CD Havany
Oddychałem szybko i głęboko, uśmiechając się nieznacznie. Nie uciekłem. Nie udało mi się. Przymknąłem oczy i pokręciłem łbem, próbując w ten sposób wyrzucić z głowy niechciane myśli.
- Co robisz? - spytała zdumiona klacz, w przerwie pomiędzy oddechami.
To także nie pomogło, więc przerwałem bezsensowne rzucanie łbem na wszystkie strony i uśmiechnąłem się sztucznie.
- Odpędzam natręty - odparłem, co nie mijało się z prawdą.
Klacz miała już coś odparować, gdy powietrze przeszyło dzikie wycie. Słońce chyliło się już ku horyzontowi, a niepokojące dźwięki dochodziły z pobliskiego lasu. Postawiłem uszy, niepewnie nasłuchując.
- To wilki - wydukałem - Zbliżają się....
Byliśmy w patowej sytuacji. Poza terenami stada, zdani na łaskę dzikiej watahy wilków. Pogrzebałem kopytem w ziemi, rozglądając się dookoła.
- Co robimy? - spytałem, spoglądając na klacz.
- Uciekamy - zawyrokowała poważnie.
Puściliśmy się biegiem przed siebie, nierozważnie oddalając się od granic stada. Obejrzałem się za siebie, by ujrzeć rozjuszone pyski i czerwone oczy.
- To bez sensu - wydyszałem, ciężko oddychając i zatrzymałem się gwałtownie.
Tym samym wzbiłem tuman kurzu, a Havana zatrzymała się zaraz po mnie.
- Uciekaj! - krzyknąłem w jej stronę - Zatrzymam ich! - wydarłem się i zerwałem w stronę watahy.
Nim się spostrzegłem byłem już w śród kłów, pazurów i przekrwionych ślepi. Na nic się zdało moje kopanie i kłapanie szczękami. Ale tak na prawdę dopiero teraz czułem się lepiej. Widać dla mnie okres wojny nigdy się nie skończył, a w sercu zasiał to gorszące ziarno rozpaczy i chęci walki. Przez to straciłem ukochaną i tak naprawdę siebie.
Teraz to jednak straciło znaczenie, bo mnie ogarnęła błogość i ciemność, które ogarnęły każdą część mojego ciała. Nie wiem, czy wilki nadal pastwiły się nade mną, ale czułem ciepło i było mi dobrze. Przed oczyma przemykało mi całe życie, które mimo, że pechowe, nie było pozbawione radości. Przyjaciele, najbliżsi, Czekolada i Tamiza. To je skrzywdziłem najbardziej. Nie zasługuję na dalsze życie. Wilki widocznie też to wiedziały i postanowiły zabawić się w Boga, by ktoś tak potworny jak ja, nie mógł czynić więcej zła i łamać kolejnych serc.
Havano musisz mi wybaczyć. Przepraszam, tak bardzo przepraszam! Ale tu się rok szkolny zaczyna i ja nie mam już siły. Muszę skupić sie na nauce, bo trzecia gimnazjum to nie przelewki. Stres mnie zżera, a wolne minuty staram się poświęcić na edukację, choć cierpię przez to niezmiernie. Nic na to nie poradzę, więc odchodzę, zawodząc Cię tym samym, wybacz, ale ja już nie mogę.
Oddychałem szybko i głęboko, uśmiechając się nieznacznie. Nie uciekłem. Nie udało mi się. Przymknąłem oczy i pokręciłem łbem, próbując w ten sposób wyrzucić z głowy niechciane myśli.
- Co robisz? - spytała zdumiona klacz, w przerwie pomiędzy oddechami.
To także nie pomogło, więc przerwałem bezsensowne rzucanie łbem na wszystkie strony i uśmiechnąłem się sztucznie.
- Odpędzam natręty - odparłem, co nie mijało się z prawdą.
Klacz miała już coś odparować, gdy powietrze przeszyło dzikie wycie. Słońce chyliło się już ku horyzontowi, a niepokojące dźwięki dochodziły z pobliskiego lasu. Postawiłem uszy, niepewnie nasłuchując.
- To wilki - wydukałem - Zbliżają się....
Byliśmy w patowej sytuacji. Poza terenami stada, zdani na łaskę dzikiej watahy wilków. Pogrzebałem kopytem w ziemi, rozglądając się dookoła.
- Co robimy? - spytałem, spoglądając na klacz.
- Uciekamy - zawyrokowała poważnie.
Puściliśmy się biegiem przed siebie, nierozważnie oddalając się od granic stada. Obejrzałem się za siebie, by ujrzeć rozjuszone pyski i czerwone oczy.
- To bez sensu - wydyszałem, ciężko oddychając i zatrzymałem się gwałtownie.
Tym samym wzbiłem tuman kurzu, a Havana zatrzymała się zaraz po mnie.
- Uciekaj! - krzyknąłem w jej stronę - Zatrzymam ich! - wydarłem się i zerwałem w stronę watahy.
Nim się spostrzegłem byłem już w śród kłów, pazurów i przekrwionych ślepi. Na nic się zdało moje kopanie i kłapanie szczękami. Ale tak na prawdę dopiero teraz czułem się lepiej. Widać dla mnie okres wojny nigdy się nie skończył, a w sercu zasiał to gorszące ziarno rozpaczy i chęci walki. Przez to straciłem ukochaną i tak naprawdę siebie.
Teraz to jednak straciło znaczenie, bo mnie ogarnęła błogość i ciemność, które ogarnęły każdą część mojego ciała. Nie wiem, czy wilki nadal pastwiły się nade mną, ale czułem ciepło i było mi dobrze. Przed oczyma przemykało mi całe życie, które mimo, że pechowe, nie było pozbawione radości. Przyjaciele, najbliżsi, Czekolada i Tamiza. To je skrzywdziłem najbardziej. Nie zasługuję na dalsze życie. Wilki widocznie też to wiedziały i postanowiły zabawić się w Boga, by ktoś tak potworny jak ja, nie mógł czynić więcej zła i łamać kolejnych serc.
Havano musisz mi wybaczyć. Przepraszam, tak bardzo przepraszam! Ale tu się rok szkolny zaczyna i ja nie mam już siły. Muszę skupić sie na nauce, bo trzecia gimnazjum to nie przelewki. Stres mnie zżera, a wolne minuty staram się poświęcić na edukację, choć cierpię przez to niezmiernie. Nic na to nie poradzę, więc odchodzę, zawodząc Cię tym samym, wybacz, ale ja już nie mogę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz