CD Sharee
Kwiczałem z bólu, lecz nie okazywałem tego z zewnątrz. Klacz myślała, że jestem słaby, lecz ja też potrafię dużo. Tylko potrzebuję chwilę czasu. Co prawda moja twarz przybrała kwaśny wyraz, wyraz bólu, jednak po chwili wstałem cały obolały, patrząc w kierunku gdzie klacz ostatni raz była. Powonieniem iść do lekarza, brzuch palił mnie od środka, nawet nie wiedziałem czy to z powodu mocnego uderzenia i zaskoczenia czy od moich wewnętrznych mocy. Po kilku minutach, za sprawą ognia wyleczyłem się częściowo, lecz nie do końca. Klacz była potężna, temperamentna, charakterna i do tego okropnie piękna. Postanowiłem jej poszukać, jednakże zanim to zrobię muszę iść do swojej jaskini by to zdarzenie jak przed chwilą się już nie powtórzyło.
***
Pogalopowałem w stronę miejsca gdzie ruda klacz mnie pokonała. Widziałem gdzie poszła, ale nie do końca gdzie teraz się znajdowała. Moja teleportacja była do niczego w takiej sytuacji. Musiałem użyć innego sposobu. Zwyczajnie poszukać. Wiedziałem, że gdy tylko klacz mnie zobaczy, wścieknie się, dlatego przygotowałem się do takiej sytuacji. Szukałem chyba z pół godziny, lecz w kocu ujrzałem ją w Lesie Peeves. Podszedłem delikatnie, wręcz skradając się na kopytach, ostrożnie by jej za mocno nie wykurzyć. Z łobuzerskim uśmieszkiem powoli zbliżałem się do niej, lecz ona była uważniejsza niż dotąd myślałem i natychmiast odwróciła się i rzuciła we mnie coś w rodzaju kuli roślin.
-Nie tak ostro siostro, bo się zmęczysz. Nie jestem wrogiem- posłałem w jej stronę oczko i buziaczek.
Sharee? Sorry, że tak długo...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz