czwartek, 18 września 2014

Od Havany

Przechadzałam się terenami stada. Ostatnio to moje ulubione zajęcie. Chodzenie w smutku i podziwianie piękno przyrody. Nie mogłam zapomnieć tamtego czasu kiedy straciłam wszystko i wszystkich. Ale co ja będę po raz chyba tysięczny to wspominała. Tak, próbowałam to zapomnieć, ale bez skutku. Jedyne co mi zostało to tylko stado, jeśli się nie rozpadnie i syn Dęblina, Javier.
Przywędrowałam właśnie nad Jezioro Lorangi, gdy spotkałam karą klacz fryzyjską. Próbowałam się uśmiechnąć przyjaźnie, lecz mój wyraz twarzy przybrał raczej grymas niż szczery uśmiech. Klacz odwróciła się gdy tylko się do niej zbliżyłam.
-Hej. Nie chciałam cię przestraszyć- odparłam spokojnie, podchodząc bliżej.
-Nic się nie stało- odpowiedziała.
-Nazywam się Havana. Zobaczyłam, że stoisz tu sama. Nigdy cię jakoś nie widziałam żebyś tu była w stadzie. Pewnie od tego zmęczenia- popatrzyłam w wodę.
-Raczej wolę biegać z dala od jaskiń- uśmiechnęła się.

Alestria von Meteorite? Dokończysz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz