Przechadzałem się stąpając powoli wzdłuż brzegu rzeki krwi w Willi Mrocznej Damy. Był to jeden z moich ulubionych terenów stada. Czułem jak zimne powietrze przenika przez moje nozdrza. Śnieg skrzypiał, miażdżony pod moimi kopytami. Napawałem się wszechogarniającą aurą i ciszą tego miejsca, przerywaną jedynie delikatnym szumem przepływającej w rzece krwi. Wtem, do moich uszu dotarł zgrzyt deptanego śniegu, lecz nie dobiegał on spod moich kopyt. Stanąłem w bezruchu i usłyszałem następny postawiony w białym puchu krok. I kolejny. Dobiegały one spod obcych kopyt dreptających za mną. Natychmiast położyłem uszy po sobie i uniosłem dumnie głowę, patrząc jednak w dalszym ciągu przed siebie. W tej chwili powietrze przeszył mój ostry, lodowaty głos, układający się w zdanie:
- Kto śmie zakłócać mój spokój?
Zgrzyt deptanego śniegu ustał. Odpowiedziała mi jedynie cisza. Zmrużyłem w złości oczy i powoli, majestatycznie odwróciłem się. Ujrzałem jednak kogoś, kogo bym się najmniej spodziewał. Ze zdziwienia postawiłem spowrotem uszy do pionu, co w moim przypadku zdarza się rzadko. Przede mną stał ... źrebak.
< Deniver?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz