CD Sharee
Klacz w pewnym sęsie miała racje. Nie wiem co się tu stało i czy ogier przeżyje. Jest ciężko ranny, ale ja już podjąłem decyzję.
-Wyraziłem się chyba już dosyć jasno- warknąłem- Zaprowadzę go do najbliższego lekarza, a ty... czemu ci tak bardzo zależy abym go tu zostawił, co?- spojrzałem ukradkiem na klacz.
Miała poważną minę, lecz nadal widziałem w jej oczach cień obojętności i tajemnicy. Miała talent do gry aktorskiej. Słyszałem, że to klacz o tysiąca twarzach.
-Przecież sam wiesz, że nie pozwoliłabym mu tu umrzeć, ale ja myślę racjonalnie i wiem, że on nie przeżyje- zrobiła minę niewiniątka.
-Akurat. Znam cię z opowieści i wiem, że zostawiłabyś tu nawet umierającego. Coś nie za bardzo ci wierzę- odburknąłem.
-Nie tym tonem mój drogi. To prawda... jestem jaka jestem i nic na to nie poradzisz- odparła, przewracając oczami- A jeśli ktoś myśli, że jestem głupią, wredną jędzą czy tam sz***ą to w pewnym sęsie ma rację, ale zazwyczaj źle kończy jeśli wpadło mu do głowy powiedzieć mi to. Cenię sobie szczerość, ale do pewnego stopnia.
-Do czego zmierzasz?- spytałem, nie rozumiejąc o co jej dokładnie chodzi.
-Domyśl się młody... A jeśli chcesz go uratować to lepiej idź już do tego medyka, bo umrze ci na plecach- odwróciła się.
Odprowadziłem ją wzrokiem. Imponująca klacz, ale zbyt tajemnicza. Odwróciłem się w swoja stronę i zaciągnąłem ogiera do medyka.
Sharee? Chcesz dokończyć to proszę... Nie miałem zbytnio pomysłu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz