Między starymi drzewami Mglistego Bluszczolasu, owianymi gęstą mgłą, mrokiem i wilgocią wiał świszczący wiatr, z trudem przedzierając się przez stęchłe gałęzie spróchniałych drzew, powalonych przez lata, czas i klimat. Opadłe liście piszczały pod wpływem nacisku kopyt. Nie długo granica stada, od jakiegoś czasu oddalałam się coraz bardziej. Tereny już dawno mi się znudziły. Praktycznie nic nie było do roboty. Tylko czasem widywałam cienie nieznajomych postaci, które momentalnie chowały się w cieniu drzew. Tylko jedna postać była na tyle widoczna by stwierdzić, że pochodzi ona ze stada. Stała przy granicach stada, patrząc w dal i jakby rozmyślając. Schowałam się za drzewami, przybierając kolor czarnej kory, która panowała w tutejszym lesie. Wiatr powiał, a do moich chrap doleciał zapach morskiej bryzy, prawdopodobnie od osoby, która stała niedaleko mnie tak na prawdę.
Ktoś chce dokończyć?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz