywego ogiera na ziemi.
~Ciekawe czy się doczłapie do lekarza lub jaskini?~ zapytałam się w myśli i uśmiechnęłam się wrednie.
Mystic? Jeśli chcesz to dokończ, mówiłam, że ona nie żartuje ;>
niedziela, 31 sierpnia 2014
Od Mystic`a
CD Sharee
Spojrzałem na nią, śmiejąc się zalotnie. Widziałem, że klacz aż trzęsie się z nerwów. To prawda... Mógłbym być mniej natrętny, ale to ona ucieka ode mnie, a ja chcę tylko pogadać.
-I znowuż się denerwujesz. Złość piękności szkodzi, a taka piękność jak ty to szkoda by było- puściłem do niej oczko- Zresztą chcę tylko porozmawiać na spokojnie, a ty od razu uciekasz i się denerwujesz. Uspokój się kotku- odparłem i okrążyłem ja kilka razy.
Klacz wodziła za mną wzrokiem. Widziałem, że ma ochotę się na mnie rzucić i rozszarpać tak bym dał jej tylko święty spokój. Jednak ja byłem przyzwyczajony na tego typu powitania. Niejedna taką uwiodłem...
-Jesteś zbyt pewny siebie- odpowiedziała.
-Mam tak od urodzenia. Od zawsze byłem... hm, jak to powiedzieć... do przodu- uśmiechnąłem się łobuzersko- Nawet nie znam twojego imienia.
-I nie poznasz- burknęła i znowuż się odwróciła, lecz ja zagrodziłem jej drogę ogniem, czując wypierającą mnie dumę.
Klacz zatrzymała się przy płomykach, nie odwracając się. Albo próbowała się uspokoić albo za chwile się na mnie rzuci...
Sharee? Mystic też nie żartuje xd
Spojrzałem na nią, śmiejąc się zalotnie. Widziałem, że klacz aż trzęsie się z nerwów. To prawda... Mógłbym być mniej natrętny, ale to ona ucieka ode mnie, a ja chcę tylko pogadać.
-I znowuż się denerwujesz. Złość piękności szkodzi, a taka piękność jak ty to szkoda by było- puściłem do niej oczko- Zresztą chcę tylko porozmawiać na spokojnie, a ty od razu uciekasz i się denerwujesz. Uspokój się kotku- odparłem i okrążyłem ja kilka razy.
Klacz wodziła za mną wzrokiem. Widziałem, że ma ochotę się na mnie rzucić i rozszarpać tak bym dał jej tylko święty spokój. Jednak ja byłem przyzwyczajony na tego typu powitania. Niejedna taką uwiodłem...
-Jesteś zbyt pewny siebie- odpowiedziała.
-Mam tak od urodzenia. Od zawsze byłem... hm, jak to powiedzieć... do przodu- uśmiechnąłem się łobuzersko- Nawet nie znam twojego imienia.
-I nie poznasz- burknęła i znowuż się odwróciła, lecz ja zagrodziłem jej drogę ogniem, czując wypierającą mnie dumę.
Klacz zatrzymała się przy płomykach, nie odwracając się. Albo próbowała się uspokoić albo za chwile się na mnie rzuci...
Sharee? Mystic też nie żartuje xd
sobota, 30 sierpnia 2014
Od Javier`a
CD Heaven
Spojrzałem na klacz z zażenowaniem. Totalnie mnie rozbroiło gdy usłyszałem tekst ,,To mój teren. Zabieraj się stąd", czy tam podobnie. Klacz widocznie zamierzała nie albo sprowokować albo rzeczywiście miała jakieś problemy ze sobą. Spokojnie skubnąłem jeszcze trochę suchej trawy i spowrotem zmierzyłem wzrokiem klacz.
-A ty nie masz innej roboty tylko zaczepianie obcych i rozkazywanie im?- prychnąłem niezadowolony.
Nie miałem najmniejszej ochoty z nią rozmawiać i w ogóle nawiązywać jakiejkolwiek konwersacji, a już na pewno się z nią kłócić. Jednak ona raczej nie zamierzała się wycofać tylko uparcie trzymać się własnego zdania. Nie zna prawa pierwszego?
-Nie zamierzam się z tobą kłócić- odparła.
-Ja również, a teraz do widzenia pani- syknąłem, odwracając głowę.
-Ha! I to się nazywa ogier!?- zrobiła żenującą minę.
Ja nie mogę! Czego ona ode mnie chce!? Mam jej bukiet wręczyć czy odprowadzić do domu by się odczepiła? Powoli traciłem cierpliwość.
-Słuchaj... Czego tak w ogóle ode mnie chcesz, co?- westchnąłem głęboko.
-Byś sobie stąd poszedł- odpowiedziała dumnie.
Wyczułem, że nie tego chciała. Nadzwyczajnie w świecie szukała kogoś do rozmowy, lecz tym kimś na pewno nie będę ja. Niech se znajdzie kogoś lepszego do pogaduszek.
Prychnąłem tylko, uśmiechając się wrednie i przewracając oczami.
Heaven?
Spojrzałem na klacz z zażenowaniem. Totalnie mnie rozbroiło gdy usłyszałem tekst ,,To mój teren. Zabieraj się stąd", czy tam podobnie. Klacz widocznie zamierzała nie albo sprowokować albo rzeczywiście miała jakieś problemy ze sobą. Spokojnie skubnąłem jeszcze trochę suchej trawy i spowrotem zmierzyłem wzrokiem klacz.
-A ty nie masz innej roboty tylko zaczepianie obcych i rozkazywanie im?- prychnąłem niezadowolony.
Nie miałem najmniejszej ochoty z nią rozmawiać i w ogóle nawiązywać jakiejkolwiek konwersacji, a już na pewno się z nią kłócić. Jednak ona raczej nie zamierzała się wycofać tylko uparcie trzymać się własnego zdania. Nie zna prawa pierwszego?
-Nie zamierzam się z tobą kłócić- odparła.
-Ja również, a teraz do widzenia pani- syknąłem, odwracając głowę.
-Ha! I to się nazywa ogier!?- zrobiła żenującą minę.
Ja nie mogę! Czego ona ode mnie chce!? Mam jej bukiet wręczyć czy odprowadzić do domu by się odczepiła? Powoli traciłem cierpliwość.
-Słuchaj... Czego tak w ogóle ode mnie chcesz, co?- westchnąłem głęboko.
-Byś sobie stąd poszedł- odpowiedziała dumnie.
Wyczułem, że nie tego chciała. Nadzwyczajnie w świecie szukała kogoś do rozmowy, lecz tym kimś na pewno nie będę ja. Niech se znajdzie kogoś lepszego do pogaduszek.
Prychnąłem tylko, uśmiechając się wrednie i przewracając oczami.
Heaven?
Od Havany
CD Jack`a
Na moja twarz stopniowo zawitał uśmiech. Ucieszyłam się gdy zobaczyłam Jack` biegnącego na przód z rozwianą grzywą. Do tego tak bardzo źle oszukującego. Stanęłam dęba i ruszyłam galopem za ogierem. na szczęście moja forma nie zmalała po tej kilku miesięcznej przerwie i ciągłego siedzenia w jaskini. Bez trudu, no, bo jakby inaczej, dogoniłam ogiera i posłałam mu ciepły uśmiech. Od kilku ładnych parunastu tygodni nie czułam wiatru w grzywie i tego jak to jest być niesionym przez wiatr. W końcu dotarliśmy do mety. Nie da się ukryć, że ogier był pierwszy, chociaż tylko o jedna nogę. Zazwyczaj trudno się przyznać do przegranej, ale Jack był szybszy, wyższy, ale za to ja jestem bardzo wytrzymała, a szybkość też mam, chociaż nie zawsze mogę się równać z innymi.
-Wiesz, że te twoje kłamstwo z wyścigami i nagły zryw typu ,,Kto pierwszy" był tandetny?- odparłam, drocząc się z nim, przy tym uśmiechając się delikatnie złośliwie.
-Wiem, mam tego świadomość- odpowiedział- A ja nie myślałem, że potrafisz być taka złośliwa i szybka- uśmiechnął się lekko.
-A co myślałeś? Że alfa to sobie nie pozwoli? A niby co była z Dęblinem?- uśmiechnęłam się po raz kolejny.
-A to inna historia... Zawsze wydawałaś mi się taka spokojna i opanowana- oparł się o drzewo, próbując uspokoić oddech.
-Bo zazwyczaj taka jestem, ale potrafię zadziwić- odparłam, również biorąc głębokie oddechy.
Jack? No właśnie... tu bekso jedna xd To się nie użalaj nad sobą tylko biegaj, bo cię wyścignę =D A ja akurat nie mam weny ;_;
Na moja twarz stopniowo zawitał uśmiech. Ucieszyłam się gdy zobaczyłam Jack` biegnącego na przód z rozwianą grzywą. Do tego tak bardzo źle oszukującego. Stanęłam dęba i ruszyłam galopem za ogierem. na szczęście moja forma nie zmalała po tej kilku miesięcznej przerwie i ciągłego siedzenia w jaskini. Bez trudu, no, bo jakby inaczej, dogoniłam ogiera i posłałam mu ciepły uśmiech. Od kilku ładnych parunastu tygodni nie czułam wiatru w grzywie i tego jak to jest być niesionym przez wiatr. W końcu dotarliśmy do mety. Nie da się ukryć, że ogier był pierwszy, chociaż tylko o jedna nogę. Zazwyczaj trudno się przyznać do przegranej, ale Jack był szybszy, wyższy, ale za to ja jestem bardzo wytrzymała, a szybkość też mam, chociaż nie zawsze mogę się równać z innymi.
-Wiesz, że te twoje kłamstwo z wyścigami i nagły zryw typu ,,Kto pierwszy" był tandetny?- odparłam, drocząc się z nim, przy tym uśmiechając się delikatnie złośliwie.
-Wiem, mam tego świadomość- odpowiedział- A ja nie myślałem, że potrafisz być taka złośliwa i szybka- uśmiechnął się lekko.
-A co myślałeś? Że alfa to sobie nie pozwoli? A niby co była z Dęblinem?- uśmiechnęłam się po raz kolejny.
-A to inna historia... Zawsze wydawałaś mi się taka spokojna i opanowana- oparł się o drzewo, próbując uspokoić oddech.
-Bo zazwyczaj taka jestem, ale potrafię zadziwić- odparłam, również biorąc głębokie oddechy.
Jack? No właśnie... tu bekso jedna xd To się nie użalaj nad sobą tylko biegaj, bo cię wyścignę =D A ja akurat nie mam weny ;_;
Od Rossy
CD Jack`a
Spojrzałam na tatę.
- Nie jest taki obcy. - powiedziałam.
Jack na mnie patrzył, tylko westchnął. Teraz już nie będziemy się tak często spotykać. Przytuliłam się do niego. Po chwili jednak się odsunęłam. Popatrzyłam tacie w oczy. Posłałam mu uśmiech. Staliśmy chwilę w ciszy. W końcu ujrzałam Tyriona.
- Przepraszam na chwilę. - przeprosiłam taty.
Podeszłam do partnera i pocałowałam go w policzek. Powiedział, że będzie czekał w jego jaskini. Po czym wróciłam do ojca.
- Czy to był Tyrion? - zapytał.
- Tak, to mój partner. - odparłam.
< Jack? >
Spojrzałam na tatę.
- Nie jest taki obcy. - powiedziałam.
Jack na mnie patrzył, tylko westchnął. Teraz już nie będziemy się tak często spotykać. Przytuliłam się do niego. Po chwili jednak się odsunęłam. Popatrzyłam tacie w oczy. Posłałam mu uśmiech. Staliśmy chwilę w ciszy. W końcu ujrzałam Tyriona.
- Przepraszam na chwilę. - przeprosiłam taty.
Podeszłam do partnera i pocałowałam go w policzek. Powiedział, że będzie czekał w jego jaskini. Po czym wróciłam do ojca.
- Czy to był Tyrion? - zapytał.
- Tak, to mój partner. - odparłam.
< Jack? >
Od Jack'a
CD Rossy
Zdębiałem. Na prawdę. Rossa odważyła się na ten krok i znalazła sobie partnera. W nagłym porywie czułości przytuliłem ją do siebie i ucałowałem w czoło. Z moich oczu popłynęły łzy szczęścia. Mam dorosłą córkę. Już nie jest moim maleństwem, o które trzeba się troszczyć. Teraz kto inny będzie sprawował nad nią pieczę.
- Ta - to - du - sisz.... - wydukała, a ja rozluźniłem uścisk.
Uśmiechnąłem się do niej przez łzy i podciągnąłem nosem.
- Ty płaczesz? -spytała przerażona.
Zaśmiałem się radośnie i stanąłem dęba. Moja Rossa. To maleństwo... Chociaż ona mi została, jedyna pociecha i opoka dla kogoś takiego jak ja.
- Z radości, dziecko. Jesteś już dorosła. Jak mogłem to przegapić? Zakochałaś się, masz partnera. chciałbym go poznać. Może nasz sobie wreszcie przedstawisz? - spytałem - Przecież, jeśli odpowiednio na to spojrzeć, to oddaję cię pod skrzydła obcego.
Rossa?
Zdębiałem. Na prawdę. Rossa odważyła się na ten krok i znalazła sobie partnera. W nagłym porywie czułości przytuliłem ją do siebie i ucałowałem w czoło. Z moich oczu popłynęły łzy szczęścia. Mam dorosłą córkę. Już nie jest moim maleństwem, o które trzeba się troszczyć. Teraz kto inny będzie sprawował nad nią pieczę.
- Ta - to - du - sisz.... - wydukała, a ja rozluźniłem uścisk.
Uśmiechnąłem się do niej przez łzy i podciągnąłem nosem.
- Ty płaczesz? -spytała przerażona.
Zaśmiałem się radośnie i stanąłem dęba. Moja Rossa. To maleństwo... Chociaż ona mi została, jedyna pociecha i opoka dla kogoś takiego jak ja.
- Z radości, dziecko. Jesteś już dorosła. Jak mogłem to przegapić? Zakochałaś się, masz partnera. chciałbym go poznać. Może nasz sobie wreszcie przedstawisz? - spytałem - Przecież, jeśli odpowiednio na to spojrzeć, to oddaję cię pod skrzydła obcego.
Rossa?
Od Jack'a
CD Havany
Zmusiłem się do uśmiechu i westchnąłem ciężko. Swojego losu szczęśliwym bym nie nazwał, ale nic na to nie poradzę i lepiej nie narzekać do końca swych dni.
- Lepiej zejdźmy z tematu mojego życia, bo chyba się zaszlachtuje. Poważnie - wydukałem i mrugnąłem do klaczy.
- Wiesz co? Nigdy jakoś nie poznałam tego wesołego ogiera, o którym mi opowiadano... - powiedziała zaczepnie, starając sie dodać mi otuchy.
Alfa każe mi wyluzować, kto by pomyślał, że w moim życiu zajdzie taka ironia. Doskonale pamiętam jak to ja prosiłem Dęblina, by nie przejmował się wszystkim i pozwolił sobie na odrobinę szaleństwa. Na tę myśl uśmiechnąłem się szczerze. Może jeśli spróbuje, to uda mi się odpuścić i upchnąć smutki na dnie serca. Nie jest to łatwe, ale wykonalne. Spojrzałem, na Havanę. Była silna i potrafiła radzić sobie z przeciwnościami losu. Przecież nie mogę zatracić sie w wspomnieniach i zostawić wszystkiego na jej barkach. Przynajmniej nie teraz, może kiedyś, gdy ona znajdzie wsparcie w kimś innym, wtedy będę mógł zapomnieć o świecie i użalać się nad sobą.
- To co? - zacząłem - Wyścig do tamtych drzew? - wypaliłem i nie czekając na odpowiedź rzuciłem się przed siebie.
Może pęd osuszy moje łzy, może ucieknę choć na chwilę od niemiłych wspomnieć. Ale muszę być szybki, tak by nic mnie nie dogoniło.
Havana? Nienawidzę Jack'a gdy się nad sobą użala. Beksa jedna xD
Zmusiłem się do uśmiechu i westchnąłem ciężko. Swojego losu szczęśliwym bym nie nazwał, ale nic na to nie poradzę i lepiej nie narzekać do końca swych dni.
- Lepiej zejdźmy z tematu mojego życia, bo chyba się zaszlachtuje. Poważnie - wydukałem i mrugnąłem do klaczy.
- Wiesz co? Nigdy jakoś nie poznałam tego wesołego ogiera, o którym mi opowiadano... - powiedziała zaczepnie, starając sie dodać mi otuchy.
Alfa każe mi wyluzować, kto by pomyślał, że w moim życiu zajdzie taka ironia. Doskonale pamiętam jak to ja prosiłem Dęblina, by nie przejmował się wszystkim i pozwolił sobie na odrobinę szaleństwa. Na tę myśl uśmiechnąłem się szczerze. Może jeśli spróbuje, to uda mi się odpuścić i upchnąć smutki na dnie serca. Nie jest to łatwe, ale wykonalne. Spojrzałem, na Havanę. Była silna i potrafiła radzić sobie z przeciwnościami losu. Przecież nie mogę zatracić sie w wspomnieniach i zostawić wszystkiego na jej barkach. Przynajmniej nie teraz, może kiedyś, gdy ona znajdzie wsparcie w kimś innym, wtedy będę mógł zapomnieć o świecie i użalać się nad sobą.
- To co? - zacząłem - Wyścig do tamtych drzew? - wypaliłem i nie czekając na odpowiedź rzuciłem się przed siebie.
Może pęd osuszy moje łzy, może ucieknę choć na chwilę od niemiłych wspomnieć. Ale muszę być szybki, tak by nic mnie nie dogoniło.
Havana? Nienawidzę Jack'a gdy się nad sobą użala. Beksa jedna xD
Od Sharee
CD Mystic`a
Zmrużyłam oczy i położyłam po sobie uszy. Czułam jak we mnie narastało ciśnienie widząc ogiera, który stopniowo się do mnie zbliżał, ciągle mówiąc ,,słoneczko", ,,kochanie" i coś w tym stylu. Kolejny d***k, który myślał, że tak łatwo mnie poderwie.
-Słuchaj... Po pierwsze, ,,kochanie" to możesz sobie mówiąc do swojej dziewczynie lub mamusi, którą najwyraźniej zgubiłeś. Po drugie, nie mam ochoty gadać z dziećmi takimi jak ty, to tylko zabiera mi czas. Po trzecie, chyba się z księżyca urwałeś jeśli myślisz, że poderwiesz mnie tymi swoimi zalotnymi oczkami i ciepłymi słówkami- uśmiechnęłam się dumnie i odwróciłam się znów tyłem.
Zapadła chwile ciszy, a ogier widocznie myślał co znowuż powiedzieć. Raczej go to nie zatkało, bardzo dobrze wiedział, że nie będzie łatwo. Rozmyślał co by tu odpowiedzieć, a ja sobie tylko czekałam kiedy mogłabym go porządni kopnąć w d*pe, tak, że by się obliznął.
-Czemu aż tak agresywnie? Przecież chciałem tylko porozmawiać- podszedł i szturnął mnie w bok.
Uśmiechnęłam się złośliwe, patrząc z spokojnym spojrzeniem na ogiera, który był nie mało podekscytowany.
-A czy ty widzisz koniu jeden, że ja nie mam najmniejszej ochoty z tobą rozmawiać? A tak w ogóle pozwoliłam siebie dotykać? Nie, wiec następnym razem z nim mnie klepniesz to się powstrzymaj, bo dostaniesz takiego kopa, że wylądujesz na końcu terenów stada tak, że cię własna mamusia nie pozna- zagroziłam i ruszyłam przed siebie.
Tak jak myślałam, ogier ruszył chwilę potem za mną. Czy to było takie trudne do pojęcia!? Że nie mam zamiaru z nim rozmawiać!!! Stanęłam i przydusiłam ogiera to skalnej ściany.
-Odwalisz się ode mnie czy mam zastosować bardziej drastyczne środki?- syknęłam, robiąc teatralnie milutki uśmieszek.
Poczułam jak ogier zatrząsnął się, lecz szybko za pomocą ognia, przeteleportował się w inne miejsce, tuż za mną. Powoli się obróciłam i spojrzałam na niego pełnym nienawiści wzrokiem. Był tak upierdliwy i natrętny jak mucha. Nie cierpię ogierów takich jak on. Wręcz nienawidzę. Czy to tak trudno zrozumieć, że ma stąd iść???
-Idziesz już sobie?- trzymałam w sobie ostatki cierpliwości.
Ogier zaśmiał się szarmancko.
Mystic? Sharee zazwyczaj nie żartuje...
Zmrużyłam oczy i położyłam po sobie uszy. Czułam jak we mnie narastało ciśnienie widząc ogiera, który stopniowo się do mnie zbliżał, ciągle mówiąc ,,słoneczko", ,,kochanie" i coś w tym stylu. Kolejny d***k, który myślał, że tak łatwo mnie poderwie.
-Słuchaj... Po pierwsze, ,,kochanie" to możesz sobie mówiąc do swojej dziewczynie lub mamusi, którą najwyraźniej zgubiłeś. Po drugie, nie mam ochoty gadać z dziećmi takimi jak ty, to tylko zabiera mi czas. Po trzecie, chyba się z księżyca urwałeś jeśli myślisz, że poderwiesz mnie tymi swoimi zalotnymi oczkami i ciepłymi słówkami- uśmiechnęłam się dumnie i odwróciłam się znów tyłem.
Zapadła chwile ciszy, a ogier widocznie myślał co znowuż powiedzieć. Raczej go to nie zatkało, bardzo dobrze wiedział, że nie będzie łatwo. Rozmyślał co by tu odpowiedzieć, a ja sobie tylko czekałam kiedy mogłabym go porządni kopnąć w d*pe, tak, że by się obliznął.
-Czemu aż tak agresywnie? Przecież chciałem tylko porozmawiać- podszedł i szturnął mnie w bok.
Uśmiechnęłam się złośliwe, patrząc z spokojnym spojrzeniem na ogiera, który był nie mało podekscytowany.
-A czy ty widzisz koniu jeden, że ja nie mam najmniejszej ochoty z tobą rozmawiać? A tak w ogóle pozwoliłam siebie dotykać? Nie, wiec następnym razem z nim mnie klepniesz to się powstrzymaj, bo dostaniesz takiego kopa, że wylądujesz na końcu terenów stada tak, że cię własna mamusia nie pozna- zagroziłam i ruszyłam przed siebie.
Tak jak myślałam, ogier ruszył chwilę potem za mną. Czy to było takie trudne do pojęcia!? Że nie mam zamiaru z nim rozmawiać!!! Stanęłam i przydusiłam ogiera to skalnej ściany.
-Odwalisz się ode mnie czy mam zastosować bardziej drastyczne środki?- syknęłam, robiąc teatralnie milutki uśmieszek.
Poczułam jak ogier zatrząsnął się, lecz szybko za pomocą ognia, przeteleportował się w inne miejsce, tuż za mną. Powoli się obróciłam i spojrzałam na niego pełnym nienawiści wzrokiem. Był tak upierdliwy i natrętny jak mucha. Nie cierpię ogierów takich jak on. Wręcz nienawidzę. Czy to tak trudno zrozumieć, że ma stąd iść???
-Idziesz już sobie?- trzymałam w sobie ostatki cierpliwości.
Ogier zaśmiał się szarmancko.
Mystic? Sharee zazwyczaj nie żartuje...
piątek, 29 sierpnia 2014
Od Mystic`a
Postanowiłem zaszaleć nad Willą Mrocznej Damy. Zawsze widziałem tam mało koni, a teraz zresztą i tak jest zazwyczaj mało koni. Podobno partner Havany odszedł czyli ja miałem szansę chociaż porozmawiać z nią. Obiecałem jej, że jeszcze nie ostatni raz mnie widziała i mnie zobaczy. Niech tylko poczeka.
Plan miałem już gotowy w głowie. Wystarczyło tylko się odprężyć, chociaż z tym nie miałem najmniejszych problemów. Przypatrzyłem się białemu śniegu i czerwonej rzece, a raczej krwi. Imponowało mi to miejsce. Lubiłem jej, chociaż zawsze jak tu wchodziłem to lodowate dreszcze przechodziły po mnie. Ogrzałem się dopiero wtedy gdy zobaczyłem kasztanowatą klacz przy brzegu. Wtedy to mną zatrząsnęło. Tak ciemnych oczu to żadna klacz nie ma. Gładka sierść, dobrze zarysowane odmiany. Po prostu cud i marzenie. Podbiegłem od razu.
-Cześć śliczna- automatycznie włączyła mi się gadka przystojniaczka i cwaniaczka.
Klacz zmierzyła mnie wzrokiem, jakby chciała powiedzieć: ,,Spadaj, bo inaczej możesz źle skończyć, a jak nie to sama cię wykończę".
-Następny chętny do rozmów- parsknęło pod nosem i odwróciła się ,dając wyraźnie znak, że nie ma ochoty gadać.
-Oj, nie odwracaj się tyłem kochana. Nie musisz się tak od razu denerwować- uśmiechnąłem się zalotnie.
Sharee?
Plan miałem już gotowy w głowie. Wystarczyło tylko się odprężyć, chociaż z tym nie miałem najmniejszych problemów. Przypatrzyłem się białemu śniegu i czerwonej rzece, a raczej krwi. Imponowało mi to miejsce. Lubiłem jej, chociaż zawsze jak tu wchodziłem to lodowate dreszcze przechodziły po mnie. Ogrzałem się dopiero wtedy gdy zobaczyłem kasztanowatą klacz przy brzegu. Wtedy to mną zatrząsnęło. Tak ciemnych oczu to żadna klacz nie ma. Gładka sierść, dobrze zarysowane odmiany. Po prostu cud i marzenie. Podbiegłem od razu.
-Cześć śliczna- automatycznie włączyła mi się gadka przystojniaczka i cwaniaczka.
Klacz zmierzyła mnie wzrokiem, jakby chciała powiedzieć: ,,Spadaj, bo inaczej możesz źle skończyć, a jak nie to sama cię wykończę".
-Następny chętny do rozmów- parsknęło pod nosem i odwróciła się ,dając wyraźnie znak, że nie ma ochoty gadać.
-Oj, nie odwracaj się tyłem kochana. Nie musisz się tak od razu denerwować- uśmiechnąłem się zalotnie.
Sharee?
Od Heaven
Moje dni był nudne i prawie ciągle takie same. Pride gdzieś sobie poszła, a to była chyba jedyna osoba, z którą mogłam swobodnie porozmawiać i zaszaleć. Czułam się jak stara klacz. Wstałam, zjadłam śniadanie, poszłam się umyć, postałam gdzieniegdzie chwilkę, poskubałam trawy, zjadłam obiad, poszłam się wygalopować, znów zjadłam posiłek i poszłam spać. Czasem z tej nudy to nawet nie mogłam spać. Patrzyłam w niebo i rozmyślałam nad wieloma sprawami.
Nastał kolejny nudny dzień. Zrobiłam to co zwykle i poszłam do Lasu Peeves. Akurat przechodziłam obok największej sosny w lesie, przy której zawsze dużo przesiadywałam. Jednakże nie byłam teraz całkiem sama. Obok niej pasł się, jeśli można nazwać pasieniem się jedząc suchą trawę, kasztanowaty ogier. Od razu przypomniał mi się ten incydent z poprzednia gadka z tamtym kasztanem co chyba już odszedł ze stada. Położyłam po sobie uszy i zwróciłam się do niego.
-Jak zwykle ktoś musi przesiadywać tam gdzie ja chcę- stanęłam przy drzewie.
Ogier podniósł głowę i zmierzył mnie wzrokiem z żenadą.
~O... zaczyna się gadka szmatka~ pomyślałam.
Automatycznie położył uszy po sobie dając znak, że nie chce i nie ma najmniejszej ochoty ze mną rozmawiać ani nawiązywać jakiegokolwiek kontaktu.
-Słyszysz czy głuchy jesteś?- spytałam, lecz ogier nawet nie zareagował.
Miał mnie kompletnie gdzieś. To co, że to ja zaczęłam. Nie obchodziło mnie to. Zajął moje miejsce.
~Ale ze mnie egoistka... Opanuj się Heaven~ skarciłam siebie.
Javier?
Nastał kolejny nudny dzień. Zrobiłam to co zwykle i poszłam do Lasu Peeves. Akurat przechodziłam obok największej sosny w lesie, przy której zawsze dużo przesiadywałam. Jednakże nie byłam teraz całkiem sama. Obok niej pasł się, jeśli można nazwać pasieniem się jedząc suchą trawę, kasztanowaty ogier. Od razu przypomniał mi się ten incydent z poprzednia gadka z tamtym kasztanem co chyba już odszedł ze stada. Położyłam po sobie uszy i zwróciłam się do niego.
-Jak zwykle ktoś musi przesiadywać tam gdzie ja chcę- stanęłam przy drzewie.
Ogier podniósł głowę i zmierzył mnie wzrokiem z żenadą.
~O... zaczyna się gadka szmatka~ pomyślałam.
Automatycznie położył uszy po sobie dając znak, że nie chce i nie ma najmniejszej ochoty ze mną rozmawiać ani nawiązywać jakiegokolwiek kontaktu.
-Słyszysz czy głuchy jesteś?- spytałam, lecz ogier nawet nie zareagował.
Miał mnie kompletnie gdzieś. To co, że to ja zaczęłam. Nie obchodziło mnie to. Zajął moje miejsce.
~Ale ze mnie egoistka... Opanuj się Heaven~ skarciłam siebie.
Javier?
Od Javier`a
CD Havany
I po raz kolejny nie wiedziałem co odpowiedzieć ani jak zareagować na tego typu stwierdzenie. Totalnie mnie zszokowało, ale ona miała w pewnym sęsie rację.
-Może i masz rację- odparłem niepewny.
Usłyszałem jak klacz chichocze i podchodzi, delikatnie swoimi miękkimi krokami.
-Przyjdziesz jeszcze do mnie kiedyś porozmawiać?- spytała, uśmiechając się.
,,Uwielbiałem" tego typu pytania. A jeszcze bardziej poplotkować sobie z inną osobą. Popatrzyłem na nią krzywo, a ona jakby automatycznie załapała o co chodzi i co chcę powiedzieć, dlatego szybko mi przerwała.
-Przecież wiem, że nie lubisz, ale przyjść nie zaszkodzi- puściła oczko i ruszyła w stronę swojej jaskini.
Odprowadziłem ją wzrokiem, po czym z powrotem wróciłem do oglądania nieba i opierania się o drzewo. Dzisiejszego dnia chyba już nic nie będę miał do roboty, więc nie będę bez sensownie siedział w jaskini. Rozejrzałem się dookoła i popędziłem w stronę pobliskiego lasu.
I po raz kolejny nie wiedziałem co odpowiedzieć ani jak zareagować na tego typu stwierdzenie. Totalnie mnie zszokowało, ale ona miała w pewnym sęsie rację.
-Może i masz rację- odparłem niepewny.
Usłyszałem jak klacz chichocze i podchodzi, delikatnie swoimi miękkimi krokami.
-Przyjdziesz jeszcze do mnie kiedyś porozmawiać?- spytała, uśmiechając się.
,,Uwielbiałem" tego typu pytania. A jeszcze bardziej poplotkować sobie z inną osobą. Popatrzyłem na nią krzywo, a ona jakby automatycznie załapała o co chodzi i co chcę powiedzieć, dlatego szybko mi przerwała.
-Przecież wiem, że nie lubisz, ale przyjść nie zaszkodzi- puściła oczko i ruszyła w stronę swojej jaskini.
Odprowadziłem ją wzrokiem, po czym z powrotem wróciłem do oglądania nieba i opierania się o drzewo. Dzisiejszego dnia chyba już nic nie będę miał do roboty, więc nie będę bez sensownie siedział w jaskini. Rozejrzałem się dookoła i popędziłem w stronę pobliskiego lasu.
czwartek, 28 sierpnia 2014
Od Havany
CD Jack`a
Uśmiechnęłam się lekko. Chciałam aby ogier trochę wyluzował, żeby sytuacja, a raczej sytuacje trochę przyhamowały.
-Skąd wiem? Cóż... to nie trudne. Po pierwsze widzi się, a uwierz, że widziałam jak razem rozmawialiście, a po drugie ma się te moce- uśmiechnęłam się delikatnie.
Ogier zrozumiał i zmrużył oczy, robiąc przekorna minę. Wiedział, że czytałam mu w myśli, chwilę.
-Nie robi się tak. To nie ładnie Havano. Alfa stada?- oparł, drocząc się.
-Alfa stada tez musi w pewnym momencie wyluzować- odpowiedziałam- Tak samo jak Beta.
Odwróciłam się w stronę szumiących drzew. Wiedziałam, że dla ogiera to trudne tak samo jak jego sytuacja, lecz bardzo mi zależało aby nie zatracał się w wspomnieniach i myślach. Nie mógł ciągle chodzić ponury i samotny. Przynajmniej ja tak sobie wyobrażałam. Sama sobie się dziwiłam, że potrafię się spokojnie zrelaksować po tym co się stało. Pomimo tego, że jeszcze jestem radosna, blizny zostaną na wieki.
-Nie masz pecha. Uważam, że masz wielkie szczęście- powiedziałam do Jack`a, który nie uwierzył mi raczej. Zawsze miał jakąś odpowiedź na koncie.
Jack? Wreszcie xd Jestem wytrwała... ;p
Uśmiechnęłam się lekko. Chciałam aby ogier trochę wyluzował, żeby sytuacja, a raczej sytuacje trochę przyhamowały.
-Skąd wiem? Cóż... to nie trudne. Po pierwsze widzi się, a uwierz, że widziałam jak razem rozmawialiście, a po drugie ma się te moce- uśmiechnęłam się delikatnie.
Ogier zrozumiał i zmrużył oczy, robiąc przekorna minę. Wiedział, że czytałam mu w myśli, chwilę.
-Nie robi się tak. To nie ładnie Havano. Alfa stada?- oparł, drocząc się.
-Alfa stada tez musi w pewnym momencie wyluzować- odpowiedziałam- Tak samo jak Beta.
Odwróciłam się w stronę szumiących drzew. Wiedziałam, że dla ogiera to trudne tak samo jak jego sytuacja, lecz bardzo mi zależało aby nie zatracał się w wspomnieniach i myślach. Nie mógł ciągle chodzić ponury i samotny. Przynajmniej ja tak sobie wyobrażałam. Sama sobie się dziwiłam, że potrafię się spokojnie zrelaksować po tym co się stało. Pomimo tego, że jeszcze jestem radosna, blizny zostaną na wieki.
-Nie masz pecha. Uważam, że masz wielkie szczęście- powiedziałam do Jack`a, który nie uwierzył mi raczej. Zawsze miał jakąś odpowiedź na koncie.
Jack? Wreszcie xd Jestem wytrwała... ;p
Od Rossy
CD Jack`a
Spojrzałam na ojca. Westchnęłam.
- Tato... Ja musze iść. Wybacz. - powiedziałam.
Odbiegłam choć nie miałam ochoty...
*
Minęło kilka dni. Z tatą nie widziałam sie kilka dni. W końcu na niego wpadłam. Posłałam mu uśmiech.
- Cześć tato.. - powiedziałam.
- O cześć. - odparł zamyślony.
Wywróciłam oczami.
- No to sie doczekałeś... Twoja córka... - przeciągnęłam.
Spojrzał na mnie.
- No mów co ty. - odparł.
-Zgadnij.
- Yyyyy.. Nie wiem. - burknął.
Westchnęłam.
- Twoja córka ma... - dałam mu do dokończenia.
- Źrebaki?
Pokręciłam głową.
- Partnera?
Uśmiechnęłam sie do niego.
- Zgadłeś.
Jack? ;p
Spojrzałam na ojca. Westchnęłam.
- Tato... Ja musze iść. Wybacz. - powiedziałam.
Odbiegłam choć nie miałam ochoty...
*
Minęło kilka dni. Z tatą nie widziałam sie kilka dni. W końcu na niego wpadłam. Posłałam mu uśmiech.
- Cześć tato.. - powiedziałam.
- O cześć. - odparł zamyślony.
Wywróciłam oczami.
- No to sie doczekałeś... Twoja córka... - przeciągnęłam.
Spojrzał na mnie.
- No mów co ty. - odparł.
-Zgadnij.
- Yyyyy.. Nie wiem. - burknął.
Westchnęłam.
- Twoja córka ma... - dałam mu do dokończenia.
- Źrebaki?
Pokręciłam głową.
- Partnera?
Uśmiechnęłam sie do niego.
- Zgadłeś.
Jack? ;p
Od Jack'a
Cd Havany
Może rzeczywiście zbyt dramatyzowałem. Co ja mam poradzić, gdy życie biegnie innym torem niż ja bym chciał. Zdawałem sobie sprawę, że klacz ma dość mojego zachowania, bo w tamtym momencie naprawdę zachowywałem się jak dziecko, któremu zabrano lizaka. Skarciłem siebie w myślach i postanowiłem zachowywać się normalnie, choć wydawało się to zadaniem ponad moje siły.
Kiwnąłem łbem i postanowiłem podchwycić temat, którym Havana umiejętnie sprowokowała mnie do rozmowy. Po głowie błąkała się mi jedna myśl - skąd ona wie? Przeżyłem zdecydowanie zbyt wiele, a moje związki w stadzie nie były zwykłymi. Narobiłem bałaganu, który nie łatwo było posprzątać. Podjąłem złe decyzje, które odbiły się na mnie. Może żadna z dwóch klaczy, z którymi byłem nie była mi pisana? To już zbytnie drążenie tematu. Kochałem je obie.
- Zakochała się - wydukałem - Mam nadzieję, że więcej w niej z matki, niż ze mnie. W innym razie nie wróżyłoby jej to dobrze. Ale skąd ty w ogóle o niej wiesz? Jest moją córką z pierwszego związku. Z innego miejsca. W którym miałem tyle szczęścia co i tu. Chodzący pech - podsumowałem, myśląc o sobie.
Havana? Doczekałaś się :)
Może rzeczywiście zbyt dramatyzowałem. Co ja mam poradzić, gdy życie biegnie innym torem niż ja bym chciał. Zdawałem sobie sprawę, że klacz ma dość mojego zachowania, bo w tamtym momencie naprawdę zachowywałem się jak dziecko, któremu zabrano lizaka. Skarciłem siebie w myślach i postanowiłem zachowywać się normalnie, choć wydawało się to zadaniem ponad moje siły.
Kiwnąłem łbem i postanowiłem podchwycić temat, którym Havana umiejętnie sprowokowała mnie do rozmowy. Po głowie błąkała się mi jedna myśl - skąd ona wie? Przeżyłem zdecydowanie zbyt wiele, a moje związki w stadzie nie były zwykłymi. Narobiłem bałaganu, który nie łatwo było posprzątać. Podjąłem złe decyzje, które odbiły się na mnie. Może żadna z dwóch klaczy, z którymi byłem nie była mi pisana? To już zbytnie drążenie tematu. Kochałem je obie.
- Zakochała się - wydukałem - Mam nadzieję, że więcej w niej z matki, niż ze mnie. W innym razie nie wróżyłoby jej to dobrze. Ale skąd ty w ogóle o niej wiesz? Jest moją córką z pierwszego związku. Z innego miejsca. W którym miałem tyle szczęścia co i tu. Chodzący pech - podsumowałem, myśląc o sobie.
Havana? Doczekałaś się :)
od Cloud'a von Meteorite
CD. Spartana
Po dłuższej chwili, w czasie której uważnie przyglądałem się nowo poznanemu ogierowi, odparłem:
- Zgoda, i tak nie mam nic lepszego do roboty.
- To świetnie ! Dokąd ruszamy ?! - wykrzyknął rozentuzjazmowany Spartan.
- Aby coś zaproponować, muszę najpierw dowiedzieć się, co zdążyliście już obejrzeć. - przypomniałem mu.
- A tak, jasne, zupełnie zapomniałem, więc jak na razie był to jedynie Woskowy Las.
- Dobrze, co powiecie na Magiczną Zatokę ? - zaproponowałem.
- Ja jestem za, jak wiesz, to jedne z moich ulubionych miejsc na naszych terenach, - odparła moja siostra.
- Owszem, moje również.
- Może to dlatego, że twoim żywiołem jest magia... - rozmyślała Alestria.
- Być może. - odparłem i zwróciłem się do samca. - A Ty co o tym sądzisz ?
<Spartan, co Ty na to ?>
Po dłuższej chwili, w czasie której uważnie przyglądałem się nowo poznanemu ogierowi, odparłem:
- Zgoda, i tak nie mam nic lepszego do roboty.
- To świetnie ! Dokąd ruszamy ?! - wykrzyknął rozentuzjazmowany Spartan.
- Aby coś zaproponować, muszę najpierw dowiedzieć się, co zdążyliście już obejrzeć. - przypomniałem mu.
- A tak, jasne, zupełnie zapomniałem, więc jak na razie był to jedynie Woskowy Las.
- Dobrze, co powiecie na Magiczną Zatokę ? - zaproponowałem.
- Ja jestem za, jak wiesz, to jedne z moich ulubionych miejsc na naszych terenach, - odparła moja siostra.
- Owszem, moje również.
- Może to dlatego, że twoim żywiołem jest magia... - rozmyślała Alestria.
- Być może. - odparłem i zwróciłem się do samca. - A Ty co o tym sądzisz ?
<Spartan, co Ty na to ?>
środa, 27 sierpnia 2014
Od Havany
CD Javier`a
Zamyśliłam się. Pewnie myślał, że wyciągnęłam go na spacer tylko tak sobie, bo miałam ochotę lub brakowało mi kogoś. Miałam konkretne pytanie, które chodziło mi w kółko w głowie.
-Co zamierzasz teraz zrobić?- odwróciłam się do niego- Kiedy już wszystko wiesz, kiedy zostałeś sam.
Ogier zastanowił się chwilę. Albo nie wiedział co odpowiedzieć albo po prostu nie chciał się przyznać.
-Nie wiem. Na pewno wszystkiego się nie dowiedziałem o mojej... ym... rodzinie, ale to już i tak się nie dowiem- odparł.
-Pewnie nie... Ale w pewnym sęsie jesteśmy ze sobą powiązani- odparłam z naturalnym dla mnie spokojem.
Ogier popatrzył na mnie, lekko jak na wariatkę. Udaje czy nie? Świetnie grał, nadawałby się na aktora. Jednak nic nie odpowiedział. Nastała głucha cisza.
Javier?
Zamyśliłam się. Pewnie myślał, że wyciągnęłam go na spacer tylko tak sobie, bo miałam ochotę lub brakowało mi kogoś. Miałam konkretne pytanie, które chodziło mi w kółko w głowie.
-Co zamierzasz teraz zrobić?- odwróciłam się do niego- Kiedy już wszystko wiesz, kiedy zostałeś sam.
Ogier zastanowił się chwilę. Albo nie wiedział co odpowiedzieć albo po prostu nie chciał się przyznać.
-Nie wiem. Na pewno wszystkiego się nie dowiedziałem o mojej... ym... rodzinie, ale to już i tak się nie dowiem- odparł.
-Pewnie nie... Ale w pewnym sęsie jesteśmy ze sobą powiązani- odparłam z naturalnym dla mnie spokojem.
Ogier popatrzył na mnie, lekko jak na wariatkę. Udaje czy nie? Świetnie grał, nadawałby się na aktora. Jednak nic nie odpowiedział. Nastała głucha cisza.
Javier?
Od Havany
CD Slayer`a
-Nie prawda- oznajmiłam mu, patrząc prosto, szczerze w oczy- Nie zawadzasz. A depresja to prawie normalne. Ale cieszę się, że nie chcesz odejść od nas. Szczerze to dostaje takich wiadomości coraz częściej.
-Jeśli komuś się nie układa lub cos przeżył... trudno pozostać w jednym miejscu- powiedział.
-Doskonale o tym wiem. Jest dużo przykładów- oznajmiłam i wpatrzyłam się w zielone drzewa.
-A więc panie doktorze... Witam na nowym stanowisku- uśmiechnęłam się do niego ciepło.
Słońce zachodziło ku horyzontowi. Miałam nadzieję, że noc nie będzie zimna.
Slayer? Brak weny ;_;
-Nie prawda- oznajmiłam mu, patrząc prosto, szczerze w oczy- Nie zawadzasz. A depresja to prawie normalne. Ale cieszę się, że nie chcesz odejść od nas. Szczerze to dostaje takich wiadomości coraz częściej.
-Jeśli komuś się nie układa lub cos przeżył... trudno pozostać w jednym miejscu- powiedział.
-Doskonale o tym wiem. Jest dużo przykładów- oznajmiłam i wpatrzyłam się w zielone drzewa.
-A więc panie doktorze... Witam na nowym stanowisku- uśmiechnęłam się do niego ciepło.
Słońce zachodziło ku horyzontowi. Miałam nadzieję, że noc nie będzie zimna.
Slayer? Brak weny ;_;
Nowa para!
Od Slayer'a
CD. Havany
-Wiem, że wszystko wiesz lepiej. Ty niedawno straciłaś partnera bo... niespodziewanie odszedł. Zostałaś sama z obowiązkami. Więc wiesz co ja czuję, gdy odeszła Scolle. - powiedziałem ponuro
-A co się stanie teraz... jeśli odchodzisz ze stanowiska? - spytała
-Obejmę stanowisko lekarza, wreszcie się do czegoś wam przydam. Nie, nie mów, że jestem ważny. Nie jestem. Udajecie tylko, chcąc aby mi nie było przykro. Naprawdę nie musicie. A przez moją depresję tylko wam będę zawadzał.
Havana?
-Wiem, że wszystko wiesz lepiej. Ty niedawno straciłaś partnera bo... niespodziewanie odszedł. Zostałaś sama z obowiązkami. Więc wiesz co ja czuję, gdy odeszła Scolle. - powiedziałem ponuro
-A co się stanie teraz... jeśli odchodzisz ze stanowiska? - spytała
-Obejmę stanowisko lekarza, wreszcie się do czegoś wam przydam. Nie, nie mów, że jestem ważny. Nie jestem. Udajecie tylko, chcąc aby mi nie było przykro. Naprawdę nie musicie. A przez moją depresję tylko wam będę zawadzał.
Havana?
Od Javier`a
CD Havany
Klacz uśmiechnęła się przyjaźnie i ruszyła wolnym stępem. Posłusznie ruszyłem za nią. Nastał kolejny deszczowy dzień. Nawet jeszcze bardziej niż wczoraj. Patrzyłem na spadające krople deszczu i szumiące drzew. Wszystkie stworzenia pochował się jakby z obawy, że deszcz zaleje je i utoną. Ptaki tuliły się do siebie, przemoczone, ogrzewając się nawzajem na gałęziach drzew. Patrzyłem na to jak na czary, podziwiając przyrodę za doskonała harmonię.
-Chyba teraz dasz się skusić na spacer. Nie lubię rozmawiać w miejscu, stojąc jak zdrętwiała, stara klacz, a taka nie jestem- uśmiechnęłam się do niego.
-Wolę nawiązywać konwersacje od razu na miejscu- odparłem zdecydowanie, myśląc tylko gdzie byśmy mogli pójść gdybym się zgodził.
-Nie jesteś wielkim fanem spacerów po terenach. A przydałoby ci się. Podobno nie znasz za bardzo stada- spojrzała na mnie z przekonaniem.
-A jak widać? Nie potrzebne mi to. Wystarczy mi moja intuicja i dobre wyszkolenie. Potrafię sobie poradzić sam- stanąłem pod drzewem, opierając się o nie- Tak więc... O czym chciałaś porozmawiać tak koniecznie?- spojrzałem teraz na nią, odrywając się od wielkich gałęzi pobliskich rosnących dębów.
Jednak nie usłyszałem odpowiedzi. Klacz stała niedaleko mnie, wpatrując się w pochmurne niebo.
-Słyszysz?- powtórzyłem.
-Słyszę- odpowiedziała krótko.
Podniosłem brew, próbując zrozumieć o co jej chodzi. Ja w*le, jeśli będę tu tak stał to nie długo zapuszczę korzenie.
Havana?
Klacz uśmiechnęła się przyjaźnie i ruszyła wolnym stępem. Posłusznie ruszyłem za nią. Nastał kolejny deszczowy dzień. Nawet jeszcze bardziej niż wczoraj. Patrzyłem na spadające krople deszczu i szumiące drzew. Wszystkie stworzenia pochował się jakby z obawy, że deszcz zaleje je i utoną. Ptaki tuliły się do siebie, przemoczone, ogrzewając się nawzajem na gałęziach drzew. Patrzyłem na to jak na czary, podziwiając przyrodę za doskonała harmonię.
-Chyba teraz dasz się skusić na spacer. Nie lubię rozmawiać w miejscu, stojąc jak zdrętwiała, stara klacz, a taka nie jestem- uśmiechnęłam się do niego.
-Wolę nawiązywać konwersacje od razu na miejscu- odparłem zdecydowanie, myśląc tylko gdzie byśmy mogli pójść gdybym się zgodził.
-Nie jesteś wielkim fanem spacerów po terenach. A przydałoby ci się. Podobno nie znasz za bardzo stada- spojrzała na mnie z przekonaniem.
-A jak widać? Nie potrzebne mi to. Wystarczy mi moja intuicja i dobre wyszkolenie. Potrafię sobie poradzić sam- stanąłem pod drzewem, opierając się o nie- Tak więc... O czym chciałaś porozmawiać tak koniecznie?- spojrzałem teraz na nią, odrywając się od wielkich gałęzi pobliskich rosnących dębów.
Jednak nie usłyszałem odpowiedzi. Klacz stała niedaleko mnie, wpatrując się w pochmurne niebo.
-Słyszysz?- powtórzyłem.
-Słyszę- odpowiedziała krótko.
Podniosłem brew, próbując zrozumieć o co jej chodzi. Ja w*le, jeśli będę tu tak stał to nie długo zapuszczę korzenie.
Havana?
Od Havany
CD Slayer`a
Do końca nie mogłam zrozumieć czemu Slayer chce odejść. Rozumiałam go i szanuje jego decyzję. Ale stanowiska nie załatwia się od tak sobie. Co prawda Tyrion miał prawo dziedziczyć rangę i ja nie miałam nic przeciwko temu, tylko co się stanie z Slayer`em?
-Nie zgadzam się do tego co mówisz, ale szanuję twoja decyzję. Nie wiem czy chcesz ze mną rozmawiać o tym co się stało, ale myślę, że to nie przez twoja starość, bo stary nie jesteś- odparłam- Ale jeśli tak sobie życzysz... Chcesz by twoje stanowisko odziedziczył Tyrion. Tak?
-Jeśli to możliwe to naturalnie, że tak. On jest młody i ma powodzenie w życiu... Myślę, że nada się w sam raz na Gammę- odparł ze smutkiem.
-Mogłabym z nim potem porozmawiać?- spytałam.
-Chyba tak- odpowiedział.
-Przykro mi z powodu Scolle- chciałam go podnieść na duchu- Nie wiem co dokładnie się stało, ale współczuję. Uwierz... że wiem jak to jest. Jesteś dla stada ważny i chociaż wiadomo, że jest zawsze ktoś przeciwko tobie to jesteś ważny dla nas, nawet jeśli ty tak nie uważasz lub kto inny. I uwierz, że jestem uparta i swojego zdania trzymam się twardo.
Nie wiem co ogier teraz myślał, nie zamierzałam patrzeć w jego głowę. Wiedziałam, że on już swoją decyzje podjął i nie zmieni zdania. Chciałam tylko jeszcze porozmawiać z Tyrionem i wyjaśnić parę spraw. A oprócz tego podnieść Slayer`a na duchu. Prawda... Nie wiedziałam jak zareaguje na moje słowa, ale będzie trzeba wziąć to na klatę.
Slayer?
Do końca nie mogłam zrozumieć czemu Slayer chce odejść. Rozumiałam go i szanuje jego decyzję. Ale stanowiska nie załatwia się od tak sobie. Co prawda Tyrion miał prawo dziedziczyć rangę i ja nie miałam nic przeciwko temu, tylko co się stanie z Slayer`em?
-Nie zgadzam się do tego co mówisz, ale szanuję twoja decyzję. Nie wiem czy chcesz ze mną rozmawiać o tym co się stało, ale myślę, że to nie przez twoja starość, bo stary nie jesteś- odparłam- Ale jeśli tak sobie życzysz... Chcesz by twoje stanowisko odziedziczył Tyrion. Tak?
-Jeśli to możliwe to naturalnie, że tak. On jest młody i ma powodzenie w życiu... Myślę, że nada się w sam raz na Gammę- odparł ze smutkiem.
-Mogłabym z nim potem porozmawiać?- spytałam.
-Chyba tak- odpowiedział.
-Przykro mi z powodu Scolle- chciałam go podnieść na duchu- Nie wiem co dokładnie się stało, ale współczuję. Uwierz... że wiem jak to jest. Jesteś dla stada ważny i chociaż wiadomo, że jest zawsze ktoś przeciwko tobie to jesteś ważny dla nas, nawet jeśli ty tak nie uważasz lub kto inny. I uwierz, że jestem uparta i swojego zdania trzymam się twardo.
Nie wiem co ogier teraz myślał, nie zamierzałam patrzeć w jego głowę. Wiedziałam, że on już swoją decyzje podjął i nie zmieni zdania. Chciałam tylko jeszcze porozmawiać z Tyrionem i wyjaśnić parę spraw. A oprócz tego podnieść Slayer`a na duchu. Prawda... Nie wiedziałam jak zareaguje na moje słowa, ale będzie trzeba wziąć to na klatę.
Slayer?
Od Slayer`a
Wydaje mi się, że od mojego dramatycznego rozstania się ze Scolle... Nie, poprawka. To ona ode mnie odeszła a gdy wróciła to... jakby jej nie było.
Ale na czym to stanąłem?
Od tamtego czasu wpadłem w depresję. Tak, ogłaszam to wam. Nie mogę być dalej ogierem Gamma. Zresztą kto widział na takim stanowisku takiego snobka jak ja?
To, że nim zostałem było decyzją Alf. Ale to nie była trafna decyzja. Nie chcę, aby zobaczyli jaki jestem slaby i chyba... chyba oddam moje stanowisko synowi. On jest młody, piękny i w dodatku z tego co widzę ma już klacz na oku. Całe szczęście, że mu się udało.
Postanowiłem powiedzieć o tym mojemu synowi a potem Havanie.
Syna znalazłem na Zatoką Gwiazd. Pamiętam jak... jak ze Scolle całowaliśmy się tutaj do utraty tchu...
Nie, nie Slayer. Jej już nie ma. Dla Ciebie nie ma.
-Tyrion - zawołałem dosyć wojskowym tonem
Przybiegł do mnie i zasalutował, niczym wychowanek wojska. Z trudem dusił śmiech.
-Tak jest tato! - odparł
-Słuchaj... Ja dłużej nie mogę być Gammą. Postarzałem się, pochorowałem... A ty jesteś młody, piękny i z tego co widzę zaraz przestaniesz być kawalerem. Tak trzymać! Oddam Ci swoje stanowisko, skoro sam już nie mogę być kimś dla tego stada...
Tyrion milczał a ja nie czekając na odpowiedź pogalopowałem w poszukiwaniu alfy stada.
Była na Mglistej Polanie, miejscu, które nieodłącznie kojarzy mi się z Tyrionem i Midway, gdy byli małymi źrebakami, którym tylko zabawa w głowie.
Potrząsnąłem głową po czym podszedłem do Havany.
-Dzień dobry - rzekłem, nieco ponuro
-Witaj Slayer - uśmiechnęła się - Co Cię do mnie sprowadza?
Wziąłem głęboki oddech.
-Moja decyzja... - zacząłem - Nie mogę być dłużej Gammą. Chciałbym, o ile to możliwe aby tą funkcję dostał mój syn. Ja... jestem za stary, a odkąd nie ma ze mną Scolle nie potrafię już żyć dla siebie a co dopiero dla was...
Havana?
Ale na czym to stanąłem?
Od tamtego czasu wpadłem w depresję. Tak, ogłaszam to wam. Nie mogę być dalej ogierem Gamma. Zresztą kto widział na takim stanowisku takiego snobka jak ja?
To, że nim zostałem było decyzją Alf. Ale to nie była trafna decyzja. Nie chcę, aby zobaczyli jaki jestem slaby i chyba... chyba oddam moje stanowisko synowi. On jest młody, piękny i w dodatku z tego co widzę ma już klacz na oku. Całe szczęście, że mu się udało.
Postanowiłem powiedzieć o tym mojemu synowi a potem Havanie.
Syna znalazłem na Zatoką Gwiazd. Pamiętam jak... jak ze Scolle całowaliśmy się tutaj do utraty tchu...
Nie, nie Slayer. Jej już nie ma. Dla Ciebie nie ma.
-Tyrion - zawołałem dosyć wojskowym tonem
Przybiegł do mnie i zasalutował, niczym wychowanek wojska. Z trudem dusił śmiech.
-Tak jest tato! - odparł
-Słuchaj... Ja dłużej nie mogę być Gammą. Postarzałem się, pochorowałem... A ty jesteś młody, piękny i z tego co widzę zaraz przestaniesz być kawalerem. Tak trzymać! Oddam Ci swoje stanowisko, skoro sam już nie mogę być kimś dla tego stada...
Tyrion milczał a ja nie czekając na odpowiedź pogalopowałem w poszukiwaniu alfy stada.
Była na Mglistej Polanie, miejscu, które nieodłącznie kojarzy mi się z Tyrionem i Midway, gdy byli małymi źrebakami, którym tylko zabawa w głowie.
Potrząsnąłem głową po czym podszedłem do Havany.
-Dzień dobry - rzekłem, nieco ponuro
-Witaj Slayer - uśmiechnęła się - Co Cię do mnie sprowadza?
Wziąłem głęboki oddech.
-Moja decyzja... - zacząłem - Nie mogę być dłużej Gammą. Chciałbym, o ile to możliwe aby tą funkcję dostał mój syn. Ja... jestem za stary, a odkąd nie ma ze mną Scolle nie potrafię już żyć dla siebie a co dopiero dla was...
Havana?
Od Harry`ego
CD Anastazji
Popatrzyłem na nią.
- Bo nie sądziłem że mnie pokochasz, takiego debilu. - powiedziałem.
Wywróciła oczami.
- Może spacer? - spytałem.
Przytaknęła głową. Ruszyliśmy w stronę Mglistej polany. Gdy tam dotarliśmy zaczęliśmy skubać trawę. Przestaliśmy skubać trawę i zaczęliśmy ze sobą rozmawiać.
- Anastazjo...
- Hm?
- Będziemy mieszkać u mnie czy u ciebie? - spytałem
Anastazja? ;)
Popatrzyłem na nią.
- Bo nie sądziłem że mnie pokochasz, takiego debilu. - powiedziałem.
Wywróciła oczami.
- Może spacer? - spytałem.
Przytaknęła głową. Ruszyliśmy w stronę Mglistej polany. Gdy tam dotarliśmy zaczęliśmy skubać trawę. Przestaliśmy skubać trawę i zaczęliśmy ze sobą rozmawiać.
- Anastazjo...
- Hm?
- Będziemy mieszkać u mnie czy u ciebie? - spytałem
Anastazja? ;)
Od Rossy
CD Tyriona
Spojrzałam na ogiera. Posłałam mu uśmiech.
- Kto pierwszy na Mglistej polanie? - zapytałam.
- Jasne... Trzy, dwa... Jeden!
Oboje ruszyliśmy galopem przed siebie. Biegliśmy kopyto w kopytu, dosłownie. Gdy już widzieliśmy miejsce do którego zmierzamy, oboje przyśpieszyliśmy. W końcu dobiegliśmy, lecz przegrałam. Ogier wygrał.
- Ha! Wygrałem! Wygrałem! Wygrałem! - krzyczał.
Podeszłam do niego i go pocałowałam w policzek.
- Tak wygrałeś. - powiedziałam.
Zaczęłam skubać trawę, ale Tyrion zaczął się psocić. Prychnęłam kilka razy, ale on dalej się psocił. W końcu podniosłam głowę do góry.
- Daj już spokój. - powiedziałam.
- Nie. - odparł.
Zaczął lekko przygryzać mi ucho.
- Tyrion! - krzyknęłam.
Pobiegłam trochę do przodu. Ale on od razu za mną pobiegł. Stanął przede mną i przyłożył swoje czoło do mojego czoła. Patrzyliśmy sobie w oczy... Po chwili sie odsunęłam, zaczęłam iść w innym kierunku, machałam ogonem i szłam jak księżniczka z uniesionym łbem.
Tyrion? Ona lubi fantazjować XD
Spojrzałam na ogiera. Posłałam mu uśmiech.
- Kto pierwszy na Mglistej polanie? - zapytałam.
- Jasne... Trzy, dwa... Jeden!
Oboje ruszyliśmy galopem przed siebie. Biegliśmy kopyto w kopytu, dosłownie. Gdy już widzieliśmy miejsce do którego zmierzamy, oboje przyśpieszyliśmy. W końcu dobiegliśmy, lecz przegrałam. Ogier wygrał.
- Ha! Wygrałem! Wygrałem! Wygrałem! - krzyczał.
Podeszłam do niego i go pocałowałam w policzek.
- Tak wygrałeś. - powiedziałam.
Zaczęłam skubać trawę, ale Tyrion zaczął się psocić. Prychnęłam kilka razy, ale on dalej się psocił. W końcu podniosłam głowę do góry.
- Daj już spokój. - powiedziałam.
- Nie. - odparł.
Zaczął lekko przygryzać mi ucho.
- Tyrion! - krzyknęłam.
Pobiegłam trochę do przodu. Ale on od razu za mną pobiegł. Stanął przede mną i przyłożył swoje czoło do mojego czoła. Patrzyliśmy sobie w oczy... Po chwili sie odsunęłam, zaczęłam iść w innym kierunku, machałam ogonem i szłam jak księżniczka z uniesionym łbem.
Tyrion? Ona lubi fantazjować XD
Od Havany
CD Javier`a
Odprowadziłam ogiera wzrokiem. Moja głowa była totalnie zapchana emocjami i wiadomościami z dzisiaj. Przydałby mi się porządny sen. Od dawna nie mogłam normalnie spać, czując wokół siebie samotność i pustkę. Ruszyłam w kierunku mojej jaskini, która nie była już daleko, po czym położyłam się spać.
*Rano, następny dzień*
Wstałam dosyć wcześnie. Widząc, że ogiera jeszcze nie ma ruszyłam w kierunku Mglistej Polany, by się dobrze najeść. Sama widziałam, że wyglądam nie najlepiej. Wróciłam z powrotem chyba po niedługim czasie. Javier czekał już na mnie zniecierpliwiony.
-No, no... Widzę, że jesteś punktualny- podeszłam bliżej.
Młody odwrócił się w moim kierunku, bacznie obserwując jakby nie był pewny, że ja to ja. zachichotałam gdy zobaczyłam jego niepewna minę.
-Punktualny owszem, lecz do cierpliwych nie należę- odparł, wodząc oczami w tą i z powrotem.
-Serio? Myślałam, że jesteś bardzo cierpliwy. Wyglądasz na takiego- wskazałam głową na niego.
-Może i wyglądam. Przejdźmy może do czegoś innego. Po co mnie wezwałaś?- utrzymywał bardzo dobrze powagę i spokój.
-Chciałam porozmawiać... Tak na spokojnie, bez żadnego stresu- odparłam, stając obok wielkiego kamienia.
-Nie masz z kim czy wszyscy cię olali?- na jego twarzy zobaczyłam cień uśmiechu. Co prawda złośliwego, lecz w końcu coś.
-Bardzo śmieszne. Nie... po prostu chcę jeszcze raz wszystko wyjaśnić- odpowiedziałam ze spokojem.
Javier popatrzył chwilę na mnie po czym z głębokim westchnięciem zgodził się na rozmowę.
<Javier?>
Odprowadziłam ogiera wzrokiem. Moja głowa była totalnie zapchana emocjami i wiadomościami z dzisiaj. Przydałby mi się porządny sen. Od dawna nie mogłam normalnie spać, czując wokół siebie samotność i pustkę. Ruszyłam w kierunku mojej jaskini, która nie była już daleko, po czym położyłam się spać.
*Rano, następny dzień*
Wstałam dosyć wcześnie. Widząc, że ogiera jeszcze nie ma ruszyłam w kierunku Mglistej Polany, by się dobrze najeść. Sama widziałam, że wyglądam nie najlepiej. Wróciłam z powrotem chyba po niedługim czasie. Javier czekał już na mnie zniecierpliwiony.
-No, no... Widzę, że jesteś punktualny- podeszłam bliżej.
Młody odwrócił się w moim kierunku, bacznie obserwując jakby nie był pewny, że ja to ja. zachichotałam gdy zobaczyłam jego niepewna minę.
-Punktualny owszem, lecz do cierpliwych nie należę- odparł, wodząc oczami w tą i z powrotem.
-Serio? Myślałam, że jesteś bardzo cierpliwy. Wyglądasz na takiego- wskazałam głową na niego.
-Może i wyglądam. Przejdźmy może do czegoś innego. Po co mnie wezwałaś?- utrzymywał bardzo dobrze powagę i spokój.
-Chciałam porozmawiać... Tak na spokojnie, bez żadnego stresu- odparłam, stając obok wielkiego kamienia.
-Nie masz z kim czy wszyscy cię olali?- na jego twarzy zobaczyłam cień uśmiechu. Co prawda złośliwego, lecz w końcu coś.
-Bardzo śmieszne. Nie... po prostu chcę jeszcze raz wszystko wyjaśnić- odpowiedziałam ze spokojem.
Javier popatrzył chwilę na mnie po czym z głębokim westchnięciem zgodził się na rozmowę.
<Javier?>
Nowa para! :D
Od Tyriona
CD. Rossy
Pokiwałem głową po czym wtuliłem się w nią pyskiem. Znieruchomiała i tak patrzeliśmy się na zachodzące słońce, które chowało się już za horyzontem.
-No dobra - otrząsnąłem się, wzdychając lekko
Rossa odskoczyła, zdziwiona biegiem losu.
-Coś nie tak? - spytała
Pokręciłem głową ale i odpowiedziałem:
-Nie, jednakże... myślę,że wystarczy tych czułości i czas na... wyścig! -zawołałem
Rossa?
Pokiwałem głową po czym wtuliłem się w nią pyskiem. Znieruchomiała i tak patrzeliśmy się na zachodzące słońce, które chowało się już za horyzontem.
-No dobra - otrząsnąłem się, wzdychając lekko
Rossa odskoczyła, zdziwiona biegiem losu.
-Coś nie tak? - spytała
Pokręciłem głową ale i odpowiedziałem:
-Nie, jednakże... myślę,że wystarczy tych czułości i czas na... wyścig! -zawołałem
Rossa?
Od Anastazji
CD. Harry'ego
-Jakże bym mogła... nią nie zostać! - zawołałam na tyle uroczyście, na ile pozwalała mi moja radość i uaktywnione nagle szczęście.
Harry przytulił mnie do siebie a po tym nasze chrapy połączyły się w długim i namiętnym pocałunku a potem ponownie oderwaliśmy się od siebie.
-Dlaczego myślałeś, że nie dam Ci tego zaszczytu? - spytałam się, zerkając w jego piękne, ciemne oczy.
Harry?
-Jakże bym mogła... nią nie zostać! - zawołałam na tyle uroczyście, na ile pozwalała mi moja radość i uaktywnione nagle szczęście.
Harry przytulił mnie do siebie a po tym nasze chrapy połączyły się w długim i namiętnym pocałunku a potem ponownie oderwaliśmy się od siebie.
-Dlaczego myślałeś, że nie dam Ci tego zaszczytu? - spytałam się, zerkając w jego piękne, ciemne oczy.
Harry?
wtorek, 26 sierpnia 2014
Od Javier`a
CD Havany
Pokręciłem tylko z niedowierzaniem głową, jakbym chciał wszystkiemu zaprzeczyć.
-Wymień niby dla kogo! Wszyscy mieli i mają mnie głęboko w d*pie. Mają na to wywalone, nie obchodzi ich mój los, tak samo jak twój. Popatrz tylko! Zginiesz lub odejdziesz. Kilka dni żałoby i z powrotem szukają alfy lub stado się rozpada. Oni nie rozumieją sensu życia. Wiążą się w pary z konieczności!? Nie wiem, ale przynajmniej ja mam takie wrażenie.- odpowiedziałem z oburzeniem.
Tak... teraz miałem wszystko w d*pie. Uważałem, że to co teraz powiedziałem jest słuszne. Może nie do końca i nie dla wszystkich, ale przynajmniej pozbyłem się tej złości w środku.
-Javier... A widziałeś kiedyś konie szczęśliwsze niż pary?- odparła spokojnie z ciupką rezygnacji.
-Które po czasie się rozstają i nienawidzą całym sercem? Nie, jeszcze nie. Ale mam całe życie przed sobą i zapewne to życie i ten cały los nie jedna niespodziankę szykują- powiedziałem.
-Może i los jest okrutny, ale nie można siebie aż tak nisko cenić. To, że wydarzyło się coś w twoim życiu czego nie możesz zapomnieć, nie znaczy, że teraz wszystko zacznie tonąć i nie da się tego wyciągnąć z głębin- odparła nadal z opanowaniem w głosie.
-Czasami tak jest, że rzeczywiście tak jest, że już nic nie da się uratować- odpowiedziałam krótko, by się znowuż nie nakręcać- Przepraszam za mój wybuch. Musiałem się wylądować. Jednak moich poglądów nikt nie zmieni. Sama o tym wiesz. Nikt mnie do tego nie zmusi.
-Wiem i czuje to. I oprócz tego to jeszcze szanuję. Byleby nie zatracić się w wspomnieniach- powiedziałam i pocieszająco się do niego uśmiechnęłam.
Zapadał powoli zmrok. Słońce zaszło za horyzont, a nad nami zbierały się chmury. Zresztą cały dzień był taki byle jaki. Postanowiłem wracać do swojej nudnej, ciemnej, przywołującej wspomnienia, ale za to jak wygodnej i ciepłej jaskini.
-Będę się zbierał. To na razie- powiedziałem.
-Wracasz do domu?- spytała.
-Do jedynego mojego domu- poprawiłem ją- Tak, robi się ciemno ,a ja jestem dosyć zmęczony.
-Ja też już pójdę. Jutro chcę cię widzieć przy mojej grocie- rozkazała, na co ja zrobiłem oburzoną minę. Nienawidziłem jak ktoś mi rozkazuje i olewałem to- To rozkaz alfy- dodała.
Po mojej minie było widać, że jestem niezadowolony, ale postanowiłem przyjść. I tak nic nie miałem jutro do roboty. Kiwnąłem niechętnie głową i ruszyłem kłusem w kierunku swojej groty.
Ułożyłem się wygodnie na kupie liści, siana i mchu, po czym chwilę patrzyłem z tęsknotą w zachmurzone niebo i padający deszcz. Schowałem się w głąb jaskini i zasnąłem, osnuty ciemnością i głucha ciszą.
Havana?
Pokręciłem tylko z niedowierzaniem głową, jakbym chciał wszystkiemu zaprzeczyć.
-Wymień niby dla kogo! Wszyscy mieli i mają mnie głęboko w d*pie. Mają na to wywalone, nie obchodzi ich mój los, tak samo jak twój. Popatrz tylko! Zginiesz lub odejdziesz. Kilka dni żałoby i z powrotem szukają alfy lub stado się rozpada. Oni nie rozumieją sensu życia. Wiążą się w pary z konieczności!? Nie wiem, ale przynajmniej ja mam takie wrażenie.- odpowiedziałem z oburzeniem.
Tak... teraz miałem wszystko w d*pie. Uważałem, że to co teraz powiedziałem jest słuszne. Może nie do końca i nie dla wszystkich, ale przynajmniej pozbyłem się tej złości w środku.
-Javier... A widziałeś kiedyś konie szczęśliwsze niż pary?- odparła spokojnie z ciupką rezygnacji.
-Które po czasie się rozstają i nienawidzą całym sercem? Nie, jeszcze nie. Ale mam całe życie przed sobą i zapewne to życie i ten cały los nie jedna niespodziankę szykują- powiedziałem.
-Może i los jest okrutny, ale nie można siebie aż tak nisko cenić. To, że wydarzyło się coś w twoim życiu czego nie możesz zapomnieć, nie znaczy, że teraz wszystko zacznie tonąć i nie da się tego wyciągnąć z głębin- odparła nadal z opanowaniem w głosie.
-Czasami tak jest, że rzeczywiście tak jest, że już nic nie da się uratować- odpowiedziałam krótko, by się znowuż nie nakręcać- Przepraszam za mój wybuch. Musiałem się wylądować. Jednak moich poglądów nikt nie zmieni. Sama o tym wiesz. Nikt mnie do tego nie zmusi.
-Wiem i czuje to. I oprócz tego to jeszcze szanuję. Byleby nie zatracić się w wspomnieniach- powiedziałam i pocieszająco się do niego uśmiechnęłam.
Zapadał powoli zmrok. Słońce zaszło za horyzont, a nad nami zbierały się chmury. Zresztą cały dzień był taki byle jaki. Postanowiłem wracać do swojej nudnej, ciemnej, przywołującej wspomnienia, ale za to jak wygodnej i ciepłej jaskini.
-Będę się zbierał. To na razie- powiedziałem.
-Wracasz do domu?- spytała.
-Do jedynego mojego domu- poprawiłem ją- Tak, robi się ciemno ,a ja jestem dosyć zmęczony.
-Ja też już pójdę. Jutro chcę cię widzieć przy mojej grocie- rozkazała, na co ja zrobiłem oburzoną minę. Nienawidziłem jak ktoś mi rozkazuje i olewałem to- To rozkaz alfy- dodała.
Po mojej minie było widać, że jestem niezadowolony, ale postanowiłem przyjść. I tak nic nie miałem jutro do roboty. Kiwnąłem niechętnie głową i ruszyłem kłusem w kierunku swojej groty.
Ułożyłem się wygodnie na kupie liści, siana i mchu, po czym chwilę patrzyłem z tęsknotą w zachmurzone niebo i padający deszcz. Schowałem się w głąb jaskini i zasnąłem, osnuty ciemnością i głucha ciszą.
Havana?
Od Havany
CD Javier`a
W głębi duszy się uśmiechnęłam, ale znowuż poczułam wielkie ukłucie w sercu. Nie wiedziałam jak to jest stracić matkę, która umarła, bo nikt jej nie chciał pomóc. Nie wiedziałąm jak to jest nie mieć rodzeństwa, bo sama nigdy tego czegoś nie miałam, do tego nie straciłam przy narodzinach. Nie wiedziałam jak to jest gdy twój ojciec ucieka ze stada, chociaż dobrze wiedziałąm, że dla Dęblina to też nie było łatwe. Za to wiedziałąm jak to jest stracić najbliższych.
-Dlatego powinniśmy się trzymać razem- zwróciłam się do ogiera.
-Nigdy z nikim się nie trzymałem i nie zamierzam. Wiadomo, że to przynosi tylko dodatkowy ból. Przyszedłem do ciebie i rozmawiam z tobą tylko dlatego, że jesteś i będziesz jedyną powiązaną ze mną osobą. Nie mówię, że traktuje cię jak rodzinę, ale jako kogoś znajomego- powiedział stanowczo.
-Przyjaciela?- spytałam, próbując patrzeć mu w oczy.
-Nie, znajomego. Przyjaciół to ja raczej nie zdobędę, zresztą nie potrzebne użalanie się nade mną. Głupi byłem, że płakałem z powodu, że zostałem sam- pokręcił z niedowierzaniem głową.
-A stado? Przecież masz jeszcze je...- dodałam.
-Stado...- zaśmiał się lekko z kpiną- Przecież sama widzisz, że każdy patrzy tylko na siebie i na inne bliskie mu osoby. I na tych co mu lub jej się podobają. No, bo patrz...- Podszedł kiedykolwiek jakikolwiek zwykły koń i porozmawiał z tobą dłużej niż dzień i nie na temat czy może dołączyć do stada?- patrzył na mnie z dumą, a zarazem z kpiną dla nawet sama nie wiedziałam kogo.
Nie odpowiedziałam mu na to pytanie. Totalnie mnie zatkało. Oprócz Dęblina, Jack`a i tamtej małej co była to nikt. Musiałam się przyznać, że nie.
-No właśnie- wyczuł to w moich oczach i obrócił się z powrotem- Nikomu na nikim nie zależy.
-Nie możesz do końca tak myśleć. Dla niektórych jesteś najważniejszy na świecie- zaprzeczyłam.
<Javier?>
W głębi duszy się uśmiechnęłam, ale znowuż poczułam wielkie ukłucie w sercu. Nie wiedziałam jak to jest stracić matkę, która umarła, bo nikt jej nie chciał pomóc. Nie wiedziałąm jak to jest nie mieć rodzeństwa, bo sama nigdy tego czegoś nie miałam, do tego nie straciłam przy narodzinach. Nie wiedziałam jak to jest gdy twój ojciec ucieka ze stada, chociaż dobrze wiedziałąm, że dla Dęblina to też nie było łatwe. Za to wiedziałąm jak to jest stracić najbliższych.
-Dlatego powinniśmy się trzymać razem- zwróciłam się do ogiera.
-Nigdy z nikim się nie trzymałem i nie zamierzam. Wiadomo, że to przynosi tylko dodatkowy ból. Przyszedłem do ciebie i rozmawiam z tobą tylko dlatego, że jesteś i będziesz jedyną powiązaną ze mną osobą. Nie mówię, że traktuje cię jak rodzinę, ale jako kogoś znajomego- powiedział stanowczo.
-Przyjaciela?- spytałam, próbując patrzeć mu w oczy.
-Nie, znajomego. Przyjaciół to ja raczej nie zdobędę, zresztą nie potrzebne użalanie się nade mną. Głupi byłem, że płakałem z powodu, że zostałem sam- pokręcił z niedowierzaniem głową.
-A stado? Przecież masz jeszcze je...- dodałam.
-Stado...- zaśmiał się lekko z kpiną- Przecież sama widzisz, że każdy patrzy tylko na siebie i na inne bliskie mu osoby. I na tych co mu lub jej się podobają. No, bo patrz...- Podszedł kiedykolwiek jakikolwiek zwykły koń i porozmawiał z tobą dłużej niż dzień i nie na temat czy może dołączyć do stada?- patrzył na mnie z dumą, a zarazem z kpiną dla nawet sama nie wiedziałam kogo.
Nie odpowiedziałam mu na to pytanie. Totalnie mnie zatkało. Oprócz Dęblina, Jack`a i tamtej małej co była to nikt. Musiałam się przyznać, że nie.
-No właśnie- wyczuł to w moich oczach i obrócił się z powrotem- Nikomu na nikim nie zależy.
-Nie możesz do końca tak myśleć. Dla niektórych jesteś najważniejszy na świecie- zaprzeczyłam.
<Javier?>
Od Javier`a
CD Havany
Nie wiedziałem co zrobić ani co powiedzieć. Czy uciec od prawdy i ją okłamać czy przyjąć to wszystko na klatę z honorem. Mam przywoływać dawne wspomnienia co z powrotem otwierają rany? Wiedziałem, że pójście do niej i dowiedzenie się paru spraw to będzie zły i zbyt ryzykowny pomysł. W szczególności gdy nikomu się nie ufa.
~Możesz mi zaufać...~ zdanie to brzęczało mi w uszach.
Miałem sto pytań do. Czy oby na pewno. A może to tylko zasadzka?
-Właśnie nie... Nikomu nie można ufać. Nawet tym co są ,,dobrzy". Każdy w środku ma potwora. U innych bardziej się on wyjawia, a u innych mniej. Jaką mam pewność, że mogę ci zaufać?- spojrzałem dumnie w jej oczy.
-Właśnie to się nazywa zaufanie. Powierzenie komuś tego co cię najbardziej boli i nigdy byś o tym żadnej osobie powiedział- mówiła spokojnym, zrównoważonym tonem.
-Więc chcesz wiedzieć jak moi rodzice się nazywali?- odwróciłem się tyłem do niej i spojrzałem daleko przed siebie.
-Tak... Czemu akurat tak bardzo chcesz wiedzieć o Dęblinie?- podeszła bliżej.
Nastała chwila prawdy. Może i lepiej? Albo i tragicznie.
-Moja matka nazywała się Miriam- usłyszałem, że klacz staje zdrętwiała na głos jej imienia. Już chyba wiedziała dalszą część- A o Dęblinie chce dużo wiedzieć, ponieważ to mój ojciec. Nigdy w życiu go nie widziałem. Uciekł gdy tylko dowiedział się, że ma dziecko z obcą, a może i nie obcą, klaczą. Uważam go za tchórza i nie obraź się Havano. Nie masz za kim płakać. On nie zasługuje na ciebie- moja mina przybrała poważny wyraz.
Teraz nie czułem nic. Ani bólu, ani gniewu, szczęścia, czy samotności. Znów nastała ta chwila pustki, kiedy nie czułem nic. Za to wiedziałem co czuje ona.
-Nie wiedziałam, że... że jesteś jego... synem- wykrztusiła, próbując zrozumieć całe to co jej wyjawiłem.
-W ogóle ci nie powiedział o mnie. To wiem na pewno. Nie musisz nic już mówić. To co było już się nie stanie i nie powróci. To wszystko odeszło, on odszedł, moja matka, został tylko gniew i smutek. Teraz już wiesz i rozumiesz czemu jestem taki jaki jestem- znów z powrotem odwróciłem się do niej.
Havana?
Nie wiedziałem co zrobić ani co powiedzieć. Czy uciec od prawdy i ją okłamać czy przyjąć to wszystko na klatę z honorem. Mam przywoływać dawne wspomnienia co z powrotem otwierają rany? Wiedziałem, że pójście do niej i dowiedzenie się paru spraw to będzie zły i zbyt ryzykowny pomysł. W szczególności gdy nikomu się nie ufa.
~Możesz mi zaufać...~ zdanie to brzęczało mi w uszach.
Miałem sto pytań do. Czy oby na pewno. A może to tylko zasadzka?
-Właśnie nie... Nikomu nie można ufać. Nawet tym co są ,,dobrzy". Każdy w środku ma potwora. U innych bardziej się on wyjawia, a u innych mniej. Jaką mam pewność, że mogę ci zaufać?- spojrzałem dumnie w jej oczy.
-Właśnie to się nazywa zaufanie. Powierzenie komuś tego co cię najbardziej boli i nigdy byś o tym żadnej osobie powiedział- mówiła spokojnym, zrównoważonym tonem.
-Więc chcesz wiedzieć jak moi rodzice się nazywali?- odwróciłem się tyłem do niej i spojrzałem daleko przed siebie.
-Tak... Czemu akurat tak bardzo chcesz wiedzieć o Dęblinie?- podeszła bliżej.
Nastała chwila prawdy. Może i lepiej? Albo i tragicznie.
-Moja matka nazywała się Miriam- usłyszałem, że klacz staje zdrętwiała na głos jej imienia. Już chyba wiedziała dalszą część- A o Dęblinie chce dużo wiedzieć, ponieważ to mój ojciec. Nigdy w życiu go nie widziałem. Uciekł gdy tylko dowiedział się, że ma dziecko z obcą, a może i nie obcą, klaczą. Uważam go za tchórza i nie obraź się Havano. Nie masz za kim płakać. On nie zasługuje na ciebie- moja mina przybrała poważny wyraz.
Teraz nie czułem nic. Ani bólu, ani gniewu, szczęścia, czy samotności. Znów nastała ta chwila pustki, kiedy nie czułem nic. Za to wiedziałem co czuje ona.
-Nie wiedziałam, że... że jesteś jego... synem- wykrztusiła, próbując zrozumieć całe to co jej wyjawiłem.
-W ogóle ci nie powiedział o mnie. To wiem na pewno. Nie musisz nic już mówić. To co było już się nie stanie i nie powróci. To wszystko odeszło, on odszedł, moja matka, został tylko gniew i smutek. Teraz już wiesz i rozumiesz czemu jestem taki jaki jestem- znów z powrotem odwróciłem się do niej.
Havana?
poniedziałek, 25 sierpnia 2014
Od Havany
CD Javier`a
Zaskoczyła mnie nagła pewność siebie w ogierze i ten błysk w oku. Wyczułam zdenerwowanie, ale i frustrację, konieczność dowiedzenia się na temat mojego partnera. Jednak nawet nie to mnie zastanowiło. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć.
-Tak znałam go. To jest mój partner i chyba nie muszę mówić dalej- odparłam- A tak dokładnie to co chcesz wiedzieć?
-Wszystko, w szczególności jaki był- zauważyłam w jego głosie zawieszenie.
-A czemu na tym ci tak bardzo zależy? Przecież go prawie wcale nie znałeś- stwierdziłam, robiąc pytającą minę.
Ogier wpatrywał się we mnie znacząco. Miał zdanie na końcu języka, lecz nie umiał go wypowiedzieć. Cały czas ukrywał prawdę, jakąś tajemnicę. Nadal nie chciałam na niego naciskać, lecz z każdą minutą moja ciekawość rosła. A nawet nie znałam dokładnie imienia ogiera.
-Jak się nazywasz?- zapytałam.
-Nie lubię wyjawiać mojej tożsamości. Zresztą... już mówiłem. Nazywam się Javier- naciskał na każde słowa.
Nie mógł ukryć tego, że był trochę podenerwowany moimi pytaniami. Nie lubił rozmawiać z innymi. I w pewnym sęsie mu się nie dziwię.
-Powiesz mi wreszcie coś o nim czy nie?- zdenerwował się.
-Tak, ale pod jednym warunkiem...
Javier stanął dumnie na nogach, dzięki temu stał się jeszcze bardziej dorodniejszy niż zazwyczaj.
-Jakim?- zmrużył oczy.
-Jak twoi rodzice się nazywali. Wiem, że wiesz. Nie okłamuj mnie Javier. Możesz mi zaufać- spojrzałam mu głęboko w oczy.
Ogier zawahał się. Był cały podenerwowany i roztrzęsiony. Nie wiedział co zrobić. Ja również za trzęsłam się chwilę.
<Javier?>
Zaskoczyła mnie nagła pewność siebie w ogierze i ten błysk w oku. Wyczułam zdenerwowanie, ale i frustrację, konieczność dowiedzenia się na temat mojego partnera. Jednak nawet nie to mnie zastanowiło. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć.
-Tak znałam go. To jest mój partner i chyba nie muszę mówić dalej- odparłam- A tak dokładnie to co chcesz wiedzieć?
-Wszystko, w szczególności jaki był- zauważyłam w jego głosie zawieszenie.
-A czemu na tym ci tak bardzo zależy? Przecież go prawie wcale nie znałeś- stwierdziłam, robiąc pytającą minę.
Ogier wpatrywał się we mnie znacząco. Miał zdanie na końcu języka, lecz nie umiał go wypowiedzieć. Cały czas ukrywał prawdę, jakąś tajemnicę. Nadal nie chciałam na niego naciskać, lecz z każdą minutą moja ciekawość rosła. A nawet nie znałam dokładnie imienia ogiera.
-Jak się nazywasz?- zapytałam.
-Nie lubię wyjawiać mojej tożsamości. Zresztą... już mówiłem. Nazywam się Javier- naciskał na każde słowa.
Nie mógł ukryć tego, że był trochę podenerwowany moimi pytaniami. Nie lubił rozmawiać z innymi. I w pewnym sęsie mu się nie dziwię.
-Powiesz mi wreszcie coś o nim czy nie?- zdenerwował się.
-Tak, ale pod jednym warunkiem...
Javier stanął dumnie na nogach, dzięki temu stał się jeszcze bardziej dorodniejszy niż zazwyczaj.
-Jakim?- zmrużył oczy.
-Jak twoi rodzice się nazywali. Wiem, że wiesz. Nie okłamuj mnie Javier. Możesz mi zaufać- spojrzałam mu głęboko w oczy.
Ogier zawahał się. Był cały podenerwowany i roztrzęsiony. Nie wiedział co zrobić. Ja również za trzęsłam się chwilę.
<Javier?>
niedziela, 24 sierpnia 2014
Od Javier`a
CD Havany
Wcale nie miałem ochoty na spacery. To mnie nudziło. Wolałem pogadać na miejscu i porządnie. To prawda... zataiłem część prawy i ona to podejrzewała, no, ale chyba jej nie powiem teraz tak o tu. Parsknąłem z niechęcią, kręcąc oczami. Zgodziłem się z nią pójść, ale tylko dlatego, że mam sprawę i jest Alfą, chociaż nawet to nie powstrzymuje mnie przed szczerą prawdą. Zaproponowała Jezioro Roku. Pewnie zrobiła to specjalnie, by mnie przejrzeć od środka. Nie użyła swojej mocy tylko dlaczego. Akurat przechodziliśmy obok jakiegoś małego stawu. Nad nami krążyły ciemne, burzowe chmury. Dla mnie idealnie, widocznie dla niej to niezbyt przyjemna pogoda.
-Wolałbym nie rozmawiać na ,,wesołych spacerkach"- burknąłem, stając w miejscu i patrząc na nią.
Klacz odwróciła się i spojrzała pytająco.
-Sorry, nie obraź się, ale wkurzają mnie rozmowy po spacerku. Wolę porozmawiać na miejscu- wziąłem głęboki oddech.
~No Javier... weź się ogarnij i wyduś to z siebie palancie...
-Spokojnie, rozumiem to. Więc... o czym chciałeś porozmawiać?
-O Dęblinie, podobno go znałaś- rzuciłem prosto z mostu, bez żadnego zastanawiania.
Zastanawiają się tylko mięczaki. Ona coś wyczuła, a ja spostrzegłem, że zatrzęsła się od środka.
-A... czemu chcesz o tym akurat rozmawiać?- zadała dość głupie pytanie.
-Powiedzmy, że... muszę. Więc... powiesz mi czy mamy tak stać jak dwie kozy?- podniosłem brew, zdecydowany.
Klacz patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Nie wiem dlaczego. Zwykłe pytanie to chyba normalne.
Havana? Brak weny
Wcale nie miałem ochoty na spacery. To mnie nudziło. Wolałem pogadać na miejscu i porządnie. To prawda... zataiłem część prawy i ona to podejrzewała, no, ale chyba jej nie powiem teraz tak o tu. Parsknąłem z niechęcią, kręcąc oczami. Zgodziłem się z nią pójść, ale tylko dlatego, że mam sprawę i jest Alfą, chociaż nawet to nie powstrzymuje mnie przed szczerą prawdą. Zaproponowała Jezioro Roku. Pewnie zrobiła to specjalnie, by mnie przejrzeć od środka. Nie użyła swojej mocy tylko dlaczego. Akurat przechodziliśmy obok jakiegoś małego stawu. Nad nami krążyły ciemne, burzowe chmury. Dla mnie idealnie, widocznie dla niej to niezbyt przyjemna pogoda.
-Wolałbym nie rozmawiać na ,,wesołych spacerkach"- burknąłem, stając w miejscu i patrząc na nią.
Klacz odwróciła się i spojrzała pytająco.
-Sorry, nie obraź się, ale wkurzają mnie rozmowy po spacerku. Wolę porozmawiać na miejscu- wziąłem głęboki oddech.
~No Javier... weź się ogarnij i wyduś to z siebie palancie...
-Spokojnie, rozumiem to. Więc... o czym chciałeś porozmawiać?
-O Dęblinie, podobno go znałaś- rzuciłem prosto z mostu, bez żadnego zastanawiania.
Zastanawiają się tylko mięczaki. Ona coś wyczuła, a ja spostrzegłem, że zatrzęsła się od środka.
-A... czemu chcesz o tym akurat rozmawiać?- zadała dość głupie pytanie.
-Powiedzmy, że... muszę. Więc... powiesz mi czy mamy tak stać jak dwie kozy?- podniosłem brew, zdecydowany.
Klacz patrzyła na mnie z niedowierzaniem. Nie wiem dlaczego. Zwykłe pytanie to chyba normalne.
Havana? Brak weny
sobota, 23 sierpnia 2014
Od Havany
CD historii Javier`a
Spojrzałam niepewnie na młodego ogiera. Wyglądał na zdenerwowanego, nie mógł się wyluzować. Każdą rzecz oglądał z zaciekawieniem i jakby... z bojaźnią. Wyczułam, że jest mocno spięty, że coś przeżywa, coś... coś ukrywa. Nie powiedział mi wszystkiego, ale nie miałam zamiaru na niego naciskać. Myślę, że spacer trochę go uspokoi.
Nie był to stary ogier. Widziałam, że dopiero co dorósł i dużo przeżył. Był wysoki i dobrze zbudowany. Mógł mieć chyba z 2 lub 3 lata. Jednak wydawał się na dość dorosły i dojrzały. Bardzo chciałam go bardziej poznać. Coś nie dawało mi spokoju. Czułam, że skądś go znałam i znam. Muszę tylko poznać lepiej jego przeszłość. No i jeszcze... ta jego skrytość. Coś mi chciał wyjawić, lecz nie wiem co.
-Możemy się przejść- odpowiedział cicho.
-To dokąd?- spytałam, ukrywając ciekawość wobec niego.
Spojrzał na mnie przenikająco. Zawahał się, nie wiedział nic o stadzie.
-Proponuję Jezioro Roku- uśmiechnęłąm sie lekko.
Parsknął tylko, patrząc daleko gdzieś. Ruszyłam stępem w kierunku tamtego miejsca. Ogier po chwili namyślenia, ruszył za mną.
<Javier?>
Spojrzałam niepewnie na młodego ogiera. Wyglądał na zdenerwowanego, nie mógł się wyluzować. Każdą rzecz oglądał z zaciekawieniem i jakby... z bojaźnią. Wyczułam, że jest mocno spięty, że coś przeżywa, coś... coś ukrywa. Nie powiedział mi wszystkiego, ale nie miałam zamiaru na niego naciskać. Myślę, że spacer trochę go uspokoi.
Nie był to stary ogier. Widziałam, że dopiero co dorósł i dużo przeżył. Był wysoki i dobrze zbudowany. Mógł mieć chyba z 2 lub 3 lata. Jednak wydawał się na dość dorosły i dojrzały. Bardzo chciałam go bardziej poznać. Coś nie dawało mi spokoju. Czułam, że skądś go znałam i znam. Muszę tylko poznać lepiej jego przeszłość. No i jeszcze... ta jego skrytość. Coś mi chciał wyjawić, lecz nie wiem co.
-Możemy się przejść- odpowiedział cicho.
-To dokąd?- spytałam, ukrywając ciekawość wobec niego.
Spojrzał na mnie przenikająco. Zawahał się, nie wiedział nic o stadzie.
-Proponuję Jezioro Roku- uśmiechnęłąm sie lekko.
Parsknął tylko, patrząc daleko gdzieś. Ruszyłam stępem w kierunku tamtego miejsca. Ogier po chwili namyślenia, ruszył za mną.
<Javier?>
piątek, 22 sierpnia 2014
Od Javier`a
Powiem może wprost... wszystko to jest do d*py... Całe życie to wielki kicz i kłamstwo. Wtedy, kiedy najbardziej potrzebowałem opieki nikogo nie było. Nawet mój ojciec, który jest wielkim tchórzem, odszedł, zostawił stado, Havanę czy jak ona tam ma i ma to głęboko gdzieś. To wszystko przez niego. Zostawił przyjaciół i rodzinę. Uśmiechałem się tylko lekko, stojąc na środku polany i kręcąc z niedowierzaniem głową. Czułam wewnętrzny smutek jak i ogromną wściekłość. Chciałem płakać, ale moja twarz tylko przybierała groźnego wyrazu. Nie pozwalałem sobie na słabości. Każde z jej rodzaju osłabiała mnie.
Ruszyłem wolnym stepem, wpatrując się w już opadłe liście, strumyk, który płynął nadzwyczajnie cicho i zwierzęta, które uciekały, widząc moją frustrację.
~Muszę ją znaleźć i porozmawiać~ w głowie tylko to mi huczało.
~Ona wie, na pewno wie...~ myśli nie dawały mi spokoju.
Podniosłem wzrok z poważną mina patrząc wprost przed siebie. Obejrzałem się dokładnie. Rzadko wychodziłem z jaskini lub ruszałem się z jednego miejsca, dlatego stado zostawało dla mnie tajemnicą. Nie widziałem nic oprócz lasu i miejsca gdzie się urodziłem i gdzie teraz trwa moje życie.
~Muszę ją poszukać, tylko gdzie ona jest?~ w mojej głowie dosłownie huczało od różnych pytań.
Od śmierci mamy jeszcze bardziej zamknąłem się w sobie, a teraz jeszcze to. Nigdy nie miałem radości z życia. Moja historia wygląda kiepsko. Najpierw śmierć mojej siostry, potem umarła mama, poznanie ojca i do tego jeszcze on uciekł. To wielki tchórz. Nie zasługuje na nic. Wtem zauważyłem siwą klacz w dali. Nie wiedziałem jak wygląda ta Havana, ale coś mi mówiło, że to ona. Zwykle zdawałem się na intuicję, ona ratowała mi nieraz życie w lesie lub gdziekolwiek byłem. Wziąłem głęboki wdech w chrapy. Wyczułem, że klacz jest rozdarta. Podszedłem bliżej. Gwałtownie się odwróciła i spojrzała pytająco. Poczułem ukłucie w głowie. Wyczułem jej magiczne zdolności.
~Tylko spokojnie... nie myśleć dużo i pytać mało~ przełknąłem ślinę.
Dawno z nikim nie rozmawiałem, dlatego teraz to dla mnie wyzwanie. Gdy tylko ktoś do mnie pochodził przewracałem oczami i szedłem dalej, nie mówiąc ani słowa.
-Ty jesteś Havana? Prawda?- czułem jak serce szaleje mi w piersi.
-Tak, to ja. A ty?- przekręciła głowę.
Nie zna mnie. Czyli on jej nic nie powiedział. Świetnie! Normalnie super! Po raz kolejny byłem na niego wściekły.
-Javier- przedstawiłem się, a moja mina nadal była pełna powagi.
-Jesteś nowy?- zapytała, odwracając się cała do mnie.
-Nie, urodziłem się tu- zaprzeczyłem.
-Doprawdy? Nigdy cię nie widziałam- postarała się o uśmiech, jednak coś jej nie wyszło- Jak nazywają się twoi rodzice?
I tu mnie zatkało. I co niby mam jej odpowiedzieć. To nie jej wina. Od zawsze uważałem, że ona nie ma w tej sprawie nic wspólnego. Co prawda nie znałem jej i nie mogłem określić czy jest miła czy nie, czy ją lubię czy nienawidzę. Jednak je3j pytanie zbiło mnie z tropu. Raczej jej nie powiem, że matka nie żyje i miała romans z Dęblinem, a on jest właśnie moim ojcem. Jednak też nie czułem się wobec niej. Dotąd wszystko miałem głęboko w nosie, ale teraz raczej nie mogę okłamać klaczy.Wziąłem głęboki wdech i postanowiłem jej powiedzieć prawdę.
-Moja matka nie żyje. Umarła na nieznana chorobę. Nikt jej nie chciał pomóc, nawet lekarze. Siostra umarła przy narodzinach, a ojciec...- zaciąłem się, a Havana podniosła brew do góry- Ojciec... moim ojcem jest, był... Mój ojciec uciekł ze stada. Nie wiem czy żyje- nie umiałem jej tego powiedzieć.
-Jesteś sierotą?- spojrzała ze współczuciem i smutkiem w oczach.
Spuściłem wzrok pełen powagi, a także moja mina zrobiła się jeszcze bardziej poważna niż dotychczas.
-Może i tak tego bym nie nazwał, ale... tak- potwierdziłem.
-Przejdziemy się. Masz ochotę?- zapytała.
Spojrzałem na nią uważnie. Niby to nie była moja rodzina, ale w końcu partnerka Deblina. Już sam nie wiem czy go nazywać tata czy traktować jak obcego ogiera. Z jednej strony nienawidziłem go, a z drugiej... to był jednak mój ojciec.
<Havana? Dokończysz?>
Ruszyłem wolnym stepem, wpatrując się w już opadłe liście, strumyk, który płynął nadzwyczajnie cicho i zwierzęta, które uciekały, widząc moją frustrację.
~Muszę ją znaleźć i porozmawiać~ w głowie tylko to mi huczało.
~Ona wie, na pewno wie...~ myśli nie dawały mi spokoju.
Podniosłem wzrok z poważną mina patrząc wprost przed siebie. Obejrzałem się dokładnie. Rzadko wychodziłem z jaskini lub ruszałem się z jednego miejsca, dlatego stado zostawało dla mnie tajemnicą. Nie widziałem nic oprócz lasu i miejsca gdzie się urodziłem i gdzie teraz trwa moje życie.
~Muszę ją poszukać, tylko gdzie ona jest?~ w mojej głowie dosłownie huczało od różnych pytań.
Od śmierci mamy jeszcze bardziej zamknąłem się w sobie, a teraz jeszcze to. Nigdy nie miałem radości z życia. Moja historia wygląda kiepsko. Najpierw śmierć mojej siostry, potem umarła mama, poznanie ojca i do tego jeszcze on uciekł. To wielki tchórz. Nie zasługuje na nic. Wtem zauważyłem siwą klacz w dali. Nie wiedziałem jak wygląda ta Havana, ale coś mi mówiło, że to ona. Zwykle zdawałem się na intuicję, ona ratowała mi nieraz życie w lesie lub gdziekolwiek byłem. Wziąłem głęboki wdech w chrapy. Wyczułem, że klacz jest rozdarta. Podszedłem bliżej. Gwałtownie się odwróciła i spojrzała pytająco. Poczułem ukłucie w głowie. Wyczułem jej magiczne zdolności.
~Tylko spokojnie... nie myśleć dużo i pytać mało~ przełknąłem ślinę.
Dawno z nikim nie rozmawiałem, dlatego teraz to dla mnie wyzwanie. Gdy tylko ktoś do mnie pochodził przewracałem oczami i szedłem dalej, nie mówiąc ani słowa.
-Ty jesteś Havana? Prawda?- czułem jak serce szaleje mi w piersi.
-Tak, to ja. A ty?- przekręciła głowę.
Nie zna mnie. Czyli on jej nic nie powiedział. Świetnie! Normalnie super! Po raz kolejny byłem na niego wściekły.
-Javier- przedstawiłem się, a moja mina nadal była pełna powagi.
-Jesteś nowy?- zapytała, odwracając się cała do mnie.
-Nie, urodziłem się tu- zaprzeczyłem.
-Doprawdy? Nigdy cię nie widziałam- postarała się o uśmiech, jednak coś jej nie wyszło- Jak nazywają się twoi rodzice?
I tu mnie zatkało. I co niby mam jej odpowiedzieć. To nie jej wina. Od zawsze uważałem, że ona nie ma w tej sprawie nic wspólnego. Co prawda nie znałem jej i nie mogłem określić czy jest miła czy nie, czy ją lubię czy nienawidzę. Jednak je3j pytanie zbiło mnie z tropu. Raczej jej nie powiem, że matka nie żyje i miała romans z Dęblinem, a on jest właśnie moim ojcem. Jednak też nie czułem się wobec niej. Dotąd wszystko miałem głęboko w nosie, ale teraz raczej nie mogę okłamać klaczy.Wziąłem głęboki wdech i postanowiłem jej powiedzieć prawdę.
-Moja matka nie żyje. Umarła na nieznana chorobę. Nikt jej nie chciał pomóc, nawet lekarze. Siostra umarła przy narodzinach, a ojciec...- zaciąłem się, a Havana podniosła brew do góry- Ojciec... moim ojcem jest, był... Mój ojciec uciekł ze stada. Nie wiem czy żyje- nie umiałem jej tego powiedzieć.
-Jesteś sierotą?- spojrzała ze współczuciem i smutkiem w oczach.
Spuściłem wzrok pełen powagi, a także moja mina zrobiła się jeszcze bardziej poważna niż dotychczas.
-Może i tak tego bym nie nazwał, ale... tak- potwierdziłem.
-Przejdziemy się. Masz ochotę?- zapytała.
Spojrzałem na nią uważnie. Niby to nie była moja rodzina, ale w końcu partnerka Deblina. Już sam nie wiem czy go nazywać tata czy traktować jak obcego ogiera. Z jednej strony nienawidziłem go, a z drugiej... to był jednak mój ojciec.
<Havana? Dokończysz?>
Od Qerida
Dzień jak każdy dzień. Tylko pogoda trochę już jesienna się robi. Dni coraz krótsze, aż płakać się chce na widok zapadającej nocy. Silny wiatr i deszczowe chmury. Zaspany leżałem na Mglistej Polanie. Normalnie miejsce idealne na spanie. Oprócz tego, że tu zawsze mgła i mokra trawa. Wpatrzony w dziki taniec wiewiórek szykujących się już powoli do zimy i szukających zapasów. Jest dopiero koniec sierpnia, a one już zbierają wszystko co możliwe do zjedzenia. Szkoda tylko, że potem nie mogą niektórych kryjówek znaleźć. Skubnąłem trawy, rozkoszując się wiejącym wiaterkiem. Co prawda mocno mnie wkurzał, moja grzywa latała bezwładnie, a grzywka co chwila wpadała w oczy. Myślałem o wielu rzeczach. I o ostatniej, może i dawnej informacji, która nie powiem, że mnie zabolała.
-Hej- usłyszałem za sobą.
Moja głowa automatycznie odwróciła się za dźwiękiem głosu. Był taki miękki i dodający otuchy. Od razu rozpoznałem głos Nevady. Zawsze taki miała, no... prawie. Chyba, że była wkurzona.
-Hej- uśmiechnąłem się do niej miło.
-Co tu robisz tak sam?- stanęła obok mnie.
-A wiesz... mówiłem ci, że czasem mam taki czas kiedy muszę porozmyślać o sprawach...
-A powiesz mi jakich?- zrobiła przekorną minę, a ja jej posłałem głębokie westchnienie z tajemniczym uśmieszkiem, po czym wstałem i pocałowałem w policzek.
-A ty co robisz też sama?- spytałem.
-Ciebie nie było, wiec postanowiłam przejść się na spacer, zresztą... ja pierwsza to spytałam ciebie i nie musisz mnie aż tak bardzo pilnować- udała oburzenie.
-A czy ja cie kiedykolwiek pilnowałem, w sensie... wiesz... aj tam, nie umiem się teraz normalnie wysłowić- odwróciłem głowę w stronę iglastych drzew.
-Wiem- zachichotała.
<Nevada?>
-Hej- usłyszałem za sobą.
Moja głowa automatycznie odwróciła się za dźwiękiem głosu. Był taki miękki i dodający otuchy. Od razu rozpoznałem głos Nevady. Zawsze taki miała, no... prawie. Chyba, że była wkurzona.
-Hej- uśmiechnąłem się do niej miło.
-Co tu robisz tak sam?- stanęła obok mnie.
-A wiesz... mówiłem ci, że czasem mam taki czas kiedy muszę porozmyślać o sprawach...
-A powiesz mi jakich?- zrobiła przekorną minę, a ja jej posłałem głębokie westchnienie z tajemniczym uśmieszkiem, po czym wstałem i pocałowałem w policzek.
-A ty co robisz też sama?- spytałem.
-Ciebie nie było, wiec postanowiłam przejść się na spacer, zresztą... ja pierwsza to spytałam ciebie i nie musisz mnie aż tak bardzo pilnować- udała oburzenie.
-A czy ja cie kiedykolwiek pilnowałem, w sensie... wiesz... aj tam, nie umiem się teraz normalnie wysłowić- odwróciłem głowę w stronę iglastych drzew.
-Wiem- zachichotała.
<Nevada?>
czwartek, 21 sierpnia 2014
Od Meggie
CD opowiadania Spartana
Spojrzałam na niego z udawanym lekceważeniem i z ironicznym uśmiechem.
- Dobra, ale musisz mnie przekonać - rzuciłam
- Jak sobie chcesz. - odparł zadziornie, po czym gwałtownie poderwał mnie do pionu. - Chodź. - powiedział i pociągnął mnie w swoją stronę
- Ej! - jęknęłam - o wstawaniu nie było mowy! Tak między nami: normalne konie w nocy śpią!
- Doprawdy? - odparł ze śmiechem Spartan - Zaraz będziemy na miejscu.
- A gdzie tak w ogóle idziemy
- Daleko przed siebie. Wystarczy?
- Szczerze? Nie.
Ogier na moment się zatrzymał i powiedział:
- Musisz być taka niecierpliwa?
- Mam to wrodzone. - mruknęłam ironicznie, na co ogier zareagował tylko uśmiechem. Po około pięciu minutach weszłam z nim, inaczej: zostałam siłą wepchnięta przez niego na któryś ze starych pomostów przy plaży.
Zrobiłam zawiedzioną minę
- Po to mnie ciągnąłeś przez całe... dziesięć minut drogi?
(Spartan? Brak weny...)
Spojrzałam na niego z udawanym lekceważeniem i z ironicznym uśmiechem.
- Dobra, ale musisz mnie przekonać - rzuciłam
- Jak sobie chcesz. - odparł zadziornie, po czym gwałtownie poderwał mnie do pionu. - Chodź. - powiedział i pociągnął mnie w swoją stronę
- Ej! - jęknęłam - o wstawaniu nie było mowy! Tak między nami: normalne konie w nocy śpią!
- Doprawdy? - odparł ze śmiechem Spartan - Zaraz będziemy na miejscu.
- A gdzie tak w ogóle idziemy
- Daleko przed siebie. Wystarczy?
- Szczerze? Nie.
Ogier na moment się zatrzymał i powiedział:
- Musisz być taka niecierpliwa?
- Mam to wrodzone. - mruknęłam ironicznie, na co ogier zareagował tylko uśmiechem. Po około pięciu minutach weszłam z nim, inaczej: zostałam siłą wepchnięta przez niego na któryś ze starych pomostów przy plaży.
Zrobiłam zawiedzioną minę
- Po to mnie ciągnąłeś przez całe... dziesięć minut drogi?
(Spartan? Brak weny...)
Od Rossy
C.D Tyriona
Spojrzałam na ogiera. Uśmiech pojawił się na moich chrapach. Podeszłam do niego.
- Oczywiście że masz szansę. I to ogromną szansę. Bo niektórzy twierdzą, że miłość od pierwszego wejrzenia to nie miłość. Ale są cuda. Mój cud stał się gdy Ciebie poznałam. Zrozumiałam że jesteś tym jedynym chociaż tak doskonale się nie znamy. Ale na czym ma polegać miłość 2 koni które znają się na wylot? To sensu by nie miało. A Ci co znają się nie tak dobrze, to jednak mogą poznawać nie które rzeczy o swojej drugiej połówce. - powiedziałam.
Tyrion na mnie patrzył. Uśmiech pojawił się na jego chrapach. Pocałowałam.
< Tyrion?>
Spojrzałam na ogiera. Uśmiech pojawił się na moich chrapach. Podeszłam do niego.
- Oczywiście że masz szansę. I to ogromną szansę. Bo niektórzy twierdzą, że miłość od pierwszego wejrzenia to nie miłość. Ale są cuda. Mój cud stał się gdy Ciebie poznałam. Zrozumiałam że jesteś tym jedynym chociaż tak doskonale się nie znamy. Ale na czym ma polegać miłość 2 koni które znają się na wylot? To sensu by nie miało. A Ci co znają się nie tak dobrze, to jednak mogą poznawać nie które rzeczy o swojej drugiej połówce. - powiedziałam.
Tyrion na mnie patrzył. Uśmiech pojawił się na jego chrapach. Pocałowałam.
< Tyrion?>
Od Harry`ego
C.D Anastazji
Spojrzałem na klacz. Uśmiechnąłem się szeroko. Złożyłem kolejny pocałunek na jej jakże delikatnych chrapach. Odsunąłem się od Anastazji. Spojrzałem jej głęboko w oczy. Nie dało się odczytać jej reakcji. Na pewno jest teraz radosna. Lecz jak odczytać jej myśli? Jest taka kochana i cudowna. Po prostu brak mi słów aby ją opisać. Może warto zapytać ją, o to o czym myślę? W sumie od kilku dni nad tym rozmyślałem. Tak to jest ten moment, ta chwila! Harry tylko niczego nie spieprz...
- Anastazjo... - zacząłem.
Klacz na mnie spojrzała swoimi oczami w których widziałem iskierkę nadziei. Uśmiech wszedł na moje chrapy.
- Tak? - zapytała z nadzieją w głosie.
- Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją partnerką? - zapytałem.
< Anastazja?>
Spojrzałem na klacz. Uśmiechnąłem się szeroko. Złożyłem kolejny pocałunek na jej jakże delikatnych chrapach. Odsunąłem się od Anastazji. Spojrzałem jej głęboko w oczy. Nie dało się odczytać jej reakcji. Na pewno jest teraz radosna. Lecz jak odczytać jej myśli? Jest taka kochana i cudowna. Po prostu brak mi słów aby ją opisać. Może warto zapytać ją, o to o czym myślę? W sumie od kilku dni nad tym rozmyślałem. Tak to jest ten moment, ta chwila! Harry tylko niczego nie spieprz...
- Anastazjo... - zacząłem.
Klacz na mnie spojrzała swoimi oczami w których widziałem iskierkę nadziei. Uśmiech wszedł na moje chrapy.
- Tak? - zapytała z nadzieją w głosie.
- Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją partnerką? - zapytałem.
< Anastazja?>
Od Spartana
CD od Alestrii von Meteorite
- Hej, jestem Spartan, ten nowy - uśmiechnąłem się szczerze. Strasznie lubiłem poznawać nowe konie. - Przyjaźnię się z Alestrią.
Rzuciłem na nią ukradkiem krótkie spojrzenie, żeby widzieć jej reakcję. Uniosła tylko lekko pyszczek nad powierzchnią wody, patrząc się na mnie nieco zaskoczonym wzrokiem, ale nic nie powiedziała.
- Miło mi poznać, jestem Cloud.
- Alestria pokazywała mi właśnie tereny stada, może byście dołączyli? - zaproponowałem, aby przerwać drętwą nieco ciszę, która między nami na chwilę zapadła. Cloud przez cały czas uważnie mi się przyglądał.
< Alestria? Cloud? Idziemy?>
- Hej, jestem Spartan, ten nowy - uśmiechnąłem się szczerze. Strasznie lubiłem poznawać nowe konie. - Przyjaźnię się z Alestrią.
Rzuciłem na nią ukradkiem krótkie spojrzenie, żeby widzieć jej reakcję. Uniosła tylko lekko pyszczek nad powierzchnią wody, patrząc się na mnie nieco zaskoczonym wzrokiem, ale nic nie powiedziała.
- Miło mi poznać, jestem Cloud.
- Alestria pokazywała mi właśnie tereny stada, może byście dołączyli? - zaproponowałem, aby przerwać drętwą nieco ciszę, która między nami na chwilę zapadła. Cloud przez cały czas uważnie mi się przyglądał.
< Alestria? Cloud? Idziemy?>
Od Spartana
CD od Meggie
- Oszz ty cwaniaro - uśmiechnąłem się zadziornie do klaczy i z miejsca zagalopowałem w jej stronę. Ta ze śmiechem zerwała się do ucieczki, przez co sypnęła mi piaskiem w oczy. Otrzepałem się i biegłem za Meggie, do wody. Dogoniłem klacz i ją przewróciłem. Oboje zanosiliśmy się śmiechem. Wygłupialiśmy się tak na plaży, aż zaczął zapadać zmierzch. Tak dobrze się nam spędzało czas, że długo nie chcieliśmy się rozstawać. Zrobiło się już naprawdę ciemno, kiedy Meggie nagle powiedziała:
- Spartan, późno już, nie uważasz?
- Noo może trochę.
- Może lepiej już pójdę, spotkamy się jutro?
- Chcesz już pójść? - spytałem z rozczarowaniem w głosie. Rozglądnąłem się dookoła. Na ciemnogranatowym niebie zaczęły błyskać pierwsze srebrne punkciki świadczące o zapadającej na dobre nocy. Zbliżyłem się do Meggie, objąłem ją i spojrzałem w oczy. - Zostań. Ze mną nic ci się nie stanie. Obiecuję Ci to.
Meggie jednak nadal nie wyglądała na całkowicie przekonaną. Sam położyłem ją powoli na piasku, zbliżyłem chrapy do jej uszka i wyszeptałem:
- Meggie, zostań ze mną tej nocy. Zaszalejmy ze sobą.
< Meggie? Gotowa na szaloną noc? Xd >
- Oszz ty cwaniaro - uśmiechnąłem się zadziornie do klaczy i z miejsca zagalopowałem w jej stronę. Ta ze śmiechem zerwała się do ucieczki, przez co sypnęła mi piaskiem w oczy. Otrzepałem się i biegłem za Meggie, do wody. Dogoniłem klacz i ją przewróciłem. Oboje zanosiliśmy się śmiechem. Wygłupialiśmy się tak na plaży, aż zaczął zapadać zmierzch. Tak dobrze się nam spędzało czas, że długo nie chcieliśmy się rozstawać. Zrobiło się już naprawdę ciemno, kiedy Meggie nagle powiedziała:
- Spartan, późno już, nie uważasz?
- Noo może trochę.
- Może lepiej już pójdę, spotkamy się jutro?
- Chcesz już pójść? - spytałem z rozczarowaniem w głosie. Rozglądnąłem się dookoła. Na ciemnogranatowym niebie zaczęły błyskać pierwsze srebrne punkciki świadczące o zapadającej na dobre nocy. Zbliżyłem się do Meggie, objąłem ją i spojrzałem w oczy. - Zostań. Ze mną nic ci się nie stanie. Obiecuję Ci to.
Meggie jednak nadal nie wyglądała na całkowicie przekonaną. Sam położyłem ją powoli na piasku, zbliżyłem chrapy do jej uszka i wyszeptałem:
- Meggie, zostań ze mną tej nocy. Zaszalejmy ze sobą.
< Meggie? Gotowa na szaloną noc? Xd >
środa, 20 sierpnia 2014
Od Havany
CD historii Jack`a
Przewróciłam oczami, widząc jego niechęć i to, że się nie zamierza uśmiechnąć. Nie będę go namawiać, nie jestem z tych typów. Uśmiechnęłam się wesoło i pokłusowałam dalej. Próbowałam jak najlepiej ukryć ból związany z utratą bliskiej mi osoby i chyba mi to wychodziło. Myślę, że Jack nie postrzega tego aż bardzo. Nie chciałam by znów płakał nad rozlanym mlekiem. Chcę by tylko na chwilę zapomniał o sprawach dorosłych. Wkrótce zbliżyliśmy się do granicy. Poczułam chłód bijący z pobliskiego lasu. Aż zamknęłam oczy. Wiatr wiał przyjemnie i kojąco.
-I co? Dobrze jest? Ten wiatr i chłód?- spytałam, unosząc bardziej do góry głowę.
-Granice ogółem są niebezpieczne- stwierdził.
-Przyda się dawka adrenaliny- odparłam.
Parsknął tylko cicho, po czym dostał lekkiego kuksańca.
-A jak tam Rossa? Co u niej słychać?- postanowiłam zacząć temat.
Jack spojrzał na mnie zdziwiony, mówiąc w myśli: ,,Skąd ty wiesz, że mam córkę?". Uśmiechnęłam się lekko.
<Jack? Teraz ja będę czekała dwa tygodnie na dokończenie :p>
Przewróciłam oczami, widząc jego niechęć i to, że się nie zamierza uśmiechnąć. Nie będę go namawiać, nie jestem z tych typów. Uśmiechnęłam się wesoło i pokłusowałam dalej. Próbowałam jak najlepiej ukryć ból związany z utratą bliskiej mi osoby i chyba mi to wychodziło. Myślę, że Jack nie postrzega tego aż bardzo. Nie chciałam by znów płakał nad rozlanym mlekiem. Chcę by tylko na chwilę zapomniał o sprawach dorosłych. Wkrótce zbliżyliśmy się do granicy. Poczułam chłód bijący z pobliskiego lasu. Aż zamknęłam oczy. Wiatr wiał przyjemnie i kojąco.
-I co? Dobrze jest? Ten wiatr i chłód?- spytałam, unosząc bardziej do góry głowę.
-Granice ogółem są niebezpieczne- stwierdził.
-Przyda się dawka adrenaliny- odparłam.
Parsknął tylko cicho, po czym dostał lekkiego kuksańca.
-A jak tam Rossa? Co u niej słychać?- postanowiłam zacząć temat.
Jack spojrzał na mnie zdziwiony, mówiąc w myśli: ,,Skąd ty wiesz, że mam córkę?". Uśmiechnęłam się lekko.
<Jack? Teraz ja będę czekała dwa tygodnie na dokończenie :p>
Już jestem...
Za sprawą komentarza pod informacją od Levelu, postanowiłam napisać tego posta z ogłoszeniem iż jestem już obecna i można mi przysyłać opowiadania. Nie będę was teraz już zanudzać moimi ogłoszeniami i życzę wszystkim miłych wakacji, bo przecież się jeszcze nie skończyły :D
-Alfa Havana(izusia321)
poniedziałek, 18 sierpnia 2014
Informacja
Dostępu do ogłoszeń nie mam, więc muszę wziąć oddzielny post.
Chciałabym ogłosić, że mnie przez pewien czas nie będzie. Albo bardziej wyjaśnię, może mnie nie być. Mam zepsutego laptopa i obecny post piszę z komputera, na którym długo przebywać nie mogę. Posty dodaję z opóźnieniem, odpisuje na nie również z opóźnieniem. Ale nie martwcie się; bywam dość często i staram się nadrabiać zaległości.
Nie wiem kiedy dane będzie mi napisać post, że wracam na stałe. Może za miesiąc, dwa, trzy... Kto to wie.
~Levelu
Chciałabym ogłosić, że mnie przez pewien czas nie będzie. Albo bardziej wyjaśnię, może mnie nie być. Mam zepsutego laptopa i obecny post piszę z komputera, na którym długo przebywać nie mogę. Posty dodaję z opóźnieniem, odpisuje na nie również z opóźnieniem. Ale nie martwcie się; bywam dość często i staram się nadrabiać zaległości.
Nie wiem kiedy dane będzie mi napisać post, że wracam na stałe. Może za miesiąc, dwa, trzy... Kto to wie.
~Levelu
Od Anastazji
CD. Harry'ego
Uśmiechnęłam się szeroko, podeszłam do niego i ciepło się do niego przytuliłam. Spojrzałam mu głęboko w oczy.
-Nie ma obawy, że mnie stracisz. To ja się powinnam bać. Taki cudowny ogier, a tyle klaczy się za nim ugania... Nie wiem, co powiedzą inni.
-A obchodzi Cię ich zdanie? - zdziwił się Harry
Pokręciłam głową.
-Właściwie nie... Mogą sobie plotkować do woli. Fakt faktem jest, że Cię kocham i to z Tobą chcę iść przez życie.
Harry?
Uśmiechnęłam się szeroko, podeszłam do niego i ciepło się do niego przytuliłam. Spojrzałam mu głęboko w oczy.
-Nie ma obawy, że mnie stracisz. To ja się powinnam bać. Taki cudowny ogier, a tyle klaczy się za nim ugania... Nie wiem, co powiedzą inni.
-A obchodzi Cię ich zdanie? - zdziwił się Harry
Pokręciłam głową.
-Właściwie nie... Mogą sobie plotkować do woli. Fakt faktem jest, że Cię kocham i to z Tobą chcę iść przez życie.
Harry?
Od Tyriona
CD. Rossy
-Zwariowałaś? - zapytałem się jej, lekko wzburzonej wypowiedzią. Chwilę później byłem już spokojny, a nawet wybuchnąłem śmiechem.
Rossa przyglądała mi się z wyrzutem.
-Nie powiedziałam nic śmiesznego - odparła z dumą - Wolę, abyś wytłumaczył z czego się zaśmiewasz.
Uspokoiłem się i już zwykłym głosem powiedziałem:
-Kochana Rosso. To ja powinienem się martwić, czy jestem na pewno ogierem dla Ciebie. Jesteś najpiękniejsza a co najważniejsze bystra, nie taka tępa jak większość klaczy. Wielu ogierów stara się o to, aby zwrócić Twoją uwagę na nich. Czy mam jakiekolwiek szanse? Kiedyś myślałem, że będę miał wielu przyjaciół, bo skoro mam większą pozycję. Ale takie konie jak ja nie mają wielu przyjaciół. Fale zazdrości, bo jestem młodym gammą, rzeczywiście się pojawiają, ale nic więcej. Gdy Ciebie poznałem, ucieszyłem się, że wreszcie ktoś chce ze mną rozmawiać. Mogę poczekać jeśli chcesz, jeśli nie czujesz się gotowa na związek. Pamiętaj, że zawsze masz we mnie przyjaciela.
Rossa?
-Zwariowałaś? - zapytałem się jej, lekko wzburzonej wypowiedzią. Chwilę później byłem już spokojny, a nawet wybuchnąłem śmiechem.
Rossa przyglądała mi się z wyrzutem.
-Nie powiedziałam nic śmiesznego - odparła z dumą - Wolę, abyś wytłumaczył z czego się zaśmiewasz.
Uspokoiłem się i już zwykłym głosem powiedziałem:
-Kochana Rosso. To ja powinienem się martwić, czy jestem na pewno ogierem dla Ciebie. Jesteś najpiękniejsza a co najważniejsze bystra, nie taka tępa jak większość klaczy. Wielu ogierów stara się o to, aby zwrócić Twoją uwagę na nich. Czy mam jakiekolwiek szanse? Kiedyś myślałem, że będę miał wielu przyjaciół, bo skoro mam większą pozycję. Ale takie konie jak ja nie mają wielu przyjaciół. Fale zazdrości, bo jestem młodym gammą, rzeczywiście się pojawiają, ale nic więcej. Gdy Ciebie poznałem, ucieszyłem się, że wreszcie ktoś chce ze mną rozmawiać. Mogę poczekać jeśli chcesz, jeśli nie czujesz się gotowa na związek. Pamiętaj, że zawsze masz we mnie przyjaciela.
Rossa?
Od Filjan
Czy mogę dłużej to ciągnąć? Czy moje życie zasłużyło, by być jeszcze ciągnięte przez serie katów zadających ból, przez życie, które zabiera wszystko co miałeś, albo chociażby poprzez zabranie tego co najważniejsze - wspomnień... Później zostaje tylko palący ból, coś co możesz pozornie zamaskować uczuciem, lecz los za chwilę Ci je odbiera. Życie jest jak Kasyno - jesteś szczęśliwy, gdy wygrałeś, masz wszystko, lecz wystarczy jeden nieuważny ruch, a wszystko tracisz. I tak w kółko. Ja jestem bankrutem.
Stałam na wdowim wzgórzu w środku nocy. Moje łzy ciekły strumieniami. Zaszlochałam cicho, zadając sobie ciągle pytanie :
- Czemu?
Szczerze powiedziawszy moja psychika była zbyt odbiegła od dawnej mnie, wesołej, pewnej swego Misaco. Lecz jej już nie ma. I nie będzie. Umarła we własnym żalu, a ja chciałam podzielić jej losy. Niemalże już byłam martwa. Jeden krok, tylko jeden, jedyny mały, ale śmiertelny kroczek dzielił mnie od krainy wiecznej pustki, albo... Piekła. Zastanawiające? Nie wydaję mi się. Będę musiała patrzeć na wszelkie zła świata, spotkam się ze wspomnieniami, z rodzicami... Poza tym, kto mnie pożałuje? No, kto? Może mama trochę będzie bardziej smutna (o ile da się tak zrobić...), albo Laurel trochę posmutnieje, lecz nikt inny. Nikt nie powie: "szkoda, że jej tu nie ma". Więc co mi szkodzi? Zrobić ten krok czy nie? Tak, czy inaczej decyzja o tym jest już niemalże podjęta. Przez los...
CDN
Stałam na wdowim wzgórzu w środku nocy. Moje łzy ciekły strumieniami. Zaszlochałam cicho, zadając sobie ciągle pytanie :
- Czemu?
Szczerze powiedziawszy moja psychika była zbyt odbiegła od dawnej mnie, wesołej, pewnej swego Misaco. Lecz jej już nie ma. I nie będzie. Umarła we własnym żalu, a ja chciałam podzielić jej losy. Niemalże już byłam martwa. Jeden krok, tylko jeden, jedyny mały, ale śmiertelny kroczek dzielił mnie od krainy wiecznej pustki, albo... Piekła. Zastanawiające? Nie wydaję mi się. Będę musiała patrzeć na wszelkie zła świata, spotkam się ze wspomnieniami, z rodzicami... Poza tym, kto mnie pożałuje? No, kto? Może mama trochę będzie bardziej smutna (o ile da się tak zrobić...), albo Laurel trochę posmutnieje, lecz nikt inny. Nikt nie powie: "szkoda, że jej tu nie ma". Więc co mi szkodzi? Zrobić ten krok czy nie? Tak, czy inaczej decyzja o tym jest już niemalże podjęta. Przez los...
CDN
piątek, 15 sierpnia 2014
Od Jack'a
C.D. Rossy
Słowa córki zaczęły mnie coraz bardziej dobijać. Jeśli ona już w takim wieku, tak myśli, to nie świadczy dobrze o mnie, jako jej wychowawcy.
- Przestań - skarciłem ją - Jesteś młoda, pełna wigoru i piękna. W końcu masz to w genach - uśmiechnąłem się szeroko, by dodać jej otuchy - Życie to pac zabaw, a ty nie możesz przejmować sie przyszłością. Żyj chwilą i tyle.
Miałem nadzieję, że moja natarczywa radość wywoła u niej uśmiech.
- Jeśli kochasz, to całym sercem. Jeśli nienawidzisz, to skrycie. Musisz przecierać własne szlaki i nie martwić się tym, co pomyślą inni - powiedziałem.
Rossa?
Słowa córki zaczęły mnie coraz bardziej dobijać. Jeśli ona już w takim wieku, tak myśli, to nie świadczy dobrze o mnie, jako jej wychowawcy.
- Przestań - skarciłem ją - Jesteś młoda, pełna wigoru i piękna. W końcu masz to w genach - uśmiechnąłem się szeroko, by dodać jej otuchy - Życie to pac zabaw, a ty nie możesz przejmować sie przyszłością. Żyj chwilą i tyle.
Miałem nadzieję, że moja natarczywa radość wywoła u niej uśmiech.
- Jeśli kochasz, to całym sercem. Jeśli nienawidzisz, to skrycie. Musisz przecierać własne szlaki i nie martwić się tym, co pomyślą inni - powiedziałem.
Rossa?
Od Rossy
C.d Jack'a
Westchnęłam.
- Życie jest o wiele trudniejsze niż myślałam... - powiedziałam łamiącym sie głosem.
Tata na mnie patrzył.
- Czemu tak mówisz? - spytał.
- No bo to życie nie jest łatwe. Nie będzie tak jak nam sie zamarzy i ogólnie. - odparłam.
Odwróciłam się od taty. Zamknęłam oczy. Miałam nadzieje że ktoś jest mi pisany, ale z każdą chwilą tracę nadzieje. To jest dobijające. Może jednak to Tyrion jest mi pisany? Ech...
Jack?
Od Harry'ego
C.D Anastazji
Spojrzałem na nią.
- Podkochiwałem sie w niej ale zrozumiałem że ona nie jest mi pisana. Jest mi całkiem inna klacz pisana... Ale czy ja jestem jej pisany tego nie wiem. - powiedziałem.
Anastazja na mnie patrzyła nieco pogubiona. Westchnąłem. Pocałowałem ją w czoło.
- Chciałbym być dla Ciebie kimś więcej niż przyjaciel. Bardzo Cię kocham ale boje sie że coś zrobię źle i ciebie stracę. - powiedziałem odsuwając sie od niej.
Spuściłem głowę ciężko wzdychając.
Anastazja?
Spojrzałem na nią.
- Podkochiwałem sie w niej ale zrozumiałem że ona nie jest mi pisana. Jest mi całkiem inna klacz pisana... Ale czy ja jestem jej pisany tego nie wiem. - powiedziałem.
Anastazja na mnie patrzyła nieco pogubiona. Westchnąłem. Pocałowałem ją w czoło.
- Chciałbym być dla Ciebie kimś więcej niż przyjaciel. Bardzo Cię kocham ale boje sie że coś zrobię źle i ciebie stracę. - powiedziałem odsuwając sie od niej.
Spuściłem głowę ciężko wzdychając.
Anastazja?
Od Rossy
C. D Tyriona
Ogier podszedł i mnie pocałował. Odwzajemniłam pocałunek ale po chwili sie odsunęłam.
- Tyrion ja też Ciebie kocham, chciałabym być z tobą ale czuje że.. - ucięłam.
Tyrion na mnie patrzył.
- Że co?
- No według mnie ja nie zasługuje na takiego ogiera jak ty. Nie jestem ciebie warta. - powiedziałam.
Kilka łez spłynęło po moich policzkach...
Tyrion? Pisanie na szybkiego
Ogier podszedł i mnie pocałował. Odwzajemniłam pocałunek ale po chwili sie odsunęłam.
- Tyrion ja też Ciebie kocham, chciałabym być z tobą ale czuje że.. - ucięłam.
Tyrion na mnie patrzył.
- Że co?
- No według mnie ja nie zasługuje na takiego ogiera jak ty. Nie jestem ciebie warta. - powiedziałam.
Kilka łez spłynęło po moich policzkach...
Tyrion? Pisanie na szybkiego
czwartek, 14 sierpnia 2014
Od Jack'a
CD Havany
Parsknąłem tylko, poddając się, a klacz uśmiechnęła się radośnie.
- Niech ci będzie - pokręciłem głową i ruszyłem za Havaną.
Pod koniec mostu odważyła się nawet bryknąć i pokłusowała do przodu.
- Idziesz? - spytała.
Wywróciłem gałkami i podbiegłem do niej uśmiechając się głupio.
- Tylko nas nie zmęcz zbytnio, bo z tego co mówiłaś to czeka nas spory kawał drogi.
Zarżała tylko i ruszyła kłusem z miejsca. Po chwili ją dogoniłem i także pozwoliłem sobie na głośne rżenie. Tak bardzo tego potrzebowałem, ale to pewne, że dawna beztroska nie wróci.
Havana? ;-; tęsknię za moją weną ;-;
Parsknąłem tylko, poddając się, a klacz uśmiechnęła się radośnie.
- Niech ci będzie - pokręciłem głową i ruszyłem za Havaną.
Pod koniec mostu odważyła się nawet bryknąć i pokłusowała do przodu.
- Idziesz? - spytała.
Wywróciłem gałkami i podbiegłem do niej uśmiechając się głupio.
- Tylko nas nie zmęcz zbytnio, bo z tego co mówiłaś to czeka nas spory kawał drogi.
Zarżała tylko i ruszyła kłusem z miejsca. Po chwili ją dogoniłem i także pozwoliłem sobie na głośne rżenie. Tak bardzo tego potrzebowałem, ale to pewne, że dawna beztroska nie wróci.
Havana? ;-; tęsknię za moją weną ;-;
wtorek, 12 sierpnia 2014
Od Tyriona
CD. Rossy
-Ja tak dłużej nie mogę... - jęknąłem na głos, czując, że zaraz się zawali cała moja przyjaźń z Rossą, ale milczeć też nie mogłem.
Rossa przystanęła, przyglądając się mnie.
-O co chodzi? - zmartwiła się nieco.
Następnie potok słów wylał się przez moje usta...
-Ja Cię kocham! Patrząc na rodziców myślałem, że to uczucie jest złe. Starałem się je zniszczyć... Ale nie umiem, gdy je niszczyłem, nic nie zdziałałem, oprócz sprowadzenia na siebie lekkiej depresji. Nie daję rady tak... A poza tym wolę, abyś wiedziała, że chcę, abyś kiedyś została moją partnerką...
A po chwili zbliżyłem się do niej i pocałowałem ją.
Rossa?
-Ja tak dłużej nie mogę... - jęknąłem na głos, czując, że zaraz się zawali cała moja przyjaźń z Rossą, ale milczeć też nie mogłem.
Rossa przystanęła, przyglądając się mnie.
-O co chodzi? - zmartwiła się nieco.
Następnie potok słów wylał się przez moje usta...
-Ja Cię kocham! Patrząc na rodziców myślałem, że to uczucie jest złe. Starałem się je zniszczyć... Ale nie umiem, gdy je niszczyłem, nic nie zdziałałem, oprócz sprowadzenia na siebie lekkiej depresji. Nie daję rady tak... A poza tym wolę, abyś wiedziała, że chcę, abyś kiedyś została moją partnerką...
A po chwili zbliżyłem się do niej i pocałowałem ją.
Rossa?
Od Anastazji
CD. Harry'ego
Poczułam, jakby marzenie zaczęło się spełniać. Jednak miałam małe obawy. Muszę je wyjaśnić. Tu i teraz.
-Harry - zagadnęłam
-Tak?
-Chcę się Ciebie o coś spytać - zaczęłam niepewnie
-Wal śmiało - uśmiechnął się
-A co z Tobą... I Havaną? Słyszałam, że się w niej podkochiwałeś...
Harry?
PS:
Nie mam jeszcze laptopa, post pisany z komputera, na szybko, abyście mnie nie wywalili za nieobecność. xd
Poczułam, jakby marzenie zaczęło się spełniać. Jednak miałam małe obawy. Muszę je wyjaśnić. Tu i teraz.
-Harry - zagadnęłam
-Tak?
-Chcę się Ciebie o coś spytać - zaczęłam niepewnie
-Wal śmiało - uśmiechnął się
-A co z Tobą... I Havaną? Słyszałam, że się w niej podkochiwałeś...
Harry?
PS:
Nie mam jeszcze laptopa, post pisany z komputera, na szybko, abyście mnie nie wywalili za nieobecność. xd
Od Scolle
CD. Black Prince
-Brawo, dostaniesz medal za to spostrzeżenie! - zawołałam, siląc się na uśmiech.
Widać było i po mnie, że upał daje się we znaki wszystkim. A ja, niby taka odporna na upały i kaprysy pogody...
-Złoty, brązowy, srebrny? - zapytał zaciekawiony, śmiejąc się
Chwilkę się zastanowiłam.
-Platynowy - odparłam trochu niewyraźnie
Black Prince?
PS:
Nie mam jeszcze laptopa, post pisany z komputera, na szybko, abyście mnie nie wywalili za nieobecność. xd
-Brawo, dostaniesz medal za to spostrzeżenie! - zawołałam, siląc się na uśmiech.
Widać było i po mnie, że upał daje się we znaki wszystkim. A ja, niby taka odporna na upały i kaprysy pogody...
-Złoty, brązowy, srebrny? - zapytał zaciekawiony, śmiejąc się
Chwilkę się zastanowiłam.
-Platynowy - odparłam trochu niewyraźnie
Black Prince?
PS:
Nie mam jeszcze laptopa, post pisany z komputera, na szybko, abyście mnie nie wywalili za nieobecność. xd
Od Wanderera
CD.
Brnąłem przez różnorakie chaszcze i zarośla. Wielokrotnie czułem strach, będąc samemu. Co jak co, do stada już przywykłem i tylko garstka starego mnie została w mojej duszy... Zaciekły samotnik gdzieś uciekł. Teraz tęskniłem za stadem. Wędrówka wydawała się nieznośna i zbyteczna.
Ale obiecałem, że brata znajdę. Nie wiem jak, gdzie, kiedy - ale znajdę. Chociażbym miał paść trupem tuż przed nim muszę go poznać.
Nagle dostrzegłem stado koni na łące, obsypanej pięknymi, fioletowymi kwiatkami o podłużnych płatkach.
Zapytałem się pierwszego spotkanego konia:
-Czy to jest stado Najdzikszej Polany?
Tamten niechętnie przerwał skubanie trawy i odparł:
-A nie widać?
Westchnąłem.
-Nie.
-Ale jest - stwierdził tamten
I wrócił do podgryzania soczystej i zielonej trawy.
-Zaprowadzisz mnie do Forda? - zapytałem, wiedząc, że tak nazywa się mój brat.
CDN.
PS:
Nie mam jeszcze laptopa, post pisany z komputera, na szybko, abyście mnie nie wywalili za nieobecność. xd
Brnąłem przez różnorakie chaszcze i zarośla. Wielokrotnie czułem strach, będąc samemu. Co jak co, do stada już przywykłem i tylko garstka starego mnie została w mojej duszy... Zaciekły samotnik gdzieś uciekł. Teraz tęskniłem za stadem. Wędrówka wydawała się nieznośna i zbyteczna.
Ale obiecałem, że brata znajdę. Nie wiem jak, gdzie, kiedy - ale znajdę. Chociażbym miał paść trupem tuż przed nim muszę go poznać.
Nagle dostrzegłem stado koni na łące, obsypanej pięknymi, fioletowymi kwiatkami o podłużnych płatkach.
Zapytałem się pierwszego spotkanego konia:
-Czy to jest stado Najdzikszej Polany?
Tamten niechętnie przerwał skubanie trawy i odparł:
-A nie widać?
Westchnąłem.
-Nie.
-Ale jest - stwierdził tamten
I wrócił do podgryzania soczystej i zielonej trawy.
-Zaprowadzisz mnie do Forda? - zapytałem, wiedząc, że tak nazywa się mój brat.
CDN.
PS:
Nie mam jeszcze laptopa, post pisany z komputera, na szybko, abyście mnie nie wywalili za nieobecność. xd
niedziela, 10 sierpnia 2014
Od Havany
CD Jack`a
-Nie- powiedziałam szybko, patrząc na ogiera, który posłał mi pytające spojrzenie- Nie wiem czy wiesz, ale strasznie nie lubię w ciszy siedzieć, chociaż czasem dobrze to robi. Może... Jest lato, słońce, upał. Zrobimy wyprawę- podsunełam pomysł.
-Czyli dokładnie?- przekręcił głową.
-Czyli pozwiedzamy każdy teren stada, a potem poza- wiedziałam, że ja mam szalone pomysły, ale nigdy mi to by do głowy nie przyszło gdyby nie ten cholerny most i jego zagadkowa siła.
-Skąd taka nagła zmiana?- spytał.
-A twoja?- posłałąm mu uśmiech- To jak? Zgadzasz się?
-To dość ryzykowne...
-Jest lato i trzeba sie rozerwać...- zrobiłam proszącą minę i poczułam, że w tym momencie zachowuje sie jak źrebak.
<Jack? Ja właśnie brak weny ;_; Ty mieć wene, nie ja xd>
PS: Mnie nadal nie ma. Jestem na wakacjach xd
-Nie- powiedziałam szybko, patrząc na ogiera, który posłał mi pytające spojrzenie- Nie wiem czy wiesz, ale strasznie nie lubię w ciszy siedzieć, chociaż czasem dobrze to robi. Może... Jest lato, słońce, upał. Zrobimy wyprawę- podsunełam pomysł.
-Czyli dokładnie?- przekręcił głową.
-Czyli pozwiedzamy każdy teren stada, a potem poza- wiedziałam, że ja mam szalone pomysły, ale nigdy mi to by do głowy nie przyszło gdyby nie ten cholerny most i jego zagadkowa siła.
-Skąd taka nagła zmiana?- spytał.
-A twoja?- posłałąm mu uśmiech- To jak? Zgadzasz się?
-To dość ryzykowne...
-Jest lato i trzeba sie rozerwać...- zrobiłam proszącą minę i poczułam, że w tym momencie zachowuje sie jak źrebak.
<Jack? Ja właśnie brak weny ;_; Ty mieć wene, nie ja xd>
PS: Mnie nadal nie ma. Jestem na wakacjach xd
czwartek, 7 sierpnia 2014
Od Meggie
CD opowiadania Spartana
Pod nosem mruknęłam coś w stylu "idiota", ale nie byłam zbyt zła. Czyli to tak się bawimy, pomyślałam i w mej głowie zrodził się nowy plan, na zrobienie mu głupiego żartu. Uśmiechnęłam się szelmowsko i powiedziałam:
- Zróbmy konkurs nurkowania.
Ogier był troszkę zdezorientowany, że tak nagle odzyskałam humor, ale zaraz udał, że nic się nie stało.
- Eeee... Okej.
- No dobra. Ja będę pierwsza, a ty licz czas. - powiedziałam, do zaskoczonego ogiera, po czym odeszłam o kilka kroków i zanurkowałam. W wodzie przeteleportowałam się na brzeg za Spartanem, który zamiast się obejrzeć, liczył zacięcie. Po jakiś dwóch minutach zawołał:
- Meggie? Meggie?! - powtórzył, gdy ja z trudem powstrzymywałam śmiech. Daaawno się tak nie bawiłam. Po chwili zbliżył się do miejsca mego zaginięcia, poi czym zanurkował. Wynurzył się po chwili przerażony, z wyglądem zmokłej kury. Wtedy powstrzymanie śmiechu było już niewykonalne. Wybuchłam głośnym śmiechem, tak, że Spartan zaraz obrócił się w moją stronę i przez twarz przeszedł mu cień... ulgi.
- Co Ci przyszło do głowy? - wybuchł z akcentem rodzica
- Nic. - odparłam niewinnie - Teraz na następny raz mnie już nie ochlapiesz.
(Spartan? Brak weny...)
Pod nosem mruknęłam coś w stylu "idiota", ale nie byłam zbyt zła. Czyli to tak się bawimy, pomyślałam i w mej głowie zrodził się nowy plan, na zrobienie mu głupiego żartu. Uśmiechnęłam się szelmowsko i powiedziałam:
- Zróbmy konkurs nurkowania.
Ogier był troszkę zdezorientowany, że tak nagle odzyskałam humor, ale zaraz udał, że nic się nie stało.
- Eeee... Okej.
- No dobra. Ja będę pierwsza, a ty licz czas. - powiedziałam, do zaskoczonego ogiera, po czym odeszłam o kilka kroków i zanurkowałam. W wodzie przeteleportowałam się na brzeg za Spartanem, który zamiast się obejrzeć, liczył zacięcie. Po jakiś dwóch minutach zawołał:
- Meggie? Meggie?! - powtórzył, gdy ja z trudem powstrzymywałam śmiech. Daaawno się tak nie bawiłam. Po chwili zbliżył się do miejsca mego zaginięcia, poi czym zanurkował. Wynurzył się po chwili przerażony, z wyglądem zmokłej kury. Wtedy powstrzymanie śmiechu było już niewykonalne. Wybuchłam głośnym śmiechem, tak, że Spartan zaraz obrócił się w moją stronę i przez twarz przeszedł mu cień... ulgi.
- Co Ci przyszło do głowy? - wybuchł z akcentem rodzica
- Nic. - odparłam niewinnie - Teraz na następny raz mnie już nie ochlapiesz.
(Spartan? Brak weny...)
środa, 6 sierpnia 2014
Od Jack'a
CD Havany
Na chwilę zapadła ciszę, która przerywało tylko skrzypienie mostu.
- To miejsce jest dziwne - powiedziałem.
Havana odpowiedziała tylko uśmiechem.
- Odezwij się, bo zbzikuje - z trudem przywołałem grymas radości na pysk.
- Tyle, że nie wiem co powiedzieć - odparła klacz i spojrzała przed siebie.
W tym miejscu czuło się potęgę magii, która spływa na ciebie i zabiera całe zło. Ciężar opada z ramion, choć bolesne wspomnienia zostają.
- Mamy więc milczeć? - westchnąłem ciężko.
Havana? Ty brak weny? 0.0 Ja brak weny.
Na chwilę zapadła ciszę, która przerywało tylko skrzypienie mostu.
- To miejsce jest dziwne - powiedziałem.
Havana odpowiedziała tylko uśmiechem.
- Odezwij się, bo zbzikuje - z trudem przywołałem grymas radości na pysk.
- Tyle, że nie wiem co powiedzieć - odparła klacz i spojrzała przed siebie.
W tym miejscu czuło się potęgę magii, która spływa na ciebie i zabiera całe zło. Ciężar opada z ramion, choć bolesne wspomnienia zostają.
- Mamy więc milczeć? - westchnąłem ciężko.
Havana? Ty brak weny? 0.0 Ja brak weny.
poniedziałek, 4 sierpnia 2014
Od Alestrii von Meteorite
CD od Spartana
- Ej, nie sądzisz, że na to jeszcze trochę za wcześnie ? - zapytałam rozbawiona odsuwając się znowu trochę od niego.
- A dlaczego niby, przecież chciałem się tylko trochę więcej się z Tobą zaprzyjaźnić i sprawić Ci tym przyjemność.. - odparł udając zdziwienie.
- A nie wpadłeś nigdy na pomysł, żeby robić to w inny sposób ?
- Czyli w jaki ? - dociekał.
- Na przykład za pomocą komplementów....
- Nie, a co jest złego w dotykaniu się bokiem ?
- To, że niektóre klacze mogą mieć z tym złe wspomnienia. - wytłumaczyłam.
- A Ty masz ? - zaciekawił się.
- Może ... - odparłam tajemniczo i podbiegłam trochę.
Zatrzymałam się dopiero koło dopiero Smoczego Oka, gdzie Vendela już przytulała się do swojego wujka, Cloud'a.
- Witaj, siostro. - przywitał mnie.
- Hejka. - odrzekłam pochylając głowę i zaczynając pić wodę.
W tej samej chwili usłyszałam głos mojego brata:
- A ten twój kolega, to kto ?
<Spartan, przedstawisz się sam, czy mam to zrobić za Ciebie ?>
- Ej, nie sądzisz, że na to jeszcze trochę za wcześnie ? - zapytałam rozbawiona odsuwając się znowu trochę od niego.
- A dlaczego niby, przecież chciałem się tylko trochę więcej się z Tobą zaprzyjaźnić i sprawić Ci tym przyjemność.. - odparł udając zdziwienie.
- A nie wpadłeś nigdy na pomysł, żeby robić to w inny sposób ?
- Czyli w jaki ? - dociekał.
- Na przykład za pomocą komplementów....
- Nie, a co jest złego w dotykaniu się bokiem ?
- To, że niektóre klacze mogą mieć z tym złe wspomnienia. - wytłumaczyłam.
- A Ty masz ? - zaciekawił się.
- Może ... - odparłam tajemniczo i podbiegłam trochę.
Zatrzymałam się dopiero koło dopiero Smoczego Oka, gdzie Vendela już przytulała się do swojego wujka, Cloud'a.
- Witaj, siostro. - przywitał mnie.
- Hejka. - odrzekłam pochylając głowę i zaczynając pić wodę.
W tej samej chwili usłyszałam głos mojego brata:
- A ten twój kolega, to kto ?
<Spartan, przedstawisz się sam, czy mam to zrobić za Ciebie ?>
Vendela dorasta!
Imię: Vendela von Meteorite (w skrócie Vendela)
Płeć: klacz
Wiek: 2 lata
Cechy charakteru:bardzo odważna, waleczna, wytrwała, uparta, niezależna, optymistka, z poczuciem humoru, dobra strategiczka, czasami wybuchowa i heroiczna, żywiołowa, spostrzegawcza, opiekuńcza, wyrozumiała, troskliwa, tajemnicza, melancholijna, marzycielska
Stanowisko: medyczka
Żywioł: uzdrawianie
Moce: wszystkie związane z żywiołem
Partner: poszukuje
Rodzina: matka/Alestria, wujek/Cloud oraz ojciec/Diamond, dziadkowie/Morgan i Lysander, babcie/Elinor i Darling (poza stadem)
Historia: Jej serce zaczęło bić tutaj.
Właściciel: Bielik amerykański
Inne zdjęcia: brak
niedziela, 3 sierpnia 2014
Od Havany
CD Jack`a
Usmiechnełam sie delikatnie, lekko zdziwiona i zaskoczona oznajmieniem ogiera. Poczułam jak sie zawstydzam. Nie jestem stworzona do takich chwil i momentów.
-Wiesz bardzo dobrze, zresztą jak każdy, że ja wysłucham wszytskich i wszytskiego. I nie muissz dziekować, ty przecież też nasłuchałeś sie dużo moich stęczeń- zachichotałam cicho- Zawsze się możesz mnie wyżalić, to tylko drobna przysługa koleżeńska- posłałam mu ciepły uśmiech.
-Wiesz... To dla mnie bardzo wazne- oznajmił.
-Wiem i rozumiem, ale naprawdę mnie zawstydziłeś. Więcej tak nie rób i chciałam powiedziec, że i ja Ci dziękuję. Dawno nie byłam z nikim na spacerze- spojrzałam w mętną wodę.
-To dla mnie przyjemnośc- ukłonił sie lekko.
Zaśmiałam sie i spojrzałam na drewniany most, który skrzypił przeraźliwie, ostrzegając przed załamaniem się.
W dali słońce, chmury... Miała byc burza i znowuż nic z tego nie wyszło.
Jack? Sorry za błędy, ale nie jestem na swojej klawiaturze i do tego wena znikła ;_;
Usmiechnełam sie delikatnie, lekko zdziwiona i zaskoczona oznajmieniem ogiera. Poczułam jak sie zawstydzam. Nie jestem stworzona do takich chwil i momentów.
-Wiesz bardzo dobrze, zresztą jak każdy, że ja wysłucham wszytskich i wszytskiego. I nie muissz dziekować, ty przecież też nasłuchałeś sie dużo moich stęczeń- zachichotałam cicho- Zawsze się możesz mnie wyżalić, to tylko drobna przysługa koleżeńska- posłałam mu ciepły uśmiech.
-Wiesz... To dla mnie bardzo wazne- oznajmił.
-Wiem i rozumiem, ale naprawdę mnie zawstydziłeś. Więcej tak nie rób i chciałam powiedziec, że i ja Ci dziękuję. Dawno nie byłam z nikim na spacerze- spojrzałam w mętną wodę.
-To dla mnie przyjemnośc- ukłonił sie lekko.
Zaśmiałam sie i spojrzałam na drewniany most, który skrzypił przeraźliwie, ostrzegając przed załamaniem się.
W dali słońce, chmury... Miała byc burza i znowuż nic z tego nie wyszło.
Jack? Sorry za błędy, ale nie jestem na swojej klawiaturze i do tego wena znikła ;_;
Od Jack'a
CD Black Prince
Uśmiechnąłem się szeroko, widząc bezowocne próby Princa.
- A co jak nie zechcę? - spytałem przekornie.
Ogier zrobił urażona minę i szturchnął mnie z ziemi kopytem. Wywróciłem oczyma i schyliłem się nad nim. Zrobiłem ugodową minę i kiwnąłem łbem.
- Niech ci będzie - westchnąłem wreszcie.
Po chwili oboje próbowaliśmy wspólnymi siłami postawić go na nogi. Nie było to jednak tak łatwe, jakby się mogło zdawać.
- Możesz przestać się śmiać? Nie ułatwiasz sprawy - parsknąłem rozbawiony.
Prince?
Uśmiechnąłem się szeroko, widząc bezowocne próby Princa.
- A co jak nie zechcę? - spytałem przekornie.
Ogier zrobił urażona minę i szturchnął mnie z ziemi kopytem. Wywróciłem oczyma i schyliłem się nad nim. Zrobiłem ugodową minę i kiwnąłem łbem.
- Niech ci będzie - westchnąłem wreszcie.
Po chwili oboje próbowaliśmy wspólnymi siłami postawić go na nogi. Nie było to jednak tak łatwe, jakby się mogło zdawać.
- Możesz przestać się śmiać? Nie ułatwiasz sprawy - parsknąłem rozbawiony.
Prince?
Od Jack'a
CD Rossy
- Da się je opisać - zaprzeczyłem i zatrzymałem się w miejscu - Da się je pięknie opisać. Ale jest inny haczyk - dodałem poważniejąc.
Rossa przekrzywiła tylko łeb i wbiła we mnie pytające spojrzenie.
- Musisz strzec tego uczucia jak skarbu i dbać o tego, którego kochasz. Wybaczyć wszystko, a jednocześnie samej starać się nie dawać okazji do wybaczania. To tak z doświadczenia. Wiesz, że się znam - na koniec posłałem jej przekorny uśmiech.
- Oj tato... - westchnęła i szturchnęła mnie.
- No co? - wzruszyłem ramionami - Całą prawda.
Rossa?
- Da się je opisać - zaprzeczyłem i zatrzymałem się w miejscu - Da się je pięknie opisać. Ale jest inny haczyk - dodałem poważniejąc.
Rossa przekrzywiła tylko łeb i wbiła we mnie pytające spojrzenie.
- Musisz strzec tego uczucia jak skarbu i dbać o tego, którego kochasz. Wybaczyć wszystko, a jednocześnie samej starać się nie dawać okazji do wybaczania. To tak z doświadczenia. Wiesz, że się znam - na koniec posłałem jej przekorny uśmiech.
- Oj tato... - westchnęła i szturchnęła mnie.
- No co? - wzruszyłem ramionami - Całą prawda.
Rossa?
Od Jack'a
CD Havany
Skinąłem łbem, aprobując pomysł. Nie chciałem drążyć tematu, bo w duchu nie potrafiłem pogodzić się z jej słowami. Zaprzeczałem cały sobą, ale nie chciałem tego pokazać. Dlatego ruszyłem przed siebie, licząc na to, że Havana zrobi to samo. Tak też się stało i szliśmy tuż koło siebie. Za cel obrałem Zdradliwą Przystań. Było to jedno z niewielu miejsc, którego nigdy nie odwiedziłem. Nie ogarniał mnie smutek, nie dręczyła przeszłość, nie raniła teraźniejszość. Teraz to miejsce mogło okazać się zbawieniem.
- Przejdziemy się pewnym starym mostem - rzuciłem tylko do Havany - Może wtedy humor mi się poprawi.
Klacz westchnęła cicho i dalej podążała u mojego boku. Czułem się zrozumiany. Nie naciskała, nie drążyła tematu. Wiedziała o co nie pytać.
- Dziękuje - wydukałem jeszcze - Że mnie słuchasz i pocieszasz.
Havana?
Skinąłem łbem, aprobując pomysł. Nie chciałem drążyć tematu, bo w duchu nie potrafiłem pogodzić się z jej słowami. Zaprzeczałem cały sobą, ale nie chciałem tego pokazać. Dlatego ruszyłem przed siebie, licząc na to, że Havana zrobi to samo. Tak też się stało i szliśmy tuż koło siebie. Za cel obrałem Zdradliwą Przystań. Było to jedno z niewielu miejsc, którego nigdy nie odwiedziłem. Nie ogarniał mnie smutek, nie dręczyła przeszłość, nie raniła teraźniejszość. Teraz to miejsce mogło okazać się zbawieniem.
- Przejdziemy się pewnym starym mostem - rzuciłem tylko do Havany - Może wtedy humor mi się poprawi.
Klacz westchnęła cicho i dalej podążała u mojego boku. Czułem się zrozumiany. Nie naciskała, nie drążyła tematu. Wiedziała o co nie pytać.
- Dziękuje - wydukałem jeszcze - Że mnie słuchasz i pocieszasz.
Havana?
Od Spartana
CD od Alestrii von Meteorite
- Pomogę ci w czymkolwiek zechcesz, piękna - odparłem przymilnie. Alestria uśmiechnęła się sympatycznie w odpowiedzi, po czym całą trójką ruszyliśmy w głąb lasu. Maszerowałem tuż przy klaczy, czując na sobie ciepło jej ciała i jej ogon zahaczający o mnie, pracowicie odganiając gzy. Po kilku chwilach, Alestria chyba poczuła się nieco niezręcznie i odsunęła się parę kroków ode mnie, jednak ja spojrzałem na nią z miną smutnego szczeniaczka i przysunąłem się z powrotem.
<Alestria?>
- Pomogę ci w czymkolwiek zechcesz, piękna - odparłem przymilnie. Alestria uśmiechnęła się sympatycznie w odpowiedzi, po czym całą trójką ruszyliśmy w głąb lasu. Maszerowałem tuż przy klaczy, czując na sobie ciepło jej ciała i jej ogon zahaczający o mnie, pracowicie odganiając gzy. Po kilku chwilach, Alestria chyba poczuła się nieco niezręcznie i odsunęła się parę kroków ode mnie, jednak ja spojrzałem na nią z miną smutnego szczeniaczka i przysunąłem się z powrotem.
<Alestria?>
Od Spartana
CD od Meggie
- Ależ upał - spojrzałem w niebo, na wielkie, rozpalone słońce. Przyszliśmy tu akurat w godzinach szczytu.
- To wejdź do wody, przyjemniej jest - odrzekła Meggie.
- Przyjemniej jest z pewnością. Z taką ślicznotką, wszędzie jest przyjemniej - spojrzałem na nią uśmiechając się szelmowsko, po czym wskoczyłem do morza, celowo rozbryzgując chłodną wodę we wszystkie strony. Obróciłem się w stronę całej mokrej klaczy. Z jej śnieżnobiałej grzywy skapywały zimne kropelki, by za chwilę utonąć z powrotem wśród morskich fal. Meggie wykrzywiła pysk w zabawnym naburmuszeniu, a ja zbliżyłem się do niej ze śmiechem.
- Ojj Meggie, nie złość się - uśmiechnąłem się rozbawiony.
<Meggie?>
- Ależ upał - spojrzałem w niebo, na wielkie, rozpalone słońce. Przyszliśmy tu akurat w godzinach szczytu.
- To wejdź do wody, przyjemniej jest - odrzekła Meggie.
- Przyjemniej jest z pewnością. Z taką ślicznotką, wszędzie jest przyjemniej - spojrzałem na nią uśmiechając się szelmowsko, po czym wskoczyłem do morza, celowo rozbryzgując chłodną wodę we wszystkie strony. Obróciłem się w stronę całej mokrej klaczy. Z jej śnieżnobiałej grzywy skapywały zimne kropelki, by za chwilę utonąć z powrotem wśród morskich fal. Meggie wykrzywiła pysk w zabawnym naburmuszeniu, a ja zbliżyłem się do niej ze śmiechem.
- Ojj Meggie, nie złość się - uśmiechnąłem się rozbawiony.
<Meggie?>
sobota, 2 sierpnia 2014
Od Heaven
CD Pride
Szamotałam się w powietrzu. W końcu mój niezastąpiony intelekt wymyślił coś wspaniałego. Uśmiechnęłam się tajemniczo i wyczarowałam tafle lodu pod nogami Pride. Klacz zaczęła się ślizgać, nie mogąc utrzymać równowagi, przez co straciła panowanie nad powietrzem.
-I co kochana? Fajnie?- zarżałam wesoło- A teraz mówię, że NIE IDĘ- uśmiechnęłam się złośliwie.
-Czekaj. Muszę tylko złapać równowagę- upadła z łomotem na lód ze śmiechem.
Przewróciłam oczami, widząc, że ona łatwo się nie podda.
-Dobra, pójdę- posłałam jej uśmiech, na co ona odwzajemniła tym samym i zeskoczyła z lodu.
-Wygrałam- oznajmiła dumnie.
-Phi! Chciałabyś- prychnęłam udając oburzoną.
Po chwili, tak jak moja głowa mi podpowiadała, zaczął się szaleńczy galop.
Pride?
Szamotałam się w powietrzu. W końcu mój niezastąpiony intelekt wymyślił coś wspaniałego. Uśmiechnęłam się tajemniczo i wyczarowałam tafle lodu pod nogami Pride. Klacz zaczęła się ślizgać, nie mogąc utrzymać równowagi, przez co straciła panowanie nad powietrzem.
-I co kochana? Fajnie?- zarżałam wesoło- A teraz mówię, że NIE IDĘ- uśmiechnęłam się złośliwie.
-Czekaj. Muszę tylko złapać równowagę- upadła z łomotem na lód ze śmiechem.
Przewróciłam oczami, widząc, że ona łatwo się nie podda.
-Dobra, pójdę- posłałam jej uśmiech, na co ona odwzajemniła tym samym i zeskoczyła z lodu.
-Wygrałam- oznajmiła dumnie.
-Phi! Chciałabyś- prychnęłam udając oburzoną.
Po chwili, tak jak moja głowa mi podpowiadała, zaczął się szaleńczy galop.
Pride?
Od Harry`ego
C.D Anastazji.
Spojrzałem na klacz, nie wiedziałem co powiedzieć. Podszedłem do niej. Pocałowałem ją delikatnie w chrapy. Odsunąłem sie od Anastazji.
- Anastazja... - zacząłem.
Klacz spojrzała na mnie nieco zdezorientowana.
- Co? - spytała.
- Ja też Cię kocham. - wyznałem.
Westchnąłem i odsunąłem sie od niej. Popatrzyłem na nią.
Anastazja?
Spojrzałem na klacz, nie wiedziałem co powiedzieć. Podszedłem do niej. Pocałowałem ją delikatnie w chrapy. Odsunąłem sie od Anastazji.
- Anastazja... - zacząłem.
Klacz spojrzała na mnie nieco zdezorientowana.
- Co? - spytała.
- Ja też Cię kocham. - wyznałem.
Westchnąłem i odsunąłem sie od niej. Popatrzyłem na nią.
Anastazja?
Od Rossy
C.D Jack'a
Spojrzałam na tatę.
- Nie. - odparłam.
Uśmiechnęłam sie wrednie.
- Mów no..
- No dobra... - burknęłam.
Tata uśmiechnął sie zwycięsko.
- Bo przypadkowo na siebie wpadliśmy, jak zaczęliśmy rozmawiać no po prostu coś we mnie sie uwolniło takie, jedyne uczucie którego nie da sie opisać. - powiedziałam.
(Jack?)
Spojrzałam na tatę.
- Nie. - odparłam.
Uśmiechnęłam sie wrednie.
- Mów no..
- No dobra... - burknęłam.
Tata uśmiechnął sie zwycięsko.
- Bo przypadkowo na siebie wpadliśmy, jak zaczęliśmy rozmawiać no po prostu coś we mnie sie uwolniło takie, jedyne uczucie którego nie da sie opisać. - powiedziałam.
(Jack?)
Od Pride
CD opowiadania Heaven
- Nie - odparła z uporem
Westchnęłam, kręcąc przy tym pyskiem.
- Czyli będę musiała podjąć bardziej drastyczne środki...
Zdziwienie na twarzy Heaven było wielkie, gdy nakazałam wiatrowi podnieść ją, a potem nie puszczać, dopóki nie zacznie biegać.
- A wiatrowi się oprzesz? - spytałam śmiejąc się, widząc jak klacz stara się zatrzymać
- To oszustwo! - wyrzuciła z siebie, zmęczona wysiłkami
- Wiem! - uśmiechnęłam się i zarżałam wesoło.
(Heaven? takie są skutki braku weny)
- Nie - odparła z uporem
Westchnęłam, kręcąc przy tym pyskiem.
- Czyli będę musiała podjąć bardziej drastyczne środki...
Zdziwienie na twarzy Heaven było wielkie, gdy nakazałam wiatrowi podnieść ją, a potem nie puszczać, dopóki nie zacznie biegać.
- A wiatrowi się oprzesz? - spytałam śmiejąc się, widząc jak klacz stara się zatrzymać
- To oszustwo! - wyrzuciła z siebie, zmęczona wysiłkami
- Wiem! - uśmiechnęłam się i zarżałam wesoło.
(Heaven? takie są skutki braku weny)
Od Black Prince
CD opowiadania Jack'a
- Nie popisuj się - upomniałem go, starając się nie wybuchnąć śmiechem
Zerknął na mnie
- Dobra, dobra - deszcz zniknął - Ja chcesz, o najmędrszy...
- Deszcz, teraz - wybuchnąłem śmiechem, Jack również. Deszcz znowu się pojawił. Gdy pierwsza kropelka spadła na moje chrapy ryknąłem jeszcze głośniejszym śmiechem. Turlałem się po ziemi, nie mogąc przestać. Jack przyglądał mi się z rozbawieniem, ale był cicho
- Pomóż mi - wykrztusiłem, zaraz przed tym, jak ponownie wybuchnąłem śmiechem, bo nie mogłem wstać - No pomóż!
(Jack?)
- Nie popisuj się - upomniałem go, starając się nie wybuchnąć śmiechem
Zerknął na mnie
- Dobra, dobra - deszcz zniknął - Ja chcesz, o najmędrszy...
- Deszcz, teraz - wybuchnąłem śmiechem, Jack również. Deszcz znowu się pojawił. Gdy pierwsza kropelka spadła na moje chrapy ryknąłem jeszcze głośniejszym śmiechem. Turlałem się po ziemi, nie mogąc przestać. Jack przyglądał mi się z rozbawieniem, ale był cicho
- Pomóż mi - wykrztusiłem, zaraz przed tym, jak ponownie wybuchnąłem śmiechem, bo nie mogłem wstać - No pomóż!
(Jack?)
Od Black Prince
CD opowiadania Scolle
Przewróciłem oczami
- To sobie teraz wyobraź, że masz karą maść... - westchnąłem - To dopiero jest mordęga!
Zaśmiała się, a ja dołączyłem do niej. Jednak po chwili otworzyłem szeroko pysk, ziewając
- Oooo widzę, że ktoś tu się nie wyspał... - zauważyła dalej rozbawiona
Położyłem uszy po sobie, jednak potem natychmiast je podniosłem.
- Tak, tak - mruknąłem - Gorąco...
(Scolle? wena mi zwiała, widziałaś ją?)
Przewróciłem oczami
- To sobie teraz wyobraź, że masz karą maść... - westchnąłem - To dopiero jest mordęga!
Zaśmiała się, a ja dołączyłem do niej. Jednak po chwili otworzyłem szeroko pysk, ziewając
- Oooo widzę, że ktoś tu się nie wyspał... - zauważyła dalej rozbawiona
Położyłem uszy po sobie, jednak potem natychmiast je podniosłem.
- Tak, tak - mruknąłem - Gorąco...
(Scolle? wena mi zwiała, widziałaś ją?)
piątek, 1 sierpnia 2014
Od Heaven
CD historii Pride
Podniosłam brew, uważnie patrząc na klacz.
-Jakoś tak dziwnie na mnie patrzysz. Cos ze mną nie tak?- przekręciłam lekko głowę w bok.
-Nie, czemu niby?- spojrzała i momentalnie lekko się uśmiechnęła.
-Umiem przeczuć kto kłamie...- zachichotałam.
-Ja? Kłamać?- oburzyła się i prychnęła z pogardą.
Zaczęłam się śmiać, a wkrótce Pride dołączyła do mnie.
-To jak? Nadal głodna i śpiąca czy może aby cię wyciągnąć mały spacer?- uśmiechnęła się tajemniczo.
-Słowo ,,spacer" w twoich ustach oznacza ,,To jak? Galop i cwał po preriach? Tylko tak troszeczkę. Do granic"- zacytowałam z uśmiechem.
-Oj tam i tak cię wyciągnę- zaczęła mnie popychać.
Padłam na trawę, zamykając oczy i kiwając głową.
-Nigdzie nie idę- zaprotestowałam.
-Idziesz tylko jeszcze o tym nie wiesz- zmuszała mnie do wstania z ziemi.
-Tu tak wygodnie.
-Idziesz ze mną- odparła, podkreślając każde słowo.
<Pride?>
Podniosłam brew, uważnie patrząc na klacz.
-Jakoś tak dziwnie na mnie patrzysz. Cos ze mną nie tak?- przekręciłam lekko głowę w bok.
-Nie, czemu niby?- spojrzała i momentalnie lekko się uśmiechnęła.
-Umiem przeczuć kto kłamie...- zachichotałam.
-Ja? Kłamać?- oburzyła się i prychnęła z pogardą.
Zaczęłam się śmiać, a wkrótce Pride dołączyła do mnie.
-To jak? Nadal głodna i śpiąca czy może aby cię wyciągnąć mały spacer?- uśmiechnęła się tajemniczo.
-Słowo ,,spacer" w twoich ustach oznacza ,,To jak? Galop i cwał po preriach? Tylko tak troszeczkę. Do granic"- zacytowałam z uśmiechem.
-Oj tam i tak cię wyciągnę- zaczęła mnie popychać.
Padłam na trawę, zamykając oczy i kiwając głową.
-Nigdzie nie idę- zaprotestowałam.
-Idziesz tylko jeszcze o tym nie wiesz- zmuszała mnie do wstania z ziemi.
-Tu tak wygodnie.
-Idziesz ze mną- odparła, podkreślając każde słowo.
<Pride?>
Od Havany
CD Jack`a
Spuściłam wzrok, patrząc teraz na piach i na to co ogier rysuje. Zdałam sobie sprawę, że przywołałam w nim wspomnienia i widać bardzo to zabolało go. Nastała chwila ciszy, przerywana tylko przez szum fal.
-Czasem wydaje się, że tam skąd odeszliśmy jest lepiej i , że teraz gdy jesteśmy w dołku, nic nie może się już poprawić. Wspomnienia potrafią kaleczyć i otwierać rany, lecz nie możemy się w nich zagłębiać. Tak samo z marzeniami. Jeśli za bardzo się w nie zaangażujemy możemy popaść w paranoje i depresję. Powinniśmy powoli zaczynać od pierwszego punktu aż dojdziemy do drugiego i na sam koniec. Wspomnienie o dawnym życiu i dzieciństwie potrafi rozwlec osobę na milion kawałków tak, że już się nie pozbiera...- mówiłam jakby zahipnotyzowana w szum fal- Ale pamiętajmy, że to co się zdarzyło już nie wróci to co się zaczęło musi się też skończyć, to co dostaliśmy musi zostać zniszczone. Nie wiem czy mnie rozumiesz, bo gadam już głupie głupoty, ale teraz trzeba się wziąć w garść i chwycić byka za rogi, bo sam nie przyjdzie. Trzeba się pozbierać, mimo tego, że to bardzo trudne i boli. Rany goją się powoli, ale gdy już wyzdrowiejemy czujemy się jakby odnowieni. Przynajmniej niektórzy z nas... - posłałam mu ciepły uśmiech- To może teraz przejdziemy się w bardziej mroczne miejsca?- zaproponowałam.
Jack?
Spuściłam wzrok, patrząc teraz na piach i na to co ogier rysuje. Zdałam sobie sprawę, że przywołałam w nim wspomnienia i widać bardzo to zabolało go. Nastała chwila ciszy, przerywana tylko przez szum fal.
-Czasem wydaje się, że tam skąd odeszliśmy jest lepiej i , że teraz gdy jesteśmy w dołku, nic nie może się już poprawić. Wspomnienia potrafią kaleczyć i otwierać rany, lecz nie możemy się w nich zagłębiać. Tak samo z marzeniami. Jeśli za bardzo się w nie zaangażujemy możemy popaść w paranoje i depresję. Powinniśmy powoli zaczynać od pierwszego punktu aż dojdziemy do drugiego i na sam koniec. Wspomnienie o dawnym życiu i dzieciństwie potrafi rozwlec osobę na milion kawałków tak, że już się nie pozbiera...- mówiłam jakby zahipnotyzowana w szum fal- Ale pamiętajmy, że to co się zdarzyło już nie wróci to co się zaczęło musi się też skończyć, to co dostaliśmy musi zostać zniszczone. Nie wiem czy mnie rozumiesz, bo gadam już głupie głupoty, ale teraz trzeba się wziąć w garść i chwycić byka za rogi, bo sam nie przyjdzie. Trzeba się pozbierać, mimo tego, że to bardzo trudne i boli. Rany goją się powoli, ale gdy już wyzdrowiejemy czujemy się jakby odnowieni. Przynajmniej niektórzy z nas... - posłałam mu ciepły uśmiech- To może teraz przejdziemy się w bardziej mroczne miejsca?- zaproponowałam.
Jack?
Od Pride
CD opowiadania Heaven
- Zawsze coś - mruknęłam, widząc jak śnieg szybko topnieje
Heaven nie odpowiedziała, wpatrując się w resztki białego puchu. Z każdą chwilą było go mniej, aż w końcu zupełnie zniknął. Wtedy się odezwała:
- Lubisz śnieg?
Podniosłam jedną brew, zdumiona.
- Na lepsze pytania cię nie stać? - spytałam śmiejąc się - Tak, lubie śnieg, a ty?
(Heaven? brak weny)
- Zawsze coś - mruknęłam, widząc jak śnieg szybko topnieje
Heaven nie odpowiedziała, wpatrując się w resztki białego puchu. Z każdą chwilą było go mniej, aż w końcu zupełnie zniknął. Wtedy się odezwała:
- Lubisz śnieg?
Podniosłam jedną brew, zdumiona.
- Na lepsze pytania cię nie stać? - spytałam śmiejąc się - Tak, lubie śnieg, a ty?
(Heaven? brak weny)
Od Jack'a
CD Havany
Uśmiechnąłem się delikatnie i zarzuciłem grzywą. Zalała mnie fala wspomnień a ja znów poczułem morze, które wdziera się we mnie swoim zapachem i smakiem. Uwielbiałem to uczucie.
- Tam jest na prawdę pięknie. Galopujesz po mulistym dnie, a obok ciebie płynie cała ławica. Wbiegasz w nią i już nigdy nie zapominasz widoku tysiąca stworzeń morskich kłębiących się wokół siebie. Rafy koralowe są nie gorsze. Ta masa kolorów i o dziwo dźwięków. Nadal pamiętam jak po raz pierwszy matka zabrała mnie na rafę. Tam możesz latać, choć nigdy nie sięgniesz chmur czy gwiazd - moje oczy się zaszkliły, więc skierowałem wzrok na horyzont - Dla mnie nie było nigdy nic piękniejszego niż morze. Jednak zdecydowałem się je opuścić. Teraz wydaje mi sie to najgłupszą rzeczą jaką zrobiłem. A może jednak nie? Mówią, że lepiej kochać i stracić, niż nie zaznać miłości. Nie wiem co o tym myśleć. Odkąd wypełzłem na brzeg, że tak powiem, wszystko się sypie. Tylko przez chwilę było mi dane zaznać waszej radości. Ale to prysło jak piękny sen. Wiem, ze kiedyś wrócę tam skąd przybyłem. Tylko jeszcze nie wiem czy żywy.
Spuściłem wzrok, bo wpatrywanie się w horyzont sprawiało ból. Przypominało nie tylko o opuszczonym domu, ale i wszystkim co utraciłem tutaj. Przednim kopytem zacząłem delikatnie grzebać w piachu. Nie wiedziałem, co mam teraz zrobić, wiec czekałem aż to ona się odezwie.
Havana?
Uśmiechnąłem się delikatnie i zarzuciłem grzywą. Zalała mnie fala wspomnień a ja znów poczułem morze, które wdziera się we mnie swoim zapachem i smakiem. Uwielbiałem to uczucie.
- Tam jest na prawdę pięknie. Galopujesz po mulistym dnie, a obok ciebie płynie cała ławica. Wbiegasz w nią i już nigdy nie zapominasz widoku tysiąca stworzeń morskich kłębiących się wokół siebie. Rafy koralowe są nie gorsze. Ta masa kolorów i o dziwo dźwięków. Nadal pamiętam jak po raz pierwszy matka zabrała mnie na rafę. Tam możesz latać, choć nigdy nie sięgniesz chmur czy gwiazd - moje oczy się zaszkliły, więc skierowałem wzrok na horyzont - Dla mnie nie było nigdy nic piękniejszego niż morze. Jednak zdecydowałem się je opuścić. Teraz wydaje mi sie to najgłupszą rzeczą jaką zrobiłem. A może jednak nie? Mówią, że lepiej kochać i stracić, niż nie zaznać miłości. Nie wiem co o tym myśleć. Odkąd wypełzłem na brzeg, że tak powiem, wszystko się sypie. Tylko przez chwilę było mi dane zaznać waszej radości. Ale to prysło jak piękny sen. Wiem, ze kiedyś wrócę tam skąd przybyłem. Tylko jeszcze nie wiem czy żywy.
Spuściłem wzrok, bo wpatrywanie się w horyzont sprawiało ból. Przypominało nie tylko o opuszczonym domu, ale i wszystkim co utraciłem tutaj. Przednim kopytem zacząłem delikatnie grzebać w piachu. Nie wiedziałem, co mam teraz zrobić, wiec czekałem aż to ona się odezwie.
Havana?
Od Rossy
C.D Tyriona
Wiedziałam, że coś jest nie tak. Tego się nie da ukryć. Dobra mniejsza z tym.
- Skoro chcesz, no to chodźmy pobiegać. - powiedziałam.
Uśmiechnęłam się do niego. Chociaż ciężko mi było z tym wszystkim wytrzymać. Chciałabym mu to powiedzieć. Ale co jak to jest nieodwzajemnione uczucie? Miłość jest piękna, ale potrafi zabić od środka. Ruszyliśmy przed siebie. Biegliśmy kopyto w kopyto...
*
Po porannym bieganiu, poszliśmy na rajską plażę. Słońce dawało o sobie znać. Staliśmy na wzgórzu. Patrzyliśmy na wodę której fale obijały się o brzeg i znikały... To wszystko zaczęło mnie przerastać. Ogier który stoi obok mnie, kocham go i się boję powiedzieć co czuje. A co jak mnie wyśmieje?! Albo jak jeszcze nie wiadomo co naopowiada innym? To jest zawsze ten strach, tym razem będę siedziała cicho... Z moich myśli wyrwał mnie głos ogiera:
<Tyrion?>
Wiedziałam, że coś jest nie tak. Tego się nie da ukryć. Dobra mniejsza z tym.
- Skoro chcesz, no to chodźmy pobiegać. - powiedziałam.
Uśmiechnęłam się do niego. Chociaż ciężko mi było z tym wszystkim wytrzymać. Chciałabym mu to powiedzieć. Ale co jak to jest nieodwzajemnione uczucie? Miłość jest piękna, ale potrafi zabić od środka. Ruszyliśmy przed siebie. Biegliśmy kopyto w kopyto...
*
Po porannym bieganiu, poszliśmy na rajską plażę. Słońce dawało o sobie znać. Staliśmy na wzgórzu. Patrzyliśmy na wodę której fale obijały się o brzeg i znikały... To wszystko zaczęło mnie przerastać. Ogier który stoi obok mnie, kocham go i się boję powiedzieć co czuje. A co jak mnie wyśmieje?! Albo jak jeszcze nie wiadomo co naopowiada innym? To jest zawsze ten strach, tym razem będę siedziała cicho... Z moich myśli wyrwał mnie głos ogiera:
<Tyrion?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)