CD od Amber
Cholera... Byłem umówiony z Amber....
Gdy moim oczom ukazała się zawiedziona klacz, od razu oprzytomniałem. Przeprosiłem Nevadę i pobiegłem w stronę mojej przyjaciółki, choć nie wiem, czy mogę Ją jeszcze tak nazywać... Po kilku minutach galopu tak szaleńczego, jakby Amber chciała nim wyrazić swoje całe rozczarowanie i smutek, dotarła do skraju Lasu Peeves, gdzie się zatrzymała.
- Amber...? - mój nieśmiały jak nigdy i pełen skruchy głos odbił się głuchym echem między drzewami. Z głębi boru dobiegały ciche, złośliwe chichoty poltergeistów, bezskutecznie próbujących nas przestraszyć. Wiatr zawiał mocniej i zagrał muzyką szeleszczących liści, mieniących się w koronach otaczających nas, wyniosłych dębów i buków, przerywając co jakiś czas na zmianę z chichoczącymi poltergeistami, panującą w tym miejscu ciszę. Smutna Piękność, której towarzystwa szukałem, spojrzała się na mnie swymi zapłakanymi, lśniącymi oczami. Na widok tak wielkiego rozczarowania i żalu, których powodem byłem ja, serce mi zapłakało. Postąpiłem parę malutkich, niepewnych kroków w stronę tak drogiej mi Amber, by znaleźć się wystarczająco blisko, by szepnąć:
- Przepraszam Cię ... Zapomniałem ...
Spuściłem łeb pokornie w dół, czekając z mocnym biciem serca na Jej reakcję.
<Amber?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz