Jak przez mgłę słyszałam monotonny świergot ptaków, który po chwili zaczął przybierać na sile... Ociężale otworzyłam oczy i uniosłam głowę, potrząsając grzywą. Z zewnątrz jaskini bił przyjemny zapach zmoczonej deszczem ziemi, a świecące dość mocno słońce zapowiadało przyzwoicie ładną pogodę. Ziewnęłam szeroko, czując jak wciąż kleją mi się oczy, jednak raz jeszcze gwałtownie potrząsnęłam pyskiem, by pozbyć się resztek oblepiającej mnie pajęczyny snu. Odwróciłam się i na moich ustach niemal natychmiast zawitał uśmiech.
-Cześć, kochanie...-szepnęłam, nachylając się nad Sorrelem.
Mruknął coś niewyraźnie i nawet nie pokwapił się, by podnieść powieki. Z uśmiechem trąciłam go pyskiem.
-Oj wstawaj, no...
Sorrel?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz