CD Sharee
Spojrzałem na klacz nieufnie, szczerze mówiąc, zawsze tak patrzyłem na inne konie. No oprócz Havany... Znów skierowałem wzrok na krwawiącego ogiera, sam nie wiedząc co robić ani co odpowiedzieć. Powinno się zawołać do lekarza.
-Kto to jest?- spytałem klacz, lecz ta tylko cicho prychnęła pod nosem niezadowolona.
-To nie ty jesteś tu od zadawania mi pytań. To mój znajomy...- mówiła cos dalej, lecz bardzo cicho, tak, że ledwo ja usłyszałem.
-Nie obchodzi mnie kto tu zadaje pytania, a kto na nie odpowiada- syknąłem, widząc, że jeśli nie zabiorę ogiera do medyka zginie.
Nie musiałem się jej pytać kto to zrobił. Doskonale wiedziałem, że to ona. Słyszałem o niej. I to nie jedno. Jednak wolałem raczej nie zawracać sobie głowy na jej temat. Wiedziałem tylko, że nazywa się Sharee i, że lepiej jej nie wnerwiać. Jednak teraz stałem przed nią, a obok leżał prawie martwy koń. Z widoczna niechęcią, lecz z przymusu zbliżyłem się do konia i pomogłem mu wstać, próbując go utrzymać na plecach i zaprowadzić do lekarza.
-Co ty robisz?- burknęła klacz, patrząc na mnie i na niego.
-Zaprowadzam do lekarza- sam nie wiedziałem po co jej odpowiedziałem.
Klacz zaśmiała się głośno, że aż mnie to zdziwiło. Ogier zaczął mamrotać cos pod nosem. Miał wysoka gorączkę.
-Ty sobie chyba żartujesz?!- wykrzyknęła przez śmiech- Przecież widzisz, że on nie ma żadnych szans na przeżycie, choćby mu anioł zszedł z nieba i pomógł. Zresztą nie trzeba było do mnie zarywać to by tak nie skończył- próbowała ogarnąć rozśmieszenie.
-Nie wiadomo, ale ja nie należę do tego typu koni, które patrzą na umierające osoby. Nie jestem takim typem- wydusiłem z siebie.
-Taa... Na pewno- odparła.
Spojrzałem na nią z poważną miną, a ona wpatrzyła się we mnie, że czułem jak przeszywa moje całe ciało.
Sharee? Dokończysz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz